SECOND HAND PO RAZ PIERWSZY CZYLI LUMPEKSOWE PRZEMYŚLENIA LAIKA

SECOND HAND PO RAZ PIERWSZY CZYLI LUMPEKSOWE PRZEMYŚLENIA LAIKA


Marilyn Monroe stwierdziła kiedyś, że pieniądze szczęścia nie dają, robią to dopiero zakupy i choć zdanie wypowiedziane przez ikonę podchodzi nieco pod próżność bądź zmanierowanie, to wszyscy doskonale wiemy, że jest w nim ziarno (albo cały wór ziarna) prawdy. No bo któż z nas nigdy nie poprawiał sobie w ten sposób humoru lub po prostu podtrzymywał stanu zadowolenia? Wiem, że znajdą się osoby krzywo patrzące na wieszaki pełne ubrań, w których to można przebierać bez końca, ale większość populacji wciąż stawia sobie za motto życiowe wypowiedź Marilyn

Czytając To nie są moje wielbłądy Aleksandry Boćkowskiej otrzymałam całą masę zaskakujących faktów dotyczących mody w PRL-u. Do największych absurdów owego okresu można zaliczyć incydent ze spódnicami maksi. Otóż kiedy świat zwariował na ich punkcie w polskich magazynach wciąż zalegały mini spódniczki, tak więc ówczesna władza zakazała lansowania trendu na długość maksi aby pozbyć się leżącego odłogiem towaru. Dla mojego pokolenia brzmi to jak legenda, opowiastka z odległej galaktyki. Nawet nie ze względu na odległość czasu, a niedorzeczności jakim przyozdobione zostały minione dekady. Dziś wszystko to, zdaje się być zupełnie nie do pomyślenia, dostęp do informacji jest tak szeroki, że czasem wręcz zapominamy by nieco je przecedzić przez sito realności. We własnym mieście naliczyłam przynajmniej siedem galerii handlowych, a prawdopodobnie i tak o jakiejś jeszcze zapomniałam. Niestety jednak powierzchnie centrów  zajmują  głównie najpopularniejsze sieciówki, co sprawia, że większość populacji nosi dokładnie te same modele. Czyż to nie absurd? Zostawiliśmy w tyle czasy pustych półek i kilkumetrowych kolejek, aby wciąż wyglądać jak wierne kopie przechodniów z ulicy...

Muszę przyznać, że ku wielkiej uciesze rzadko widuję ludzi ubranych podobnie do mnie. Chociaż własny styl nazwałabym klasycznym i podciągnęła pod trend miejskiej elegancji czasem zahaczający o girl next door naprawdę sporadycznie spotykam osoby w podobnych ubraniach lub z podobnymi akcesoriami. Zazwyczaj zdarza się to w przypadku rzeczy zakupionych w sieciówkach pokroju Zara lub H&M. Tak, więc teoretycznie nie czułam silnej potrzeby szukania nowego źródła z niepowtarzalną odzieżą, a jednak od kilku dobrych lat czułam jak moje wewnętrzne dziecko wierci się niemiłosiernie zachęcając mnie do zakupów w lumpeksie. Ciekawość podsycały we mnie dodatkowo bloggerki modowe prezentujące zjawiskowe kreacje, nierzadko pochodzące od szanowanych domów mody, które wyszarpały w ciucholandzie za (wybaczcie wyrażenie) psie pieniądze. Pójdę - szepnęłam sobie w duchu i tak o to tuż przed osiemnastymi urodzinami zajrzałam do second hendu po raz pierwszy. Niestety, pech chciał, że trafiłam na miejsce wyjątkowo paskudne - stęchły zapach, ubrania sztywne w dotyku, wygórowane ceny, a do tego nieprzyjemna obsługa. Zrezygnowana odpuściłam na kolejne kilka miesięcy, aż w końcu tuż przed zakończeniem roku szkolnego, kiedy padało psami i kotami (tak, zdaję sobie sprawę, że tę angielską frazę nie należy tłumaczyć dosłownie, ale czyż tak nie brzmi zabawniej...) obrałam kierunek lumpeks. Tym razem jednak postawiłam na polecone miejsce, o wiele większe i jaśniejsze niż poprzedni ciucholand i absolutnie przepadłam. 

Miałam to szczęście, że akurat poniedziałek okazał się dniem 50% przecen (z każdym dniem cena maleje i w ostatni przed dostawą sięga połowy oryginału, a ponadto panie chciały pozbyć się zalegających w magazynie kurtek i  płaszczy, więc sztuka kosztowała zaledwie 5 zł. Muszę przyznać, że kiedy weszłam dostałam lekkiego oczopląsu. W lumpeksie nie istniał jako taki podział ubrań na kategorie, więc pomiędzy swetrami znajdowałam koszule i T-shirty oraz spódnice. Nieco nieśmiało podeszłam do pierwszego wieszaka, a kiedy znalazłam białą koszulkę polo firmy Ralph Lauren w cenie 16 zł - po przecenie 8 zł (a trzeba Wam wiedzieć, że koszt nowych to 100$) miałam wrażenie, że ktoś wyposażył mnie w skrzydła. I tak o to rzuciłam się w wir zakupów. Po mniej więcej dwóch godzinach z koszem pełnym ubrań zabrałam się za mierzenie. Niestety część rzeczy była na mnie za duża (mankament pojedynczych sztuk), na kilku zdarzyły się plamy, a inne lepiej wyglądały na wieszaku. Aczkolwiek całkiem pokaźne grono powędrowało ze mną do domu - koszt całości nie przekraczał 70 zł, a zakupiłam także płaszcz). Oczywiście mam swoje zasady, nigdy nie zdecydowałabym się na kupno używanej bielizny, strojów kąpielowych, butów. Wyznaję równie zasadę, że nie biorę niczego czego nie będę wstanie wyprać np. brązowa ramoneska musiała wrócić na wieszaka... Nie zdecyduję się też na coś tylko dlatego, że ma niską cenę, zawsze dokładnie oglądam ubranie - czy nie występują plamy, dziurki, kontroluję suwaki i guziki. Wiele radości daje również sprawdzanie pochodzenie ubrania,  niektóre firmy brzmią dla mnie obco, inne zaś są tak znane i markowe, że wydają się wręcz zagubione wśród szeregu innych rzeczy.

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z dokonanych zakupów, a second hand okazał się strzałem w dziesiątkę. Na pewno jeszcze nie raz zawitam w jego progi. Wciąż nie do końca odpowiada mi kupowanie ubrań na wagę, ale na szczęście nie brakuje także tych wycenionych. A tym czasem zapraszam na mały pokaz tego co udało mi się wybrać podczas dotychczasowych zakupów: 

kurtka (More & more) - 5,00 zł,  płaszcz (brak danych) - 5 zł
sweter (H&M) - 8, 50 zł,  chustka (brak danych) - 3,00 zł  
t-shirt (John Baner)- 8,00 zł,   bluzka z baskinką (Gina Tricot) - 10 zł
 koszulka polo #1 (Ralph Lauren) - 8 zł,  koszulka polo #2 (Rhode Island) - 8,50 zł

Jakie macie zdanie o lumpeksach, zaglądacie tam czasem? 
Jaki był Wasz najbardziej zaskakujący zakup z ciucholandu?
__________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

"ONI" - UNIWERSALNA, PRZERAŻAJĄCA WIZJA PRZYSZŁOŚCI WEDŁUG WITKACEGO

"ONI" - UNIWERSALNA, PRZERAŻAJĄCA WIZJA PRZYSZŁOŚCI WEDŁUG WITKACEGO


Czy byłbyś w stanie wyobrazić sobie świat pozbawiony sztuki? Albo co gorsza podporządkować się artyzmowi kontrolowanemu przez władze? Czy już sama myśl o takim zjawisku nie jest wystarczająco przerażająca? A jednak ktoś (tu patrz Witkacy) pokusił się o stworzenie równie druzgocącej wizji, którą Oskar Sadowski postanowił odkurzyć i ukazać wiernej widowni Teatru Polskiego.  Na spektakl wybrałam się nieco ponad miesiąc temu, ale emocje jakie wywarła na mnie sztuka są wciąż żywe, dlatego nadal jestem w stanie otworzyć ją w pamięci i opowiedzieć Wam dlaczego warto znaleźć czas dla Onych.

Ludzie nie są pewni czy oni istnieją naprawdę, to szara eminencja, żyją w cieniu i sterują rządem. Ale każdy przeczuwa że nadchodzą i są już blisko. Dążą do zmiany porządku świata, a za naczelnego wroga uważają sztukę. Ofiarą onych pada właściciel galerii artystycznej Kalikst Bałandaszek (w tej roli Adam Szczyszczaj) oraz jego narzeczona, aktorka Spika hrabina Tremendosa (w tej roli Anna Ilczuk). Choć gosposia Marianna ostrzega dwojga o nadejściu onych para nie chce wierzyć w taki układ rzeczy, to niszczy ich wyidealizowany obraz świata. Kalikstowi i Spice nie układa się najlepiej: on - zagubiony artysta, erotoman, wieczny chłopiec nie potrafiący wyznaczyć życiowych priorytetów, ona - niezrównoważona emocjonalnie, nierozumiejąca siebie i własnych uczuć, zagubiona pomiędzy realnością, a grą na scenie. Na domiar złego w ich życiu pojawiają się oni. 

Z opisywanym dziełem Witkacego spotkałam się  w połowie gimnazjum i już wtedy zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Wizja świata w którym sztuka jest kontrolowana to jedna ze straszliwszych antyutopii, zmora nie tylko dla artystów lecz także miłośników gatunku. Zjawisko opisane przez Witkacego w Onych wciąż przywodzi mi na myśl idee socrealizmu, gdzie sztuka ma nieść korzyść wyłącznie państwu. Jednakże według mnie to także swego rodzaju manifest wolności, triumf jednostki nad społeczeństwem, co automatycznie przeszkadza elitom rządzącym. W samym spektaklu zastanawiający był dla mnie brak fragmentu konstytucji, (według którego każdy ma prawo ukazywać swoje wizje artystyczne) przytaczanego przed każdą sztuką. Z jednej strony wydaje mi się, że to kwestia braku zmian w oryginalnym scenariuszu przygotowanym przez Witkacego, z drugiej mam nieco głębsze przemyślenie. Zupełnie jakby pominięcie fragmentu konstytucji nawiązywało do śmierci wolnej sztuki w pojęciu państwa. I zdawać by się mogło, że to jedynie kolejna z antyutopijnych wizji przyszłości, a jednak reżyser boleśnie nas zaskakuje ukazując na zakończenie fragment nagrania z autentycznej manifestacji mającej miejsce we Wrocławiu - ludzie krzyczący hasła nienawiści, dążący do nacjonalizmu,  przeciwni tolerancji, rozwojowi i oznakom liberalizmu, nastawieni negatywnie do człowieka o innych poglądach. Przyglądałam się temu wszystkiemu czując ścisk w żołądku i gardle. Czułam ból i strach przed takim rozwojem akcji, czułam obrzydzenie do ograniczenia ludzkiej wolności, czułam wręcz wstręt do świata... W spektaklu  zdecydowanie nie brakuje emocji.

Witkacy w swoim dziele porusza również kwestie nieszczęśliwej, niespełnionej miłości i sugeruje że to ona odpowiedzialna jest za zło tego świata. Autor otwarcie mówi o toksycznych związkach opartych na fascynacji, a nie prawdziwym uczuciu. W sposób interesujący pokazany zostaje konflikt charakterów. Pojawia się także ciekawe zagadnienie dotyczące uprawianych przez ludzkość zawodów. Podczas rozmowy dotyczącej onych Marianna sugeruje że dla niej nic się nie zmieni wraz z nowym porządkiem świata, wciąż będzie w stanie ugotować smaczny obiad, zaś Kalikst jako artysta stanie się nikim. 

Dzieło Witkacego w reżyserii Oskara  Sadowskiego zostało przedstawione na naprawdę wysokim poziomie. Odtwórcy głównych ról (Anna Ilczuk i Adam Szczyszczaj) zaprezentowali świetną grę aktorską, postacie Kaliksta i Spiki zostały zagrane w sposób bardzo emocjonalny, barwny, a ponadto wzbudzały ciekawość widza. Na wyróżnienie zasługuje również odtwórczyni roli MariannyJanka Woźnicka, która idealnie wpasowała się w postać stworzoną przez Witkacego. Nie mógłabym również pominąć ważnej kwestii dotyczących choreografii - otóż jestem pod wielkim wrażeniem sposobu w jaki przedstawiono sceny łóżkowe zamiast prostego i oczywistego rozwiązania widowni ukazano ruch na kształt tańca pozbawiając scenę niepotrzebnej wulgarności. Osobiście jestem pod wrażeniem spektaklu Oni i mam nadzieję że po wakacyjnej przerwie wróci do repertuaru Teatru Polskiego,  a wtedy gorąco Was zachęcam do obejrzenia. 



Mieliście okazje zobaczyć tę sztukę, jak ją odebraliście? 
Jakie macie zdanie na temat dzieł Witkacego?
_____________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 




QUO VADIS ŚWIECIE BEZ WARTOŚCI?

QUO VADIS ŚWIECIE BEZ WARTOŚCI?


Ostatnie dwa tygodnie spędziłam na Maderze, ale to już wiecie bowiem mój instagram tonie w zdjęciach z Wyspy Wiecznej Wiosny. Muszę przyznać, że zawsze zastanawiały mnie wszelkie deklaracje ludzkości o rzekomym przemyśleniu życia w czasie urlopu. W końcu w moim wypadku myśli kręciły się głównie wokół niechęci do powrotu w stronę polskiej, smutnej rzeczywistości i zabrakło miejsca na istotniejsze koncepcje. A jednak tym razem w głowie zapaliło się znacznie więcej lampek niż mogłabym przypuszczać... Bo Madera to tak naprawdę biedna wyspa żyjąca przede wszystkim z turystyki - hotele, restauracje, inne atrakcje dla podróżnych oraz połowu ryb, który odbywa się nocami - rybacy wypływają w głąb Atlantyku na chybotliwych kutrach wątpliwej jakości. Tak więc tu perspektywa zawodowa pozostaje jedynie frazesem stając obok bogactwa i stopnia naukowego... A jednak ludzie wciąż potrafią spełniać się we własnym życiu czując jego pierwotność i prawdziwość odciętą od mody, trendu czy opinii świata...

Będąc na Maderze wielokrotnie powtarzałam, że pragnę zbudować domek z desek na plaży i po prostu tu zamieszkać, odciąć się od kultu pieniądza, pracy, zysku czy tytułu, uciec w to co realne i naprawdę ważne. Kilka dni temu stojąc wśród portugalskiego gwaru na targu rybno-owocowym w Funchal miałam wrażenie, że jestem na właściwym miejscu, że ta prostota chwili jest tym czego naprawdę pragnę. A przecież nie zawsze tak było... Trudno jest się przyznać do błędu, a jeszcze trudniej do głupoty, zwłaszcza gdy ma się tak niewielki życiowy staż. Mimo to zamierzam wyznać iż świat bez głębszych wartości omiótł także mnie i to w wieku szesnastu lat, kiedy stałam przed wyborem szkoły ponadgimnazjalnej. Otóż złożyłam papiery do jednego z najtrudniejszych liceów w mieście (praktykującego egzaminy  semestralne  stanowiące 30% półrocznej oceny) tylko po to by udowodnić światu, że mogę je skończyć, by zaimponować otoczeniu... i sobie samej. Przez lata nie znałam definicji słowa presja bowiem należę do szczęśliwego grona potomstwa rodziców o normalnym podejściu do życia. Tak więc zderzenie z realiami panującymi na świecie było jak siarczysty policzek w twarz, a im dłużej się w nim chowam tym bardziej odczuwam niesmak wobec panujących tu zasad, a właściwie ich braku.

Od dziesiątego roku życia myślę wyłącznie o jednej ścieżce kariery - dziennikarstwo. A jednak wielokrotnie byłam bliska porzucenia tego marzenia na rzecz ładnie brzmiącego tytułu i uznania ludzkości. Jeden z nauczycieli, z którym przyszło mi mieć do czynienia wielokrotnie powtarzał, że dziennikarstwo to żaden zawód, a i dla mnie nie brzmiało tak dumnie jak bycie prawnikiem. Po cichu zaczęłam, więc szykować się na  studia prawnicze aby zdobyć tyłu godny uznania... Dziś kiedy o tym myślę nie mogę zrozumieć własnej głupoty i próżności, a jednak wiem że ich obecność to jedynie skutki dorastania w tym świecie, świecie bez głębszych wartości.

Czasem zaskakuje mnie jak jedna ulica potrafi być usiana kontrastami; chwiejnym krokiem i ostrym odorem wyróżnia się alkoholik, stado ludzi w identycznych butach będących na topie mknie naprzód ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu, gdzieś z boku pośrodku chorej rzeczywistości siedzi żebrak błagając o gorsze, centy, pensy czy centymy... To zestawienie życiowych wartości jest wręcz groteskowe, bo gdzie używkom i potrzebie zlania się z tłumem do woli życia. A jednak coraz trudniej dostrzec nam to co naprawdę ważne. Zabijamy się o lepsze wykształcenie, o dobre zarobki, musimy mieć duże mieszkanie w dobrej lokalizacji, bez nowych gadżetów czujemy się nikim, jesteśmy zobligowani do umieszczenia w internecie śladów po tym co dobre w naszym życiu - niech świat wie jak wspaniale nam się wiedzie. Aż pewnej nocy budzimy się zlani potem po sennym koszmarze, który jest odzwierciedleniem naszej codzienności. Nasze jestestwo na Ziemi ogranicza się do gromadzenia i udowadniania, aby pod koniec życia pluć sobie w brodę, bo zamiast pięknych wspomnień mamy te, które wypadało mieć i jeszcze setki rzeczy i pewnie jakiś tytuł. Ciekawe czy w zaświatach to wszystko nadal ma znaczenie? Obawiam się, że odpowiedź na to pytanie niesie danse macabre... 

Przed śmiercią podobno umiemy się ukorzyć, okazać cierpienie. Jesteśmy wielkim wsparciem dla rodzin ofiar masowego mordu, łączymy się w bólu,  zdjęcia profilowe przyozdabiamy flagą, a w całej swej wspaniałości potrafimy jeszcze dorzucić kilka kolorowych serduszek. To na pewno wiele znaczy... Ach na miłość boską dlaczego działania wobec czegoś tak straszliwego ograniczamy do pustych frazesów i o zgrozo obrazków! Skąd w nas taka potężna ilość braku taktu? I w końcu skąd w ludziach takie bestialstwo by zabić drugiego człowieka w imię przekonań? Moja przyjaciółka, Ewa powiedziała kiedyś, że jeśli tak brzmi definicja człowieczeństwa to chyba nie chce by nazywano ją człowiekiem, a ja muszę się zgodzić z owym założeniem... Ale mimo wszystko mam nadzieję, nadzieję, że pogodzenie się, dopasowanie lub puste biadolenie nie są jedynym rozwiązaniem. Wierzę, że siłą  przekonań i pewnością wobec słuszności własnych działań można obrać inną drogę. Drogę w zgodzie z samym sobą, a także w zgodzie z siłami natury, która jest ponad człowiekiem i ponad wszystkim co zdawać by się mogło ważne. Kiedy któregoś dnia pobytu na Maderze znalazłam się w Sao Lourenco,  górzystym dzikim, pierwotnym miejscu i stanęłam nad przepaścią targana przez wiatr czułam spokój wiedząc, że to co widzę jest ponad wszystko co potrafi wyznawać ludzkość. Uwielbiam to przekonanie, że nic nie jest w stanie dorównać sile natury, że jesteśmy wobec niej bardzo mali. Całe bogactwo, tytuły, gromadzone gadżety, moda i trend są nagle niczym, a człowiek zaczyna pamiętać o tym co naprawdę ważne, o życiu i byciu w danej chwili. I wszystkim nam życzę aby takie refleksje pojawiały się częściej i prowadziły nas w dobrą stronę, stronę tego co naprawdę istotne.


Ps. Na Maderze prawie, że odcięłam się od internetowego świata toteż mam ogromne zaległości w blogowej wiosce, proszę więc o troszkę wyrozumiałości w kwestii moich zaniedbań. Już nie mogę się doczekać kiedy zajrzę na blogi czytelników, naprawdę tęskniłam za Waszymi tekstami! ;) 


Ciekawa jestem jak Wy postrzegacie opisane zjawisko? 
_____________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

PODSUMOWANIE KULTURALNE: II KWARTAŁ 2016 ROKU

PODSUMOWANIE KULTURALNE: II KWARTAŁ 2016 ROKU


Zgodnie z zapowiedzią przygotowałam kolejne podsumowaniem tym razem dotyczące sfery kulturalnej. W ostatnim poście tego typu skarżyłam się, że nie potrafię pominąć refleksji na temat upływającego czasu. Przyznaję, że nawet po opublikowaniu zeszłego podsumowania obawiałam się, że i tym razem rozwiodę się na kilka linijek wspominają o ulotności kolejnych dni... A jednak moje troski okazały się kompletnie bezsensowne - okres ostatnich trzech miesięcy okazał się nadzwyczaj nużący i długi. Nie skłamię pisząc, że nie pamiętam już czasu, który tak wolną posuwałby się na przód. Ostatni kwartał dał mi do wiwatu, ledwo zaczęły się wakacje, a ja już zaliczyła kilkudniowy ból głowy, chorobowe rozbicie i kłopoty z żołądkiem, nie wspominając nawet o senności i braku energii. Nadchodzący wielkimi krokami wyjazd jest moim źródełkiem życia. Nie mogę się doczekać dnia, w którym zalegnę na plaży i pozwolę słońcu działać. Chociaż ostatnie trzy miesiące były przepełnione pracą i działaniem na pełnych obrotach udało mi się znaleźć nieco czasu na starą, dobrą kulturę i dziś z przyjemnością podzielę się z Wami moimi odkryciami.

 
BIOGRAFIA CHRISTIANA DIORA -  autorka książki - Marie France Pochna uważana jest za niekwestionowany autorytet w kwestii znajomości życia Christiana Diora. W biografii ogrom wiedzy jaką posiada autorka podparty został szeregiem cytatów, myśli i wycinków rozmów dotyczący samego projektanta i biznesu, który powołał do życia. Można uznać, że biografia ta jest precyzyjnym źródłem informacji o życiu Diora. Wydawnictwo obiecuje nam elegancki zapis i dziennikarską dociekliwość, a ja zdecydowanie potwierdzam owe zapewnienia. Jeśli ciekawi Was życiorys projektanta, lubicie biografie, interesuje Was świat mody, to jest to zdecydowanie pozycja obowiązkowa. Gorąco polecam! Zapraszam również do recenzji owej pozycji, która jakiś czas temu ukazała się na moim blogu. 

SLOW LIFE - po zeszłorocznym sukcesie Slow fashion Joanny Glogazy autorka rozszerza temat trendu slow pisząc o życiu w zgodzie z nurtem. Zagadnienie slow life interesuje mnie już od dobrych kilku lat, ale książka Asi jest pierwszą tego typu pozycją, po którą postanowiłam sięgnąć. Lektura okazała się nadzwyczaj przyjemna, bardzo żetelna i dając do myślenia. A więcej o tej pozycji z przyjemnością opowiem w recenzji, która ukaże się po dwudziestym lipca. 

CICHA JAK OSTATNIE TCHNIENIE - z okazji kolejnego sukcesu światowej sławy wydawnictwo  organizuje grę kryminalną w mrocznej posiadłości, na którą zaproszeni są wszyscy znawcy tematu. Podczas niewinnej zabawy dochodzi do śmiertelnej tragedii, a poszlaki wskazuje, że nagła śmierć nie mogła być czynem samobójczym, ani nieszczęśliwym wypadkiem - w usunięcie ofiary musiały być zaangażowane osoby trzecie. Pytanie brzmi kim były i dlaczego zdecydowały się na tak okrutny czyn...? Już dobre kilka miesięcy nie miałam okazji czytać książki fabularnej, a ponieważ kryminały górują w hierarchii moich ulubionych gatunków wybór był prosty. Swoją przygodę z twórczością Joe Alex rozpoczęłam przeszło pięć lat temu i śmiało mogę rzec, że autor jest moim faworytem wśród pisarzy tego gatunku. Książkę serdecznie polecam wszystkim fanom staroangielskich kryminałów oraz dzieł autora. 
MUSTANG - przejmująca historia osieroconej piątki sióstr wychowywanej w niewielkiej, tureckiej wiosce gdzie tradycja jest swego rodzaju świętością, a bliscy surowymi nadzorcami jej przestrzegania. Ortodoksyjna babcia sierot wraz z synem wymierza sprawiedliwość "niepokornym" siostrom za każdą, nawet najmniejszą niesubordynacją. Pojawia się  wręcz zakaz dalszej edukacji i wstawienie krat w oknach. Kiedy siostry zostały przyłapane na wymknięciu się ukradkiem z domu rozpoczyna się cały proces kształcenia dziewcząt w obowiązkach spoczywających na barkach żon, którymi lada chwila mają zostać bez względu na uczucia, strach czy prawo do wolności. Opowieść chwyciła mnie za serce, wstrząsnęła mną i na dobry moment zrobiła z mojego mózgu papkę. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Mustang jest hołdem dla nieposkromionej młodości i muszę przyznać, że trudno nie zgodzić się z przytoczoną opinią. Film to piękna, a jednocześnie tragiczna opowieść o walce młodego człowieka z prawami tradycji. Po więcej informacji na temat tej wzruszającej historii odsyłam Was do mojej recenzji

DAWCA PAMIĘCI - głośny film z udziałem Meryl Streep, opowiadający historię nowego, "lepszego" społeczeństwa, w którym nie ma miejsca na kłótnie, wojny, miłość, historie czy brak precyzji językowej. Młodym ludziom od lat przydzielana jest praca, którą będą wykonywać do końca życia. Główny bohater, Thomas otrzymuje zaszczytne stanowisko biorcy pamięci, od tej pory spotyka się z sędziwym już dawcą, którego zadaniem jest przekazanie prawdy o świecie, w którym żyją. Chłopak pod żadnym pozorem nie może dzielić się informacjami pozyskanymi od starca jednak opowieść o prawdziwym życiu wydaje się za bardzo porywająca by móc trzymać ją wyłącznie we własnym umyśle. Nie będę ukrywać, że film nieco zawiódł moje oczekiwania aczkolwiek sama koncepcja  wyjątkowej jednostki żyjącej w utopijnym świecie, w którym wszyscy są równi i pozbawieni emocji wydaje się interesującą kwestią. Teoretycznie widzieliśmy już wiele podobnych produkcji lecz ta wydaje się inna w stosunku do swoich poprzedników. Film wart uwagi. 

WYKAPANY OJCIEC -  historia Dava Woźniaka, który przeszło dwadzieścia lat temu był anonimowym dawcą banku nasienia. Pewnego dnia bohater dowiaduje się, że spłodził 533 dzieciaków, z czego prawie 150 pragnie go poznać i już złożyło wniosek o ujawnienie danych swojego ojca. Dave choć obawia się wyjścia z cienia za wszelką cenę pragnie poznać potomstwo i nie zdradzając swej tożsamości staje się ich aniołem stróżem.  Flm zapowiadał się na głupiutką komedię, która leciała w tle gdy pisałam jeden z postów. A jednak laptop poszedł w odstawkę i całą uwagę skupiłam na Wykapanym ojcu. Niezwykle ciepła, zabawna i lekka historia, która pokazuje co w życiu liczy się najbardziej. Kino idealne na  wolny, weekendowy wieczór.

MINIONKI - hit animowanych bajek, historia małych stworków zwanych minionkami, które żyją na świecie od lat, a ich jedynym pragnieniem jest służenie prawdziwemu złoczyńcy. Niestety dobre zamiary kończą się fiskusem i większość dyktatorów ginie przez nieodpowiedzialności swoich podopiecznych. Bez  pana minionki popadają w marazm, więc trójka śmiałków rusza do Ameryki lat sześćdziesiątych by odnaleźć złoczyńce, któremu będą mogli mu służyć. Niezwykle zabawna i urocza bajka, przy której uśmiałam się do łez. Co ciekawe minionki posługują się nieznanym nam językiem, a widz i tak wie co chciały przekazać. Rewelacyjne kino bez względu na wiek, gorąco polecam.  
ŚWIAT BEZ WODY - poruszający dokument opowiadający historię ludzi nie mających dostępu do czystej i bieżącej wody. Film skupia się głównie na obszarach Boliwii choć pojawia się również wątek Amerykanki, której nie stać na opłacenie rachunków za wodę. Historia niesie z sobą niesamowity przekaz, uważam nagłośnienie problemu braku dostępu do dóbr naturalnych jest bardzo istną kwestią  Osobiście nabrałam większego szacunku do wody, dokument jest naprawdę wart uwagi. 
ONI - dramat Witkacego przedstawiony na scenie Teatru Polskiego. Ludzie nie są pewni czy oni istnieją naprawdę, to szara eminencja, żyją w cieniu i sterują rządem. Dążą do zmiany porządku świata, a za naczelnego wroga uważają sztukę. Ofiarą onych pada właściciel galerii artystycznej Kalikst Bałandaszek oraz jego narzeczona, aktorka Spika hrabina Tremendosa. Parze nie układa się najlepiej: on - zagubiony artysta, erotoman, wieczny chłopiec nie potrafiący wyznaczyć życiowych priorytetów, ona - niezrównoważona emocjonalnie, nierozumiejąca siebie i własnych uczuć, zagubiona pomiędzy realnym życiem, a grą na scenie. Na domiar złego w ich życiu pojawiają się oni. Kolejny wspaniały spektakl Teatru Polskiego, który zrobił na mnie piorunujące wrażenie, dziś po prostu serdecznie go Wam polecam, a niedługo ukaże się na moim blogu obszerna recenzja.
RELACJA ANI SKURY Z WYPRAWI NA KILIMANJARO  - o Ani Skurze wspomniałam już polecając jej instagramowy profil. Większość znanych ludzi internetu traktuję z obojętnością aczkolwiek postać bloggerki wyjątkowo mnie zafascynowała i zainspirowała. Ania to podróżniczka z powołania, na swoim koncie ma wiele dalekich i zjawiskowych tripów, ale ten najbardziej imponujący to wspinaczka na Kilimanjaro. Relacje z podróży czytałam z takim przejęciem jak gdybym brała w niej udział, czułam dreszcze i wzruszenie. Gorąco polecam Wam rzucić okiem na wspomnienia Ani. 

CAMMY PRZYTACZA NA SWOIM BLOGU PRZEPIĘKNĄ OPOWIEŚĆ O ZEGARZE -bloga Kamili polecałam Wam już dwukrotnie (tu i tu). Tym razem chciałabym podzielić się linkiem do wpisu, w którym bloggerka przytacza przepiękną opowieść o zegarze, a ponadto sama dodaje własne przemyślenia. Bardzo inspirująca i zastanawiająca historia. 

SZTUKA JAKO FORMA WALKI O BYCIE SOBĄinteresujący wpis na Widoku z paryskiego okna opowiadający o francuskiej twórczości artystycznej jako dziedzinie, w której pokazywano swoje prawdziwe oblicze. Zachęcam do zajrzenia.

WZRUSZAJĄCE FOTOGRAFIE TARY RUBY (PRACUJĄCE MATKI) - przepiękne zdjęcia autorstwa Tary Ruby przedstawiające kobiety pracujące, ubrane w swój strój roboczy, które jednocześnie są karmiącymi matkami. Fotografie są przepięknie wykonane i potrafią chwycić za serce.

PRZEPIĘKNIE WYKONANA ANIMACJA HISTORII POLSKI - fanką animacji jestem od lat i z przyjemnością wyszukuję nowości w tej gałęzi kina. Ponadto historia zawsze znajdowała się w gronie moich ulubionych przedmiotów, zwykle słuchałam nauczycieli z wypiekami na twarzy. Jestem zdania, że przeszłość nas kształtuje, więc warto ją znać, choćby po to by uniknąć podobnych błędów. Podlinkowaną animacje oglądałam już kilka razy i na pewno z przyjemnością będę do niej wracać, jest ona ośmiominutowym zapisem najważniejszych wydarzeń z historii Polski. 

PROGRAM DO TWORZENIA MAP MYŚLI  - mapa myśli to modny sposób nauki. Jego popularności mnie nie zaskakuje bowiem sama chętnie przygotowuję podobne notatki, które bardzo ułatwiają żmudny proces przyswajania wiedzy. Jeśli nie przepadasz za odręczną zabawą w tworzenie map myśli zawsze może skorzystać z tego, internetowego program, który sprawdza się bez zarzutu. 

PARSELY (Julia Pietrucha) -  jak już kiedyś wspominałam nie jestem przekona do łączenia zwodu aktora z muzyką, aczkolwiek kolejny raz zaczynam przekonywać się do podobnego zjawiska. Pierwsza płyta Julii Pietruchy okazała się nadzwyczaj przyjemna dla ucha, delikatne dźwięki ukulele, spokojna muzyka i piękny głos. Jak dla mnie rewelacja, polecam przesłuchać.  













HEJ, HO JECHAŁOBY SIĘ W BRNO

Ps: Przez dwa najbliższe tygodnie będę przebywać na Maderze przez co moja aktywność internetowa może znacznie zmaleć… Jeśli chcecie mi towarzyszyć w tej cudownej podróży serdecznie zapraszam na mój instagram oraz snapchat :)


A co Wy odkryliście w tym kwartale?  Piszcie koniecznie, z przyjemnością się zainspiruje  :) 
_____________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

KOSMETYCZNY KWARTAŁ (KWIECIEŃ-CZERWIEC 2016)

KOSMETYCZNY KWARTAŁ (KWIECIEŃ-CZERWIEC 2016)


Z radością witam Was na blogu w pierwszy weekend lipca! Oto rozpoczął się mój ukochany miesiąc - przepełniony szczebiotem jaskółek, zapachem letniego deszczu i ostrymi promykami słońca. Od zawsze uważałam, że początek wakacji jest idealnym zwieńczeniem drugiego kwartału trwającego roku. Okres zimnych, krótkich dni już dawno za nami, teraz w spokoju możemy rozkoszować się letnią aurą. Ale za nim na dobre poddamy się fali relaksu starym zwyczajem pragnę zaprosić Was na podsumowanie minionych trzech miesięcy. Za kilka dni podzielę się z Wam kulturalnymi znaleziskami, natomiast dziś przygotowałam luźny post, skierowany głównie do czytelniczek mojego bloga - drugi kwartał 2016 roku od strony kosmetycznej. 

MGIEŁKA DO CIAŁA - HM (zapłaciłam ok 20, 00 zł  - 150 ml)
Prawdę mówiąc nie wierzyłam, że bodźcem powodującym stres może być zapach. A jednak jestem żywym dowodem na potwierdzenie owego założenia. Mgiełka o kwiatowym zapachu jest ze mną już od roku aczkolwiek używanie jej w nerwowym i napiętym czasie spowodowało, że mój organizm reagował na tę mieszankę kwiatowej woni przyspieszonym tętnem. Przez dobre pół roku mgiełka stanowiła wyłącznie ozdobę mojej toaletki jednak w połowie kwartału postanowiłam dać jej kolejną szansę. Zapach zauroczył mnie na nowo, jest niezwykle świeży, delikatny wprost idealny na nadchodzący letni sezon. Nie sądziłam, że kosmetyk z sieciówki zajmującej się głównie sprzedażą odzieży może okazać się godnym polecenia produktem. Jedynym mankamentem mgiełki jest średnia trwałość, aczkolwiek lekka butelka wykonana z plastiku pozwala na swobodne przechowywanie kosmetyku w torebce i podtrzymania zapachu w ciągu dnia. Ponadto produkt jest niezwykle wydajny i naprawdę wart uwagi.


CZARNA KREDKA DO OCZU - MISS SPORTY (zapłaciłam ok 9, 30 zł)
Muszę przyznać, że pojawienie się tego kosmetyku w moim zestawieniu jest szokiem nawet dla mnie samej, bowiem nigdy wcześniej nie znalazłam nici porozumienia z żadną kredką do oczu. Odkąd kilka lat temu rozpoczęłam swoją przygodę z makijażem zawsze stawiałam na eyeliner w pisaku, którym sprawnie i szybko wykonywałam kreskę na górnej powiece. Jednakże nagłe zaschnięcie produktu sprawiło, że chcąc nie chcąc musiałam użyć przewracającej się w szufladzie kredki do oczu. W duchu obiecałam sobie, że jeszcze tego dnia zajrzę do drogerii i kupię nowy eyeliner, a jednak coś mnie powstrzymało… Kredka, która dawniej tworzyła pod moimi oczami kopalnię węgla nagle okazała się rewelacyjnym substytutem eyelinera, żeby nie powiedzieć jego lepszą wersją. Podkreślenie oka zajmuje mi jeszcze mniej czasu niż w wypadku poprzedniego produktu i pozostaje na powiece o wiele dłużej. To za co bardzo cenię tę konkretną kredkę to automatyczne wysuwanie, strukturą nieco przypominające eyeliner w pisaku co ułatwia aplikację produktu.

OCZYSZCZAJĄCA MASKA DO TWARZY - ZIAJA (zapłaciłam ok 1, 60 - 7 ml)
Być może pamiętacie z poprzednich postów kosmetycznych moje wtrącenia dotyczące wielkiej słabości względem masek do twarzy. Oprócz doskonałej pielęgnacji mają także właściwości relaksacyjne, które pozwalają na wieczorne odprężenie po całym dniu gonitwy. Od kilku miesięcy jestem wierna maseczkom firmy Ziaja, które jak dotąd naprawdę mnie nie zawiodły. Moim zdecydowanym faworytem jest maska nawilżająca, o której już pisałam i tym razem dołączyła do niej oczyszczająca koleżanka po fachu. Doszłam do wniosku, że działanie peelingu (o nim tutaj) warto nieco wspomóc i tak dobę po wykonaniu oczyszczania ziarenkami nakładam na twarz tę maskę, by kilka dni później nawilżyć cerę maskowym ulubieńcem. Maseczka oczyszczająca doskonale porozumiewa się z moją cerą i faktycznie ją oczyszcza. Osobiście jestem bardzo zadowolona z tego produktu. 

ŻEL OCZYSZCZAJĄCY DO MYCIA TWARZY - AA (zapłaciłam 13, 99 zł - 150 ml)
Już kiedyś wspomniałam o kosmetycznym pechu, który dopada mnie od lat... Otóż większość moich ulubionych produktów do pielęgnacji zostaje zastąpiona substytutem, który mimo iż miał być lepszy od poprzednika okazuje się kompletnym niewypałem. Podobnie było z moim ulubionym mydłem do twarzy firmy AA. Kiedy wycofano faworyta zmuszona byłam poszukiwać godnego zastępcy. Poruszałam się wyłącznie w obrębie tej marki bowiem ich żele przeznaczone do oczyszczania cery są zdecydowanie najlepsze. Niestety długo nie mogłam znaleźć kosmetyku, którego konsystencja w pełni by mi odpowiadała. Dopiero kilka miesięcy temu wpadłam na prezentowany żel. Jest naprawdę rewelacyjny, świetnie spełnia się w swojej roli. Ja używam go dwa razy dziennie, a następnie stosuję jeszcze tonik. Płatki kosmetyczne z tonikiem właściwie pokazują mi jak dobrej jakości jest owe mydło - usuwa praktycznie wszystkie zanieczyszczenia. Jeśli szukacie dobrego żelu do twarzy serdecznie polecam. 

SERUM UJĘDRNIAJĄCO-WYSZCZUPLACJĄCE - EVELINE (zapłaciłam 13, 99 zł za 200 ml)
Prawdę mówiąc nie wierzę w cudowne kosmetyki, więc ujędrniająco-wyszczuplające serum potraktowałam jako przelotną przygodę. A jednak za mną są już dwa opakowania produktu, a ja wciąż sięgam po kolejne. Nie twierdzę, że balsam załatwi perfekcyjną figurę, ale myślę, że jest dobrym uzupełnieniem ćwiczeń. Doskonale nawilża i przyjemnie chłodzi. Ja stosuję go raz dziennie i tylko na pojedyncze partie ciała  - świetnie uzupełnia się z moim ukochanym kozim mlekiem. Uważam, że produkt jest wart przetestowania.





Testowałyście któryś z produktów? Jakie macie zdanie na ich temat? Jakie kosmetyki godnego polecenia Wy odkryłyście w tym kwartale? Podzielcie się koniecznie w komentarzach.
___________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

SECOND HAND PO RAZ PIERWSZY CZYLI LUMPEKSOWE PRZEMYŚLENIA LAIKA

"ONI" - UNIWERSALNA, PRZERAŻAJĄCA WIZJA PRZYSZŁOŚCI WEDŁUG WITKACEGO

QUO VADIS ŚWIECIE BEZ WARTOŚCI?

PODSUMOWANIE KULTURALNE: II KWARTAŁ 2016 ROKU

KOSMETYCZNY KWARTAŁ (KWIECIEŃ-CZERWIEC 2016)