BLOGOWA SLOW FASHION - ROZSĄDEK CZY MODOWY REŻIM?


Skłamałabym mówiąc, że moda zawsze była istotną częścią mojego życia. Przez długie lata ubrania nie widniały na liście moich priorytetów, a kiedy w końcu poczułam modowe powołanie, tworzone przeze mnie stylizacje były raczej zbitką przypadkowych, modnych w danym sezonie rzeczy niż własnym stylem... Ale mimo wszystko nie zamierzam rzucać tu wytartymi frazesami jak wielką tragedią były niedopasowane do siebie poszczególne części garderoby. Owszem, tworzenie zestawów na kolejne dni zadawało się być nieco problemowe, ale na pewno nie napisałabym na ten temat książki. Uporządkowanie własnego stylu to przede wszystkim znajomość siebie, swojego charakteru i własnych upodobań. Zdecydowanie nie trzeba do tego kolorowych tablic inspiracji, zakupowych detoksów i innych zabaw, które stanowią przerost formy nad treścią. Coraz częściej zauważam, że usiłujemy utworzyć modowe problemy, które praktycznie nie istnieją i właśnie nad tym tematem chciałabym się dziś pochylić. Nurt slow fashion pojawił się w Polsce prawie jak objawienie i nagle wszystkie fashionistki zaczęły pokładać w nim wielkie nadzieje. Niestety mam poczucie, że innowacyjna idea nagle stała się jedynie powodem do oryginalności i wyrzutów sumienia. Zaczynam więc zachodzić w głowę, czy naprawdę warto?

NURT SLOW FASHION

Slow - ostatnim czasem bardzo modne słowo, zwłaszcza w blogowych kręgach, definiujące coś wolnego, choć w naszym rodzimym języku znacznie lepiej brzmi określenie uważny. Istnieje termin slow life propagujący celebracje codzienności (co akurat uważam za bardzo słuszną ideę), pojawił się także nurt zwany slow food, który zachęca do spożywania, zdrowych, odżywczych produktów, finalnie mamy także slow fashion. Pierwotnie opisywałabym to zjawisko jako szacunek do mody, ale dziś coraz poważniej zastanawia mnie sens istnienia całej idei... Teoretycznie wyznawcy owego kierunku w modzie sugerują nam stawianie na jakość zamiast ilość, wspieranie młodych marek i ogólnie rzecz ujmując ograniczanie swojej garderoby do ścisłego minimum. I tu w mojej głowie pojawia się coraz więcej potaniań... 

BLOGOWA DUCHOTA MONOTEMATYCZNOŚCIĄ

O ile nie zawodzą mnie pamięć i spostrzegawczość slow fashion zyskała tak wysoką pozycję w polskiej blogosferze dzięki Joannie Glogazie, prowadzącej stronę Style Digger poświęconej celebracji codzienności. Bloggerka jest jednocześnie autorką dwóch książek skupiających się na tematyce slow - Slow Fashion i Slow Life.  Kiedy trzy lata temu dotarłam na bloga Style Digger zetknęłam  się z nurtem po raz pierwszy. Wtedy idea wydała mi się innowacyjna i naprawdę intrygująca. Propozycja robienia rozsądnych zakupów, szacunek do posiadanych rzeczy, a przede wszystkim zatrzymanie pogoni za trendami brzmiało naprawdę dobrze. Nie zawsze mogę zgodzić się z tym o czym autorka rozprawia na swoim blogu, ale Style Digger to prekursor blogowej slow fashion, a samej treści nie można odmówić oryginalności i pomysłowości. Niestety nie mogę napisać tego samego o wielu innych stronach łaknących stania się ekspertem w opisywanej dziedzinie. Każda treść jaką dostaję od owych bloggerk to wypisz wymaluj powielenie rad i pomysłów z bloga i książki Joanny. Rozumiem, że pewne treści wymagają powtórzenia, są zbyt jednoznaczne aby móc je zmodyfikować, ale temat slow fashion chyba do nich nie należy. Mam nawet w głowie jedną ze stron, która przypadła mi do gustu ze względu na różnorakie treści, ale kiedy tylko dostrzegam wpis o rozsądnej modzie... wciskam wstecz albowiem wiem jak elegancką kopię ozdobioną innymi słowami dostanę od autorki. Efekt? Gdy po raz kolejny na przeróżnych stronach dostrzegam posty o wielkiej slow fashion uciekam z krzykiem.

MAŁO, MAŁO CORAZ MNIEJ

Główna zasada nurtu? Kupuj mniej ubrań, ale dobrej jakości. Ogranicz swoją szafę do minimum i zapomnij o swobodnych  zakupach. Jednym słowem okrój modę z przyjemności i zabawy. Jestem pewna, że znawczynie nurtu chciałyby sprostować to co właśnie napisałam, więc zaznaczam, że ten paragraf to wyłącznie moje własne przemyślenia kształtowane latami. Ja odbieram nurt jako modowy reżim, pozbawienie się wielkiej przyjemności z modyfikacji własnego stylu. Oczywistym jest, że ten pozostaje na zawsze o ile jest faktycznie nasz, ale zawsze mogę uznać, że wolę czerń od granatu, albo szarość od bieli. Wciąż klasycznie, a jednak inaczej.

NIE DOSTRZEGAM CELU 

Thomas Moor pisząc swoją utopię nie wziął pod uwagę faktu iż człowiek jest istotą indywidualną, zaś twórca slow fashion zapomniał o tym, że również zmienną. Rozpatrzmy problem nurtu na przykładzie: wyobraź sobie, że kupujesz niewiarygodnie drogą koszulę świetnej jakości, to sprawi że zostanie z Tobą na lata, po pewnym czasie stwierdzasz, że wolał(a)byś coś mniej dopasowanego i raczej luźniejszego, ale koszula wciąż wygląda świetnie, a ty dałeś/aś za nią krocie. Pozbycie się ubrania może być więc bolesne, a trzymanie go w szafie zbędne... Tak więc, czy slow fashion przypadkiem nie przeczy sam sobie? Oczywiście nie namawiam nikogo do zakupu ubrania, którego jakość jest słabsza od materiałowej szmatki, ani trzymania stosu niepotrzebnych rzeczy w szafie, ani szaleńczego biegania po sklepach jednak chcę pokazać, że każdy fanatyzm jest niebezpieczny. Trzymanie się w ryzach w nawet tak prozaicznej dziedzinie życia zaprowadzi ten świat do zagłady, jesteśmy bowiem za bardzo surowi wobec naszych postępowań. Szafa nawet pełna ubrań nie jest przyczyną braku pomysłu co na siebie włożyć, to wyłącznie kwestia gnania za trendami lub robienia szybkich zakupów albo brania czegoś wyłącznie dlatego że jest tanie... Przemyślany proces kupna i uporządkowanie swojej szafy to dwa podpunkty, które uważam za dobrą stronę slow fashion, ale to wciąż za mało bym uwierzyła w sens istnienia całego nurtu...


Ciekawa jestem jak Wy postrzegacie nurt slow fashion. Odnajdujecie w nim siebie
czy może jest dla Was za mało konkretny?
________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, fanpage'u (definiujeblog) oraz instagramie i snapchacie (definiuje_blog)

55 komentarzy:

  1. Tak naprawdę dopiero uświadomiłaś mi, że ten nurt ma swoją nazwę :D Mam taką samą reakcję jak Ty - uciekam z takich postów. Wiadomo - co za dużo, to niezdrowo, ale w drugą stronę też można przesadzić i próbować promować...nudę. Tak to dla mnie brzmi. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próba promowania nudy! To jest to, trafiłaś w sedno :D

      Usuń
  2. Kiedyś zastanawiałam się nad tym samym, nie wiedząc nawet, że zjawisko nazywa się slow fashion. To prawda, że lepiej mieć mniej dobrych gatunkowo rzeczy, niż całe szafy kiepskich, ale z drugiej strony:
    1. gdzie zabawa i przyjemność,o których piszesz?
    2. nigdy nie ma gwarancji, że to, co uważamy za wartościowe (bo drogie i markowe) takie faktycznie jest
    3. moda sie zmienia, a drogie rzeczy trudno zmieniać często
    4. zmienny bywa gust i upodobania
    5. gdy jesteśmy zabiegani, a ubrań mało, szybko kończą sie czyste rzeczy, a zwłaszcza topy, i inne drobiazgi
    6. poza wszystkim MODA i ograniczenia chyba sie wykluczają...

    Fajny pomysł na post, czasem warto nad czymś niby oczywistym się zastanowić:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszę się, że post się spodobał :)
      Dokładnie, moda i ograniczenia to nie najlepszy duet...

      Usuń
  3. Teraz rzeczywiście wszystko co "slow" jest na topie, ale w sumie to chyba nawet i dobrze, że z tego "fast" przechodzimy jednak na "slow" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to, to na pewno w szczególności jeśli rozpatrujemy sam styl życia, zdecydowanie bardziej przemawia do mnie opcja zrywania jabłek w sadzie niż praca w stylu 21/24, ot trzy godzinki na szybką regeneracje... Przerażające, że ludzie naprawdę potrafią żyć w ten sposób.

      Usuń
  4. Nie do końca rajcuje mnie ten nurt, bo po pierwsze modą się nie interesuję. Ubieram się tak, jak mi się podoba, mam własny styl i nie wciskam go pod żadną z kategorii. Wiem, jak chcę go rozwijać i nikt nie musi pomagać mi w szukaniu go- uważam to za coś naturalnego. Poza tym nigdy nie miałam kłopotów z kupowaniem wielu ubrań, bo zwyczajnie jestem niebogata i wolę książki od ciuszków. To, czego chce nauczyć mnie slow fashion, dawno temu wpoiła mi moja mama i własny indywidualizm, więc ten nurt to dla mnie odkrywanie Ameryki na nowo.
    Jeżeli ten nurt jednak komuś w czymś pomógł- to popieram. Aczkolwiek na ulicy tego nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest dużo prawdy w tym o czym piszesz :)). Swoją drogą to ciekawa kwestia, że ktoś zebrał większość maminych rad i nadał nazwę po czym nagle ludzie oszaleli na jego punkcie, no bo być slow jest takie modne... Oczywiście wiem, że nie każdy tak do tego podchodzi, ale spory odsetek na pewno.

      Usuń
  5. O tak, masz całkowitą rację :D bardzo się cieszę, że zawsze kupowałam ubrania w lumpeksach. Okazało się, ze mój styl zmienia się po prostu błyskawicznie. Równie szybko nudzę się ubraniami, rzadko która koszulka wytrzymuje ze mną dłużej niż rok. Nic nie wyrzucam, oddaję charytatywnie. Dlatego nie chce kupować ubrań dobrej jakości, porządnych ani drogich. Lubię prędkość w życiu i uważam, ze życie świadome i uważne nie musi być pozbawione szaleństwa i zaprogramowane starannie krok po kroku. A już w ogóle młodość jak dla mnie wyklucza całe to slow. W tym wieku ma się na głowie ważniejsze rzeczy niż to, czy spożyliśmy marchewkę z odpowiednią starannością albo czy nasza bluzka jest idealnie biała. To dobry styl dla perfekcjonalistów, ale ja nim nie jestem i nigdy nie będę. Wole moje czarne, porozciągane ciuchy za grosze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten fragment o marchewce niezwykle mi się podoba :D Osobiście lubię slow, bo jest odskocznią od tego wielkomiejskiego pędu, w którym się wychowałam i żyję, ale nie wyobrażam sobie oprzeć całego być tu na ziemi na starannym przeżywaniu każdej chwili, kurcze w końcu jesteśmy tylko ludźmi :D

      Usuń
  6. Mogłabym się do tego podpiąć :) Kiedyś kupowałam za dużo, zakupy i nadmiar ubrań mnie męczył. Odkąd nie mam wolnego czasu to i się nie szwendam po sklepach. Ubrań nie kupuję wcale ostatnio. Zdaję się na to, co mam. A i tak najczęściej sięgam po to, co jest wygodne, ładne i dobrej jakości. Minimalizm daje satysfakcję i jest praktyczny. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście odpowiada mi minimalizm kosmetyczny i akurat tu tak jak piszesz, jak najbardziej daje mi satysfakcje i jest bardzo praktyczny, z ubraniami nie do końca mi wychodzi, ale może w tym rzecz że prawdziwy minimalizm może być tylko w kilu obszarach ;)

      Usuń
  7. Idea jest świetna, ale w praktyce to wygląda tak, że blogerki rzeczywiście postulujące życie w zgodzie z filozofią slow fashion i tak do każdej sesji zdjęciowej kupują/dostają nowe ubrania.
    Blogi to w znakomitej większości wypadków blaga i nic innego jak tablica reklamowa.
    Myślę, że większość z nas wyznaje ideę slow fashion i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - mało kto kupuje co sezon nową torebkę, co roku nową kurtkę i zimowe buty.
    Jeśli ktoś nie bloguje i nie czuje presji posiadania ciągle czegoś nowego, to wcale nie jest tak chętny do częstych zakupów.
    Dlatego dla mnie całe to gadanie o slow food, slow fashion i slow life to po prostu modne bzdury - i tyle ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonałe podsumowanie, nic dodać nic ująć :)

      Usuń
  8. Jestem zbyt zmienna, żeby dać się ponieść nurtowi slow fashion. Poza tym, gdzie w tym przyjemność? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :D Mam identyczne odczucia.

      Usuń
    2. Przy okazji, nominowałam Cię do LBA. Pytania u mnie na blogu - zapraszam do zabawy :)

      Usuń
  9. nie moge powiedzieć o sobie, że jestem slow w tej dziedzinie ;)po dwóch latach istnych szaleństw i przybraniu kilku kilo po których nie mieszczę się w 50% swojej szafy postanowiłam, że teraz kupuję z rozwagą, bez kupowania 40 bokserek, bo są za 15 zł na wyprzedaży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och skąd ja to znam :D Sama również od mniej więcej trzech lat podchodzę do zakupów bardzo rozsądnie, ale nie zmienia to faktu, że mam szafę pełną ciuchów... Taka moja, mała przyjemność. Z drugiej strony jestem minimalistką kosmetyczną, więc pocieszam się, że nic w naturze nie ginie ;))

      Usuń
  10. Też mam mieszane uczucia, co do nurtu slow fashion.
    Jakoś zawsze wydawała mi się ta idea naciągana, niedostosowana do prawdziwego życia normalnych ludzi. Ale ostatnio trafiłam gdzieś na zdanie, że chodzi o pozbywanie się nie rzeczy w ogóle, ale tego, co mamy, bo nie umiemy się tego pozbyć. I taka wersja do mnie trafia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, doskonałe określenie - niedostosowana do prawdziwego życia normalnych ludzi, zawiera się w nim kwintesencja całego nurtu :))

      Usuń
  11. Fajnie, że poruszyłaś ten temat, faktycznie jest teraz bardzo na czasie. Ja też wszędzie widzę slow, nie tylko w modzie, ale też w żywieniu, spędzaniu czasu itp. I dołączyłabym do tego jeszcze modny minimalizm. Też o nim ostatnio dużo. I jakkolwiek z każdego z tych nurtów wyniosłam coś dla siebie, to z pewnością nie podążam za nimi ślepo. Usłyszałam kiedyś, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. W pełni się z tym zgadzam. Poza tym mamy też coś takiego jak intuicję i fajnie jest umieć jej zaufać. Podam Ci kilka przykładów tego jak ja podchodzę do tego tematu:-). Jestem zwolenniczką przemyślanych zakupów, nie lubię zagracać przestrzeni, ale: nie wyobrażam sobie posiadania w swoim domu np. tylko 100 rzeczy, ponieważ lubię przytulne przestrzenie, nie wyobrażam sobie kupowania czegoś za kilkaset złotych jeśli uznaję, że mnie na to nie stać. Ponadto nie zgadzam się np. z tym, że jeśli czegoś nie noszę to muszę się tego pozbyć/wydać to. Z moich obserwacji wynika, że wiele razy wracałam do ubrań, których nie nosiłam przez ponad rok. Co do kwestii posiadania ograniczonej ilości ubrań w szafie to również niekoniecznie jestem za tym by mieć w niej np. 10-15 ubrań, bo tak nakazuje wybrana ideologia. Mam ochotę posiadać w swojej szafie 30 sukienek, ponieważ uwielbiam je szyć i nosić. Nie wyobrażam sobie zatem wyrzucać 20 sztuk tylko po to, by wpiąć się w jakieś wytyczone ramy. Ponadto doceniam w temacie mody coś takiego jak zabawa nią, chęć eksperymentowania itp., więc tutaj też nie wyobrażam sobie ograniczać się. Fajnie kiedyś o tym napisała Pani Anna Mularczyk Meyer w swojej książce "Minimalizm po polsku". Wyniosłam z niej przekonanie, że to ja wybieram to, w jakim wymiarze będę uprawiać swój minimalizm. Powinnam dokonywać takich wyborów, aby one czyniły mnie szczęśliwą. Jestem zwolenniczką wyciągania z danego nurtu/myśli dla siebie tego co w mojej ocenie jest dla mnie dobre, a nie ślepe 100% podążanie za ideą. Rozpisałam się trochę, choć i tak nie wyczerpałam tematu:-). To oczywiście tylko i wyłącznie moje odczucia. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przynać, że mam bardzo podobne podjeście :) Zainteresowała mnie przytoczona książka, muszę się za nią rozejrzeć :))

      Usuń
    2. Karolino, autorka tej książki (właściwie dwóch, bo jakiś czas temu wyszła kolejna, ale drugiej nie czytałam) pisze bloga http://www.prostyblog.com/
      W jej książce spodobało mi się też to, że opisana jest w odniesieniu do polskich realiów, co moim zdaniem jest ważne. Poza tym nie odbieram autorki jako skrajnej minimalistki, co też jest fajne. Nie ma w lekturze nic narzucającego, jest raczej zachęcenie do minimalizmu w oparciu o własną rzeczywistość, tak to odbieram:-). Pozdrawiam.

      Usuń
  12. Nigdy tak bardzo nie zastanawiałam się, nie rozważałam na tym nurtem. Ot jest, i niech sobie będzie. Dla mnie był o tyle wartościowy, że dał mi motor do zmian w mojej szafie - a raczej wyzbycia się rzeczy, których nie używam i używać już zapewne nie będę. Do zaprzestania 'chomikowania' rzeczy, które tylko piętrzą się w szafie, bo "może KIEDYŚ je jeszcze założę..." Ale, masz dużo racji. Nie potrafiłabym zmienić swoje szafy na ciuchy najlepszej jakości. Dlaczego? Bo ja również modą szybko się nudzę. Wolę kupić bluzkę w lumpie za 5 zł, bo nie będzie mi szkoda, jeśli w przyszłym sezonie stracę już na nią ochotę. To samo tyczy się wszystkich elementów moich garderoby. Więc chyba tak... jednak zostawię wszystko na swoim miejscu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu slow fashion określa stałość stylu jako przywiązanie do poszczególnych ubrań. A przecież wciąż mogę kochać klasykę, tyle że granatową koszule zastąpię czarną... Nie wyobrażam sobie żyć z jednym ciuchem całe lata tylko dlatego że był drogi i przez to okazał się niezniszczalny...

      Usuń
  13. haha ja też uciekam z postów pt. " Slow fashion" itp ;D
    Bardzo podoba mi się Twoje podejście ;)
    Myślę, że to kolejna moda, którą ludzie dość szybko się znudzą i przyjdzie coś nowego. Człowiek nie nadąża, dlatego ja stawiam na bycie sobą, dobieranie ubrań w sferze komfortu i rozsądku odnośnie finansów ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja traktuję slow fashion z dystansem- jako propozycję. I myślę, że takie indywidualne podejście jest najzdrowsze- do czegokolwiek zresztą ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, w końcu tworzymy siebie poprzez wybieranie z danej dziedziny tego co nam akurat odpowiada :)

      Usuń
  15. Osobiście mam trochę mieszane uczucia. Uważam, że ograniczona ilość ubrań naprawdę pomaga - ja po ciążach i kilku przeprowadzkach (m.in, do i z Francji) pozbyłam się większości i teraz mam niedużą szafę, a w niej porządek i brak dylematów - ale mam też duże pudło z ciuchami, które mi się znudziły, albo nie pasują, ale bardzo je lubię, są w dobrym stanie i obiektywnie ok, wiem że mogę do nich wrócić, a jak nie ja to może moja córka kiedyś.

    Ale cały nurt i moda (kolejna) na slow fashion w dużej mierze sprowadziła się do heroicznego wywalania masy ciuchów (a potem, och och, trzeba uzupełnić braki. Tym razem minimalistycznie;) )
    Nawet pisałam kiedyś takiego posta o tym, dlaczego nie jestem minimalistką. (nie wiem, czy mogę wrzucić linka? http://odpoczywalnia.blogspot.com/2016/01/dlaczego-nie-jestem-minimalistka.html )
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O w takim razie z chęcią poczytam Twój wpis, dzięki za link :))

      Usuń
  16. Pierwsze słyszę o czymś takim:D Dotąd nigdy nie słyszałam tego pojęcia. Ale zupełnie się z Tobą zgadzam - to strasznie ograniczające! Wolę mieć więcej ubrań, żeby móc robić sobie różne zestawy na różne okazje, czasem pobawić się wyglądem. A mój gust się zmienia, zdarza się, że jakieś ubranie już mi się nie podoba. Poza tym, nie wiem, jak taki system niewielkiej ilości ubrań miałby funkcjonować na wyjazdach albo w upalne dni, kiedy pocimy się tak, że każdego dnia musimy wkładać coś innego.
    Traktuję minimalizm z dystansem. W sensie, rozumiem ideę, ale to chyba nie dla mnie. Ani w ubraniach, ani w posiadanych przedmiotach (minimalistyczne wystroje na przykład zwykle mi się nie podobają, te pomieszczenia wydają mi się po prostu puste:D). Nie chcę się ograniczać, z bólem serca wyrzucać kilka rzeczy, żeby zastąpić jedną rzekomo lepszej jakości.
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że jakość, jakości nie równa. Ostatnio moje buty firmy tommy hilfiger poszły do reklamacji, kiedy takie trampki z DeeZee są ze mną już któryś sezon, tak więc czy na pewno marka gwarantuje jakość...

      Usuń
  17. Właściwie nie interesowałam się tym bardziej i gdy czytam cały post, to prawdopodobnie bardziej skłaniam się ku ostatniemu akapitowi, niż samemu nurtowi. Cóż, porządki w szafie od czasu do czasu i noszenie tego, co lubię mi wystarczy, chyba nie jestem aż tak wciągnięta w modę i jej trendy. Dużo bardziej przemawia do mnie za to slow life :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kilka lat temu, gdy mieszkałam w centrum Polski przykładałam większą wagę do tego co noszę. Tu w górach poznałam ludzi, dla których najważniejszą rzeczą jest rodzina, kontakt z przyrodą i realizacja pasji związanych z górami. Tu najważniejsze są dobre górskie buty, kurtka dobrej jakości i plecak:) Pracuję w miejscu, gdzie muszę starannie wyglądać, mieć buty na obcasie i bardziej oficjalny strój, ale od dawna moda nie jest tematem który spędza mi sen z powiek. I zgadzam się z Tobą całkowicie, bo według mnie styl ubierania to rzecz bardzo indywidualna. Świat byłby nudny, gdyby wszyscy nosili podobne ubrania, w podobnym stylu. Jaki byłby świat, gdybyśmy czasem nie mogli popatrzeć na barwne, kolorowe osobowości? A co do reklamacji butów/pisałaś o tym w komentarzu/ to ja ostatnio po kilku wyjściach reklamowałam buty firmy Salomon więc i w tym temacie się z Tobą zgadzam: marka niestety nie gwarantują jakości. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając komentarz rozmażyłam się trochę nad takim górskim życiem :) Co prawda typem piechura nie jestem i uwielbiam mój Wrocław, ale jednak czuję się już trochę przytłoczona tym wielkomiejskim pośpiechem...

      Usuń
    2. I wcale się nie dziwię, że tak dobrze czujesz się we Wrocławiu, bo to piękne miasto. We Wrocławiu do niedawna miałam bliską rodzinę, bo właśnie tam mieszkała mojej Mamy siostra. Niestety zmarła jakiś czas temu, a w tym roku zmarł Wujek. Ich jedyna córka zamieszkała w Australii więc już teraz nie mam tam nikogo, ale sentyment do tego miasta nadal pozostał:)

      Usuń
  19. Szczerze, to mi się podoba ten cały nurt, zaciekawił mnie i wyciągnęłam z tego sporo dla siebie, jednak jestem daleka od obsesyjnego pozbywania się przedmiotów czy radykalizmu szafowego. Blogi, które piszą na ten temat - np. Simplicite, Simplife, Ubieraj się klasycznie i Style Digger lubię podczytywać. Bardziej jednak inspirują mnie The Minimalists, piszący bloga i prowadzący podcast, którzy o całej idei pozbywania się rzeczy mówią bardziej ogólnie - w zmierzaniu do tego, co jest dla nas najbardziej istotne, a nie puste wyrzucanie. Na tym, by było więcej miejsca na nasze pasje, hobby.

    Co do ubrań... Myślę, że nikt nie wymaga od nikogo ścisłego wpisywania się w ramy minimalizmu. Koszula może być granatowa jak i czarna, a także kolorowa. Bo minimalizm jako filozofię, sposób życia, a minimalizm estetyczny trzeba oddzielić grubą kreską, bo to rzeczy które mogą się zazębiać, ale nie muszą zupełnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak jak najbardziej przykład z koszulą dotyczył faktu że wciąż można mieć ten sam styl z tym że zapragnąć nowej rzeczy ;)

      Fajnie że wspomniałaś o tylu blogach, nie wszystkie znam i z chęcią zajrzę :))

      Usuń
  20. Mam podobne odczucia do slow fashion jak i Ty - kiedy przeczytałam o tym po raz pierwszy, najprawdopodobniej również z 3 lata temu na blogu Asi to myślałam, że to jest naprawdę genialna idea, ale kiedy teraz o tym myślę to masz rację: każdy fanatyzm jest niezdrowy, poza tym moda nie może kojarzyć się z ograniczeniami - moda to wolność tworzenia i interpretowania jej na wiele różnych sposobów. Poza tym - nie zawsze ubrania z dobrą metką są jednoznaczne ze znakomitą jakością.

    http://crafty-zone.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, zgadzam się ze wszystkim o czym piszesz :))

      Usuń
  21. Mam mieszane uczucia co do tego slow fashion. Przemyślane zakupy jak najbardziej popieram. Myślę, że to na prawdę dobra opcja, lepsza od chomikowania. Jednak moda i ograniczenie to słowa, które jednak trochę się wykluczają. Po pierwsze ubrania się nudzą, a gust się zmienia, dlatego kupowanie ubrań tej dobrej jakości nie uważam za taki super pomysł. Kiedy mamy coś tańszego w szafie nie szkoda nam tego wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
  22. Też nie rozumiem uduchawiania mody - ciuch to ciuch, nie potrzebuję koszul za miliony monet, ale wyśmienitej jakości i niszowej marki, ani nie potrzebuję milionów koszul za złotówkę, ale w różnych kolorach. Ja akurat cenię klasykę i w takie fasony inwestuję, ale nie powiem, żebym wybierała Dolce Gabbana czy jakieś ekscentryczne marki, nie mam też zbyt wielu ubrań. Istotna jest dla mnie wygoda, uniwersalność, dobry krój (szwom przez środek brzucha mówię NIE). Poza tym, nasza sylwetka i gusta też się zmieniają, trzeba brać to pod uwagę. A nawet najlepszej jakości ciuchy kiedyś się po prostu nudzą :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja uwielbiam minimalizm, nawet już nie tylko w modzie czy w kupowaniu ubrań, ale ogólnie w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  24. To ciekawe że dzisiaj wszystko musi mieć swoją nazwę. Rozbawiło mnie trochę to slow fashion :)

    http://psychologpopracy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Być może wstyd się przyznać, ale wcześniej się z tym nie spotkałam. Może to dlatego, że moda to nie moje rejony i tak naprawdę nie mam z nią nic wspólnego. A gdy widzę modowe blogi, od razu się ewakuuję. Takie zboczenie.
    Nurt z jednej strony ciekawy, bo jednak napędza nas do zastanowienia się czy jest sens kupować daną rzecz, a z drugiej strony wymusza na nas dziwne ograniczenia. A moda to ponoć brak jakichkolwiek ograniczeń.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiesz co, patrzę na to zjawisko w bardzo podobny sposób, ale może to dlatego, że nigdy nie byłam zafascynowana modą i w związku z tym temat kompulsywnych zakupów kompletnie mnie nie dotyczył. Myślę, że to słuszna idea, ale nie do końca rozumiem sens rozprawiania na jej temat - w końcu czy rozsądek i umiar w zakresie zakupów zasługuje na tę całą otoczkę? Czy powinien mieć grono czcicieli? Zawsze wydawało mi się, że tego typu podejście jest raczej... oczywiste. Jest jednak coś, co rzeczywiście zaczerpnęłam z nurtu slow fashion - staram się kupować ubrania, które mniej więcej pasują do pozostałych rzeczy z mojej szafy. Wcześniej była ona radosnym miksem wszystkiego, co podobało mi się i udało mi się znaleźć w sklepie. Obecnie zanim coś kupię zastanawiam się, z czym mogę to zestawić i czy rzeczywiście będę to nosić. Daleko mi jednak do kupowania dwóch białych T-shirtów (100 zł za sztukę) i noszenia ich na okrągło - jest to dla mnie po prostu niepraktyczne (z czym mam prać te dwa T-shirty?). No i tak, jak piszesz, takie rzeczy znudziłyby mi się dużo szybciej niż trwałoby ich zużycie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jak cie widzą tak cie piszą mawiają więc moim zdaniem

    OdpowiedzUsuń
  28. Kazdy powinien byc schludnie I dobrze ubranym. To nie kosztuje duzo

    OdpowiedzUsuń
  29. Przepraszam ze pisze na raty ale telefon mi fiksuje I nie potrafie napisac komentarza

    OdpowiedzUsuń
  30. Gdyz po paru sekundach strona mi sie sama odswieža :/

    OdpowiedzUsuń
  31. Teraz to juz w ogóle sie pogubiłam bo widzę że nie dodało sie to co na prawde chciałam napisac

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetnie napisane. Ja mam czas szaleństw zakupowych za sobą. Kupuję z rozwagą i staram się wybierać rzeczy jak najlepszej jakości w dobrej cenie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



BLOGOWA SLOW FASHION - ROZSĄDEK CZY MODOWY REŻIM?


Skłamałabym mówiąc, że moda zawsze była istotną częścią mojego życia. Przez długie lata ubrania nie widniały na liście moich priorytetów, a kiedy w końcu poczułam modowe powołanie, tworzone przeze mnie stylizacje były raczej zbitką przypadkowych, modnych w danym sezonie rzeczy niż własnym stylem... Ale mimo wszystko nie zamierzam rzucać tu wytartymi frazesami jak wielką tragedią były niedopasowane do siebie poszczególne części garderoby. Owszem, tworzenie zestawów na kolejne dni zadawało się być nieco problemowe, ale na pewno nie napisałabym na ten temat książki. Uporządkowanie własnego stylu to przede wszystkim znajomość siebie, swojego charakteru i własnych upodobań. Zdecydowanie nie trzeba do tego kolorowych tablic inspiracji, zakupowych detoksów i innych zabaw, które stanowią przerost formy nad treścią. Coraz częściej zauważam, że usiłujemy utworzyć modowe problemy, które praktycznie nie istnieją i właśnie nad tym tematem chciałabym się dziś pochylić. Nurt slow fashion pojawił się w Polsce prawie jak objawienie i nagle wszystkie fashionistki zaczęły pokładać w nim wielkie nadzieje. Niestety mam poczucie, że innowacyjna idea nagle stała się jedynie powodem do oryginalności i wyrzutów sumienia. Zaczynam więc zachodzić w głowę, czy naprawdę warto?

NURT SLOW FASHION

Slow - ostatnim czasem bardzo modne słowo, zwłaszcza w blogowych kręgach, definiujące coś wolnego, choć w naszym rodzimym języku znacznie lepiej brzmi określenie uważny. Istnieje termin slow life propagujący celebracje codzienności (co akurat uważam za bardzo słuszną ideę), pojawił się także nurt zwany slow food, który zachęca do spożywania, zdrowych, odżywczych produktów, finalnie mamy także slow fashion. Pierwotnie opisywałabym to zjawisko jako szacunek do mody, ale dziś coraz poważniej zastanawia mnie sens istnienia całej idei... Teoretycznie wyznawcy owego kierunku w modzie sugerują nam stawianie na jakość zamiast ilość, wspieranie młodych marek i ogólnie rzecz ujmując ograniczanie swojej garderoby do ścisłego minimum. I tu w mojej głowie pojawia się coraz więcej potaniań... 

BLOGOWA DUCHOTA MONOTEMATYCZNOŚCIĄ

O ile nie zawodzą mnie pamięć i spostrzegawczość slow fashion zyskała tak wysoką pozycję w polskiej blogosferze dzięki Joannie Glogazie, prowadzącej stronę Style Digger poświęconej celebracji codzienności. Bloggerka jest jednocześnie autorką dwóch książek skupiających się na tematyce slow - Slow Fashion i Slow Life.  Kiedy trzy lata temu dotarłam na bloga Style Digger zetknęłam  się z nurtem po raz pierwszy. Wtedy idea wydała mi się innowacyjna i naprawdę intrygująca. Propozycja robienia rozsądnych zakupów, szacunek do posiadanych rzeczy, a przede wszystkim zatrzymanie pogoni za trendami brzmiało naprawdę dobrze. Nie zawsze mogę zgodzić się z tym o czym autorka rozprawia na swoim blogu, ale Style Digger to prekursor blogowej slow fashion, a samej treści nie można odmówić oryginalności i pomysłowości. Niestety nie mogę napisać tego samego o wielu innych stronach łaknących stania się ekspertem w opisywanej dziedzinie. Każda treść jaką dostaję od owych bloggerk to wypisz wymaluj powielenie rad i pomysłów z bloga i książki Joanny. Rozumiem, że pewne treści wymagają powtórzenia, są zbyt jednoznaczne aby móc je zmodyfikować, ale temat slow fashion chyba do nich nie należy. Mam nawet w głowie jedną ze stron, która przypadła mi do gustu ze względu na różnorakie treści, ale kiedy tylko dostrzegam wpis o rozsądnej modzie... wciskam wstecz albowiem wiem jak elegancką kopię ozdobioną innymi słowami dostanę od autorki. Efekt? Gdy po raz kolejny na przeróżnych stronach dostrzegam posty o wielkiej slow fashion uciekam z krzykiem.

MAŁO, MAŁO CORAZ MNIEJ

Główna zasada nurtu? Kupuj mniej ubrań, ale dobrej jakości. Ogranicz swoją szafę do minimum i zapomnij o swobodnych  zakupach. Jednym słowem okrój modę z przyjemności i zabawy. Jestem pewna, że znawczynie nurtu chciałyby sprostować to co właśnie napisałam, więc zaznaczam, że ten paragraf to wyłącznie moje własne przemyślenia kształtowane latami. Ja odbieram nurt jako modowy reżim, pozbawienie się wielkiej przyjemności z modyfikacji własnego stylu. Oczywistym jest, że ten pozostaje na zawsze o ile jest faktycznie nasz, ale zawsze mogę uznać, że wolę czerń od granatu, albo szarość od bieli. Wciąż klasycznie, a jednak inaczej.

NIE DOSTRZEGAM CELU 

Thomas Moor pisząc swoją utopię nie wziął pod uwagę faktu iż człowiek jest istotą indywidualną, zaś twórca slow fashion zapomniał o tym, że również zmienną. Rozpatrzmy problem nurtu na przykładzie: wyobraź sobie, że kupujesz niewiarygodnie drogą koszulę świetnej jakości, to sprawi że zostanie z Tobą na lata, po pewnym czasie stwierdzasz, że wolał(a)byś coś mniej dopasowanego i raczej luźniejszego, ale koszula wciąż wygląda świetnie, a ty dałeś/aś za nią krocie. Pozbycie się ubrania może być więc bolesne, a trzymanie go w szafie zbędne... Tak więc, czy slow fashion przypadkiem nie przeczy sam sobie? Oczywiście nie namawiam nikogo do zakupu ubrania, którego jakość jest słabsza od materiałowej szmatki, ani trzymania stosu niepotrzebnych rzeczy w szafie, ani szaleńczego biegania po sklepach jednak chcę pokazać, że każdy fanatyzm jest niebezpieczny. Trzymanie się w ryzach w nawet tak prozaicznej dziedzinie życia zaprowadzi ten świat do zagłady, jesteśmy bowiem za bardzo surowi wobec naszych postępowań. Szafa nawet pełna ubrań nie jest przyczyną braku pomysłu co na siebie włożyć, to wyłącznie kwestia gnania za trendami lub robienia szybkich zakupów albo brania czegoś wyłącznie dlatego że jest tanie... Przemyślany proces kupna i uporządkowanie swojej szafy to dwa podpunkty, które uważam za dobrą stronę slow fashion, ale to wciąż za mało bym uwierzyła w sens istnienia całego nurtu...


Ciekawa jestem jak Wy postrzegacie nurt slow fashion. Odnajdujecie w nim siebie
czy może jest dla Was za mało konkretny?
________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, fanpage'u (definiujeblog) oraz instagramie i snapchacie (definiuje_blog)

Share This Article:

, , ,

CONVERSATION

55 komentarze :

  1. Tak naprawdę dopiero uświadomiłaś mi, że ten nurt ma swoją nazwę :D Mam taką samą reakcję jak Ty - uciekam z takich postów. Wiadomo - co za dużo, to niezdrowo, ale w drugą stronę też można przesadzić i próbować promować...nudę. Tak to dla mnie brzmi. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próba promowania nudy! To jest to, trafiłaś w sedno :D

      Usuń
  2. Kiedyś zastanawiałam się nad tym samym, nie wiedząc nawet, że zjawisko nazywa się slow fashion. To prawda, że lepiej mieć mniej dobrych gatunkowo rzeczy, niż całe szafy kiepskich, ale z drugiej strony:
    1. gdzie zabawa i przyjemność,o których piszesz?
    2. nigdy nie ma gwarancji, że to, co uważamy za wartościowe (bo drogie i markowe) takie faktycznie jest
    3. moda sie zmienia, a drogie rzeczy trudno zmieniać często
    4. zmienny bywa gust i upodobania
    5. gdy jesteśmy zabiegani, a ubrań mało, szybko kończą sie czyste rzeczy, a zwłaszcza topy, i inne drobiazgi
    6. poza wszystkim MODA i ograniczenia chyba sie wykluczają...

    Fajny pomysł na post, czasem warto nad czymś niby oczywistym się zastanowić:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszę się, że post się spodobał :)
      Dokładnie, moda i ograniczenia to nie najlepszy duet...

      Usuń
  3. Teraz rzeczywiście wszystko co "slow" jest na topie, ale w sumie to chyba nawet i dobrze, że z tego "fast" przechodzimy jednak na "slow" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to, to na pewno w szczególności jeśli rozpatrujemy sam styl życia, zdecydowanie bardziej przemawia do mnie opcja zrywania jabłek w sadzie niż praca w stylu 21/24, ot trzy godzinki na szybką regeneracje... Przerażające, że ludzie naprawdę potrafią żyć w ten sposób.

      Usuń
  4. Nie do końca rajcuje mnie ten nurt, bo po pierwsze modą się nie interesuję. Ubieram się tak, jak mi się podoba, mam własny styl i nie wciskam go pod żadną z kategorii. Wiem, jak chcę go rozwijać i nikt nie musi pomagać mi w szukaniu go- uważam to za coś naturalnego. Poza tym nigdy nie miałam kłopotów z kupowaniem wielu ubrań, bo zwyczajnie jestem niebogata i wolę książki od ciuszków. To, czego chce nauczyć mnie slow fashion, dawno temu wpoiła mi moja mama i własny indywidualizm, więc ten nurt to dla mnie odkrywanie Ameryki na nowo.
    Jeżeli ten nurt jednak komuś w czymś pomógł- to popieram. Aczkolwiek na ulicy tego nie widzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jest dużo prawdy w tym o czym piszesz :)). Swoją drogą to ciekawa kwestia, że ktoś zebrał większość maminych rad i nadał nazwę po czym nagle ludzie oszaleli na jego punkcie, no bo być slow jest takie modne... Oczywiście wiem, że nie każdy tak do tego podchodzi, ale spory odsetek na pewno.

      Usuń
  5. O tak, masz całkowitą rację :D bardzo się cieszę, że zawsze kupowałam ubrania w lumpeksach. Okazało się, ze mój styl zmienia się po prostu błyskawicznie. Równie szybko nudzę się ubraniami, rzadko która koszulka wytrzymuje ze mną dłużej niż rok. Nic nie wyrzucam, oddaję charytatywnie. Dlatego nie chce kupować ubrań dobrej jakości, porządnych ani drogich. Lubię prędkość w życiu i uważam, ze życie świadome i uważne nie musi być pozbawione szaleństwa i zaprogramowane starannie krok po kroku. A już w ogóle młodość jak dla mnie wyklucza całe to slow. W tym wieku ma się na głowie ważniejsze rzeczy niż to, czy spożyliśmy marchewkę z odpowiednią starannością albo czy nasza bluzka jest idealnie biała. To dobry styl dla perfekcjonalistów, ale ja nim nie jestem i nigdy nie będę. Wole moje czarne, porozciągane ciuchy za grosze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten fragment o marchewce niezwykle mi się podoba :D Osobiście lubię slow, bo jest odskocznią od tego wielkomiejskiego pędu, w którym się wychowałam i żyję, ale nie wyobrażam sobie oprzeć całego być tu na ziemi na starannym przeżywaniu każdej chwili, kurcze w końcu jesteśmy tylko ludźmi :D

      Usuń
  6. Mogłabym się do tego podpiąć :) Kiedyś kupowałam za dużo, zakupy i nadmiar ubrań mnie męczył. Odkąd nie mam wolnego czasu to i się nie szwendam po sklepach. Ubrań nie kupuję wcale ostatnio. Zdaję się na to, co mam. A i tak najczęściej sięgam po to, co jest wygodne, ładne i dobrej jakości. Minimalizm daje satysfakcję i jest praktyczny. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście odpowiada mi minimalizm kosmetyczny i akurat tu tak jak piszesz, jak najbardziej daje mi satysfakcje i jest bardzo praktyczny, z ubraniami nie do końca mi wychodzi, ale może w tym rzecz że prawdziwy minimalizm może być tylko w kilu obszarach ;)

      Usuń
  7. Idea jest świetna, ale w praktyce to wygląda tak, że blogerki rzeczywiście postulujące życie w zgodzie z filozofią slow fashion i tak do każdej sesji zdjęciowej kupują/dostają nowe ubrania.
    Blogi to w znakomitej większości wypadków blaga i nic innego jak tablica reklamowa.
    Myślę, że większość z nas wyznaje ideę slow fashion i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - mało kto kupuje co sezon nową torebkę, co roku nową kurtkę i zimowe buty.
    Jeśli ktoś nie bloguje i nie czuje presji posiadania ciągle czegoś nowego, to wcale nie jest tak chętny do częstych zakupów.
    Dlatego dla mnie całe to gadanie o slow food, slow fashion i slow life to po prostu modne bzdury - i tyle ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonałe podsumowanie, nic dodać nic ująć :)

      Usuń
  8. Jestem zbyt zmienna, żeby dać się ponieść nurtowi slow fashion. Poza tym, gdzie w tym przyjemność? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? :D Mam identyczne odczucia.

      Usuń
    2. Przy okazji, nominowałam Cię do LBA. Pytania u mnie na blogu - zapraszam do zabawy :)

      Usuń
  9. nie moge powiedzieć o sobie, że jestem slow w tej dziedzinie ;)po dwóch latach istnych szaleństw i przybraniu kilku kilo po których nie mieszczę się w 50% swojej szafy postanowiłam, że teraz kupuję z rozwagą, bez kupowania 40 bokserek, bo są za 15 zł na wyprzedaży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och skąd ja to znam :D Sama również od mniej więcej trzech lat podchodzę do zakupów bardzo rozsądnie, ale nie zmienia to faktu, że mam szafę pełną ciuchów... Taka moja, mała przyjemność. Z drugiej strony jestem minimalistką kosmetyczną, więc pocieszam się, że nic w naturze nie ginie ;))

      Usuń
  10. Też mam mieszane uczucia, co do nurtu slow fashion.
    Jakoś zawsze wydawała mi się ta idea naciągana, niedostosowana do prawdziwego życia normalnych ludzi. Ale ostatnio trafiłam gdzieś na zdanie, że chodzi o pozbywanie się nie rzeczy w ogóle, ale tego, co mamy, bo nie umiemy się tego pozbyć. I taka wersja do mnie trafia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, doskonałe określenie - niedostosowana do prawdziwego życia normalnych ludzi, zawiera się w nim kwintesencja całego nurtu :))

      Usuń
  11. Fajnie, że poruszyłaś ten temat, faktycznie jest teraz bardzo na czasie. Ja też wszędzie widzę slow, nie tylko w modzie, ale też w żywieniu, spędzaniu czasu itp. I dołączyłabym do tego jeszcze modny minimalizm. Też o nim ostatnio dużo. I jakkolwiek z każdego z tych nurtów wyniosłam coś dla siebie, to z pewnością nie podążam za nimi ślepo. Usłyszałam kiedyś, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. W pełni się z tym zgadzam. Poza tym mamy też coś takiego jak intuicję i fajnie jest umieć jej zaufać. Podam Ci kilka przykładów tego jak ja podchodzę do tego tematu:-). Jestem zwolenniczką przemyślanych zakupów, nie lubię zagracać przestrzeni, ale: nie wyobrażam sobie posiadania w swoim domu np. tylko 100 rzeczy, ponieważ lubię przytulne przestrzenie, nie wyobrażam sobie kupowania czegoś za kilkaset złotych jeśli uznaję, że mnie na to nie stać. Ponadto nie zgadzam się np. z tym, że jeśli czegoś nie noszę to muszę się tego pozbyć/wydać to. Z moich obserwacji wynika, że wiele razy wracałam do ubrań, których nie nosiłam przez ponad rok. Co do kwestii posiadania ograniczonej ilości ubrań w szafie to również niekoniecznie jestem za tym by mieć w niej np. 10-15 ubrań, bo tak nakazuje wybrana ideologia. Mam ochotę posiadać w swojej szafie 30 sukienek, ponieważ uwielbiam je szyć i nosić. Nie wyobrażam sobie zatem wyrzucać 20 sztuk tylko po to, by wpiąć się w jakieś wytyczone ramy. Ponadto doceniam w temacie mody coś takiego jak zabawa nią, chęć eksperymentowania itp., więc tutaj też nie wyobrażam sobie ograniczać się. Fajnie kiedyś o tym napisała Pani Anna Mularczyk Meyer w swojej książce "Minimalizm po polsku". Wyniosłam z niej przekonanie, że to ja wybieram to, w jakim wymiarze będę uprawiać swój minimalizm. Powinnam dokonywać takich wyborów, aby one czyniły mnie szczęśliwą. Jestem zwolenniczką wyciągania z danego nurtu/myśli dla siebie tego co w mojej ocenie jest dla mnie dobre, a nie ślepe 100% podążanie za ideą. Rozpisałam się trochę, choć i tak nie wyczerpałam tematu:-). To oczywiście tylko i wyłącznie moje odczucia. Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przynać, że mam bardzo podobne podjeście :) Zainteresowała mnie przytoczona książka, muszę się za nią rozejrzeć :))

      Usuń
    2. Karolino, autorka tej książki (właściwie dwóch, bo jakiś czas temu wyszła kolejna, ale drugiej nie czytałam) pisze bloga http://www.prostyblog.com/
      W jej książce spodobało mi się też to, że opisana jest w odniesieniu do polskich realiów, co moim zdaniem jest ważne. Poza tym nie odbieram autorki jako skrajnej minimalistki, co też jest fajne. Nie ma w lekturze nic narzucającego, jest raczej zachęcenie do minimalizmu w oparciu o własną rzeczywistość, tak to odbieram:-). Pozdrawiam.

      Usuń
  12. Nigdy tak bardzo nie zastanawiałam się, nie rozważałam na tym nurtem. Ot jest, i niech sobie będzie. Dla mnie był o tyle wartościowy, że dał mi motor do zmian w mojej szafie - a raczej wyzbycia się rzeczy, których nie używam i używać już zapewne nie będę. Do zaprzestania 'chomikowania' rzeczy, które tylko piętrzą się w szafie, bo "może KIEDYŚ je jeszcze założę..." Ale, masz dużo racji. Nie potrafiłabym zmienić swoje szafy na ciuchy najlepszej jakości. Dlaczego? Bo ja również modą szybko się nudzę. Wolę kupić bluzkę w lumpie za 5 zł, bo nie będzie mi szkoda, jeśli w przyszłym sezonie stracę już na nią ochotę. To samo tyczy się wszystkich elementów moich garderoby. Więc chyba tak... jednak zostawię wszystko na swoim miejscu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu slow fashion określa stałość stylu jako przywiązanie do poszczególnych ubrań. A przecież wciąż mogę kochać klasykę, tyle że granatową koszule zastąpię czarną... Nie wyobrażam sobie żyć z jednym ciuchem całe lata tylko dlatego że był drogi i przez to okazał się niezniszczalny...

      Usuń
  13. haha ja też uciekam z postów pt. " Slow fashion" itp ;D
    Bardzo podoba mi się Twoje podejście ;)
    Myślę, że to kolejna moda, którą ludzie dość szybko się znudzą i przyjdzie coś nowego. Człowiek nie nadąża, dlatego ja stawiam na bycie sobą, dobieranie ubrań w sferze komfortu i rozsądku odnośnie finansów ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja traktuję slow fashion z dystansem- jako propozycję. I myślę, że takie indywidualne podejście jest najzdrowsze- do czegokolwiek zresztą ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, w końcu tworzymy siebie poprzez wybieranie z danej dziedziny tego co nam akurat odpowiada :)

      Usuń
  15. Osobiście mam trochę mieszane uczucia. Uważam, że ograniczona ilość ubrań naprawdę pomaga - ja po ciążach i kilku przeprowadzkach (m.in, do i z Francji) pozbyłam się większości i teraz mam niedużą szafę, a w niej porządek i brak dylematów - ale mam też duże pudło z ciuchami, które mi się znudziły, albo nie pasują, ale bardzo je lubię, są w dobrym stanie i obiektywnie ok, wiem że mogę do nich wrócić, a jak nie ja to może moja córka kiedyś.

    Ale cały nurt i moda (kolejna) na slow fashion w dużej mierze sprowadziła się do heroicznego wywalania masy ciuchów (a potem, och och, trzeba uzupełnić braki. Tym razem minimalistycznie;) )
    Nawet pisałam kiedyś takiego posta o tym, dlaczego nie jestem minimalistką. (nie wiem, czy mogę wrzucić linka? http://odpoczywalnia.blogspot.com/2016/01/dlaczego-nie-jestem-minimalistka.html )
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O w takim razie z chęcią poczytam Twój wpis, dzięki za link :))

      Usuń
  16. Pierwsze słyszę o czymś takim:D Dotąd nigdy nie słyszałam tego pojęcia. Ale zupełnie się z Tobą zgadzam - to strasznie ograniczające! Wolę mieć więcej ubrań, żeby móc robić sobie różne zestawy na różne okazje, czasem pobawić się wyglądem. A mój gust się zmienia, zdarza się, że jakieś ubranie już mi się nie podoba. Poza tym, nie wiem, jak taki system niewielkiej ilości ubrań miałby funkcjonować na wyjazdach albo w upalne dni, kiedy pocimy się tak, że każdego dnia musimy wkładać coś innego.
    Traktuję minimalizm z dystansem. W sensie, rozumiem ideę, ale to chyba nie dla mnie. Ani w ubraniach, ani w posiadanych przedmiotach (minimalistyczne wystroje na przykład zwykle mi się nie podobają, te pomieszczenia wydają mi się po prostu puste:D). Nie chcę się ograniczać, z bólem serca wyrzucać kilka rzeczy, żeby zastąpić jedną rzekomo lepszej jakości.
    Pozdrawiam ciepło!
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza, że jakość, jakości nie równa. Ostatnio moje buty firmy tommy hilfiger poszły do reklamacji, kiedy takie trampki z DeeZee są ze mną już któryś sezon, tak więc czy na pewno marka gwarantuje jakość...

      Usuń
  17. Właściwie nie interesowałam się tym bardziej i gdy czytam cały post, to prawdopodobnie bardziej skłaniam się ku ostatniemu akapitowi, niż samemu nurtowi. Cóż, porządki w szafie od czasu do czasu i noszenie tego, co lubię mi wystarczy, chyba nie jestem aż tak wciągnięta w modę i jej trendy. Dużo bardziej przemawia do mnie za to slow life :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Kilka lat temu, gdy mieszkałam w centrum Polski przykładałam większą wagę do tego co noszę. Tu w górach poznałam ludzi, dla których najważniejszą rzeczą jest rodzina, kontakt z przyrodą i realizacja pasji związanych z górami. Tu najważniejsze są dobre górskie buty, kurtka dobrej jakości i plecak:) Pracuję w miejscu, gdzie muszę starannie wyglądać, mieć buty na obcasie i bardziej oficjalny strój, ale od dawna moda nie jest tematem który spędza mi sen z powiek. I zgadzam się z Tobą całkowicie, bo według mnie styl ubierania to rzecz bardzo indywidualna. Świat byłby nudny, gdyby wszyscy nosili podobne ubrania, w podobnym stylu. Jaki byłby świat, gdybyśmy czasem nie mogli popatrzeć na barwne, kolorowe osobowości? A co do reklamacji butów/pisałaś o tym w komentarzu/ to ja ostatnio po kilku wyjściach reklamowałam buty firmy Salomon więc i w tym temacie się z Tobą zgadzam: marka niestety nie gwarantują jakości. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając komentarz rozmażyłam się trochę nad takim górskim życiem :) Co prawda typem piechura nie jestem i uwielbiam mój Wrocław, ale jednak czuję się już trochę przytłoczona tym wielkomiejskim pośpiechem...

      Usuń
    2. I wcale się nie dziwię, że tak dobrze czujesz się we Wrocławiu, bo to piękne miasto. We Wrocławiu do niedawna miałam bliską rodzinę, bo właśnie tam mieszkała mojej Mamy siostra. Niestety zmarła jakiś czas temu, a w tym roku zmarł Wujek. Ich jedyna córka zamieszkała w Australii więc już teraz nie mam tam nikogo, ale sentyment do tego miasta nadal pozostał:)

      Usuń
  19. Szczerze, to mi się podoba ten cały nurt, zaciekawił mnie i wyciągnęłam z tego sporo dla siebie, jednak jestem daleka od obsesyjnego pozbywania się przedmiotów czy radykalizmu szafowego. Blogi, które piszą na ten temat - np. Simplicite, Simplife, Ubieraj się klasycznie i Style Digger lubię podczytywać. Bardziej jednak inspirują mnie The Minimalists, piszący bloga i prowadzący podcast, którzy o całej idei pozbywania się rzeczy mówią bardziej ogólnie - w zmierzaniu do tego, co jest dla nas najbardziej istotne, a nie puste wyrzucanie. Na tym, by było więcej miejsca na nasze pasje, hobby.

    Co do ubrań... Myślę, że nikt nie wymaga od nikogo ścisłego wpisywania się w ramy minimalizmu. Koszula może być granatowa jak i czarna, a także kolorowa. Bo minimalizm jako filozofię, sposób życia, a minimalizm estetyczny trzeba oddzielić grubą kreską, bo to rzeczy które mogą się zazębiać, ale nie muszą zupełnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak jak najbardziej przykład z koszulą dotyczył faktu że wciąż można mieć ten sam styl z tym że zapragnąć nowej rzeczy ;)

      Fajnie że wspomniałaś o tylu blogach, nie wszystkie znam i z chęcią zajrzę :))

      Usuń
  20. Mam podobne odczucia do slow fashion jak i Ty - kiedy przeczytałam o tym po raz pierwszy, najprawdopodobniej również z 3 lata temu na blogu Asi to myślałam, że to jest naprawdę genialna idea, ale kiedy teraz o tym myślę to masz rację: każdy fanatyzm jest niezdrowy, poza tym moda nie może kojarzyć się z ograniczeniami - moda to wolność tworzenia i interpretowania jej na wiele różnych sposobów. Poza tym - nie zawsze ubrania z dobrą metką są jednoznaczne ze znakomitą jakością.

    http://crafty-zone.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, zgadzam się ze wszystkim o czym piszesz :))

      Usuń
  21. Mam mieszane uczucia co do tego slow fashion. Przemyślane zakupy jak najbardziej popieram. Myślę, że to na prawdę dobra opcja, lepsza od chomikowania. Jednak moda i ograniczenie to słowa, które jednak trochę się wykluczają. Po pierwsze ubrania się nudzą, a gust się zmienia, dlatego kupowanie ubrań tej dobrej jakości nie uważam za taki super pomysł. Kiedy mamy coś tańszego w szafie nie szkoda nam tego wyrzucić.

    OdpowiedzUsuń
  22. Też nie rozumiem uduchawiania mody - ciuch to ciuch, nie potrzebuję koszul za miliony monet, ale wyśmienitej jakości i niszowej marki, ani nie potrzebuję milionów koszul za złotówkę, ale w różnych kolorach. Ja akurat cenię klasykę i w takie fasony inwestuję, ale nie powiem, żebym wybierała Dolce Gabbana czy jakieś ekscentryczne marki, nie mam też zbyt wielu ubrań. Istotna jest dla mnie wygoda, uniwersalność, dobry krój (szwom przez środek brzucha mówię NIE). Poza tym, nasza sylwetka i gusta też się zmieniają, trzeba brać to pod uwagę. A nawet najlepszej jakości ciuchy kiedyś się po prostu nudzą :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja uwielbiam minimalizm, nawet już nie tylko w modzie czy w kupowaniu ubrań, ale ogólnie w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  24. To ciekawe że dzisiaj wszystko musi mieć swoją nazwę. Rozbawiło mnie trochę to slow fashion :)

    http://psychologpopracy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  25. Być może wstyd się przyznać, ale wcześniej się z tym nie spotkałam. Może to dlatego, że moda to nie moje rejony i tak naprawdę nie mam z nią nic wspólnego. A gdy widzę modowe blogi, od razu się ewakuuję. Takie zboczenie.
    Nurt z jednej strony ciekawy, bo jednak napędza nas do zastanowienia się czy jest sens kupować daną rzecz, a z drugiej strony wymusza na nas dziwne ograniczenia. A moda to ponoć brak jakichkolwiek ograniczeń.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wiesz co, patrzę na to zjawisko w bardzo podobny sposób, ale może to dlatego, że nigdy nie byłam zafascynowana modą i w związku z tym temat kompulsywnych zakupów kompletnie mnie nie dotyczył. Myślę, że to słuszna idea, ale nie do końca rozumiem sens rozprawiania na jej temat - w końcu czy rozsądek i umiar w zakresie zakupów zasługuje na tę całą otoczkę? Czy powinien mieć grono czcicieli? Zawsze wydawało mi się, że tego typu podejście jest raczej... oczywiste. Jest jednak coś, co rzeczywiście zaczerpnęłam z nurtu slow fashion - staram się kupować ubrania, które mniej więcej pasują do pozostałych rzeczy z mojej szafy. Wcześniej była ona radosnym miksem wszystkiego, co podobało mi się i udało mi się znaleźć w sklepie. Obecnie zanim coś kupię zastanawiam się, z czym mogę to zestawić i czy rzeczywiście będę to nosić. Daleko mi jednak do kupowania dwóch białych T-shirtów (100 zł za sztukę) i noszenia ich na okrągło - jest to dla mnie po prostu niepraktyczne (z czym mam prać te dwa T-shirty?). No i tak, jak piszesz, takie rzeczy znudziłyby mi się dużo szybciej niż trwałoby ich zużycie.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jak cie widzą tak cie piszą mawiają więc moim zdaniem

    OdpowiedzUsuń
  28. Kazdy powinien byc schludnie I dobrze ubranym. To nie kosztuje duzo

    OdpowiedzUsuń
  29. Przepraszam ze pisze na raty ale telefon mi fiksuje I nie potrafie napisac komentarza

    OdpowiedzUsuń
  30. Gdyz po paru sekundach strona mi sie sama odswieža :/

    OdpowiedzUsuń
  31. Teraz to juz w ogóle sie pogubiłam bo widzę że nie dodało sie to co na prawde chciałam napisac

    OdpowiedzUsuń
  32. Świetnie napisane. Ja mam czas szaleństw zakupowych za sobą. Kupuję z rozwagą i staram się wybierać rzeczy jak najlepszej jakości w dobrej cenie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane