MALOWANE FUNCHAL - RAJSKIE KATHARSIS

MALOWANE FUNCHAL - RAJSKIE KATHARSIS



Sezon wakacyjny już dawno za nami i choć wrzesień obfituje w słońce, to jednak czuć zbliżającą się złotymi krokami jesień. Ale za nim na dobre pogrążymy się w atmosferze końca roku chciałabym zabrać Was w sentymentalną podróż po Wyspie Wiecznej Wiosny. Do tej pory ukazały się już dwa posty z cyklu Madera, pierwszy z nich to vlog, z którego możecie zaczerpnąć kilka praktycznych informacji dotyczących organizacji podobnego wyjazdu, drugi zaś stanowi zbiór moich własnych refleksji na temat samej wyspy. Teraz jednak chciałabym pokazać Wam konkretne miasta i atrakcje Madery. W związku z czym dziś zabieram w Was do stolicy gdzie dane było mi zamieszkać na dwa tygodnie w lipcu

Funchal - stolica wyspy, to jednocześnie największe miasto na portugalskiej Maderze, zamieszkiwane przez mniej więcej 40% populacji tejże wyspy. Miejscowość usytuowana jest na południowym wybrzeżu. Założona została w pierwszej połowie XV wieku przez odkrywcę Madery J.G Zarco. Jej nazwa pochodzi od portugalskiego słowa funcho oznaczającego koper, roślina bowiem upodobała sobie klimat Madery i porasta ją w znacznych ilościach. Podobno smak włoskiego kopru odzwierciedlają produkowane na wyspie tradycyjne landrynki rebucados de funcho. Niezwykle ubolewam nad faktem, że nie udało mi się ich skosztować.


Funchal to najczęściej zamieszkiwane przez turystów miasto na wyspie. Nie ma w tym nic dziwnego, zdecydowanie góruje nad innymi maderskimi mieścinami, a ponadto jest tu naprawdę ogromny wybór hoteli. Ich strefa ciągnie się aż przez 5 km w stronę urokliwej Camara de Lobos (o niej wkrótce przeczytacie na moim blogu). Najbardziej znany hotel Madery - Redi's Palace znajduje się kawałek na wschód od Parque de Santa Caterina, został założony przez Szkota Williama Reida, który przybył na wyspę jako dziecko aby podratować swoje słabe zdrowie, niestety zmarł dwa lata przed ukończeniem budowy hotelu. Luksusowy pensjonat cieszył się popularnością przez dekady, zatrzymał się tu m.in Winston Churchill, Rogere Moore, Gregory Peck czy Bernard Shaw. Dziś na pamiątkę brytyjskich zwyczajów codziennie o godzinie piątej po południu podawana jest tu herbata, domowej roboty ciasteczka oraz przekąski koktajlowe. Na podwieczorek zaproszeni są wszyscy przebywający obecnie na wyspie aczkolwiek po wcześniejszej rezerwacji, uiszczeniu opłaty w wysokości 30 euro od osoby i przygotowaniu eleganckiej kreacji, tak więc fani krótkich szortów i sportowych sandałów niestety będą musieli się obejść smakiem.


Jednak zdecydowana większość hoteli mieści się w dzielnicy Lido. Co prawda jest ona znacznie mniej zabytkowa niż reszta dystryktów stolicy, aczkolwiek na pewno nie brakuje jej uroku. Znajdziemy tu wiele knajpek z przesympatycznymi naganiaczami, którzy mimo odmowy zajęcia miejsc przy stoliku, życzą Ci miłego dnia i wesoło pozdrawiają przechadzających się deptakiem turystów. To właśnie tu napotkamy platformy nad oceanem, których zadaniem jest między innymi imitowanie plaż łaknącym odpoczynku przybyszom. Jeśli marzy Wam się błogie leżenie plackiem na złocistym piachu, Madera może Was naprawdę rozczarować (za to widniejąca na horyzoncie hiszpańska Fuerteventura na pewno wszystkich  zadowoli  rajskim klimatem swoich plaż). Osobiście uwielbiałam spędzać wieczory w dzielnicy Lido, powolny spacer ulicami biegnącymi wzdłuż Atlantyku, którego rozpędzone fale z impetem rozbijały się o brzeg, stał się na te dwa tygodnie moim małym katharsis.



Maderę określa się jako wyspę wiecznej wiosny, bowiem jest to miejsce o niezwykłej urodzie, najbardziej zielony skrawek świata jaki w życiu dane było mi oglądać. Tu natura jest poezją dla duszy, a każdy pojedynczy kwiat powodem do przystanięcia i oddania jego cudu na fotografii. W samym Funchal zdecydowanie nie brakuje "zielonych" punktów, do zacnego grona należy między innymi  Parque de Santa Caterina. W parku znajdziemy liczne przykłady egzotycznych roślinności oraz pomieszkujące kontem jaszczurki. Osobiście nie jestem typem osoby wrażliwej na podobne stworzenia jednak ich ilość okazała się na tyle zatrważająca, że momentami czułam się naprawdę nieswojo.


Za najstarszą dzielnicę miasta uznaje się Zona Velha. Jeszcze do nie dawna była brudną, zapuszczoną oazą miejscowej biedoty lecz władze wyspy podjęły trud z rewitalizowania dzielnicy, co zdecydowanie przyniosło zamierzony efekt. Na Rue de Santa Maria napotkamy liczne knajpki, urokliwe sklepiki, a nawet galerię sztuki. W centrum Funchal nie ma tak wielu ludzi jak na obrzeżach stolicy, to tu rozciąga się długie pasmo żółtych taksówek, które mimowolnie przywodziły mi na myśl Kubę, tu rozkładają swoje maleńkie straganiki miejscowi sprzedawcy. Wreszcie, to tu "rozbił" bazar osobliwy pan w średnim wieku sprzedający gwizdki w kształcie ptaszków, obłożenie miał nikłe toteż do każdego przechodnia wołał jak nagrany: "Think about it" 

Do starówki można dotrzeć na wiele sposobów. Zdecydowanie urokliwym będzie spacer nad oceaniczną promenadą usianą palmami i kolorowym kwieciem choć ja osobiście wybierałam przechadzkę wąskimi, uliczkami wśród miejscowych domów gdzie kryje się prawdziwe życie.  Tu popularnym obrazem są starsze panie siedzące na niskich, rozkładanych krzesełkach, sprzedają maleńkie bukieciki złożone z aromatycznego rumianku. Zapach delikatnie unosi się w powietrzu próbując przebić się wśród innych woni.


W Funchal w ramach artystycznego projektu, drzwi wielu budynków zostały przyozdobione malowniczymi dziełami uznanych artystów. Właściwie jest ich tak wiele, że spokojnie zasłużyłyby na osobny post. Istnieją miejsca gdzie drzwi-obrazy mają konkretną historię, jest abstrakcja, ilustracje znanych opowieści jak na przykład Mały Książę. Dzieła chwytają za serce, są osobliwe, spersonalizowane, mają w sobie niezdefiniowaną moc. Jeśli wybierzesz się do Funchal koniecznie rusz śladem malowanych drzwi.


Miejscem wartym uwagi jest również katedra. Zbudowana kilka wieków temu w stylu gotyckim - jak podają przewodniki. Choć ja jako miłośniczka sakralnych, gotyckich budowli zaliczyłabym ową katedrę raczej do grona kościołów romańskich. Co prawda nie posiada charakterystycznego, romańskiego zaokrąglenia aczkolwiek zdecydowanie brak jej gotyckiej wzniosłości. Skromne wnętrze z okazałym ołtarzem robi jednak niezwykle pozytywne wrażenie. Przed katedrą wniesiono pomnik papieża Jana Pawła II aby upamiętnić jego pobyt na wyspie na początku lat 90 XX wieku.


Jeśli zamierzasz odwiedzić Funchal koniecznie wybierz się na targ miejski Marcado dos Lavradres, który określany jest mianem miejsca emblematycznego. Mnie chwycił za serce i rozkochał w sobie na pewno na długie lata. Dwupiętrowy budyneczek jest miejscem skromnym, ale towary w nim sprzedawane potrafią zawrócić w głowie. Znajdziesz tu m.in rybę espadę, smoczy owoc, marakuje, liczi, oczywiście duże ilości bananów, kwiatów, a nawet skórzane wyroby. Dla każdego coś dobrego! Co ciekawe zanim dokonasz zakupu sprzedawca poczęstuje Cię owocem w dość nietypowy sposób: nałoży Ci na rękę owocowy miąższ. Warto jednak pamiętać, że koszt słodkości nie należy do najtańszych, my za smoczy owoc i trzy marakuje zapłaciliśmy przeszło 20 euro. Niestety owoc-tester jest znacznie słodszy i dojrzalszy niż produkty później sprzedawane...



Muszę przyznać, że byłam nieco zdziwiona iż Funchal mimo swych niewielkich rozmiarów posiada także centrum handlowe. Z drugiej strony gdzie, jak nie w stolicy wyspy miałaby się znajdować zakupowa oaza, w końcu mieszkańcy muszą się gdzieś ubrać, a z Madery na kontynent szybko się nie przedostaną. Osobiście nie jestem typem osoby, która przekłada zakupy nad zwiedzanie aczkolwiek mając dwa tygodnie na niewielkiej wysepce kilka godzin poświęciliśmy na sklepowe podboje.  Forum znajduje się niemal na krańcu miasta. Znajdziesz tu wiele popularnych sieciówek jak Zara, H&M, Stradivarius, Bersha itp, a także kilka oryginalniejszych sklepów, których nie spotkałam dotychczas we wrocławskich galeriach.


Zabawne, że kilka metrów od Forum rozciąga się pole bananowców. To przed nim stoi maleńki, zdezelowany dom, którego schody zbierają odpadki z fast foodów. Wielokrotnie myślałam jak cudownie byłoby go wykupić i odrestaurować. Teraz zachodzę w głowę czy po pladze potężnych pożarów dom zdołał przetrwać w nienaruszonym stanie. Być może wizja budyneczku w formie odrestaurowanej już zawsze pozostanie tylko w moim sercu...


Funchal zdecydowanie należy do grona miejsc niezwykłych, trafiło także na listę moich miast na Ziemi. Nie jest ich wiele bowiem spis starannie selekcjonuję, tak aby w razie wygranej w totka nie przetrwonić wszystkiego na zakup posiadłości w różnych stronach świata. Stolica Madery jest jednak warta każdej sumy i wiem, że będę do niej niejednokrotnie wracać. Pierwszy raz w życiu wróciłam z wojaży jednocześnie wykończona i wypoczęta. Bo choć dzień, w dzień pokonywałam kolejne kilometry to mój mózg mógł sobie pozwolić na totalny reset. Wróciłam wyciszona i szczęśliwa, kochając naturę bardziej niż dotychczas.

Na koniec chciałabym zaprosić Was na drugi film z serii Madera, tym razem Funchal w formie ruchomych obrazków!


Zaplanowałam jeszcze cztery posty stanowiące relację z pobytu na Maderze. Ukaże się także wpis podsumowujący mój tygodniowy wyjazd do Wenecji oraz Burano, a już w grudniu obieram kierunek... (a jeszcze nie zdradzę :D) i jak dobrze pójdzie w najbliższym czasie odbędą się również dwa kolejne wyjazdy, co wskazuje, że relacji z podróży zdecydowanie nie zabraknie! Posiadam również ogrom materiału w formie wideo, który czeka cierpliwie na zmontowanie, ale obiecuję, że prędzej czy później filmiki do Was dotrą. Miłej niedzieli!


Jakie wrażenie wywarło na Was Funchal? 
_____________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 
JESTEM KOBIETĄ, JESTEM CZŁOWIEKIEM, JESTEM WOLNA

JESTEM KOBIETĄ, JESTEM CZŁOWIEKIEM, JESTEM WOLNA



Powszechna deklaracja praw człowieka uchwalona w 1948 gwarantuje mi prawo do życia, do wolności i bezpieczeństwa. Niniejszy dokument zapewnia mi równość pod względem godności i posiadanych praw, zabrania się ingerencji w moje życie prywatne, rodzinne, domowe, uwłaczaniu mojemu honorowi lub dobremu imieniu. Otrzymałam te wszystkie prawa ponieważ jestem człowiekiem i fakt bycia kobietą w żadnym razie nie powinien ich ode mnie odsuwać. Właśnie teraz, gdzieś, ktoś obraduje. Obraduje nad moim losem and moim życiem, nad moim organizmem. Nade mną i nad Tobą droga Czytelniczko. Jestem kobietą i mówię stanowcze NIE  dla pozbawienia nas najważniejszej, życiowej decyzji: czy chcemy donosić ciążę

Długo nosiłam się z zamiarem wyrażenia swojej opinii w tym temacie, ale że już samo hasło aborcja jest niemałą kontrowersją,  czułam się nieswojo nawet na myśl o poruszaniu tej kwestii na blogu. Inni się tym zajmą - myślałam, ale przez kilka ostatnich dni nie mogę sobie dać rady z całym wulkanem emocji, które drzemią we mnie gotowe do eksplozji. Tyle raz podkreślałam jak ważna jest społeczna interwencja, a teraz sama postanawiam schować głowę w piasek i umościć się na wygodnym lifestylu. Zrobiło mi się wstyd, przed samą sobą i przed Wami drodzy czytelnicy. Sumienie i dusza skłonna do porywów nie pozwalają mi zasłonić się dziś lekkim, przyjemnym tematem. Czas złapać byka za rogi i dać wyraz sprzeciwu wobec odebrania kobietom prawa wyboru. Na wstępie chciałabym jednak zaznaczyć, że owy wpis jest wyłącznie moją własną refleksją, nikogo nie nakłaniam do zamiany przekonań, nie zamierzam obrażać żadnej, konkretnej osoby ani grupy osób, szanuję różniące się, odmienne opinie, jednocześnie oczekując podobnej reakcji ze strony ludzi o zdaniu innym niż moje. Niestety na oczekiwaniach poprzestało, bowiem ustawa zabraniająca mi swobody działań w zakresie życia prywatnego właśnie słodko spoczywa na sali obrad.

Na początek krótki przykład, który najlepiej obrazuje położenie kobiet przeciwnych zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Wyobraźmy sobie, że weganie zdobywszy moc inicjatywy ustawodawczej (zebranie 100 tys podpisów) zmuszają ogół społeczeństwa polskiego do zaprzestania spożywania mięsa i produktów odzwierzęcych gdyż w ten sposób ratują życie naszych tzw. braci mniejszych. Za dopuszczenie się owego występku miałaby grozić kara pozbawienia wolności do lat trzech. W tym momencie chciałabym zobaczyć minę przeciętnego Iksa, któremu odbiera się możliwość spożycia schabowego. Dokładnie taki wyraz twarzy mają kobiety słyszące o barbarzyńskim pozbawieniu ich prawa wyboru, decyzji o własnym życiu i ciele. Należy bowiem kilkakrotnie podkreślić, że polskie prawo zezwala na aborcje jedynie w trzech, skrajnych przypadkach: ciąża będąca efektem gwałtu, zagrożeniem dla zdrowia lub życia nosicielki oraz defekt płodu. Sama myśl o zawężeniu tak niewielkiej przestrzeni elementarnej wydaje się abstrakcją na miarę rozwiniętej formy życia na Saturnie. A jednak science-fiction właśnie rozgrywa się na naszych oczach! Dlatego ubolewam nad faktem, że podmiotem inicjatywy ustawodawczej jest 100 tys obywateli bez względu na rodzaj projektu ustawy. Moim zdaniem o zakazie aborcji nie powinni wypowiadać się przede wszystkim mężczyźni, bo o kobiecym organizmie wiedzą tyle co pies o jeździe konnej. Na dobrą sprawę pod projektem powinny podpisać wyłącznie kobiety w wieku reprodukcyjnym będące jednocześnie wegankami - pacyfistkami jako obrończynie KAŻDEGO życia, w innym wypadku wyczuwam hipokryzje...

Nie mam wykształcenia medycznego i biologicznego, ale cztery lata zajęć z zakresu funkcjonowania ludzkiego organizmu pozwalają mi stwierdzić iż od momentu poczęcia czyli połączenia plemnika z komórką jajową do momentu powstania organizmu przypominjącego ludzki musi minąć wiele czasu. Bowiem na początku jest zarodek, zlepek komórek w niczym nieprzypominający słodkiego, pulchnego bobasa jakiego zapewne mają na myśli zwolennicy zaostrzenia ustawy dotyczącej aborcji. Wielu z nich woła: "Ty też kiedyś tak wyglądałeś!", "Co byś czuł gdyby Ciebie usunięto?!" Otóż czułabym nic, jedno, wielkie nic, gdyż na tym etapie rozwoju trudno mowić o złożonych uczuciach, oczywiście pomijając fakt, że pytanie z zasady nie ma sensu. Trudno byłoby mieć zdanie w jakimkolwiek obszarze jeśli się po prostu nie istnieje. Wyznawcy idei pro-life zakładają jednak, że już w momencie triumfalnego zdobycia komórki jajowej przez plemnik mówimy o nowej formie życia per człowiek i w swej ustawie przewidują zaniechanie powszechnego użycia słów zarodek czy płód. Oj biada tym co zdawać będą maturę z biologii, teraz to dopiero zatonął w chaosie faktów. Ponadto przeciwnicy aborcji uważają proces za wynaturzenie, ale czy samica wiedząc, że nie wykarmi wszystkich młodych, albo, że jedno jest najsłabsze z miotu nie dokonuje ostatecznego? W pełni rozwinięte, żywe potomstwo, a my tu mówimy jedynie o zarodku, w końcu nie bez powodu wegetarianie wciąż jedzą jajka... No chyba, że od dziś uznajemy jajecznicę za potrawkę z kurczaka.

Wracając jednak do sedna; owa koncepcja posiłkuje się założeniami religijnymi: poczęcie - człowiek. Warto więc poświęcić chwilę temu zagadnieniu bo w myśl zasady powinniśmy zrezygnować z uznania procesu ewolucji.  Czytając Biblię wprost powinniśmy uznać, że człowieka od dinozaura dzieli zaledwie kilka dni, a kobieta jest podwładna mężczyźnie (nieco sarkastyczni dorzuciliby: "tak, a w jej żyłach płynie płyn do naczyń"). Nie lubię poruszać kwestii wiary, bo jest to sprawa nadzwyczaj indywidualna, ale aby przedstawić swoje stanowisko muszę zaznaczyć iż zostałam wychowana w wierze katolickiej i nadal jestem chrześcijanką. Aczkolwiek moje poglądy mocno odbiegają od stanowiska isnstytucji Kościoła, nie ze względu na własną wygodę, ale bycie odrębną, myślącą jednostką. Pewne prawa muszą odejść w zapomnienie z powodu wzrostu ludzkiej świadomości.  Warto zauważyć, że wiele lata temu we mszy nie mogła uczestniczyć kobieta w czasie menstruacji bowiem uznano ją za nieczystą. W końcu jednak Kościół zmuszony był uznać górę biologii. I być może znów warto pochylić się nad pewnymi zagadnieniami.... Nie zapominajmy jednak, że w Polsce istnieje rozdzielność państwa od kościoła. Na świecie występuje już kilka krajów teokratycznych, w których prawo religijne jednocześnie staje się prawem obowiązującym w całym państwie, ale jak pokazała historia brak separacji tych dwóch obszarów może być tragiczne w skutkach. Nie chciejmy przekonać się o tym na własnej skórze

W przyszłości chciałabym zostać matką i kiedy w moim życiu pojawi się dziecko będę je kochać i rozpieszczać, ale nie zmienia to faktu, że chcę mieć wybór, a raczej poczucie bezpieczeństwa. Osobiście jestem za całkowitą legalizacją aborcji jako czynnikiem umacniającym wolność osobistą kobiety (niestety jak już wiadomo projekt ten został odrzucony). Sama nie popieram przerwania ciąży jako pewnego rodzaju antykoncepcji, ale tę kwestię pozostawiam wyłącznie sumieniu przyszłych rodziców. Jednak bardziej od nikłej swobody w tym zagadnieniu martwi mnie fakt, że chce się nas jej w ogóle pozbawić (o zgrozo jak już wiemy projekt antyaborcyjny przeszedł pod dalsze rozważania). Wiele osób twierdzi że kobieta mimo zagrożenia własnego życia będzie musiała urodzić, ja czytając projekt ustawy wywnioskowałam, że to miałby być jedyny przypadek dopuszczający właśnie przerwanie ciąży, ale od razu nasuwa się pytanie czy lekarze wystraszeni odpowiedzialnością karną nie będą wystarczająco długo odwlekać zabiegu aborcji... Pewnym jest jednak, że ustawa odbierze nam prawo do usunięcia uszkodzonego płodu. Prawdę mówiąc zakrapia to o brutalność, bo trudno mówić o postępowaniu humanitarnym jeśli choroba okazuje się na tyle ciężka, że pojawiający się na świecie człowiek będzie czuł jedynie ból i znosił męki... no ale cóż podobno cierpienie uszlachetnia. Najbardziej przerażające jest jednak pozbawienie kobiety możliwości usunięcia ciąży będącej skutkiem gwałtu. Kiedy słucha się lub czyta relacje zgwałconych zwykle pada zadanie: "Czułam się jak kawał mięsa". I tak o to skazujemy skrzywdzoną na dziewięć niemiłosiernie, długich miesięcy czucia się w opisany sposób. Wyobraź sobie najdroższą Ci kobietę, córkę, matkę, siostrę, dziewczynę i pomyśl, że to ona (nie daj Boże) przez ten czas zmuszona jest znosić ten ból, to brzemię, czuć w sobie poruszającą się cząstkę oprawcy, a na koniec znieść jeszcze traumatyczny poród, po którym ujrzy potomka potwora, który odebrał jej godność. W tym momencie istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że ciężarna targnie się na swoje życie... Teraz tracimy nie tylko płód, tracimy żywego człowieka - nosicielkę.

Najsmutniejszy z tego wszystkiego jest fakt, że jeszcze bardziej rozwinie się aborcja w tak zwanym podziemiu. Od razu mam przed oczami scenę z kultowego Dirty Dancing kiedy przyjaciel Penny mówi o przeżytym przez nią zabiegu aborcji mniej więcej tak: "Miał rokładane łóźko i brudny nóż, a ona tak bardzo krzyczała". Ojciec Baby ratując życie umierającej Penny spytał kto posłał ciężarną pod "nóż rzeźnika"... Usunięcie ciąży tak jak antykoncepcja (podobno w średniowieczu za prezerwatywy służyły wnętrzności byka) nie jest nowym zjawiskiem, nie można więc mówić o degeneracji XXI wieku, trzeba by było pociągnąć do odpowiedzialności setki tysięcy istnień, całą ludzkość. Jeśli projekt stanie się ustawą ciąża z pięknego okresu przemieni się w horror, bo nagle ciężarna z nieco za ciężką torebką na ramieniu może zostać uznana za kobietę celowo powodującą poronienie. Jest to oczywiście nieco przerysowany przykład, ale z drugiej strony kto wie... Nie wyobrażam sobie jak miałby wyglądać proces dochodzenia czy utrata płodu była celowym działaniem czy może efektem nieumyślnego postępowania lub problemów zdrowotnych. Kobieta, która przeżyła piekło poronienia miałaby być ponadto przesłuchiwana? Wychodzi na to, że stan błogosławiony powinien być przez nas niemal w całości przeleżany... Czyli od momentu poczęcia do rozwiązania to wyłącznie panowie będą zarabiać, gotować, sprzątać, prać, prasować, robić zakupy, a my będziemy siedzieć i pachnieć. W sumie czemu, nie?

Reasumując musiałabym jeszcze raz wylać całe wiadro emocji aby doprowadzić do jakiegokolwiek podsumowania. Tu mówienie pokrótce jest po prostu niemożliwe. Kończąc ten wpis czuję smutek, jako kobieta, człowieka, obywatel Polski, wiem bowiem, że jak raz odbierze się prawo swobody to później będzie już coraz prościej. Może zakażemy używania środków antykoncepcyjny albo odbierzemy kobiecie prawa wyborcze? Czuję się potwornie skonfundowana... i chyba również czuję stres przed  Waszą reakcją na ten wpis.  Mam jednak nadzieję, że zmusiłam Was do refleksji na temat aborcji i zechcecie zabrać głos w dyskusji. Proszę jednak by bez względu na poglądy wypowiedzi były kulturalne i nikogo nie obrażały, za co z góry dziękuję.

Edit: Zapraszam również do przeczytania artykułu (link) Weroniki Rokickiej, warto znać skutki pewnych postępowań!

A więc jak brzmi Twoje stanowisko?
________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, fanpage'u (definiujeblog) oraz instagramie i snapchacie (definiuje_blog)

JESZCZE CHWILA, JESZCZE MOMENT!

JESZCZE CHWILA, JESZCZE MOMENT!



Najwspanialsi Czytelnicy! Ten wpis to jedynie krótka notka informacyjna, w której chcę Was przeprosić za moją nieobecność. Dopiero co pisałam o swoich celach na nadchodzący rok szkolny, gdzie wspomniałam o blogerskiej systematyczności, a już na stronie świeci pustkami... Chciałabym jednak poprosić Was o jeszcze odrobinę wyrozumiałości, wpis ukaże się w niedzielę, a ja zrobię wszystko, żeby niespodziewane przerwy więcej nie zaburzały pracy bloga. Klasa maturalna mocno utrudnia funkcjonowanie po za szkołą, a że z początkiem września uderzyła we mnie lawina rzeczy na cito nieco zgubiłam się w moim elegancko rozplanowanym świecie. Miejmy jednak nadzieje, że to tylko chwilowa dezorganizacja i postanowienie o systematycznym blogowaniu faktycznie się spełni. 
"MAŁE ŻYCIE" LECZ WIELKA NAUKA

"MAŁE ŻYCIE" LECZ WIELKA NAUKA



Stare porzekadło zabrania oceniania książek po okładce, ale gdyby nieobłędna grafika prawdopodobnie nigdy nie zwróciłabym uwagi na ten opasły tom stojący na księgarnianej półce. Małe życie - głosił napis rozciągający się wzdłuż białego tła. Zainteresowana zagłębiłam się w opis dzieła i obiecałam sobie zakupienie owej pozycji w wersji elektronicznej (w końcu kilkusetstronicowa księga wydaje się mało poręczna). Jakież było moje zdziwienie kiedy po wpisaniu tytułu w wyszukiwarkę dowiedziałam się iż Małe życie to najgłośniejsza powieść roku. Przez moment gotowa byłam się wycofać z zakupu bowiem nie przepadam za światowymi perełkami, od których wymaga się czasem zbyt wiele, ale ciekawość okazała się o wiele silniejsza...

Małe życie opowiada historię grupy przyjaciół; Willem zajmuje się aktorstwem, Malcolm poświęcił się architekturze, JB to zdeklarowany artysta, a Jude postanowił zostać prawnikiem. Ta zupełnie przypadkowa czwórka osób po raz pierwszy spotyka się na studiach i od tej pory pozostaje razem. Poznajemy ich jako młodych, zagubionych absolwentów uczelni, którzy zjechali do Nowego Jorku w poszukiwaniu nowego, lepszego życia zapominając, że to nie miejsce, a stosunek do świata ma największe znaczenie. Przez najbliższe ćwierć wieku przyglądamy się ewolucji owej grupy ich zmaganiom związanych z bólem przeszłości, uniezależnieniem od narkotyków, samookaleczenia i seksu. Poznajemy ich najmroczniejsze i najokrutniejsze sekrety, traumy oraz obawy związane z przyszłością, ale także definicje prawdziwej przyjaźni, miłości i szczęścia. Przed nami prawdziwa mieszanka wybuchowa uczuć i emocji.

Dzieło Hanyi Yanagihary to miejsca, w którym piękno zderza się z brutalnością w taki sposób, że czytelnik nie jest w stanie stwierdzić czy powieść uznać za pokrzepiającą czy raczej psychodeliczną. Z jednej strony miałam ochotę rzucić ją w najdalszy kąt domu tak by smutek, ból i cierpienie w niej zawarte nie zdołały mnie dosięgnąć, ale to niemożliwe bowiem jej ciepło, nadzieja i magia wywoływały zbyt wielką tęsknotę za dziełem. Książka doskonale pokazuje, że życie nie ma na celu być dobrym lub złym, ono po prostu jest, los zaś nie wynagradza nam krzywdy i nie zawsze kara za popełnione zbrodnie. Dzieło wchodzi w fenomenalną polemikę z twardą regułą orientacji seksualnej pokazując, że bycie hetero lub homo nie ma znaczenia w wypadku miłości, bo nie kochamy mężczyzny czy kobiety, ale tę konkretną osobę. A przecież nic innego jak prawdziwa miłość jest silniejsza od demonów przeszłości. 

Spotkałam się z kilkoma opiniami jakoby autorka Małego życia nie rokowała najlepiej. Pisano iż dzieło Yanagihar broni jedynie kreatywne pisanie lecz jak dla mnie zwinne pióro jest wyłącznie ozdobą pięknej powieści. Trafiłam także na wypowiedzi osób, które uznały książkę nierealistyczną i nieprawdziwą, bo rzekomo w polskich realiach podobna grupa przyjaciół nie zdołałaby się utworzyć, na co po prostu brak mi słów. Według mnie Małe życie daje nadzieje ludzkości, na to że prawdziwa przyjaźń naprawdę istnieje choć wymaga wiele wyrzeczeń i zrozumienia. Osobiście wierzę, że każdy człowiek ma w życiu jedną historię (książka/film/spektakl), która będzie należeć do niego, która sprawi, że poczujemy ją w sobie, którą nasz mózg przetworzy jeszcze setki razy - to po prostu historia życia, dla mnie jest nią bez wątpienia Małe życie. Dotarłam także do wielu opinii, które sugerują iż książka cytuję: jedzie po psychice i     jest to zdecydowanie najtrafniejsze określenie tej pozycji. Dzieło Yanagihar wciągnie Cię w środek, pozbawi trzeźwego myślenia i pozostawi w poczuciu histerycznej niezgody. Ale uwierz, warto.  



Znacie tę pozycje? Jak ją oceniacie?
________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, fanpage'u (definiujeblog) oraz instagramie i snapchacie (definiuje_blog)

MALOWANE FUNCHAL - RAJSKIE KATHARSIS

JESTEM KOBIETĄ, JESTEM CZŁOWIEKIEM, JESTEM WOLNA

JESZCZE CHWILA, JESZCZE MOMENT!

"MAŁE ŻYCIE" LECZ WIELKA NAUKA