"PAPIEROWE MIASTA" PAPIEROWYM FILMEM

"PAPIEROWE MIASTA" PAPIEROWYM FILMEM


Uwielbiam Johna Greena, uwielbiam Papierowe miasta, uwielbiam Care Delevingne... Dosłownie wszystko wskazywało na to, że ten film podbije moje serce, a jednak okazał się jednym, wielkim rozczarowaniem! Zmarnowany potencjał - to określenie idealnie oddaje mierną ekranizację fenomenalnej książki. Kiedy dowiedziałam się, że powstanie film na motywach tak dobrej powieści byłam zwyczajnie zdegustowana. Nagle "moja" opowieść, "moja" głębia stanie się pokarmem dla łaknących popularnych książek nastolatek. Nagle będę musiała  podzielić się ze światem czymś tak bardzo moim. Teraz już wszyscy będą myśleć, że pokochałam tę historię dopiero po obejrzeniu filmu. Filmu który zapewne i tak skopią, bo nie możliwe by byli w stanie oddać specyficzny klimat książki. Po prostu nie byłam na to wszystko gotowa. Ale siłą rzeczy obejrzałam zwiastun i właściwie przypadł mi do gustu. Jeszcze w kwietniu (albo może nawet marcu?) powiadomiłam Ewę, że idziemy zobaczyć Papierowe miasta. A Ewa jak to Ewa; jej dwa razy powtarzać nie trzeba. No więc poszłyśmy.

Ps. Ten post może zawierać bardziej i mniej świadome spoilery!

"PAPIEROWE MIASTA" PAPIEROWYM FILMEM