Ostatnie dwa tygodnie spędziłam na Maderze, ale to już wiecie bowiem
mój instagram tonie w zdjęciach z Wyspy Wiecznej Wiosny. Muszę przyznać, że zawsze zastanawiały mnie wszelkie deklaracje ludzkości o rzekomym przemyśleniu życia w czasie urlopu. W końcu w moim wypadku myśli kręciły się głównie wokół niechęci do powrotu w stronę polskiej, smutnej rzeczywistości i zabrakło miejsca na istotniejsze koncepcje. A jednak tym razem w głowie zapaliło się znacznie więcej lampek niż mogłabym przypuszczać... Bo Madera to tak naprawdę biedna wyspa żyjąca przede wszystkim z turystyki - hotele, restauracje, inne atrakcje dla podróżnych oraz połowu ryb, który odbywa się nocami - rybacy wypływają w głąb Atlantyku na chybotliwych kutrach wątpliwej jakości. Tak więc
tu perspektywa zawodowa pozostaje jedynie frazesem stając obok
bogactwa i
stopnia naukowego... A jednak ludzie wciąż potrafią spełniać się we własnym życiu czując jego pierwotność i prawdziwość odciętą od mody, trendu czy opinii świata...
Będąc na Maderze wielokrotnie powtarzałam, że pragnę zbudować domek z desek na plaży i po prostu tu zamieszkać, odciąć się od kultu pieniądza, pracy, zysku czy tytułu, uciec w to co realne i naprawdę ważne. Kilka dni temu stojąc wśród portugalskiego gwaru na targu rybno-owocowym w Funchal miałam wrażenie, że jestem na właściwym miejscu, że ta prostota chwili jest tym czego naprawdę pragnę. A przecież nie zawsze tak było... Trudno jest się przyznać do błędu, a jeszcze trudniej do głupoty, zwłaszcza gdy ma się tak niewielki życiowy staż. Mimo to zamierzam wyznać iż świat bez głębszych wartości omiótł także mnie i to w wieku szesnastu lat, kiedy stałam przed wyborem szkoły ponadgimnazjalnej. Otóż złożyłam papiery do jednego z najtrudniejszych liceów w mieście (praktykującego egzaminy semestralne stanowiące 30% półrocznej oceny) tylko po to by udowodnić światu, że mogę je skończyć, by zaimponować otoczeniu... i sobie samej. Przez lata nie znałam definicji słowa presja bowiem należę do szczęśliwego grona potomstwa rodziców o normalnym podejściu do życia. Tak więc zderzenie z realiami panującymi na świecie było jak siarczysty policzek w twarz, a im dłużej się w nim chowam tym bardziej odczuwam niesmak wobec panujących tu zasad, a właściwie ich braku.
Od dziesiątego roku życia myślę wyłącznie o jednej ścieżce kariery - dziennikarstwo. A jednak wielokrotnie byłam bliska porzucenia tego marzenia na rzecz ładnie brzmiącego tytułu i uznania ludzkości. Jeden z nauczycieli, z którym przyszło mi mieć do czynienia wielokrotnie powtarzał, że dziennikarstwo to żaden zawód, a i dla mnie nie brzmiało tak dumnie jak bycie prawnikiem. Po cichu zaczęłam, więc szykować się na studia prawnicze aby zdobyć tyłu godny uznania... Dziś kiedy o tym myślę nie mogę zrozumieć własnej głupoty i próżności, a jednak wiem że ich obecność to jedynie skutki dorastania w tym świecie, świecie bez głębszych wartości.
Czasem zaskakuje mnie jak jedna ulica potrafi być usiana kontrastami; chwiejnym krokiem i ostrym odorem wyróżnia się alkoholik, stado ludzi w identycznych butach będących na topie mknie naprzód ze wzrokiem wbitym w ekran telefonu, gdzieś z boku pośrodku chorej rzeczywistości siedzi żebrak błagając o gorsze, centy, pensy czy centymy... To zestawienie życiowych wartości jest wręcz groteskowe, bo gdzie używkom i potrzebie zlania się z tłumem do woli życia. A jednak coraz trudniej dostrzec nam to co naprawdę ważne. Zabijamy się o lepsze wykształcenie, o dobre zarobki, musimy mieć duże mieszkanie w dobrej lokalizacji, bez nowych gadżetów czujemy się nikim, jesteśmy zobligowani do umieszczenia w internecie śladów po tym co dobre w naszym życiu - niech świat wie jak wspaniale nam się wiedzie. Aż pewnej nocy budzimy się zlani potem po sennym koszmarze, który jest odzwierciedleniem naszej codzienności. Nasze jestestwo na Ziemi ogranicza się do gromadzenia i udowadniania, aby pod koniec życia pluć sobie w brodę, bo zamiast pięknych wspomnień mamy te, które wypadało mieć i jeszcze setki rzeczy i pewnie jakiś tytuł. Ciekawe czy w zaświatach to wszystko nadal ma znaczenie? Obawiam się, że odpowiedź na to pytanie niesie danse macabre...
Przed śmiercią podobno umiemy się ukorzyć, okazać cierpienie. Jesteśmy wielkim wsparciem dla rodzin ofiar masowego mordu, łączymy się w bólu, zdjęcia profilowe przyozdabiamy flagą, a w całej swej wspaniałości potrafimy jeszcze dorzucić kilka kolorowych serduszek. To na pewno wiele znaczy... Ach na miłość boską dlaczego działania wobec czegoś tak straszliwego ograniczamy do pustych frazesów i o zgrozo obrazków! Skąd w nas taka potężna ilość braku taktu? I w końcu skąd w ludziach takie bestialstwo by zabić drugiego człowieka w imię przekonań? Moja przyjaciółka, Ewa powiedziała kiedyś, że jeśli tak brzmi definicja człowieczeństwa to chyba nie chce by nazywano ją człowiekiem, a ja muszę się zgodzić z owym założeniem... Ale mimo wszystko mam nadzieję, nadzieję, że pogodzenie się, dopasowanie lub puste biadolenie nie są jedynym rozwiązaniem. Wierzę, że siłą przekonań i pewnością wobec słuszności własnych działań można obrać inną drogę. Drogę w zgodzie z samym sobą, a także w zgodzie z siłami natury, która jest ponad człowiekiem i ponad wszystkim co zdawać by się mogło ważne. Kiedy któregoś dnia pobytu na Maderze znalazłam się w Sao Lourenco, górzystym dzikim, pierwotnym miejscu i stanęłam nad przepaścią targana przez wiatr czułam spokój wiedząc, że to co widzę jest ponad wszystko co potrafi wyznawać ludzkość. Uwielbiam to przekonanie, że nic nie jest w stanie dorównać sile natury, że jesteśmy wobec niej bardzo mali. Całe bogactwo, tytuły, gromadzone gadżety, moda i trend są nagle niczym, a człowiek zaczyna pamiętać o tym co naprawdę ważne, o życiu i byciu w danej chwili. I wszystkim nam życzę aby takie refleksje pojawiały się częściej i prowadziły nas w dobrą stronę, stronę tego co naprawdę istotne.
Ps. Na Maderze prawie, że odcięłam się od internetowego świata toteż mam ogromne zaległości w blogowej wiosce, proszę więc o troszkę wyrozumiałości w kwestii moich zaniedbań. Już nie mogę się doczekać kiedy zajrzę na blogi czytelników, naprawdę tęskniłam za Waszymi tekstami! ;)
Ciekawa jestem jak Wy postrzegacie opisane zjawisko?
_____________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz FANPAGE'U i INSTAGRAMIE
Te słynne ,,wyjechać w Bieszczady i hodować owce..." :) Chyba każdy miał w życiu taką chwilę. Ja przy wyborze szkoły ponadgimnazjalnej: chciałam iśc do technikum leśniczego. Zostać leśniczym i na całe życie zamknąć się w lesie, przemierzać kilometry pod gołym niebem, obserwować świt wśród drzew, nie widzieć ludzi ani świata. To była jednak chwila i zrozumiałam, że w moim przypadku kultura dominuje nad naturą. Wybrałam inna drogę i coraz rzadziej bywam w lesie. Mimo to nie żałuję. Te wszystkie piękne myśli o skromnym, pierwotnym życiu to mrzonki. Mnie też razi konsumpcjonizm, szybki styl życia, wyścig szczurów... Ale nie wrócimy już do etapy zgody z natura, bo to tak naprawdę był etap podporządkowania się naturze.
OdpowiedzUsuńTwoja koleżanka poruszyła bardzo ważna kwestię: czy warto wstydzić się bycia człowiekiem, czy być z tego dumnym? Moim zdaniem najbardziej warto po prostu być. Człowiek jest zbyt skomplikowany. Z jednej strony tworzy tak genialną muzykę jak ta, której teraz słucham, jest zdolny do największego bohaterstwa, z drugiej strony bezmyślnie przelewa krew. Ty też czasami robisz coś niezwykłego, a czasami ściągasz na klasówce. Żyjemy na zasadzie przeciwności i kontrastu.
W każdym razie odpoczynek od cywilizacji zawsze dobrze robi :) A jakby co, jest zawsze ten procent ludzi którzy naprawdę hodują owce w Bieszczadach.... Zawsze możesz do nich wpaść :)
I tu się mylisz :D Nigdy, ale to przenigdy (jakkolwiek nieprawdopodobnie to zabrzmi) nie ściągałam na teście, obrzydza mnie tego typu oszustwo i popieram amerykański system karania za ściąganie, w końcu gdzie tu ochrona praw autorskich ;)
UsuńCzytałam, czytałam i chłonęłam każde słowo...
OdpowiedzUsuńNiezmiernie mi miło czytać taki komentarz :)
UsuńNiesamowicie sporo przemyśleń jak na dwa tygodnie z dala od kraju! Myślisz, że to bardziej zasługa czasu czy miejsca? Podobno przez pierwszy tydzień urlopu (choć to dość umowny okres) zaledwie przestawiamy się na tryb wakacyjny i dopiero potem zaczynamy faktycznie odpoczywać. A może jednak to raczej wpływ mentalnego przestawienia się na funkcjonowanie w trybie "bycie na wyspie gdzieś na oceanie"? Tak czy owak, cieszę się, że dochodzisz do wniosków, o których piszesz w tym tekście. Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi: To daje nadzieję. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że tryb "bycia na wyspie gdzieś na ocenie" miał w tym swój bardzo wielki udział, wciąż mnie zachwyca możliwość znalezienia się na okruchu lądu pośród ogromu wody :)
UsuńMasz rację, to smutne, że w całym zabieganiu i głupocie dzisiejszego świata zatracamy pewien sens, poczucie wartości życia, jakąś ukierunkowaną hierarchię. Podążamy na ślepo za tym, co wydaje się być odpowiednie, a co tak naprawdę nie jest jakby do końca realne. Co nam po wszystkich rzeczach, które nagromadzimy w domu, gdy w serce będzie wdzierać się pustka łaknąca trochę ciepła, bliskości drugiej osoby, a mózg będzie pragnął cudownych wspomnień, których nie mieliśmy czasu zebrać. A przecież możemy tak wiele.
OdpowiedzUsuńOch dokładnie, aż trudno mi cokolwiek dodać...
UsuńŻeby umieć się czasem w życiu się zatrzymać. To bardzo ważna rzecz. Niestety, tak jak napisałaś pęd za pracą, samochodem, czy pieniądzem przesłania ludziom prawdziwy sens życia, a "wyścig szczurów" trwa w najlepsze. Najgorsze jest to, że rodzice już od maleńkości wmawiają dzieciom, że trzeba skończyć prestiżową uczelnię, żeby znaleźć potem jeszcze bardziej prestiżową pracę, a potem z kolei złapać depresję i załamanie nerwowe, związane z tym całym prestiżem.
OdpowiedzUsuńOby radość i piękno życia zawsze były na pierwszym miejscu, a potem dopiero cała reszta.
Życzę tego nam wszystkim i czekam na reportaż z Madery, którą bardzo chciałabym kiedyś odwiedzić:)
To prawda, wielu moich znajomych to "dzieci-statuetki" stanowiące ozdobę rodziców, a nie osobną jednostkę... Przeraża mnie to, ale cóż można począć w tej kwestii?
UsuńMyślę, że relacja z Madery pojawi się niedługo, sama czekam z niecierpliwością, aż opowiem o tym cudownym miejscu :)
"Dzieci-statuetki" – ależ mi się to podoba. Wyjątkowo celne określenie.
UsuńA dziękuj bardzo ;)
UsuńTytuł posta trafiony w samo sedno. Niestety, ale naprawdę coraz częściej widać, że ludzie w pogodni za pieniędzmi (bo to nawet nie o szczęście same w sobie chodzi) zapominają o tym co najważniejsze. To smutna rzeczywistość, ale przecież taka namacalna i prawdziwa.
OdpowiedzUsuńBardzo dobry tekst, zmuszający do zatrzymania się i chwili refleksji.
Dziękuję serdecznie i cieszę się, że spełnił swoją rolę :)
UsuńPodobne refleksje nie są obce każdemu z nas, zwłaszcza gdy życie nam dopiecze. Niestety marzenia o drewnianym domku na plaży, pod lasem czy na szczycie góry często rozbijają sie o zwykłe ludzkie potrzeby i szarą rzeczywistość, bo chleb kupić trzeba, a całkowite odcięcie sie od świata w końcu wyjdzie nam bokiem.
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto zachować równowagę we wszystkim i w zgodzie z sobą i nie iść na siłę z prądem, bo wszyscy....
Ciekawe te Twoje przemyślenia na Maderze:-)
Dziękuję bardzo :)
UsuńDokładnie, równowaga rzecz święta
Miło, że już wróciłaś. Lubię czytać Twoje młode a jakże dojrzałe teksty, które przywracają mi wiarę w ludzi i młode pokolenie. Ciekawa jestem Twoich wrażeń z Madery, tym bardziej, że odwiedzenie tej części świata mam dopiero w zamyśle.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Dziękuję bardzo, niezmiernie mi miło :)
UsuńMyślę, że relacja z Madery pojawi się niedługo, sama czekam z niecierpliwością, aż opowiem o tym cudownym miejscu :)
A ja bym nie była taką pesymistką. Czy ludzka natura w istocie jest tak ułomna? Pewnie, mamy mnóstwo słabości, wykazujemy się niesamowitym wręcz okrucieństwem, nienawiścią, kult pieniądza (chociaż moim zdaniem to mit, że to domena współczesności, przeciwnie- w końcu kiedyś małżeństwa były transakcją i umową obliczoną na finansową korzyść!) i tak dalej. Ale z drugiej strony, który drugi gatunek potrafi tworzyć? Sztukę, budowle, muzykę, prądy myślowe, filozofię, literaturę... myślimy, szukamy swego miejsca na świecie i czasami wykazujemy się pięknymi, szlachetnymi odruchami, pomagamy drugiemu człowiekowi, ryzykując własne życie, wykazujemy się miłosierdziem... dziwna ta ludzkość, raz tworzy coś pięknego, raz coś zupełnie złego. Raz może kogoś zabić, a raz komuś pomóc w imię przekonań. Człowiek, tak jak i wszystko, nie jest ani tylko dobry, ani tylko zły.
OdpowiedzUsuńTakie uczucie odcięcia się od świata musi być niesamowite i świetnie wpływać na człowieka:) Natura ma niesamowity wpływ. Istnieją dwie teorie, jedna, że powinniśmy żyć zgodnie z naturą, a druga, że tylko cywilizacja chroni nas przed zdziczeniem (patrz: ,,Władca much"). Obie teorie do mnie przemawiają:)
Dobrze, że nie zrezygnowałaś z marzeń:) Najważniejsze, aby być sobą, aby spełniać marzenia, nie patrzeć na tłum i nie podążać za trendami, które mijają niemal tak szybko, jak powstają. Po prostu być sobą i żyć zgodnie ze swoimi przekonaniami:)
Pozdrawiam ciepło!
P.
Pisząc ten tekst bardziej miałam na myśli człowieka jako tę istotę w roli odtwórczej, które nie chce się już zrobić nic ponad to co utworzyli poprzednicy, ale to co wspomniałaś o ludzkości, która tworzy to bardzo dobry punkt zaczepienia :)
Usuńfajnie się tak zresetować w pięknym miejscu, wtedy mysli się jakoś jaśniej :)
OdpowiedzUsuńPodniosłaś mnie na duchu. Mogę podpisać się rękami i nogami pod tym co przeczytałam, naprawdę. Cztery lata temu obrałam sobie za cel właśnie dziennikarstwo. Od dziecka o tym marzyłam. Na studiach bez przerwy słyszę, że na dziennikarstwie dziennikarstwa się nie nauczymy. Nie zgodzę się z tym. Te studia dały mi bardzo wiele. I choć często słyszałam - tak jak Ty, że powinnam mieć dobry zawód, iść na studia techniczne, prawo albo medycynę nie zrobiłam tego. Bo nie liczy się status społeczny, tytuł czy rozmiar portfela jaki się ma w dzień wypłaty. Liczy się to czego my chcemy i to co kochamy. Wolę żyć biednie, ale szczęśliwie - jak to mówi moja mama. Robiąc coś co kocham, bez pogoni za pieniądzem.
OdpowiedzUsuńPięknie napisane! :)) Na pewno zapamiętam i wezmę sobie do serca słowa Twojej Mamy :)
UsuńTo jedna z wielu jej złotych myśli, ale chyba najbardziej trafiona :)
UsuńZ jednej strony byłoby cudownie odciąć się od świata, wyrzucić telefon, telewizję, komputer i zatracić się w chwilach trwających. Jednak z drugiej strony chyba bałabym się, że gdy moja kula rzeczywistości się rozpadnie nie będę potrafiła się ponownie odnaleźć w świecie XXI. wieku.
OdpowiedzUsuń>FOXYDIET<
Słuszna uwaga, po za tym ja sama nie widzę siebie w dosłownym drewnianym domku, wciąż szukam równowagi pomiędzy tymi światami :)
UsuńMyślę, że każdy może znaleźć Bieszczady blisko, u siebie. Swoje owce również. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzasami ludzie biegną w tym codziennym tempie i nie patrzą na to znajduje się wokół nich. Mój mąż, gdy ma zbyt wiele stresów w pracy, co jakiś czas powtarza, że rzuciłby wszystko i pojechał w Bieszczady.
OdpowiedzUsuńO tak, słynne powiedzenie :) Swoją drogą zawsze mnie ciekawiło ile dałabym radę wytrzymać w takich Bieszczadach z dala od codzienności XXI wieku...
UsuńMasz rację sporo w naszym społeczeństwie skrajności, sprzeczności, fałszu i dążenia, żeby mieć...obawiam się jednak, że to choroba, z której trudno się wyzwolić
OdpowiedzUsuńDokładnie, to już podchodzi pod chorobę...
UsuńWitaj Kochana, cieszę się, że dobrze bawiłaś się na Maderze :) A co do Twojego postu to tak jak i Ty uważam, że to smutne, że w dzisiejszych czasach liczy się bardziej strefa "mieć" od "być" oraz, że człowiek gromadzi coraz więcej rzeczy, za to coraz mniej wspomnień. Poza tym uważam, że powinnaś iść na dziennikarstwo, piszesz naprawdę dobrze, widać, że to Twoja pasja :)
OdpowiedzUsuńhttp://crafty-zone.blogspot.com/
Dziękuję bardzo :*
UsuńBardzo dojrzały tekst. Szczerze mówiąc nie mam zbyt wielu doświadczeń w tej kwestii, bowiem całe życie dążę do stusiowania medycyny i generalnie cieszy się to powszechnym uznaniem rodziny, jednak to marzenie póki co nadal jawi się jako marzenie. Poprawa matury z kolei nie było już tak aprobowana i ciężko to przechodziło przez gardło. Teraz wiem, że właśnie to, w czym na początku upatrywałam się porażki jest w rzeczywistości moją siłą. Podniesienie się po porażce, walka mimo przegranej. Grunt to jednak zachować własną twarz, tożsamość. Z takiego założenia wychodzę i póki co mam się dobrze!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :))
UsuńZdecydowanie, bardzo mądre przemyślenia :)
Jesteś niesamowita. Świetnie się czyta Twoje teksty. Będziesz doskonałym dziennikarzem.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy to możliwe aby taka młoda osóbka a tak poważnie myślała i to jeszcze na Maderze? W XXI wieku większość ludzi żyje w pośpiechu i stresie. Doceniają tylko rzeczy przyziemne i powierzchowne. Bardzo często oceniają ludzi po wyglądzie, a nie zwracają uwagi na jego wnętrze.
Czy w szacie graficznej Twojego bloga zaszły jakieś zmiany? Mam takie wrażenie...
Serdecznie pozdrawiam:)
Dziękuję serdecznie, to przemiłe :)
UsuńTak, tak już jakiś czas temu postanowiłam nieco odświeżyć bloga
Pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo, cieszy mnie to niezwykle :))
OdpowiedzUsuńJa na Maderze znalazłam swój koniec świata. Z jednej strony chciałam się tam odciąć od wszystkiego, z drugiej podzielić tym szczęściem i spokojem ze wszystkimi dookoła. Ja już dawno stwierdziłam, że nie ogarniam ludzkości. Zabijamy się nie wiadomo o co, jakbyśmy mieli żyć wiecznie, a jesteśmy zaledwie okruchem, który ma swoje 5 minut na tym ziemskim padole. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny, mądry tekst. Prawda jest taka, że chyba każdy z nas odczuwa od czasu do czasu potrzebę zdystansowania się, ucieczki od rzeczywistości by zapomnieć o wszystkim co nas otacza, co nas na co dzień dotyczy. Co sprawia, że codziennie idziemy do pracy, której nie lubimy, by zarabiać na rachunki i rzeczy, których nie potrzebujemy. A jednak jakoś żyć trzeba.
OdpowiedzUsuńSama też mam czasem ochotę znaleźć jakąś chatkę na bezludziu, uprawiać własne warzywa, być samowystarczalną. Ale potem przychodzi otrzeźwienie, bo ja lubię wygody, które dają mi pieniądze, nawet jeśli ograniczają się do stałego łącza, własnego kąta i możliwości kupowania książek. Lubię pojechać czasem do 4-gwiazdkowego hotelu gdzie każdy robi wszystko za mnie, a ja nic nie muszę. Ale na to potrzeba pieniędzy. Zaklęty krąg. Błędne koło. Samo życie.
Świetnie to napisałaś... Dokąd zmierzasz świecie?... Ja myślę, że do zagłady. Zagłady człowieczeństwa, współczucia, empatii, bezinteresowności i szczerości. Od dawna obserwuję zachowania moich znajomych na Facebooku, jestem tym wręcz zafascynowana! Ludzie nie są sobą! Zauważyłam, że im ktoś zamieszcza więcej wymuskanych zdjęć i postów pełnych szczęścia, to osobiście okropnie mu się wiedzie. Jest osobą niedowartościowaną i zakompleksioną, próbującą nadrobić braki komentarzami i lajkami. Bardzo smutne! A tego jest dużo więcej. Żyjemy w czasach epatowania pozornym szczęściem, a co będzie za kilka lat?...
OdpowiedzUsuńŚwiat prawie od zawsze dzielił się na biednych i bogatych, dobrych i złych. Żyjemy w bardzo różnych kulturach, a w niektórych życie człowieka prawie nic nie znaczy. Ludzie zabijali i zabijają pod pretekstem religii i z różnych innych przyczyn. Tylko kiedyś człowiek nie dysponował tak potężnymi narzędziami do zabijania jak teraz i to jest straszne.
OdpowiedzUsuń