"CICHO DZIECKO, CICHO, BO USŁYSZY CIĘ WIELKI ŚWIAT I NA PEWNO ZECHCE ZJEŚĆ"


Istnieją pewne gatunki zwierząt, które chcąc uniknąć ataku drapieżnika udają martwe. Tego typu sztuczki aktorskie pozwalają ujść z życiem wielu oposom, kameleonom, a nawet zaskrońcom zwyczajnym. Ciekawa kwestia, prawda? A co gdybym powiedziała że gatunek ludzki opanował do perfekcji podobne zachowania? Zdziwieni? Tak, więc zapraszam do podstawówki, gimnazjum, a nawet liceum gdzie roi się od ofiar wychowania "na oposa". Chociaż może to zły przykład w końcu opos ma wole życia, a wielu rodziców chce dla własnych dzieci wyłącznie cichej egzystencji. Jako osoba wychowana w zupełnie innym duchu czuję się przytłoczona zaskakującą liczbą ludzi wokół mnie, którzy milczą za wszelką cenę udając głuchych i ślepych. Czasem naprawdę trudno żyje się  wśród setek posągów poddających się rutynie codzienności i marazmie następnej doby. Wykonują kolejne czynności jak zaprogramowane roboty, nie myślą, starają się nie czuć i odciąć od bodźców zewnętrznych zwodzących ich na boczne drogi. Drogi, które tak naprawdę są kwintesencją prawdziwego życia, ale na nich nie ma osłony przed "wielkim światem". Słyszeli wiele historii na jego temat, które przedstawiały wyłącznie jeden skutek - spróbujesz się odezwać, a świat na pewno zechce Cię zjeść, więc cicho dziecko, cicho.

Byłam jeszcze wtedy w podstawówce - paskudne miejsce z tego co pamiętam. Mama gotowała obiad, a ja skarżyłam się, że moja klasa nie chce nic zrobić z faktem, iż zapowiedziano nam w danym tygodniu więcej sprawdzianów niż przewidywał szkolny regulamin. Byłam prawdziwie zbulwersowana biernością swoich kolegów, ale mamę moja historia kompletnie nie zdziwiła. "Skoro rodzice mają problem by odezwać się na zabraniu, zawalczyć o dobro własnego dziecka, to trudno dziwić się  milczeniu samych dzieciaków" - wyjaśniła z kpiną w głosie podobnie jak ja brzydząc się udawaniem niemowy. Tamtego dnia zrozumiałam, że nikt z nas nie rodzi się "oposem", to ludzie, którzy powinni dawać nam przykład decydują czy mamy się nimi stać i niestety zbyt często wybierają opcje chowania małych "oposiątek". A kiedy wzrasta się właśnie w takiej kulturze naprawdę trudno jest przejrzeć na oczy w życiu dorosłym...

Jako osoba nie mająca własnych dzieci mogę brzmieć mało wiarygodnie, tak więc pozwólcie, że będę mówić w imieniu młodych ludzi, których krzywdzi się zasłaniając im oczy, zatykając uszy, sznurując usta... Każdy człowiek rodzi się wolny, dlaczego więc uporczywie pragniemy zniewolić go własnymi przekonaniami i niekatulanymi morałami? Jaki cel ma rodzic upominając dziecko aby nie ważyło się powiedzieć nauczycielowi, że czuje się źle traktowane, że coś jest niesprawiedliwe, wręcz karze je za brak szacunku do wielkiego państwa profesorstwa choć tylko wspomniało matce lub ojcu, że w szkole dzieje się coś złego? Od razu widzę w głowię twarze pewnych belfrów, którzy prawdopodobnie cierpią na choroby psychiczne ponieważ jawnie wyżywają się na uczniach bez najmniejszego powodu. Być może odezwą się w tej sprawie dwie osoby, nawet  jakiś rodzic zechce zabrać głos, ale czym jest ta niewielka grupa wobec milczącej masy udającej, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo nauczyciel musi być surowy, bo trzeba hartować młodzież. I na nic zdają się poranne wymioty i trzęsące ręce dziecka, bo dla rodzica oposa znęcanie psychiczne to nadal hartowanie ducha. Kilka lat później małe oposiątko dzielnie znosi mobbing w swej pracy powtarzając w myślach, że życie musi tak wyglądać.

Kiedyś pewna osoba usłyszała od swojej matki, że w życiu trzeba robić rzeczy na które nie mamy ochoty. To stwierdzenie staje się mottem życiowym kolejnych pokoleń zaprogramowanych na przeżycie własnego życia w linii prostej - wstać rano, zjeść w biegu, wyjść do znienawidzonej pracy, odgrzać pierogi, wyjechać na jakiś urlop, przygotować święta, nie marzyć, nie myśleć zbyt wiele... Odhaczać kolejne godziny, dni, miesiące i lata, egzystować najciszej jak się da chowając kolejne małe oposiątka.  A niech by tylko młode chciało polatać za wysoko, niech by miało wielkie marzenia - zaraz rodzice mu przypomną, że opos nie ma skrzydeł. W życiu brakuje miejsca na pasje, na wielkie idee, gdybanie to strata czasu, a poradnikowe "bądź kim chcesz" to opium dla ślepego ludu - właśnie tak kreuje nam świat dorosłe pokolenie tłumacząc, że zrozumiemy jak już osiągniemy taki, a nie inny wiek. A co jeśli my nie chcemy tego wszystkiego zrozumieć? Jeśli pragniemy poniesieni na fali młodości zmienić coś na tym świecie? Dlaczego więc podłe oposy chcą zabić tlącą się w młodych potrzebę prawdziwego życia podsuwając im w zamian marną egzystencję? 

Jak śpiewa Sidney Polak człowiek jest wyłącznie sumą własnych oddechów. Ileż z przypisanej nam porcji wykorzystujemy na czynności, których nienawidzimy, które musimy wykonywać, bo właśnie takie jest życie, bo tak nas nauczyli? Każdy oddech, każde zaciągnięcie się powietrzem i wyzbycie dwutlenku węgla wydać by się mogło powtarzalną rutyną, studnią bez dana. Ale przecież każdy z nich jest inny, jeden jedyny, niepowtarzalny. Czy chcemy go marnować na marazm? Czy chcemy by nasze potomstwo go marnowało na marazm? Nie pójdę na wybory, bo mój głos i tak nic nie zmieni, nie będę ćwiczyć, bo już za późno na zmianę, nie ma sensu się uczyć skoro w tym kraju i tak nie znajdę pracy, nie będę spełniać własnych marzeń i rozwijać pasji, bo na chleb tym nie zarobię... taki przekaz dostaje setki moich znajomych od własnych rodziców! Ostatnio usłyszałam historię dziewczyny, która wybrała się do technikum aby mieć zawód, więc ani myśli o zdawaniu matury. Dla mnie jest to szokiem, dla osoby, która streszczała mi opowieść również, ale nic nie bierze się bez przyczyny  - stare oposy nie zaszczepią w młodych ambicji, nie będą motywacją.

Wartościowe przeżycie własnych dni nie musi oznaczać wynalezienia lekarstwa na raka lub rozdania majątku biednym. Czasem wystarczy drobny gest, nie odwrócenie twarzy w drugą stronę kiedy dzieje się coś wymagającego interwencji. Moje myśli od razu przywołują sytuację, której byłam uczestnikiem: mam czternaście lat wraz z przyjaciółką stoję na przystanku pełnym ludzi, wracamy ze szkoły jest godzina szesnasta, ale z racji zimy na dworze zapanował mrok. Kiedy czekamy na autobus pochłonięte rozmową, na miejscu zjawia się dwóch pijanych kibiców Śląska Wrocław. Tego wieczoru na stadionie miejskim miał odbyć się mecz, ale panowie byli już w wystarczająco "sportowym" nastroju. Milkniemy z przyjaciółką by niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi, ale niestety ci i tak postanowili do nas podejść. Udawanie, że nie słyszymy ich pijackiej gadki zdaje się na nic, w końcu jeden z nich zirytowany naszym milczeniem unosi rękę w moją stronę, automatycznie krzyczę by mnie natychmiast zostawił. W końcu drugi z kibiców odciąga kolegę, który na odchodne nazywa mnie najgorszym określeniem kurtyzany. Prawdę mówiąc do dziś zastanawiam się jak potoczyłaby się sytuacja gdyby jeden z mężczyzn nie był na tyle trzeźwy by odciągnąć od nas agresywnego kolegę... Przystanek pełen ludzi w tym kilku rosłych mężczyzn zaciekle wpatrywało się w ulicę udając, że nie widzi nieporadności czternastolatek wobec zaistniałej sytuacji. Wiem, że reagowanie budzi strach, że pozycja martwego oposa jest o wiele bardziej komfortową, ale gdyby każdego człowieka chowano w poczuciu obowiązku pomocy słabszym, w naszej obronie stanęli by wszyscy obecni, a wobec nich pijani kibice staliby się znacznie mniej groźni. 

Wydać by się mogło, że przeszło dwadzieścia kilka lat po obaleniu komunizmu "oposjonizm" będzie wygasał.... a jednak wciąż w doskonałej formie nadal szuka sobie ciała, w którym schroni się przed wielkim światem. Tak po cichu przeżyje dzień i prześpi noc, aż dobędzie ostatni dany mu na tej Ziemi oddech i zniknie na zawsze, po cichu rzecz jasna. W liceum, w którym się uczę stoi duży stół, na którym możemy wydrapywać nasze życiowe mądrości i różne rysunki. Największy z napisów jest krótki: Żyj! Przekaz jest jasny, tego i Wam życzę drodzy czytelnicy.


Ciekawa jestem jak Wy postrzegacie opisane zjawisko? 
_____________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

64 komentarze:

  1. Na ogół jest tak, że trudno kogoś nauczyć tego, czego się samemu nie potrafi więc oposy (podoba mi się to określenie) przekazują gen oposa swoim młodym, bo dostali go od swoich rodziców i tak to się toczy... Może być też tak, że każdy inaczej postrzega to, co kryje się pod hasłem "żyj", a my nie widzimy wszystkiego, co robią nasi bliźni. Masz jednak rację, że bierność to powszechna postawa i tylko przykro się robi, że ludzie przybierają ją również wtedy, kiedy ktoś inny znajduje się w niebezpieczeństwie - dobrze, że nic Wam się nie stało.

    Kto wie, może swoją odważną postawą zainspirujesz kogoś do zrzucenia futerka oposa? Trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, mam nadzieje, że chociaż garstkę osób przekonam do zrzucenia tego futerka, aby nam wszystkim żyło się na tym świecie lepiej.

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  2. Świetny wpis. Ja należę do osób z tej drugiej grupy. Wiecznie się wykłócających, takich którym w kasze nie da się dmuchać. To z kolei też ma swoje wady, palę za sobą mosty, żałuję kilku zachowań ale przynajmniej nikt mnie nie wykorzysta i nie zrobi ze mnie oposa, o którym wspominasz, bo się nie dam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio również miałam taki okres w swoim życiu, że trochę za dużo walczyłam i przesadziłam z paleniem mostów za sobą, ale czasem po prostu tak bywa grunt by nie przesadzić i w drugą stronę, ale dążyć do równowagi :)

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
    2. Miło wiedzieć, że nie jest się samemu... :)

      Usuń
  3. Właściwie zgadzam się z Tobą w 100%. Rodzice mnie wychowywali tak, bym umiała walczyć o swoje, choć czasami zdarzało się, że zapominali się, próbując ze mnie zrobić takie oposiątko. Na szczęście było to tylko chwilowe. Osobiście mam nadzieję wychować swoją córeczkę w odpowiednim kierunku. Nie chcę jej podcinać wymarzonych skrzydeł. Niech fruwa ile się da, i przeżywa jak najwięcej własnych oddechów :)
    P.S tam chyba miała być studnia bez dna? ;)
    Świetny tekst! Naprawdę bardzo dobry!
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komplement oraz wskazanie błędu - owszem miała być studnia, już poprawiam ;)
      Trzymam mocno kciuki by córeczka mogła polatać ile zachce i gratuluję Ci takiego mądrego podejścia do życia, Mała ma szczęście :))

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  4. Słyszałam nawet takie powiedzenie "Siedź w kącie, a znajdą cię". Całe pokolenia się na tym wychowywały. I choć może powiedzenie nie do końca trafia w sedno to coś w tym jest. Wiele ludzi nie chce zabierać głosu, pokazywać się, walczyć. Takie postawy też wpaja dzieciom - że nie warto, po co się angażować, brać odpowiedzialność. Tylko, że jak mamy mieć odważny naród, jak wielu ludzi będzie myślało w ten sposób? Jak młode pokolenia mają walczyć o swoje prawa, godność, jak nie będą miały odwagi, a co gorsza potrzeby? Tu leży problem i pomimo, że świadomość społeczna nieco się zmienia - nie można powiedzieć, że społeczeństwo ma siłę się sprzeciwiać niedogodnościom.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, nic dodać ni ująć, bardzo mądre spostrzeżenia :)

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  5. Poruszyłaś, Karolino, bardzo wiele bardzo ważnych tematów, i trudno odnieść się do całości. Nie mam w swoim domu zbyt wielu bibelotów, bo wyznaję minimalizm, jeden z nielicznych to pewnie znane Ci trzy małpki - jena zasłania sobie oczy, jedna usta, jedna uszy. Nie widzę, nie mówię, nie słyszę. A może właśnie, jak to wybrzmiewa z Twego tekstu - nie chcę widzieć, nie chcę mówić, nie chcę słyszeć. jest jednak jeszcze trzecia wersja - nie mogę widzieć, nie mogę mówić, nie mogę słyszeć. Nie chcę wyjśc na starą ciotkę - dobrą radę, jednak nie zawsze wszystko jest takie pięknie czarno - białe, i czasem coś robię, czasem nie chcę, czasem nie mogę. A czasem muszę, i to mnie akurat boli najbardziej. Oportunizm jest odrażający, w pełni się z Tobą zgadzam, jednak kto z nas NIGDY się tak nie zachował, naprawdę NIGDY, niech pierwszy rzuci kamieniem. Zawsze mówię, że wiem o sobie tylko tyle, ile dane mi było sprawdzić. Nie wiem, jak zachowam się, gdy bliskiej mi osobie, w szczególności dziecku czy wnukowi, ktoś przyłoży pistolet do głowy i mnie coś nakaże. Coś, z czym się nie zgadzam. Coś, co mnie brzydzi. Coś odrażającego. Coś, czego się nie robi. Gdyby ten pistolet był przy mojej głowie, byłoby jeszcze inaczej. Ale moje dziecko? Mój wnuk? Nie wiem, i mam nadzieję, że się nie dowiem, ale sądzę, że uległabym ratując ich życie. Przykład jest ekstremalny, wiem, i odbiega od przeciętnych wyborów dokonywanych przez tych, których określasz "oposami", w dodatku na przykład sytuację z nadmiarem klasówek przeżyłaś , i jak rozumiem, walczyłaś - niektórych stać będzie tylko, lub w ich mniemaniu , aż - na bierność. Inni ulegną. Bo tacy jesteśmy - różni. I, całkiem poważnie, to jest piękne. Ta różnorodność. A że czasami boli... Ja nie chcę żyć w społeczeństwie idealnym - a dlaczego, to historia na kolejne tysiące słów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, bardzo trafne odwołanie i ciekawe spostrzeżenie... Chyba każdy z nas zachował się kiedyś jak typowy oportunista, bo uważaliśmy, że tak będzie dla nas, dla kogoś z bliskich lepiej, grunt by dostrzegać, że tak postąpiliśmy i nie brać podobnego zachowania za normę.

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  6. Czasem rzeczywiście jest się zmuszonym do zrobienia czegoś, ale czy zawsze tak musi być? Przecież z reguły chodzi o nasze życie i warto się przeciwstawić, zrobić to dla samych siebie. A potem widzimy bierność w niebezpiecznych sytuacjach. Szacunek? Jak dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś jest belfrem, czy nie. Przecież nikt nikomu nie każe puszczać na drugą osobę wiązanek, wystarczy czasem jedno krótkie zdanie.
    Niektórzy rodzice robią ze swoich dzieci takie niemoty, a inni przesadzają w drugą stronę - dzieci wychodzą z domu z przekonaniem, że wszystko im się należy.
    Jak zwykle chodzi o złoty środek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ta druga strona medalu jest równie obrzydliwa, to przekonanie, że jest się panem świata i można każdemu ubliżyć - takich ludzi bardzo nie lubię. Oj tak złoty środek jak zwykle daje o sobie znać ;))

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  7. Ja na szczęście spotykam coraz więcej ludzi z pasjami, zainteresowaniami i chęcią do życia. Są nieszablonowi i nie boją się tego. Nie boją się również bronić słabszych i wybijać się z tłumu. Nauczycieli również poznaję wspaniałych... I takich ludzie wokół siebie Ci życzę. Wiary w nich także :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo, z chęcią takich ludzi "przygarnę" :D

      Usuń
  8. Wow! Poruszyłaś tutaj tyle życiowych wątków, że trudno się ustosunkować do wszystkiego, bo zajęłoby to pół Internetu:) Po pierwsze, jestem namacalnym dowodem na to, że dziecko nie ma nic do powiedzenia w szkole (dziecko, 18 letnia osoba nawet), że włożone ma do głowy, że nauczyciel to świętość i wszystko co mówi jest niepodważalne "a Tobie gówniarzu, nie wolno się nawet słówkiem odezwać". Tak jak podstawówkę wspominam bardzo dobrze, tak całe cztery lata liceum były dla mnie torturą psychiczną, przez osobę nauczycielki j. niemieckiego. Jej traktowanie mnie, wyśmiewanie przy całej klasie, poniżanie słowem doprowadziły mnie aż do próby samobójczej. W domu moja mama nawet nie słuchała tego co staram się jej powiedzieć, o tym jak się czuję chodząc na ten nieszczęsny niemiecki a jedyne co, to słyszałam od niej, że to wszystko i tak moja wina, bo się nie uczę. Cały sęk tej sytuacji leżał w moim zdrowiu a dokładnie w problemach wtedy z mową ale moja mama nie chciała tego nawet słyszeć i stawała murem za nauczycielem. Do dziś całe liceum jest dla mnie trumną.

    Pytasz dlaczego rodzice tak postępują i zakazują. Hmm, mogę odpowiedzieć na przykładzie mojej mamy jedynie, bo to udało mi się po latach zrozumieć. Dziecko jest wizytówką a często i samą osobą rodzica, załóżmy matki. Jeśli dziecko zrobi coś źle, to matka BOI SIĘ, że nauczyciel na nią nakrzyczy, że jest nieudolna w wychowaniu dziecka, że nic nie potrafi, że jest do niczego jako matka, ale też jako kobieta i człowiek. Dalej pociąga to za sobą innych. Jej STRACH się kumuluje. Nauczyciel ma pewną pozycję, więc mówi do zbioru osób, więc jest przekonana, że będzie o niej też mówił przy innych, pokaże ją palcem. Ci zgromadzeni tam ludzie, zaniosą tę informację dalej do innych i bardzo szybko zostanie wykluczona z grona tych z którymi nie warto się przyjaźnić, rozmawiać, utrzymywać kontakt. Po drugie dzieje się tak wtedy, jak jej życie osobiste jest puste. Wtedy szuka odniesienia do chwalenia się przed innymi osiągnięciami dziecka, jako swoimi a nie jego. Bo to, że dziecko dostało piątkę, czy wygrało konkurs to nie zasługa dziecka ale ( w jej myśleniu) tylko jej, bo gdyby nie jej opieka, ukierunkowanie, ciągłe napominanie aby się uczył, niekiedy krzyki i kary - dziecko nic sama z siebie by nie osiągnęło - bo jest dzieckiem a dzieci nie myślą logicznie - logicznie i życiowo myślą tylko rodzice. Itd itd.. dużo tego. Naprawdę..
    Mimo wszystko to przykre, bolesne i niesprawiedliwe. Pytanie na ile my (pokolenie tak w większości wychowane) przekażemy właściwe wartości swoim dzieciom. Bo jak sama napisałaś często poddajemy się ogólnemu milczeniu, bo nie mamy na tyle wiary w siebie aby przeciwstawić się panującym kanonom władzy, szkolnictwa i przynależności.
    Fajny temat. Dający do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za ten wspaniały komentarz, bardzo wyczerpujący i pokazujący mechanizmy społeczne. Bardzo współczuję takich trudnych (to nawet mało powiedziane) przeżyć i ich konsekwencji - dobrze, że na samej próbie samobójczej się skończyło i nie odebrałaś sobie życie. Moja koleżanka zna osobiście przypadek, w którym dziewczyna gnębiona przez nauczycielkę (rodzice nie reagowali) zabiła się. Rodzice ciężko to przeżyli, są w strasznym stanie, ale... może to zabrzmieć okrutnie nic nie dzieję się bez przyczyny... Nie wiem kim trzeba być by doprowadzić ucznia do kroku ostateczne, to już nie jest człowieka tylko potwór.

      Pozdrawiam, jeszcze raz dziękuję za udział w dyskusji i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  9. Przykro mi, że masz taką złą opinię o nauczycielach z podstawówki, bo właśnie w podstawówce uczyłam przez 35 lat.
    Wydaje mi się, że słusznym jest powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ty patrzysz na to z pozycji ucznia, ja nauczyciela.
    Pozdrawiam.
    Jako że mam też bloga na Bloggerze, to wyświetli Ci się adres mojego drugiego bloga, a nie tego na Onecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja podstawówka to było bardzo specyficzne miejsce. Nauczyciele uczyli tak, że gdy poszłam do gimnazjum kompletnie sobie nie radziłam z nauką, oczywiście później się "wgryzłam" w to wszystko i dałam radę, ale początki były straszne... A co do moich "kolegów" cóż to były dzieci sfrustrowanych rodziców, którzy mając nawet 30 lat doszli do wniosku, że w życiu nic dobrego już ich nie spotka, prawie, że oczekiwali na śmierć... a dzieciaki wzrastające w tej kulturze były po prosu straszne. Zazdrościły dosłownie wszystkiego, wystarczyło przyjść w nowych butach, albo wyjechać za granicę na wakacje by otrzymać okrutne epitety w zamian... Ja tu mówię o dzieciakach, a byli też nauczyciele o podobnych zachowaniach. Koszmar, na szczęście już za mną.

      Usuń
  10. Gdy byłam dzieckiem tradycja nakazywała wychowywać potomstwo w przekonaniu, że dzieci i ryby głosu nie mają. Na szczęście moi rodzice nie kultywowali tych tradycji, ale takich rodzin było mnóstwo. To często jak choroba przenosi się z pokolenia na pokolenie. Niektórzy ludzie maja wpojony "szacunek" dla dyrektora, ministra, profesora mimo wszystko, nie biorąc pod uwagę, że na autorytet trzeba zapracować, a ludzi powinno się szanować bez względu na zajmowane stanowisko i to działać winno w obie strony. Czasem byt określa świadomość i wolą nie wychylać się w obie przed jakąś stratą, nie każdy rodzi się bohaterem...a niektórzy po prostu nie wiedzą, że można inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, moi rodzice zawsze wpajali mi do głowy, że pani sprzątająca może być znacznie bardziej wartościowym człowiekiem od lekarza, profesora czy innej osoby wykształconej. Jestem im bardzo wdzięczna za tę naukę :))

      Usuń
  11. Chciałbym napisać coś mądrego albo chociaż oryginalnego, żeby sprawiać wrażenie, że bycie "oposem" jest mi obce; że ta nieznośna inercja może sobie dotyczyć całej masy ludzi, nad którymi mogę się pochylić i im powspółczuć albo którym mogę się dziwić i nie dowierzać. Rzecz w tym, że milion razy też trwałem w tej inercji i -- choć lubię czasem iść pod prąd -- bywa, że nie mam na to siły albo ochoty. Zgadzam się, że patrząc na takie postępowanie, nie sposób się na nie godzić. Problem w tym, że bycie kimś, kto raczej zrobi coś zamiast nie robić nic, jest niezwykle trudne i wymaga stałego doskonalenia. Nie zamierzam wcale tłumaczyć bierności. Bezradne stanie i przyglądanie się jawnej niesprawiedliwości jest złe. Tylko niech ktoś to powie ofiarom przemocy domowej, prześladowań czy jakiejkolwiek formy dyskryminacji. Kiedy przez Wrocław maszeruje zgraja ludzi zwiastujących "śmierć wrogom narodu", niemal wszyscy jesteśmy "oposami", a (czego kompletnie nie mogę pojąć) niektórzy nawet takie ruchy pochwalają. I wtedy jest mi wstyd za nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie każdy komentarz kwituję słowem "dokładnie", ale tak bardzo się zgadzam z moimi czytelnikami... Więc znów napiszę: dokładnie. Iść pod prąd to piękna rzecz, ale nadzwyczaj trudna, więc czasem każdy z nas sobie odpuszcza. Ludzka to rzecz.

      Wstyd się przyznać, bo jestem z Wrocławia, a o tym chorym marszu nie słyszałam... Ale o ile dobrze odczytuję naszą konstytucję (ma się ten rozszerzony wos :D) to, to jest już zadanie dla policji powstrzymanie nazistowskich i ksenofobicznych ruchów społecznych.

      Usuń
  12. Twój tekst jest naprawdę świetnie napisany i sprawił, że zaczęłam bardziej myśleć o "oposjoniźmie" - niestety na codzień spotykam się bardzo często z bierną postawą oraz z opiniami, że "a nie będę robił czegoś, ponieważ i tak to nic nie da". Marazm, czysty, marazm. Dziwi mnie to, tym bardziej, że coraz częściej słyszę to od młodych osób w swoim wieku, które "chciałyby się rozwijać, ale boją się, dlatego i tak nic nie robią", a szkoda, ponieważ nasz każdy oddech może być wyjątkowy!

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :))

      Najbardziej boli ten oposjanizm u młodych ludzi, którzy mają całe życie przed sobą...

      Usuń
    2. Jakimś cudem niemal wszyscy uwierzyliśmy Ci na słowo, że oposy w sytuacji zagrożenia udają nieżywych (czy to już przejaw oposjonizmu?). Nie dawało mi to spokoju, więc "poguglałem" na ten temat. Jak się okazuje, opos oposowi nierówny. Przytaczając artykuł z wikipedii, której też wierzymy na słowo, ale nie popadajmy w przesadyzm:

      The gray four-eyed opossum does not "play dead" like the North American Virginia opossum. Instead it is aggressive and fights with potential predators. Some displays of aggression include opening the mouth wide and hissing loudly. It is known to be "the fiercest fighter of the opossums".

      Usuń
    3. No proszę, a to dowód na to, że w każdym społeczeństwie znajdą się dobre wyjątki ;))

      Usuń
  13. Mam mieszane uczucia, gdy to czytam. Z jednej strony bycie 'oposem' mnie bulwersuje, bo aż widzę te wszystkie sytuacje, w których zrywałam się do działania, niekiedy aż nadto gwałtownie, więc nie rozumiem, jak można nic nie robić w kierunku poprawy, rozwoju, czy czegokolwiek, tzn. jak można po prostu przyzwalać na to, co się dzieje wokół, bez względu na to, jaki ma efekt. Po czym przypominam sobie, że faktycznie, mnóstwo razy słyszałam pytania typu 'po co to wszystko', sugerujące, że powinnam siedzieć cicho i się nie wychylać. Może robiłam to w zły sposób, ale nie potrafiłabym pozostać bierna. Chyba po prostu gdzieś pomiędzy ważniejszymi zdarzeniami, które w dużej mierze mnie ukształtowały, nauczyłam się walczyć o to, czego chcę i zawsze mówić głośno, co myślę. Mam nadzieję, że pozwoli mi to nie stać się nigdy oposem, czego chyba bym nie zniosła. Aż przykro czytać, czy patrzeć na ulicy na tak liczne przykłady tego typu zachowania, które chociażby opisałaś. Dobrze jednak, że są także ludzie, którzy może któregoś dnia wyprą oposy, działając i, tak jak napisałaś, po prostu żyjąc. Swoją drogą chciałabym zobaczyć ten stół, świetny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie postaram się kiedyś zrobić mu zdjęcie i tutaj wrzucić ;))

      Usuń
  14. Ludzie często boją się zareagować na złe traktowanie. Boją się wyjść przed szereg i zwrócić na siebie uwagę. Myślę, że jest to najczęściej spowodowane brakiem zaufania do siebie samego, zbyt niska samoocena czy też po prostu nadmiernym skupieniem się na sobie.
    Jakiś czas temu byłam na dworcu i spieszyłam się na pociąg. W pewnym momencie słyszę huk i widzę, jak kobieta spada z samej góry schodów ruchomych. Jej walizka zatrzymała się na nogach faceta zjeżdżającego niżej. Ona z głową w dół, z kompletnie rozwalonym nosem i cała we krwi leży i nie może się podnieść. Facet udawał, że nic się nie stało. Podbiegłam do niej, aby jej pomóc. Godziny szczytu, pełno ludzi. Wszyscy udawali, że nic nie widzę. Znieczulica ludzka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czegoś takiego to już kompletnie nie jestem wstanie pojąć... Bo przecież tu nie chodzi o konfrontacje z oprawcą tylko zwykłą pomoc kobiecie, która doznała upadku. Ta znieczulica niesamowicie boli.

      Usuń
  15. Muszę przyznać, że moi rodzice mieli i mają takie myślenie "oposów", które zawsze mnie irytowało i przeciw któremu z lepszym bądź często gorszym skutkiem się buntowałam. W szkole mówili, że niepotrzebnie się za dobrze uczę. Marzenia mi wyśmiewali. Na każde podjęte hobby patrzeli krzywym okiem. A przy wyborze studiów mówili "na te nie idź, bo nie dasz sobie rady". No cóż, czasem mam wrażenie, że żyjemy w dwóch zupełnie różnych światach.
    A z drugiej strony faktem jest, że z biegiem lat tracimy trochę na idealizmie młodości. Jasne, jeśli w dużej mierze spełniamy się, odnosimy sukcesy, udaje nam się to, co sobie założyliśmy, sprawa wygląda inaczej. Ale nieraz zdarza się, że życie rzuca nam kłody pod nogi i choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie jesteśmy w stanie spełnić swoich celów. Z czasem też dostrzega się rzeczy, na jakie wcześniej zupełnie nie zwracało się uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że strasznie się tego boję, że gdy tak naprawdę "dorosnę" utracę moją potrzebę zmiany świat....

      Usuń
  16. KOCHANI CZYTELNICY NAJMOCNIEJ WAS PRZEPRASZAM ZA TAK PÓŹNĄ MODERACJE KOMENTARZY I ODWIEDŹ NA NIE - OSTATNIO ZA DUŻO SIĘ DZIEJĘ I ZWYCZAJNIE NIE NADĄŻAM ;))

    OdpowiedzUsuń
  17. "Że opos nie ma skrzydeł" - tym zdaniem podsumowałaś wszystkich tych, którzy skrzydła podcinają... A tak być nie powinno.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobrze napisane. Zwróciłaś uwagę na powszechny problem, którego nikt nie zauważa albo zwyczajnie nie chce zauważyć. Sama jestem osobą, która nie chce się nagiąć, przez co często jestem uważana za buntownika z niewyparzonym językiem. Jest jednak pewne wytłumaczenie tej bierności- to po prostu chęć przynależenia do grupy, a niechęć do odstawania. Ludzie to stadne stworzenia i nie chcą być wyrzutkami, przez co często przytakują, tylko dlatego, że inni tak robią. Tak zresztą zaprogramowane są nasze mózgi. Jest sporo filmów dokumentalnych o tym na youtubie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie muszę nadrobić te filmy, ciekawa jestem jak twórcy "ugryźli" temat :)

      Usuń
  19. "Oposjonizm..." fajnie to nazwałaś :) Też myślałam, że to relikt po PRL... Nie jest tak? To bardzo nie dobrze! Ja jestem od małego uczona walczyć o swoje, nie mam problemów z tym, żeby głośno powiedzieć, co mi się nie podoba i z tej możliwości nad wyraz często korzystam. Junior też już nie daje sobie w kaszę dmuchać, mimo, że ma lat 3 i w żadnym razie nie zamierzam go zamieniać w oposa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaki od początku trzeba uczyć pewnych zachowań, albo wręcz nie odczuać, bo większość z nas rodzi się z poczuciem walki o swoje i ważne by tego nie zabić, a lekko utemperować :))

      Usuń
  20. Po przeczytaniu Twojego postu mam pewne spostrzeżenia na temat swojego życia, może nie do końca w temacie, ale jednak ;)Ja strasznie żałuję, że nie mogę realizować siebie, trochę z własnej winy bo boję się zawirowań w życiu, rzucenia dotychczasowych zajęć... Brakuje mi odwagi :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do każdej zmiany należy dojrzeć. Jeżeli będziesz niedojrzała, to możesz tej zmiany żałować. Z drugiej strony, jeśli się tkwi w czymś, czego się nie lubi, to niestety z biegiem lat stajemy się bardziej sfrustrowani, wypalamy się zawodowo, dopada nas depresja. Zawsze należy zrobić bilans zysków i ewentualnych strat i trzeba mieć za sobą ludzi, którzy w dążeniach do celu będą Ciebie wspierali!

      Usuń
    2. Dokładnie, bardzo mądrze powiedziane.

      Usuń
  21. Hej! Nie czepiajmy się tych pierogów! Uwielbiam pierogi (odgrzewane czy nie) i nie dam złego słowa powiedzieć o mojej ukochanej potrawie :D Ale co do reszty się zgadzam... Mnie rodzice też zawsze strofowali, żeby nie kwestionować nauczycieli, starszych itd, itp. Nawet jak ewidentnie nie mieli rację. Starałam się iść temu pod prąd i czasami dostawałam po głowie za "niesubordynację", ale i tak cieszę się, że nie dałam się wpędzić w bycie "oposiątkiem". Z resztą aż dziwię się, że mnie tak próbowali uczyć, bo sami "oposami starcami" nie są :/ Pewnie to jakieś odruchowe działania tu decydowały. Zbiegiem lat widzę, że jednak zaczęli doceniać mój silny charakter i dążenie do prawdy i poszanowania mojego zdania, a nie dawaniu się tłamsić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, a ja z kolei nie lubię (za wyjątkiem tych, które robi moja babcia), więc postanowiłam je tu umieścić :D

      No właśnie jeśli jest się wystarczająco silnym to "oposowe szkolenie" zda się na nic, niestety jednak wiele osób nie potrafi przeciwstawić się woli rodziców. Oczywiście nikogo nie obwiniam i nie osądzam, bo przecież sama nie wiem jak bym się zachowała żyjąc w innej rodzinie. Na szczęście nie musiałam się martwić o tego typu kwestie :))

      Usuń
  22. Moja mama zawsze mnie ostrzegała, że świat jest zły i niedobry, ludzie samolubni, okropni i skupieni wyłącznie na własnych interesach, więc mam być ostrożna i nieufna. Teraz się próbuję oduczyć lęku, bo jest to moja pierwsze reakcja na odgłos kroków wieczorem czy zagajenie w autobusie. Mam nadzieję, że jeśli będę miała dzieci to im tego lęku w spadku nie przekażę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie zwykle trudna kwestia. Ostatnio zastawiałyśmy się z przyjaciółką jak każda z nas chciałaby wychować własne, potencjalne dzieci i... No właśnie i jest to naprawdę skomplikowany proces. Jak nauczyć dziecko bycia silnym, a jednocześnie przestrzec przed złem, które naprawdę czyha na świecie...

      Usuń
  23. Byłam świadkiem mnóstwa takich przypadków i masz ogromną rację, bo niestety wychowanie 'na oposa' wynosi się z domu. Od małego dziecko jej przyzwyczajone do bierności, bo wie, że jak zacznie się wiercić, hałasować w miejscu publicznym, to zaraz zostanie skarcone. Naprawdę nie rozumiem takich ludzi, którzy odwracają wzrok, żeby tylko nie dostrzec krzywdy innych. Tym zachowaniem również przyczyniają się do winy. Denerwuje mnie społeczna znieczulica, dlatego trzeba z nią walczyć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak społeczna znieczulica to zaraza zdaje się nie do wytępienia, ale może poniesieni falą młodości zdołamy z nią wygrać...

      Usuń
  24. W bardzo mądry, realny i rzeczywisty sposób opisałaś ludzką obojętność i wszech obecną znieczulicę, na ludzkie życie a nawet względem natury. Nie należę do ludzkiego rodzaju słupów, ścian i murów i prawdę powiedziawszy, nie lubię tego rodzaju ludzi. Nie znoszę, kiedy trzeba zająć głos i odpowiednio do sytuacji działać a jest cisza i udawanie, że się nic nie dzieje. Kiedy trzeba, podnoszę głos i działam jak należy i dlatego, nie jestem zbytnio lubiana bo przeszkadzam tym co lubią się pastwić nad innymi, myśląc że ujdzie im to bezkarnie. Ale mam to w nosie, że tak powiem czy ktoś mnie lubi czy nie, ważne by nie działa się komukolwiek jakaś krzywda i to jest dla mnie najważniejsze i tak ogólnie być powinno, a niestety nie jest :( Bardzo konkretnie opisałaś autentyczny stan ludzkich się zachowań. Brawo! Mądra i ogromnie wrażliwa z Ciebie dziewczyna i tak trzymaj! Pozdrawiam Cię Karolinko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za tyle ciepłych słów :))
      Również gorąco pozdrawiam

      Usuń
  25. Bardzo mądrze opisałaś ten wszechobecny stan rzeczy, nie znoszę ludzi posągów. Bycie odpowiedzialnym człowiekiem wymaga odwagi, na którą powinno być każdego stać wtedy kiedy trzeba. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak, na co dzień słyszy się narzekania, słowa zniechęcające do działania. Lubimy narzekać, może też dlatego, że nie mamy siły i ochoty walczyć z utartymi schematami. Albo po prostu nam się nie chce. Często jak słyszę, szczególnie o pracy, że trzeba pracować nawet jeśli to, co robię nie sprawia mi przyjemności, bo tak musi być, to mnie krew zalewa i obiecuję sobie, że znajdę taką pracę, która da mi coś więcej jak poczucie stabilizacji i przysłowiowy chleb. Wszyscy zapomnieli już, żeby praca dawała też satysfakcję! I jeszcze ważne, żeby w pracy, zresztą w każdej dziedzinie życia, rozwijać się, każdego dnia na nowo. Być lepszym od siebie z dnia poprzedniego, nie pozwolić na marazm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, to dziwne przekonanie, że pracy trzeba nienawidzić doprowadza mnie do szału, a jak do tego dojdą te wszystkie rady "oj jak humanistka to będzie bezrobotną" to autentycznie mam ochotę krzyczeć... O tym również pragnę kiedyś napisać, ale na razie podchodzę do tematu jeszcze zbyt emocjonalnie ;)

      Usuń
  27. W niektórych przypadkach bycie oposem wzięło się z tego, że w domu lepiej było milczeć. Wtedy matka nie krzyczała, a ojciec nie bił. Wiem, że to skrajne sytuacje, ale na nie też trzeba zwrócić uwagę. Poza tym, skoro niektórzy chcą być oposami, ja nie mam nic przeciwko, niech będą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja prawdę mówiąc mam... Bo taki "opos" nie krzywdzi tylko siebie, ale swoje dzieci, znajomych i całe otoczenie. Jego bierność, znieczulica i udawanie, że "wszystko gra" kiedy dzieje się źle jest po prostu niebezpieczne.

      Usuń
  28. Niezwykle ciekawie /Definiujesz/ po codziennych obszarach życia, temat konkretny i na czasie z którym trudno się nie zgodzić a płynąca z niego refleksja, powinna przemówić do każdego kto stoi okoniem wobec tak ważnych i istotnych kwestiach życia, które nikogo z nas nie omija. Jestem pod miłym wrażeniem, że tak młoda osoba tak poważnie myśli i zajmuje w świecie niezwykle mądry i niezbędny a wręcz konieczny głos. A ponieważ, doświadczyłem ogromnej bierności ludzi mi bliskich a także i tych dalszych, a więc tym bardziej mnie swoimi spostrzeżeniami codziennego życia zadziwiasz i powiem szczerze, że właśnie taką córkę chciałbym mieć a niestety nie mam wogóle dzieci bo jak to się potocznie mówi /nie zdążyłem/ a szkoda :( Miło, że Jesteś :) Uszanowanko Karolinko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, bardzo mi miło :)

      Usuń
    2. Świetny post, ja naleze do drugiej grupy ludzi, zazwyczaj ma byc tak jak chce i robie wszystko zeby tylko tak bylo przez co nieraz duzo ludzi sie ode mnie odwraca..

      http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam :) Jeśli Ci się spodoba-zaobserwuj :)

      Usuń
    3. Świetny post, ja naleze do drugiej grupy ludzi, zazwyczaj ma byc tak jak chce i robie wszystko zeby tylko tak bylo przez co nieraz duzo ludzi sie ode mnie odwraca..

      http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam :) Jeśli Ci się spodoba-zaobserwuj :)

      Usuń
  29. Bardzo ciekawy wpis! :)

    Ja mam wrażenie, że często bycie takim oposem jest niczym innym jak tylko pancerzem, mechanizmem obronnym przez złym, otaczającym światem...

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo spodobał mi sie temat, który poruszyłaś. Musze przyznać, że może kiedyś byłam takim oposem, choć moi rodzice są zupełnie inni, ale obecnie staram się taką osobą nie być. W końcu każdy może się zmienić, prawda? Jednak jak obserwuję ludzi to dochodzę do tego samego wniosku co ty, większość osób przyjmuje postawę bierną, a często właśnie takie zachowanie bierze się z domu. Jeśli chodzi o mnie wydaje mi się, że takim oposem już nie jestem. Odzywam się i zabieram głos, jednak powstrzymuje się od wypowiedzenia czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  31. Skoro wieki przemian politycznych i kulturowych nie zmieniły natury człowieka, to jakim cudem miałby to uczynić fakt "obalenia Komunizmu"? A owi kibice, pewnie na co dzień to przykładni uczniowie/pracownicy, członkowie rodzin. Zamroczenie używkami potrafi zrobić potwora z najmilszego człowieka. Bo w każdym z nas drzemie morderca (pisał w tym Erich Fromm).
    Człowiek najchętniej działa, kiedy jest w grupie sobie podobnych, a na ulicy wszyscy są sobie obcy.
    Doskonale Ciebie rozumiem Karolino, że czujesz się przytłoczona pewnymi aspektami życia. Miałam tak samo non stop, ale życie mnie w pewnym stopniu znieczuliło.

    Marnowanie czasu jest względne, jak wszystko zresztą. Osoby nie przejawiające ochoty na poznawanie świata poza kręgiem codziennych spraw są w społeczeństwach całego świata w większości. Niegdyś się temu dziwiłam, a dzisiaj właściwie nie zwracam na to uwagi i robię swoje.
    Ludzie twórczy (obojętnie w jakiej dziedzinie sztuki) czują się nieco lepsi/wartościowsi od tych, którzy jedynie ograniczają się do jej odbioru. Osoby, które poświęcaj czas na jej odbiór z kolei uważają, że stoją na wyższym szczeblu rozwoju intelektualnego od ludzi żyjących wyłącznie dniem codziennym. Ci z kolei krzywo patrzą na tych, którzy mają gdzieś sprawy doczesne. A owi (np. Buddyści) czują się bardziej rozwinięci duchowo od całej reszty. To tak w dużym uproszczeniu. Doszłam do takiego etapu w życiu, iż uważam, że nie jest ważne jak kto układa sobie życie, ale to czy jest mu z tym wygodnie.
    Jednakże pisanie o tym jest potrzebne, bo czasem może wzniecić u czytelnika iskierkę zainteresowania czymś nowym. Zapoczątkować odmianę jakości życia. Oczywiście pod warunkiem, że nie jest buddyjskim mnichem.

    Z umiejętnością udawania martwego przez ludzi zetknęłam się dawno temu, przy okazji której rocznicy wybuchu II wojny światowej. Ktoś udawał martwego nie trafiony kulą podczas rozstrzeliwania mieszkańców pewnej kamienicy, w czasie hitlerowskiej okupacji. W miarę mojego interesowania się historią dowiedziałam się, że nie było to rzadkością.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. Czytam, czytam i ... zachwycam się tym jak dobrze opisałaś tą dzisiejszą rzeczywistość. Uczy się nas bycia biernym, podporządkowanym, jednym z wielu. Myślę, że głownym celem rodziców jest ochronienie dziecka przed krzywdą, na którą może się narazić wystając z szeregu. Dlatego, że oni, mimo że dorośli, nadal się tego boją i projektują ten strach na swoje dzieci. Jak wiele projektujemy na innych, nie zdając sobie z tego sprawy!

    Dodatkowo dziedziczymy masowo poczucie krzywdy i bólu- bo jak mam szukać szczęścia, jak mam się spełniać, jeśli moi rodzice są tak skrzywdzeni i smutni? Dzieci często nie stawiają tego ostatniego kroku do spełnienia, bo powstrzymuje ich wrodzone już poczucie winy- że będę szczęsliwy, podczas gdy moi bliscy cierpią. To nielogiczne, a jednak tak często spotykane.

    Dziękuję Ci za ten post, świetnie się go czyta :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



"CICHO DZIECKO, CICHO, BO USŁYSZY CIĘ WIELKI ŚWIAT I NA PEWNO ZECHCE ZJEŚĆ"


Istnieją pewne gatunki zwierząt, które chcąc uniknąć ataku drapieżnika udają martwe. Tego typu sztuczki aktorskie pozwalają ujść z życiem wielu oposom, kameleonom, a nawet zaskrońcom zwyczajnym. Ciekawa kwestia, prawda? A co gdybym powiedziała że gatunek ludzki opanował do perfekcji podobne zachowania? Zdziwieni? Tak, więc zapraszam do podstawówki, gimnazjum, a nawet liceum gdzie roi się od ofiar wychowania "na oposa". Chociaż może to zły przykład w końcu opos ma wole życia, a wielu rodziców chce dla własnych dzieci wyłącznie cichej egzystencji. Jako osoba wychowana w zupełnie innym duchu czuję się przytłoczona zaskakującą liczbą ludzi wokół mnie, którzy milczą za wszelką cenę udając głuchych i ślepych. Czasem naprawdę trudno żyje się  wśród setek posągów poddających się rutynie codzienności i marazmie następnej doby. Wykonują kolejne czynności jak zaprogramowane roboty, nie myślą, starają się nie czuć i odciąć od bodźców zewnętrznych zwodzących ich na boczne drogi. Drogi, które tak naprawdę są kwintesencją prawdziwego życia, ale na nich nie ma osłony przed "wielkim światem". Słyszeli wiele historii na jego temat, które przedstawiały wyłącznie jeden skutek - spróbujesz się odezwać, a świat na pewno zechce Cię zjeść, więc cicho dziecko, cicho.

Byłam jeszcze wtedy w podstawówce - paskudne miejsce z tego co pamiętam. Mama gotowała obiad, a ja skarżyłam się, że moja klasa nie chce nic zrobić z faktem, iż zapowiedziano nam w danym tygodniu więcej sprawdzianów niż przewidywał szkolny regulamin. Byłam prawdziwie zbulwersowana biernością swoich kolegów, ale mamę moja historia kompletnie nie zdziwiła. "Skoro rodzice mają problem by odezwać się na zabraniu, zawalczyć o dobro własnego dziecka, to trudno dziwić się  milczeniu samych dzieciaków" - wyjaśniła z kpiną w głosie podobnie jak ja brzydząc się udawaniem niemowy. Tamtego dnia zrozumiałam, że nikt z nas nie rodzi się "oposem", to ludzie, którzy powinni dawać nam przykład decydują czy mamy się nimi stać i niestety zbyt często wybierają opcje chowania małych "oposiątek". A kiedy wzrasta się właśnie w takiej kulturze naprawdę trudno jest przejrzeć na oczy w życiu dorosłym...

Jako osoba nie mająca własnych dzieci mogę brzmieć mało wiarygodnie, tak więc pozwólcie, że będę mówić w imieniu młodych ludzi, których krzywdzi się zasłaniając im oczy, zatykając uszy, sznurując usta... Każdy człowiek rodzi się wolny, dlaczego więc uporczywie pragniemy zniewolić go własnymi przekonaniami i niekatulanymi morałami? Jaki cel ma rodzic upominając dziecko aby nie ważyło się powiedzieć nauczycielowi, że czuje się źle traktowane, że coś jest niesprawiedliwe, wręcz karze je za brak szacunku do wielkiego państwa profesorstwa choć tylko wspomniało matce lub ojcu, że w szkole dzieje się coś złego? Od razu widzę w głowię twarze pewnych belfrów, którzy prawdopodobnie cierpią na choroby psychiczne ponieważ jawnie wyżywają się na uczniach bez najmniejszego powodu. Być może odezwą się w tej sprawie dwie osoby, nawet  jakiś rodzic zechce zabrać głos, ale czym jest ta niewielka grupa wobec milczącej masy udającej, że wszystko jest w najlepszym porządku, bo nauczyciel musi być surowy, bo trzeba hartować młodzież. I na nic zdają się poranne wymioty i trzęsące ręce dziecka, bo dla rodzica oposa znęcanie psychiczne to nadal hartowanie ducha. Kilka lat później małe oposiątko dzielnie znosi mobbing w swej pracy powtarzając w myślach, że życie musi tak wyglądać.

Kiedyś pewna osoba usłyszała od swojej matki, że w życiu trzeba robić rzeczy na które nie mamy ochoty. To stwierdzenie staje się mottem życiowym kolejnych pokoleń zaprogramowanych na przeżycie własnego życia w linii prostej - wstać rano, zjeść w biegu, wyjść do znienawidzonej pracy, odgrzać pierogi, wyjechać na jakiś urlop, przygotować święta, nie marzyć, nie myśleć zbyt wiele... Odhaczać kolejne godziny, dni, miesiące i lata, egzystować najciszej jak się da chowając kolejne małe oposiątka.  A niech by tylko młode chciało polatać za wysoko, niech by miało wielkie marzenia - zaraz rodzice mu przypomną, że opos nie ma skrzydeł. W życiu brakuje miejsca na pasje, na wielkie idee, gdybanie to strata czasu, a poradnikowe "bądź kim chcesz" to opium dla ślepego ludu - właśnie tak kreuje nam świat dorosłe pokolenie tłumacząc, że zrozumiemy jak już osiągniemy taki, a nie inny wiek. A co jeśli my nie chcemy tego wszystkiego zrozumieć? Jeśli pragniemy poniesieni na fali młodości zmienić coś na tym świecie? Dlaczego więc podłe oposy chcą zabić tlącą się w młodych potrzebę prawdziwego życia podsuwając im w zamian marną egzystencję? 

Jak śpiewa Sidney Polak człowiek jest wyłącznie sumą własnych oddechów. Ileż z przypisanej nam porcji wykorzystujemy na czynności, których nienawidzimy, które musimy wykonywać, bo właśnie takie jest życie, bo tak nas nauczyli? Każdy oddech, każde zaciągnięcie się powietrzem i wyzbycie dwutlenku węgla wydać by się mogło powtarzalną rutyną, studnią bez dana. Ale przecież każdy z nich jest inny, jeden jedyny, niepowtarzalny. Czy chcemy go marnować na marazm? Czy chcemy by nasze potomstwo go marnowało na marazm? Nie pójdę na wybory, bo mój głos i tak nic nie zmieni, nie będę ćwiczyć, bo już za późno na zmianę, nie ma sensu się uczyć skoro w tym kraju i tak nie znajdę pracy, nie będę spełniać własnych marzeń i rozwijać pasji, bo na chleb tym nie zarobię... taki przekaz dostaje setki moich znajomych od własnych rodziców! Ostatnio usłyszałam historię dziewczyny, która wybrała się do technikum aby mieć zawód, więc ani myśli o zdawaniu matury. Dla mnie jest to szokiem, dla osoby, która streszczała mi opowieść również, ale nic nie bierze się bez przyczyny  - stare oposy nie zaszczepią w młodych ambicji, nie będą motywacją.

Wartościowe przeżycie własnych dni nie musi oznaczać wynalezienia lekarstwa na raka lub rozdania majątku biednym. Czasem wystarczy drobny gest, nie odwrócenie twarzy w drugą stronę kiedy dzieje się coś wymagającego interwencji. Moje myśli od razu przywołują sytuację, której byłam uczestnikiem: mam czternaście lat wraz z przyjaciółką stoję na przystanku pełnym ludzi, wracamy ze szkoły jest godzina szesnasta, ale z racji zimy na dworze zapanował mrok. Kiedy czekamy na autobus pochłonięte rozmową, na miejscu zjawia się dwóch pijanych kibiców Śląska Wrocław. Tego wieczoru na stadionie miejskim miał odbyć się mecz, ale panowie byli już w wystarczająco "sportowym" nastroju. Milkniemy z przyjaciółką by niepotrzebnie nie zwracać na siebie uwagi, ale niestety ci i tak postanowili do nas podejść. Udawanie, że nie słyszymy ich pijackiej gadki zdaje się na nic, w końcu jeden z nich zirytowany naszym milczeniem unosi rękę w moją stronę, automatycznie krzyczę by mnie natychmiast zostawił. W końcu drugi z kibiców odciąga kolegę, który na odchodne nazywa mnie najgorszym określeniem kurtyzany. Prawdę mówiąc do dziś zastanawiam się jak potoczyłaby się sytuacja gdyby jeden z mężczyzn nie był na tyle trzeźwy by odciągnąć od nas agresywnego kolegę... Przystanek pełen ludzi w tym kilku rosłych mężczyzn zaciekle wpatrywało się w ulicę udając, że nie widzi nieporadności czternastolatek wobec zaistniałej sytuacji. Wiem, że reagowanie budzi strach, że pozycja martwego oposa jest o wiele bardziej komfortową, ale gdyby każdego człowieka chowano w poczuciu obowiązku pomocy słabszym, w naszej obronie stanęli by wszyscy obecni, a wobec nich pijani kibice staliby się znacznie mniej groźni. 

Wydać by się mogło, że przeszło dwadzieścia kilka lat po obaleniu komunizmu "oposjonizm" będzie wygasał.... a jednak wciąż w doskonałej formie nadal szuka sobie ciała, w którym schroni się przed wielkim światem. Tak po cichu przeżyje dzień i prześpi noc, aż dobędzie ostatni dany mu na tej Ziemi oddech i zniknie na zawsze, po cichu rzecz jasna. W liceum, w którym się uczę stoi duży stół, na którym możemy wydrapywać nasze życiowe mądrości i różne rysunki. Największy z napisów jest krótki: Żyj! Przekaz jest jasny, tego i Wam życzę drodzy czytelnicy.


Ciekawa jestem jak Wy postrzegacie opisane zjawisko? 
_____________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

Share This Article:

CONVERSATION

64 komentarze :

  1. Na ogół jest tak, że trudno kogoś nauczyć tego, czego się samemu nie potrafi więc oposy (podoba mi się to określenie) przekazują gen oposa swoim młodym, bo dostali go od swoich rodziców i tak to się toczy... Może być też tak, że każdy inaczej postrzega to, co kryje się pod hasłem "żyj", a my nie widzimy wszystkiego, co robią nasi bliźni. Masz jednak rację, że bierność to powszechna postawa i tylko przykro się robi, że ludzie przybierają ją również wtedy, kiedy ktoś inny znajduje się w niebezpieczeństwie - dobrze, że nic Wam się nie stało.

    Kto wie, może swoją odważną postawą zainspirujesz kogoś do zrzucenia futerka oposa? Trzymam kciuki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, mam nadzieje, że chociaż garstkę osób przekonam do zrzucenia tego futerka, aby nam wszystkim żyło się na tym świecie lepiej.

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  2. Świetny wpis. Ja należę do osób z tej drugiej grupy. Wiecznie się wykłócających, takich którym w kasze nie da się dmuchać. To z kolei też ma swoje wady, palę za sobą mosty, żałuję kilku zachowań ale przynajmniej nikt mnie nie wykorzysta i nie zrobi ze mnie oposa, o którym wspominasz, bo się nie dam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ostatnio również miałam taki okres w swoim życiu, że trochę za dużo walczyłam i przesadziłam z paleniem mostów za sobą, ale czasem po prostu tak bywa grunt by nie przesadzić i w drugą stronę, ale dążyć do równowagi :)

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
    2. Miło wiedzieć, że nie jest się samemu... :)

      Usuń
  3. Właściwie zgadzam się z Tobą w 100%. Rodzice mnie wychowywali tak, bym umiała walczyć o swoje, choć czasami zdarzało się, że zapominali się, próbując ze mnie zrobić takie oposiątko. Na szczęście było to tylko chwilowe. Osobiście mam nadzieję wychować swoją córeczkę w odpowiednim kierunku. Nie chcę jej podcinać wymarzonych skrzydeł. Niech fruwa ile się da, i przeżywa jak najwięcej własnych oddechów :)
    P.S tam chyba miała być studnia bez dna? ;)
    Świetny tekst! Naprawdę bardzo dobry!
    Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komplement oraz wskazanie błędu - owszem miała być studnia, już poprawiam ;)
      Trzymam mocno kciuki by córeczka mogła polatać ile zachce i gratuluję Ci takiego mądrego podejścia do życia, Mała ma szczęście :))

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  4. Słyszałam nawet takie powiedzenie "Siedź w kącie, a znajdą cię". Całe pokolenia się na tym wychowywały. I choć może powiedzenie nie do końca trafia w sedno to coś w tym jest. Wiele ludzi nie chce zabierać głosu, pokazywać się, walczyć. Takie postawy też wpaja dzieciom - że nie warto, po co się angażować, brać odpowiedzialność. Tylko, że jak mamy mieć odważny naród, jak wielu ludzi będzie myślało w ten sposób? Jak młode pokolenia mają walczyć o swoje prawa, godność, jak nie będą miały odwagi, a co gorsza potrzeby? Tu leży problem i pomimo, że świadomość społeczna nieco się zmienia - nie można powiedzieć, że społeczeństwo ma siłę się sprzeciwiać niedogodnościom.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, nic dodać ni ująć, bardzo mądre spostrzeżenia :)

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  5. Poruszyłaś, Karolino, bardzo wiele bardzo ważnych tematów, i trudno odnieść się do całości. Nie mam w swoim domu zbyt wielu bibelotów, bo wyznaję minimalizm, jeden z nielicznych to pewnie znane Ci trzy małpki - jena zasłania sobie oczy, jedna usta, jedna uszy. Nie widzę, nie mówię, nie słyszę. A może właśnie, jak to wybrzmiewa z Twego tekstu - nie chcę widzieć, nie chcę mówić, nie chcę słyszeć. jest jednak jeszcze trzecia wersja - nie mogę widzieć, nie mogę mówić, nie mogę słyszeć. Nie chcę wyjśc na starą ciotkę - dobrą radę, jednak nie zawsze wszystko jest takie pięknie czarno - białe, i czasem coś robię, czasem nie chcę, czasem nie mogę. A czasem muszę, i to mnie akurat boli najbardziej. Oportunizm jest odrażający, w pełni się z Tobą zgadzam, jednak kto z nas NIGDY się tak nie zachował, naprawdę NIGDY, niech pierwszy rzuci kamieniem. Zawsze mówię, że wiem o sobie tylko tyle, ile dane mi było sprawdzić. Nie wiem, jak zachowam się, gdy bliskiej mi osobie, w szczególności dziecku czy wnukowi, ktoś przyłoży pistolet do głowy i mnie coś nakaże. Coś, z czym się nie zgadzam. Coś, co mnie brzydzi. Coś odrażającego. Coś, czego się nie robi. Gdyby ten pistolet był przy mojej głowie, byłoby jeszcze inaczej. Ale moje dziecko? Mój wnuk? Nie wiem, i mam nadzieję, że się nie dowiem, ale sądzę, że uległabym ratując ich życie. Przykład jest ekstremalny, wiem, i odbiega od przeciętnych wyborów dokonywanych przez tych, których określasz "oposami", w dodatku na przykład sytuację z nadmiarem klasówek przeżyłaś , i jak rozumiem, walczyłaś - niektórych stać będzie tylko, lub w ich mniemaniu , aż - na bierność. Inni ulegną. Bo tacy jesteśmy - różni. I, całkiem poważnie, to jest piękne. Ta różnorodność. A że czasami boli... Ja nie chcę żyć w społeczeństwie idealnym - a dlaczego, to historia na kolejne tysiące słów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, bardzo trafne odwołanie i ciekawe spostrzeżenie... Chyba każdy z nas zachował się kiedyś jak typowy oportunista, bo uważaliśmy, że tak będzie dla nas, dla kogoś z bliskich lepiej, grunt by dostrzegać, że tak postąpiliśmy i nie brać podobnego zachowania za normę.

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  6. Czasem rzeczywiście jest się zmuszonym do zrobienia czegoś, ale czy zawsze tak musi być? Przecież z reguły chodzi o nasze życie i warto się przeciwstawić, zrobić to dla samych siebie. A potem widzimy bierność w niebezpiecznych sytuacjach. Szacunek? Jak dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś jest belfrem, czy nie. Przecież nikt nikomu nie każe puszczać na drugą osobę wiązanek, wystarczy czasem jedno krótkie zdanie.
    Niektórzy rodzice robią ze swoich dzieci takie niemoty, a inni przesadzają w drugą stronę - dzieci wychodzą z domu z przekonaniem, że wszystko im się należy.
    Jak zwykle chodzi o złoty środek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, ta druga strona medalu jest równie obrzydliwa, to przekonanie, że jest się panem świata i można każdemu ubliżyć - takich ludzi bardzo nie lubię. Oj tak złoty środek jak zwykle daje o sobie znać ;))

      Pozdrawiam i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  7. Ja na szczęście spotykam coraz więcej ludzi z pasjami, zainteresowaniami i chęcią do życia. Są nieszablonowi i nie boją się tego. Nie boją się również bronić słabszych i wybijać się z tłumu. Nauczycieli również poznaję wspaniałych... I takich ludzie wokół siebie Ci życzę. Wiary w nich także :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo, z chęcią takich ludzi "przygarnę" :D

      Usuń
  8. Wow! Poruszyłaś tutaj tyle życiowych wątków, że trudno się ustosunkować do wszystkiego, bo zajęłoby to pół Internetu:) Po pierwsze, jestem namacalnym dowodem na to, że dziecko nie ma nic do powiedzenia w szkole (dziecko, 18 letnia osoba nawet), że włożone ma do głowy, że nauczyciel to świętość i wszystko co mówi jest niepodważalne "a Tobie gówniarzu, nie wolno się nawet słówkiem odezwać". Tak jak podstawówkę wspominam bardzo dobrze, tak całe cztery lata liceum były dla mnie torturą psychiczną, przez osobę nauczycielki j. niemieckiego. Jej traktowanie mnie, wyśmiewanie przy całej klasie, poniżanie słowem doprowadziły mnie aż do próby samobójczej. W domu moja mama nawet nie słuchała tego co staram się jej powiedzieć, o tym jak się czuję chodząc na ten nieszczęsny niemiecki a jedyne co, to słyszałam od niej, że to wszystko i tak moja wina, bo się nie uczę. Cały sęk tej sytuacji leżał w moim zdrowiu a dokładnie w problemach wtedy z mową ale moja mama nie chciała tego nawet słyszeć i stawała murem za nauczycielem. Do dziś całe liceum jest dla mnie trumną.

    Pytasz dlaczego rodzice tak postępują i zakazują. Hmm, mogę odpowiedzieć na przykładzie mojej mamy jedynie, bo to udało mi się po latach zrozumieć. Dziecko jest wizytówką a często i samą osobą rodzica, załóżmy matki. Jeśli dziecko zrobi coś źle, to matka BOI SIĘ, że nauczyciel na nią nakrzyczy, że jest nieudolna w wychowaniu dziecka, że nic nie potrafi, że jest do niczego jako matka, ale też jako kobieta i człowiek. Dalej pociąga to za sobą innych. Jej STRACH się kumuluje. Nauczyciel ma pewną pozycję, więc mówi do zbioru osób, więc jest przekonana, że będzie o niej też mówił przy innych, pokaże ją palcem. Ci zgromadzeni tam ludzie, zaniosą tę informację dalej do innych i bardzo szybko zostanie wykluczona z grona tych z którymi nie warto się przyjaźnić, rozmawiać, utrzymywać kontakt. Po drugie dzieje się tak wtedy, jak jej życie osobiste jest puste. Wtedy szuka odniesienia do chwalenia się przed innymi osiągnięciami dziecka, jako swoimi a nie jego. Bo to, że dziecko dostało piątkę, czy wygrało konkurs to nie zasługa dziecka ale ( w jej myśleniu) tylko jej, bo gdyby nie jej opieka, ukierunkowanie, ciągłe napominanie aby się uczył, niekiedy krzyki i kary - dziecko nic sama z siebie by nie osiągnęło - bo jest dzieckiem a dzieci nie myślą logicznie - logicznie i życiowo myślą tylko rodzice. Itd itd.. dużo tego. Naprawdę..
    Mimo wszystko to przykre, bolesne i niesprawiedliwe. Pytanie na ile my (pokolenie tak w większości wychowane) przekażemy właściwe wartości swoim dzieciom. Bo jak sama napisałaś często poddajemy się ogólnemu milczeniu, bo nie mamy na tyle wiary w siebie aby przeciwstawić się panującym kanonom władzy, szkolnictwa i przynależności.
    Fajny temat. Dający do myślenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za ten wspaniały komentarz, bardzo wyczerpujący i pokazujący mechanizmy społeczne. Bardzo współczuję takich trudnych (to nawet mało powiedziane) przeżyć i ich konsekwencji - dobrze, że na samej próbie samobójczej się skończyło i nie odebrałaś sobie życie. Moja koleżanka zna osobiście przypadek, w którym dziewczyna gnębiona przez nauczycielkę (rodzice nie reagowali) zabiła się. Rodzice ciężko to przeżyli, są w strasznym stanie, ale... może to zabrzmieć okrutnie nic nie dzieję się bez przyczyny... Nie wiem kim trzeba być by doprowadzić ucznia do kroku ostateczne, to już nie jest człowieka tylko potwór.

      Pozdrawiam, jeszcze raz dziękuję za udział w dyskusji i przepraszam za tak późną moderację komentarza i odpowiedź - ostatnio za dużo się dzieje ;)

      Usuń
  9. Przykro mi, że masz taką złą opinię o nauczycielach z podstawówki, bo właśnie w podstawówce uczyłam przez 35 lat.
    Wydaje mi się, że słusznym jest powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ty patrzysz na to z pozycji ucznia, ja nauczyciela.
    Pozdrawiam.
    Jako że mam też bloga na Bloggerze, to wyświetli Ci się adres mojego drugiego bloga, a nie tego na Onecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja podstawówka to było bardzo specyficzne miejsce. Nauczyciele uczyli tak, że gdy poszłam do gimnazjum kompletnie sobie nie radziłam z nauką, oczywiście później się "wgryzłam" w to wszystko i dałam radę, ale początki były straszne... A co do moich "kolegów" cóż to były dzieci sfrustrowanych rodziców, którzy mając nawet 30 lat doszli do wniosku, że w życiu nic dobrego już ich nie spotka, prawie, że oczekiwali na śmierć... a dzieciaki wzrastające w tej kulturze były po prosu straszne. Zazdrościły dosłownie wszystkiego, wystarczyło przyjść w nowych butach, albo wyjechać za granicę na wakacje by otrzymać okrutne epitety w zamian... Ja tu mówię o dzieciakach, a byli też nauczyciele o podobnych zachowaniach. Koszmar, na szczęście już za mną.

      Usuń
  10. Gdy byłam dzieckiem tradycja nakazywała wychowywać potomstwo w przekonaniu, że dzieci i ryby głosu nie mają. Na szczęście moi rodzice nie kultywowali tych tradycji, ale takich rodzin było mnóstwo. To często jak choroba przenosi się z pokolenia na pokolenie. Niektórzy ludzie maja wpojony "szacunek" dla dyrektora, ministra, profesora mimo wszystko, nie biorąc pod uwagę, że na autorytet trzeba zapracować, a ludzi powinno się szanować bez względu na zajmowane stanowisko i to działać winno w obie strony. Czasem byt określa świadomość i wolą nie wychylać się w obie przed jakąś stratą, nie każdy rodzi się bohaterem...a niektórzy po prostu nie wiedzą, że można inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, moi rodzice zawsze wpajali mi do głowy, że pani sprzątająca może być znacznie bardziej wartościowym człowiekiem od lekarza, profesora czy innej osoby wykształconej. Jestem im bardzo wdzięczna za tę naukę :))

      Usuń
  11. Chciałbym napisać coś mądrego albo chociaż oryginalnego, żeby sprawiać wrażenie, że bycie "oposem" jest mi obce; że ta nieznośna inercja może sobie dotyczyć całej masy ludzi, nad którymi mogę się pochylić i im powspółczuć albo którym mogę się dziwić i nie dowierzać. Rzecz w tym, że milion razy też trwałem w tej inercji i -- choć lubię czasem iść pod prąd -- bywa, że nie mam na to siły albo ochoty. Zgadzam się, że patrząc na takie postępowanie, nie sposób się na nie godzić. Problem w tym, że bycie kimś, kto raczej zrobi coś zamiast nie robić nic, jest niezwykle trudne i wymaga stałego doskonalenia. Nie zamierzam wcale tłumaczyć bierności. Bezradne stanie i przyglądanie się jawnej niesprawiedliwości jest złe. Tylko niech ktoś to powie ofiarom przemocy domowej, prześladowań czy jakiejkolwiek formy dyskryminacji. Kiedy przez Wrocław maszeruje zgraja ludzi zwiastujących "śmierć wrogom narodu", niemal wszyscy jesteśmy "oposami", a (czego kompletnie nie mogę pojąć) niektórzy nawet takie ruchy pochwalają. I wtedy jest mi wstyd za nas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie każdy komentarz kwituję słowem "dokładnie", ale tak bardzo się zgadzam z moimi czytelnikami... Więc znów napiszę: dokładnie. Iść pod prąd to piękna rzecz, ale nadzwyczaj trudna, więc czasem każdy z nas sobie odpuszcza. Ludzka to rzecz.

      Wstyd się przyznać, bo jestem z Wrocławia, a o tym chorym marszu nie słyszałam... Ale o ile dobrze odczytuję naszą konstytucję (ma się ten rozszerzony wos :D) to, to jest już zadanie dla policji powstrzymanie nazistowskich i ksenofobicznych ruchów społecznych.

      Usuń
  12. Twój tekst jest naprawdę świetnie napisany i sprawił, że zaczęłam bardziej myśleć o "oposjoniźmie" - niestety na codzień spotykam się bardzo często z bierną postawą oraz z opiniami, że "a nie będę robił czegoś, ponieważ i tak to nic nie da". Marazm, czysty, marazm. Dziwi mnie to, tym bardziej, że coraz częściej słyszę to od młodych osób w swoim wieku, które "chciałyby się rozwijać, ale boją się, dlatego i tak nic nie robią", a szkoda, ponieważ nasz każdy oddech może być wyjątkowy!

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :))

      Najbardziej boli ten oposjanizm u młodych ludzi, którzy mają całe życie przed sobą...

      Usuń
    2. Jakimś cudem niemal wszyscy uwierzyliśmy Ci na słowo, że oposy w sytuacji zagrożenia udają nieżywych (czy to już przejaw oposjonizmu?). Nie dawało mi to spokoju, więc "poguglałem" na ten temat. Jak się okazuje, opos oposowi nierówny. Przytaczając artykuł z wikipedii, której też wierzymy na słowo, ale nie popadajmy w przesadyzm:

      The gray four-eyed opossum does not "play dead" like the North American Virginia opossum. Instead it is aggressive and fights with potential predators. Some displays of aggression include opening the mouth wide and hissing loudly. It is known to be "the fiercest fighter of the opossums".

      Usuń
    3. No proszę, a to dowód na to, że w każdym społeczeństwie znajdą się dobre wyjątki ;))

      Usuń
  13. Mam mieszane uczucia, gdy to czytam. Z jednej strony bycie 'oposem' mnie bulwersuje, bo aż widzę te wszystkie sytuacje, w których zrywałam się do działania, niekiedy aż nadto gwałtownie, więc nie rozumiem, jak można nic nie robić w kierunku poprawy, rozwoju, czy czegokolwiek, tzn. jak można po prostu przyzwalać na to, co się dzieje wokół, bez względu na to, jaki ma efekt. Po czym przypominam sobie, że faktycznie, mnóstwo razy słyszałam pytania typu 'po co to wszystko', sugerujące, że powinnam siedzieć cicho i się nie wychylać. Może robiłam to w zły sposób, ale nie potrafiłabym pozostać bierna. Chyba po prostu gdzieś pomiędzy ważniejszymi zdarzeniami, które w dużej mierze mnie ukształtowały, nauczyłam się walczyć o to, czego chcę i zawsze mówić głośno, co myślę. Mam nadzieję, że pozwoli mi to nie stać się nigdy oposem, czego chyba bym nie zniosła. Aż przykro czytać, czy patrzeć na ulicy na tak liczne przykłady tego typu zachowania, które chociażby opisałaś. Dobrze jednak, że są także ludzie, którzy może któregoś dnia wyprą oposy, działając i, tak jak napisałaś, po prostu żyjąc. Swoją drogą chciałabym zobaczyć ten stół, świetny pomysł :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie postaram się kiedyś zrobić mu zdjęcie i tutaj wrzucić ;))

      Usuń
  14. Ludzie często boją się zareagować na złe traktowanie. Boją się wyjść przed szereg i zwrócić na siebie uwagę. Myślę, że jest to najczęściej spowodowane brakiem zaufania do siebie samego, zbyt niska samoocena czy też po prostu nadmiernym skupieniem się na sobie.
    Jakiś czas temu byłam na dworcu i spieszyłam się na pociąg. W pewnym momencie słyszę huk i widzę, jak kobieta spada z samej góry schodów ruchomych. Jej walizka zatrzymała się na nogach faceta zjeżdżającego niżej. Ona z głową w dół, z kompletnie rozwalonym nosem i cała we krwi leży i nie może się podnieść. Facet udawał, że nic się nie stało. Podbiegłam do niej, aby jej pomóc. Godziny szczytu, pełno ludzi. Wszyscy udawali, że nic nie widzę. Znieczulica ludzka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czegoś takiego to już kompletnie nie jestem wstanie pojąć... Bo przecież tu nie chodzi o konfrontacje z oprawcą tylko zwykłą pomoc kobiecie, która doznała upadku. Ta znieczulica niesamowicie boli.

      Usuń
  15. Muszę przyznać, że moi rodzice mieli i mają takie myślenie "oposów", które zawsze mnie irytowało i przeciw któremu z lepszym bądź często gorszym skutkiem się buntowałam. W szkole mówili, że niepotrzebnie się za dobrze uczę. Marzenia mi wyśmiewali. Na każde podjęte hobby patrzeli krzywym okiem. A przy wyborze studiów mówili "na te nie idź, bo nie dasz sobie rady". No cóż, czasem mam wrażenie, że żyjemy w dwóch zupełnie różnych światach.
    A z drugiej strony faktem jest, że z biegiem lat tracimy trochę na idealizmie młodości. Jasne, jeśli w dużej mierze spełniamy się, odnosimy sukcesy, udaje nam się to, co sobie założyliśmy, sprawa wygląda inaczej. Ale nieraz zdarza się, że życie rzuca nam kłody pod nogi i choćbyśmy nie wiem jak się starali, nie jesteśmy w stanie spełnić swoich celów. Z czasem też dostrzega się rzeczy, na jakie wcześniej zupełnie nie zwracało się uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że strasznie się tego boję, że gdy tak naprawdę "dorosnę" utracę moją potrzebę zmiany świat....

      Usuń
  16. KOCHANI CZYTELNICY NAJMOCNIEJ WAS PRZEPRASZAM ZA TAK PÓŹNĄ MODERACJE KOMENTARZY I ODWIEDŹ NA NIE - OSTATNIO ZA DUŻO SIĘ DZIEJĘ I ZWYCZAJNIE NIE NADĄŻAM ;))

    OdpowiedzUsuń
  17. "Że opos nie ma skrzydeł" - tym zdaniem podsumowałaś wszystkich tych, którzy skrzydła podcinają... A tak być nie powinno.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dobrze napisane. Zwróciłaś uwagę na powszechny problem, którego nikt nie zauważa albo zwyczajnie nie chce zauważyć. Sama jestem osobą, która nie chce się nagiąć, przez co często jestem uważana za buntownika z niewyparzonym językiem. Jest jednak pewne wytłumaczenie tej bierności- to po prostu chęć przynależenia do grupy, a niechęć do odstawania. Ludzie to stadne stworzenia i nie chcą być wyrzutkami, przez co często przytakują, tylko dlatego, że inni tak robią. Tak zresztą zaprogramowane są nasze mózgi. Jest sporo filmów dokumentalnych o tym na youtubie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie muszę nadrobić te filmy, ciekawa jestem jak twórcy "ugryźli" temat :)

      Usuń
  19. "Oposjonizm..." fajnie to nazwałaś :) Też myślałam, że to relikt po PRL... Nie jest tak? To bardzo nie dobrze! Ja jestem od małego uczona walczyć o swoje, nie mam problemów z tym, żeby głośno powiedzieć, co mi się nie podoba i z tej możliwości nad wyraz często korzystam. Junior też już nie daje sobie w kaszę dmuchać, mimo, że ma lat 3 i w żadnym razie nie zamierzam go zamieniać w oposa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieciaki od początku trzeba uczyć pewnych zachowań, albo wręcz nie odczuać, bo większość z nas rodzi się z poczuciem walki o swoje i ważne by tego nie zabić, a lekko utemperować :))

      Usuń
  20. Po przeczytaniu Twojego postu mam pewne spostrzeżenia na temat swojego życia, może nie do końca w temacie, ale jednak ;)Ja strasznie żałuję, że nie mogę realizować siebie, trochę z własnej winy bo boję się zawirowań w życiu, rzucenia dotychczasowych zajęć... Brakuje mi odwagi :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do każdej zmiany należy dojrzeć. Jeżeli będziesz niedojrzała, to możesz tej zmiany żałować. Z drugiej strony, jeśli się tkwi w czymś, czego się nie lubi, to niestety z biegiem lat stajemy się bardziej sfrustrowani, wypalamy się zawodowo, dopada nas depresja. Zawsze należy zrobić bilans zysków i ewentualnych strat i trzeba mieć za sobą ludzi, którzy w dążeniach do celu będą Ciebie wspierali!

      Usuń
    2. Dokładnie, bardzo mądrze powiedziane.

      Usuń
  21. Hej! Nie czepiajmy się tych pierogów! Uwielbiam pierogi (odgrzewane czy nie) i nie dam złego słowa powiedzieć o mojej ukochanej potrawie :D Ale co do reszty się zgadzam... Mnie rodzice też zawsze strofowali, żeby nie kwestionować nauczycieli, starszych itd, itp. Nawet jak ewidentnie nie mieli rację. Starałam się iść temu pod prąd i czasami dostawałam po głowie za "niesubordynację", ale i tak cieszę się, że nie dałam się wpędzić w bycie "oposiątkiem". Z resztą aż dziwię się, że mnie tak próbowali uczyć, bo sami "oposami starcami" nie są :/ Pewnie to jakieś odruchowe działania tu decydowały. Zbiegiem lat widzę, że jednak zaczęli doceniać mój silny charakter i dążenie do prawdy i poszanowania mojego zdania, a nie dawaniu się tłamsić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, a ja z kolei nie lubię (za wyjątkiem tych, które robi moja babcia), więc postanowiłam je tu umieścić :D

      No właśnie jeśli jest się wystarczająco silnym to "oposowe szkolenie" zda się na nic, niestety jednak wiele osób nie potrafi przeciwstawić się woli rodziców. Oczywiście nikogo nie obwiniam i nie osądzam, bo przecież sama nie wiem jak bym się zachowała żyjąc w innej rodzinie. Na szczęście nie musiałam się martwić o tego typu kwestie :))

      Usuń
  22. Moja mama zawsze mnie ostrzegała, że świat jest zły i niedobry, ludzie samolubni, okropni i skupieni wyłącznie na własnych interesach, więc mam być ostrożna i nieufna. Teraz się próbuję oduczyć lęku, bo jest to moja pierwsze reakcja na odgłos kroków wieczorem czy zagajenie w autobusie. Mam nadzieję, że jeśli będę miała dzieci to im tego lęku w spadku nie przekażę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie zwykle trudna kwestia. Ostatnio zastawiałyśmy się z przyjaciółką jak każda z nas chciałaby wychować własne, potencjalne dzieci i... No właśnie i jest to naprawdę skomplikowany proces. Jak nauczyć dziecko bycia silnym, a jednocześnie przestrzec przed złem, które naprawdę czyha na świecie...

      Usuń
  23. Byłam świadkiem mnóstwa takich przypadków i masz ogromną rację, bo niestety wychowanie 'na oposa' wynosi się z domu. Od małego dziecko jej przyzwyczajone do bierności, bo wie, że jak zacznie się wiercić, hałasować w miejscu publicznym, to zaraz zostanie skarcone. Naprawdę nie rozumiem takich ludzi, którzy odwracają wzrok, żeby tylko nie dostrzec krzywdy innych. Tym zachowaniem również przyczyniają się do winy. Denerwuje mnie społeczna znieczulica, dlatego trzeba z nią walczyć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak społeczna znieczulica to zaraza zdaje się nie do wytępienia, ale może poniesieni falą młodości zdołamy z nią wygrać...

      Usuń
  24. W bardzo mądry, realny i rzeczywisty sposób opisałaś ludzką obojętność i wszech obecną znieczulicę, na ludzkie życie a nawet względem natury. Nie należę do ludzkiego rodzaju słupów, ścian i murów i prawdę powiedziawszy, nie lubię tego rodzaju ludzi. Nie znoszę, kiedy trzeba zająć głos i odpowiednio do sytuacji działać a jest cisza i udawanie, że się nic nie dzieje. Kiedy trzeba, podnoszę głos i działam jak należy i dlatego, nie jestem zbytnio lubiana bo przeszkadzam tym co lubią się pastwić nad innymi, myśląc że ujdzie im to bezkarnie. Ale mam to w nosie, że tak powiem czy ktoś mnie lubi czy nie, ważne by nie działa się komukolwiek jakaś krzywda i to jest dla mnie najważniejsze i tak ogólnie być powinno, a niestety nie jest :( Bardzo konkretnie opisałaś autentyczny stan ludzkich się zachowań. Brawo! Mądra i ogromnie wrażliwa z Ciebie dziewczyna i tak trzymaj! Pozdrawiam Cię Karolinko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie za tyle ciepłych słów :))
      Również gorąco pozdrawiam

      Usuń
  25. Bardzo mądrze opisałaś ten wszechobecny stan rzeczy, nie znoszę ludzi posągów. Bycie odpowiedzialnym człowiekiem wymaga odwagi, na którą powinno być każdego stać wtedy kiedy trzeba. Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak, na co dzień słyszy się narzekania, słowa zniechęcające do działania. Lubimy narzekać, może też dlatego, że nie mamy siły i ochoty walczyć z utartymi schematami. Albo po prostu nam się nie chce. Często jak słyszę, szczególnie o pracy, że trzeba pracować nawet jeśli to, co robię nie sprawia mi przyjemności, bo tak musi być, to mnie krew zalewa i obiecuję sobie, że znajdę taką pracę, która da mi coś więcej jak poczucie stabilizacji i przysłowiowy chleb. Wszyscy zapomnieli już, żeby praca dawała też satysfakcję! I jeszcze ważne, żeby w pracy, zresztą w każdej dziedzinie życia, rozwijać się, każdego dnia na nowo. Być lepszym od siebie z dnia poprzedniego, nie pozwolić na marazm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, to dziwne przekonanie, że pracy trzeba nienawidzić doprowadza mnie do szału, a jak do tego dojdą te wszystkie rady "oj jak humanistka to będzie bezrobotną" to autentycznie mam ochotę krzyczeć... O tym również pragnę kiedyś napisać, ale na razie podchodzę do tematu jeszcze zbyt emocjonalnie ;)

      Usuń
  27. W niektórych przypadkach bycie oposem wzięło się z tego, że w domu lepiej było milczeć. Wtedy matka nie krzyczała, a ojciec nie bił. Wiem, że to skrajne sytuacje, ale na nie też trzeba zwrócić uwagę. Poza tym, skoro niektórzy chcą być oposami, ja nie mam nic przeciwko, niech będą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja prawdę mówiąc mam... Bo taki "opos" nie krzywdzi tylko siebie, ale swoje dzieci, znajomych i całe otoczenie. Jego bierność, znieczulica i udawanie, że "wszystko gra" kiedy dzieje się źle jest po prostu niebezpieczne.

      Usuń
  28. Niezwykle ciekawie /Definiujesz/ po codziennych obszarach życia, temat konkretny i na czasie z którym trudno się nie zgodzić a płynąca z niego refleksja, powinna przemówić do każdego kto stoi okoniem wobec tak ważnych i istotnych kwestiach życia, które nikogo z nas nie omija. Jestem pod miłym wrażeniem, że tak młoda osoba tak poważnie myśli i zajmuje w świecie niezwykle mądry i niezbędny a wręcz konieczny głos. A ponieważ, doświadczyłem ogromnej bierności ludzi mi bliskich a także i tych dalszych, a więc tym bardziej mnie swoimi spostrzeżeniami codziennego życia zadziwiasz i powiem szczerze, że właśnie taką córkę chciałbym mieć a niestety nie mam wogóle dzieci bo jak to się potocznie mówi /nie zdążyłem/ a szkoda :( Miło, że Jesteś :) Uszanowanko Karolinko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie, bardzo mi miło :)

      Usuń
    2. Świetny post, ja naleze do drugiej grupy ludzi, zazwyczaj ma byc tak jak chce i robie wszystko zeby tylko tak bylo przez co nieraz duzo ludzi sie ode mnie odwraca..

      http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam :) Jeśli Ci się spodoba-zaobserwuj :)

      Usuń
    3. Świetny post, ja naleze do drugiej grupy ludzi, zazwyczaj ma byc tak jak chce i robie wszystko zeby tylko tak bylo przez co nieraz duzo ludzi sie ode mnie odwraca..

      http://wooho11.blogspot.com/ - Zapraszam :) Jeśli Ci się spodoba-zaobserwuj :)

      Usuń
  29. Bardzo ciekawy wpis! :)

    Ja mam wrażenie, że często bycie takim oposem jest niczym innym jak tylko pancerzem, mechanizmem obronnym przez złym, otaczającym światem...

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo spodobał mi sie temat, który poruszyłaś. Musze przyznać, że może kiedyś byłam takim oposem, choć moi rodzice są zupełnie inni, ale obecnie staram się taką osobą nie być. W końcu każdy może się zmienić, prawda? Jednak jak obserwuję ludzi to dochodzę do tego samego wniosku co ty, większość osób przyjmuje postawę bierną, a często właśnie takie zachowanie bierze się z domu. Jeśli chodzi o mnie wydaje mi się, że takim oposem już nie jestem. Odzywam się i zabieram głos, jednak powstrzymuje się od wypowiedzenia czegoś.

    OdpowiedzUsuń
  31. Skoro wieki przemian politycznych i kulturowych nie zmieniły natury człowieka, to jakim cudem miałby to uczynić fakt "obalenia Komunizmu"? A owi kibice, pewnie na co dzień to przykładni uczniowie/pracownicy, członkowie rodzin. Zamroczenie używkami potrafi zrobić potwora z najmilszego człowieka. Bo w każdym z nas drzemie morderca (pisał w tym Erich Fromm).
    Człowiek najchętniej działa, kiedy jest w grupie sobie podobnych, a na ulicy wszyscy są sobie obcy.
    Doskonale Ciebie rozumiem Karolino, że czujesz się przytłoczona pewnymi aspektami życia. Miałam tak samo non stop, ale życie mnie w pewnym stopniu znieczuliło.

    Marnowanie czasu jest względne, jak wszystko zresztą. Osoby nie przejawiające ochoty na poznawanie świata poza kręgiem codziennych spraw są w społeczeństwach całego świata w większości. Niegdyś się temu dziwiłam, a dzisiaj właściwie nie zwracam na to uwagi i robię swoje.
    Ludzie twórczy (obojętnie w jakiej dziedzinie sztuki) czują się nieco lepsi/wartościowsi od tych, którzy jedynie ograniczają się do jej odbioru. Osoby, które poświęcaj czas na jej odbiór z kolei uważają, że stoją na wyższym szczeblu rozwoju intelektualnego od ludzi żyjących wyłącznie dniem codziennym. Ci z kolei krzywo patrzą na tych, którzy mają gdzieś sprawy doczesne. A owi (np. Buddyści) czują się bardziej rozwinięci duchowo od całej reszty. To tak w dużym uproszczeniu. Doszłam do takiego etapu w życiu, iż uważam, że nie jest ważne jak kto układa sobie życie, ale to czy jest mu z tym wygodnie.
    Jednakże pisanie o tym jest potrzebne, bo czasem może wzniecić u czytelnika iskierkę zainteresowania czymś nowym. Zapoczątkować odmianę jakości życia. Oczywiście pod warunkiem, że nie jest buddyjskim mnichem.

    Z umiejętnością udawania martwego przez ludzi zetknęłam się dawno temu, przy okazji której rocznicy wybuchu II wojny światowej. Ktoś udawał martwego nie trafiony kulą podczas rozstrzeliwania mieszkańców pewnej kamienicy, w czasie hitlerowskiej okupacji. W miarę mojego interesowania się historią dowiedziałam się, że nie było to rzadkością.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. Czytam, czytam i ... zachwycam się tym jak dobrze opisałaś tą dzisiejszą rzeczywistość. Uczy się nas bycia biernym, podporządkowanym, jednym z wielu. Myślę, że głownym celem rodziców jest ochronienie dziecka przed krzywdą, na którą może się narazić wystając z szeregu. Dlatego, że oni, mimo że dorośli, nadal się tego boją i projektują ten strach na swoje dzieci. Jak wiele projektujemy na innych, nie zdając sobie z tego sprawy!

    Dodatkowo dziedziczymy masowo poczucie krzywdy i bólu- bo jak mam szukać szczęścia, jak mam się spełniać, jeśli moi rodzice są tak skrzywdzeni i smutni? Dzieci często nie stawiają tego ostatniego kroku do spełnienia, bo powstrzymuje ich wrodzone już poczucie winy- że będę szczęsliwy, podczas gdy moi bliscy cierpią. To nielogiczne, a jednak tak często spotykane.

    Dziękuję Ci za ten post, świetnie się go czyta :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane