Marilyn Monroe stwierdziła kiedyś, że
pieniądze szczęścia nie dają, robią to dopiero zakupy i choć zdanie wypowiedziane przez ikonę podchodzi nieco pod próżność bądź zmanierowanie, to wszyscy doskonale wiemy, że jest w nim ziarno (albo cały wór ziarna) prawdy. No bo któż z nas nigdy nie poprawiał sobie w ten sposób humoru lub po prostu podtrzymywał stanu zadowolenia? Wiem, że znajdą się osoby krzywo patrzące na wieszaki pełne ubrań, w których to można przebierać bez końca, ale większość populacji wciąż stawia sobie za motto życiowe wypowiedź
Marilyn.
Czytając To nie są moje wielbłądy Aleksandry Boćkowskiej otrzymałam całą masę zaskakujących faktów dotyczących mody w PRL-u. Do największych absurdów owego okresu można zaliczyć incydent ze spódnicami maksi. Otóż kiedy świat zwariował na ich punkcie w polskich magazynach wciąż zalegały mini spódniczki, tak więc ówczesna władza zakazała lansowania trendu na długość maksi aby pozbyć się leżącego odłogiem towaru. Dla mojego pokolenia brzmi to jak legenda, opowiastka z odległej galaktyki. Nawet nie ze względu na odległość czasu, a niedorzeczności jakim przyozdobione zostały minione dekady. Dziś wszystko to, zdaje się być zupełnie nie do pomyślenia, dostęp do informacji jest tak szeroki, że czasem wręcz zapominamy by nieco je przecedzić przez sito realności. We własnym mieście naliczyłam przynajmniej siedem galerii handlowych, a prawdopodobnie i tak o jakiejś jeszcze zapomniałam. Niestety jednak powierzchnie centrów zajmują głównie najpopularniejsze sieciówki, co sprawia, że większość populacji nosi dokładnie te same modele. Czyż to nie absurd? Zostawiliśmy w tyle czasy pustych półek i kilkumetrowych kolejek, aby wciąż wyglądać jak wierne kopie przechodniów z ulicy...
Muszę przyznać, że ku wielkiej uciesze rzadko widuję ludzi ubranych podobnie do mnie. Chociaż własny styl nazwałabym klasycznym i podciągnęła pod trend miejskiej elegancji czasem zahaczający o girl next door naprawdę sporadycznie spotykam osoby w podobnych ubraniach lub z podobnymi akcesoriami. Zazwyczaj zdarza się to w przypadku rzeczy zakupionych w sieciówkach pokroju Zara lub H&M. Tak, więc teoretycznie nie czułam silnej potrzeby szukania nowego źródła z niepowtarzalną odzieżą, a jednak od kilku dobrych lat czułam jak moje wewnętrzne dziecko wierci się niemiłosiernie zachęcając mnie do zakupów w lumpeksie. Ciekawość podsycały we mnie dodatkowo bloggerki modowe prezentujące zjawiskowe kreacje, nierzadko pochodzące od szanowanych domów mody, które wyszarpały w ciucholandzie za (wybaczcie wyrażenie) psie pieniądze. Pójdę - szepnęłam sobie w duchu i tak o to tuż przed osiemnastymi urodzinami zajrzałam do second hendu po raz pierwszy. Niestety, pech chciał, że trafiłam na miejsce wyjątkowo paskudne - stęchły zapach, ubrania sztywne w dotyku, wygórowane ceny, a do tego nieprzyjemna obsługa. Zrezygnowana odpuściłam na kolejne kilka miesięcy, aż w końcu tuż przed zakończeniem roku szkolnego, kiedy padało psami i kotami (tak, zdaję sobie sprawę, że tę angielską frazę nie należy tłumaczyć dosłownie, ale czyż tak nie brzmi zabawniej...) obrałam kierunek lumpeks. Tym razem jednak postawiłam na polecone miejsce, o wiele większe i jaśniejsze niż poprzedni ciucholand i absolutnie przepadłam.
Miałam to szczęście, że akurat poniedziałek okazał się dniem 50% przecen (z każdym dniem cena maleje i w ostatni przed dostawą sięga połowy oryginału, a ponadto panie chciały pozbyć się zalegających w magazynie kurtek i płaszczy, więc sztuka kosztowała zaledwie 5 zł. Muszę przyznać, że kiedy weszłam dostałam lekkiego oczopląsu. W lumpeksie nie istniał jako taki podział ubrań na kategorie, więc pomiędzy swetrami znajdowałam koszule i T-shirty oraz spódnice. Nieco nieśmiało podeszłam do pierwszego wieszaka, a kiedy znalazłam białą koszulkę polo firmy Ralph Lauren w cenie 16 zł - po przecenie 8 zł (a trzeba Wam wiedzieć, że koszt nowych to 100$) miałam wrażenie, że ktoś wyposażył mnie w skrzydła. I tak o to rzuciłam się w wir zakupów. Po mniej więcej dwóch godzinach z koszem pełnym ubrań zabrałam się za mierzenie. Niestety część rzeczy była na mnie za duża (mankament pojedynczych sztuk), na kilku zdarzyły się plamy, a inne lepiej wyglądały na wieszaku. Aczkolwiek całkiem pokaźne grono powędrowało ze mną do domu - koszt całości nie przekraczał 70 zł, a zakupiłam także płaszcz). Oczywiście mam swoje zasady, nigdy nie zdecydowałabym się na kupno używanej bielizny, strojów kąpielowych, butów. Wyznaję równie zasadę, że nie biorę niczego czego nie będę wstanie wyprać np. brązowa ramoneska musiała wrócić na wieszaka... Nie zdecyduję się też na coś tylko dlatego, że ma niską cenę, zawsze dokładnie oglądam ubranie - czy nie występują plamy, dziurki, kontroluję suwaki i guziki. Wiele radości daje również sprawdzanie pochodzenie ubrania, niektóre firmy brzmią dla mnie obco, inne zaś są tak znane i markowe, że wydają się wręcz zagubione wśród szeregu innych rzeczy.
Podsumowując jestem bardzo zadowolona z dokonanych zakupów, a second hand okazał się strzałem w dziesiątkę. Na pewno jeszcze nie raz zawitam w jego progi. Wciąż nie do końca odpowiada mi kupowanie ubrań na wagę, ale na szczęście nie brakuje także tych wycenionych. A tym czasem zapraszam na mały pokaz tego co udało mi się wybrać podczas dotychczasowych zakupów:
kurtka (More & more) - 5,00 zł, płaszcz (brak danych) - 5 zł
sweter (H&M) - 8, 50 zł, chustka (brak danych) - 3,00 zł
t-shirt (John Baner)- 8,00 zł, bluzka z baskinką (Gina Tricot) - 10 zł
koszulka polo #1 (Ralph Lauren) - 8 zł, koszulka polo #2 (Rhode Island) - 8,50 zł
Jakie macie zdanie o lumpeksach, zaglądacie tam czasem?
Jaki był Wasz najbardziej zaskakujący zakup z ciucholandu?
__________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz FANPAGE'U i INSTAGRAMIE
Karolino
OdpowiedzUsuńzakupy okazały się strzałem w dziesiątkę. Uwielbiam koszulki polo a bluzeczka z baskinką jest urocza. Domyślam się, że wyglądasz w niej prześlicznie. Kolor bardzo twarzowy.
Ja też przenigdy nigdy nie zdecydowałabym się na kupno używanej butów, strojów kąpielowych, bielizny... Widzę na blogach, że pewne osoby nie mają zahamowań i kupują. Ich sprawa.
Serdecznie pozdrawiam:)
Dziękuję bardzo :)
UsuńTo prawda, kiedy byłam sh kobiety wręcz rzucały się na stroje kąpielowe, wierzę, że wszystko to jest wcześniej czyszczone i ponad to można uprać, ale wciąż nie wyobrażam sobie podobnego zakupy, ja postrzegam to jak coś po prostu obrzydliwego...
Również pozdrawiam:)
Bardzo fajne rzeczy udało Ci się upolować. Ja na sh muszę mieć dzień, bo inaczej nic nie kupię ;)
OdpowiedzUsuńA dziękuję :))
UsuńMogę powiedzieć, że jestem takim hipsterem iż kupowałam w ciuchlandach zanim to było modne bo zwyczajnie w latach dziecinnych nie miałam forsy na ubrania z sieciówek. Do dzisiaj nie mam forsy na ubrania z sieciówek, jeżeli mam być szczera, i kupuję w nich tylko rzeczy których nie da się dostać w auchan czy innym lidlu (za to forsę na koszulki z zespołami mam zawsze, hmmy...).
OdpowiedzUsuńTeraz już mało siedzę w ciuchlandach, bo to wybieranie i szukanie za długo trwa. Najwyżej jak nie mam co robić to sobie pochodzę. Można znaleźć coś fajnego, ale przeważnie po iluś tam praniach nawet to coś fajnego się niszczy. Chociaż nie powiem- koszulkę z Pink Floyd mam od trzech lat, a też była z lumpów.
Ogólnie- jeżeli ktoś lubi się stroić i kupować ciuchy to polecam. Jeżeli ktoś-tak jak ja- tych czynności nie znosi to lepsza jest strona vinted.pl...
Muszę przyznać, że Lidl mnie ostatnio zaskakuje, mają naprawdę fajnie przygotowane ubrania, ale zwykle znikają w oczach i trudno cokolwiek dostać kilka dni po przemierz...
UsuńZ lumpeksami znamy się aż za dobrze, bo jako dzieciak z rodziny o tyle wielodzietnej, co niebogatej całe życie miałam ubrania tylko z drugiej ręki. Lumpeksy były wręcz wybawieniem od noszenia ciuchów po kuzynie. Dlatego teraz idę w odwrotną stronę - powoli przekonuję się do zakupów w sieciówkach. Kupuję mało rzeczy (dalej nie mam pieniędzy) ale lepszej jakości. Do tego mam tak odjechany styl, ze na pewno nie spotkam kogoś w podobnym ubraniu.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko mam nadzieję, ze na studiach dorwę jakieś porządne lumpy, bo w moim sklepie są same badziewne i z rozmiarem L nie mam tam czego szukać - same malutkie. Nic markowego też tam nie znajdziesz, typowe spady z Anglii czy Niemiec.
O tak rozmiary to faktycznie spory problem... L zwykle jest najwięcej, ale jak to bywa "elka" "elce" nie równa, więc czasem leży całkiem dobrze ;)
UsuńKurcze, już jakiś czas nie byłam w lumpeksie ;p upolowalam ostatnim razem 3 super bluzki z H&M, przypomniałas mi tym postem że czas najwyższy się wybrać heh;)
OdpowiedzUsuńŁadne łupy;)
Dzięki :))
UsuńW czasach, gdy ciucholandy zaczęły pojawiać sie na rynku, można było kupić fajne rzeczy za tanie pieniądze.
OdpowiedzUsuńTeraz jest z tym gorzej, przynajmniej u mnie. W sumie w sklepach sieciowych kupuję czasami taniej, niż w second handach. Słyszałam, że w dużych miastach bywają sklepy z tanią markową odzieżą i tam chętnie zajrzałabym, bo w innych - szkoda gadać. Chociaż kiedyś udało mi sie kupić w takich sklepach coś fajnego, ale szukałam ubrań lub dodatków z metką...
To prawda, momentami sh cenią się za bardzo... czasem widzę sweter z popularnej sieciówki w cenie podobnej do tej ze sklepu, a to już zdecydowanie przesadzona kwestia.
UsuńNie kupuję w sh, chociaż czasem widzę u koleżanek całkiem fajne rzeczy. Mnie to jednak nie kusi - przed laty nawet próbowałam się wciągnąć, kupiłam ze trzy fajne sportowe bluzy, ale to nie moja bajka. A buty, bielizna, czy strój kąpielowy - nigdy. Natomiast moja córka jest maniaczką sh, i kupuje tam cuda. Podobno są też takie, gdzie ciuchy sa nieużywane, tylko na przykład z wystawy, czy z zakamarków magazynów - no to może i jest coś.
OdpowiedzUsuńTakich niestety jeszcze nie widziałam, ale na pewno się rozejrzę :))
UsuńMama znajomej kupiła zegarek za 4 zł. Nie działał i dała go do czyszczenia i naprawy. Okazało się, że jest ze srebra :) Słyszałam, że można znaleźć perełki w lumpeksach, ja chyba nie mam do tego szczęścia i cierpliwości :<
OdpowiedzUsuńTo się nazywa szczęście i interes życia w jednym ;))
UsuńStrasznie zaskoczył mnie fakt, że dopiero niedawno pierwszy raz odwiedziłaś sh, ponieważ doskonale pamiętam, gdy jeszcze jako dziecko zostałam wzięta na takie zakupy wraz z mamą i siostrą, co wtedy kompletnie mi się nie podobało. Potem jednak dowiedziałam się, jaki jest ich urok i mniej więcej w wieku 12 lat poszłam na swoje pierwsze łowy z koleżanką, zamiast mamy i siostry. Od tamtej pory zdążyłam pokochać te sklepy, znaleźć w nich mnóstwo niepowtarzalnych rzeczy, może także parę razy kupić coś nietrafionego, ale generalnie uważam, że to świetna sprawa. Znaczna część mojej szafy wypełniona jest ciuchami z lumpeksów, którymi mogę pochwalić się przed koleżankami (panuje powszechne przekonanie, że jeśli znalazłaś coś ładnego w ciuchu, masz farta, więc dziewczyny są pod wrażeniem i możesz wtedy usłyszeć mnóstwo pozytywnych komentarzy, bo udane łowy to nie lada sztuka, przynajmniej w moim mieście ;) ). Więc cóż, polecam :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, że w dzieciństwie człowiek patrzył na to jak na coś złego. Do tej pory pamiętam jak z zaskoczeniem przyjęłam fakt, że koleżanka z klasy mówi otwarcie, że ma jakąś bluzkę z lumpeksu... Ale dzieciaki już tak mają, szukają siebie i nie uśmiecha im się nosić ubrań po kimś, na szczęście z takiej dziecięcej próżności się wyrasta ;)
UsuńCzasem zdarza mi się chodzić, ale nie robię tego często. Musze na prawde długo chodzić, aby coś znaleźć, a ostatnio znalazłam sukienkę. Również nie kupuję strojów kąpielowych, czy bielizny. Dla mnie jest to coś niehigienicznego.
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc obawiałabym się nawet załapania jakiejś choroby... odkażenie odkażeniem, ale jednak zbyt osobiste ubrania nie powinny przechodzić w inne ręce.
UsuńJa też lubię wpadać do lumpeksów, bo naprawdę można złapać coś super za grosze! Ale tak jak koleżanka wyżej muszę mieć na to dzień. Często gdy tak nie jest snuję się pomiędzy wieszakami bez sensu, przerażona ilością ciuchów. Od nie dawna zaczęłam chodzić też do outletów, bo tam też często jest coś fajnego i taniego.
OdpowiedzUsuńCzarna kurtka i biała polówka - super!!
We Wrocławiu jest w sumie jeden outlet (wiedziałam, że nie doliczyłam jakiejś galerii!), ale niestety jest tam niewiele rzeczy... Np. conversy znajdzie się wyłącznie w odjechanych kolorach np. żółty czy pomarańczowy, a Levis nie ma swoich klasyków na stanie
UsuńGłównym problemem outletów - moim zdaniem - jest też rozmiarówka. Często trafiam albo na XS, a nie ukrywam że do figury modelki mi daleko albo L bądź XL w których mogłabym pływać albo używać jako namiot. Czasem jednak uda się kupić jakąś perełkę, ale to i tak - tak jak pisałaś - rzecz z sieciówki, którą jednak może mieć każdy :)
UsuńJa rzadko zaglądam do ciuchlandów, żeby nie powiedzieć prawie wcale :P Tak jakoś wychodzi, w roku akademickim nie mam czasu, a moja miejscowość jest na tyle mała, że krępuję się chodzić do tutejszego ciuchlandu- z czasów szkolnych pamiętam jeszcze, jak ludzie obgadywali tych, co ubierali się w takie rzeczy i jakiś niesmak pozostał.
OdpowiedzUsuńAle przyznaję, że fajne rzeczy upolowałaś i zainspirowałaś mnie do małej wycieczki :D
Ale fajne łupy kochana, ja czasami zaglądam do SH ale nigdy nic fajnego nie wypatrzę ;p
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńMyślę, że czasem warto odwiedzić SH, można znaleźć czasem jakieś perełki, na bieliznę itp. się nie decyduję, ale sukienki/marynarki czemu nie. Ciekawy wpis. Pozdrawiam serdecznie! ^^
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńRównież pozdrawiam :)
Jak ja lubię second handy, lumpeksy, szmateksy czy jak kto zwie :) Mamy w Tarnowie parę takich prze-genialnych. Można tam wypatrzeć perełki za grosze. Polóweczki świetne! A bluzka z baskinką ma iście letni, piękny kolor :) Pozdrowionka ciepłe :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :))
UsuńRównież pozdrawiam :)
Faktycznie udało Ci się upolować całkiem fajne rzeczy, a bluzka z baskinką wygląda ekstra. Ja niestety do ciucholandów mam jakiegoś pecha. Do różnych lumpków podchodziłam bodajże 5 razy i za każdym razem wychodziłam z żalem, że zmarnowałam tylko czas. Przeszkadza mi chaos w wyszukiwaniu kroju i rozmiaru, dziwny zapach, ciasnota i obsługa, która rozwiązuje krzyżówki, albo czyta gazety. Plus dochodzi do tego moja wrodzona niechęć do zakupów. A z polecenia nie znam niestety żadnego Ciucholandu. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ;))
UsuńNiestety jak się wpadnie na kiepski lumpeks to łatwo się zniechęcić, ale wytrwałość przede wszystkim ;))
czarna kurteczka bardzo fajna :)
OdpowiedzUsuńwww.s-y-l-w-i-a.blogspot.com
dzięki :)
UsuńŚwietne rzeczy!
OdpowiedzUsuńJa namiętnie kupuję w lumpeksach lub przez vinted.pl (polecam). Baaaardzo rzadko coś kupuje w sieciówkach i innych tradycyjnych sklepach.
Dzięki za polecenie strony, na pewno zajrzę :)
UsuńOsobiście jestem ogromną fanką lumpeksów i mam parę swoich ulubieńców we Wrocławiu, także fajnie zobaczyć u Ciebie taki post ;) Pod względem second-handów mam podobnie jak i Ty - nie kupuję czegoś tylko dlatego, że jest tanie i zawsze dokładnie sprawdzam każdą rzecz. Bardzo podobają mi się Twoja zakupy, szczególnie ta biała polówka od Ralpha Laurena jest genialna i na pewno będziesz ją miała na sobie wiele razy ;)
OdpowiedzUsuńhttp://crafty-zone.blogspot.com
Mam nadzieję, że zostanie ze mną na trochę dużej bowiem jest absolutnie boska :D
UsuńMuszę przyznać, że należysz do grona bloggerek, które przekonały mnie do zajrzenia do sh, twoje lumpeksowe łupy skradają moje serce ;)
Dziękuję Kochana za Twoje słowa, naprawdę miło mi to usłyszeć :) I wiedz, że każda moja "zdobycz" z lumpa pochodzi właśnie z Wrocławia, polecam lump na Krakowskiej (Roban), czasami można trafić tam na coś fajnego :)
UsuńJa zapałałam miłością do lumpeksów jakieś osiem lat temu, kiedy nagle pojawił się wysyp blogów modowych. Jednak na dobry lumpeks trzeba trafić. I poznać go dobrze, co gdzie się znajduje. Często chodziłam w dni dostawy i musiałam wyćwiczyć się w szybkości i czasami się przez to nieźle naśmiałam.
OdpowiedzUsuńCo do czasów PRLu, to zależy. Cześć osób chodziła tak samo ubranych, bo ciężko było dostać różne ciuszki - w różnych kolorach czy nawet rozmiarach. Natomiast osoby, które potrafiły szyć miały olbrzymie pole do popisu. Przerabiało się wtedy rzeczy na dużą skale. Doszywało się różne rzeczy, skracało się i muszę powiedzieć, że patrząc na zdjęcia to miało swój urok. Słyszałam też, że takie podejście to teraz dobry sposób na biznes. Młodzi ludzie, którzy umieją szyć wybierają fajne rzeczy z lumpeksów i później wedle życzenia zamawiającego zmieniają krój, coś dodają lub dopasowują do kupującego .... Poza tym w UK kręci się sporo takich programów, gdzie pokazują, żeby nie wyrzucać rzeczy, które już są przestarzałe tylko coś zmieniać. A jeden z nich prowadziła Twiggy, modelka z lat 60tych.
To prawda, moja babcia sama szyła ubrania dzięki czemu w domu mamy zawsze było coś oryginalnego. Niestety jednak tworzenie samodzielnie rzeczy wiązało się zawsze z szyciem po nocach...
UsuńWspaniałe zdobycze! Uwielbiam zakupy w lumpeksach, a najbardziej to uczucie dumy, kiedy uda mi się wyszperać coś niesamowitego w niskiej cenie. Do dzisiaj wiele z moich najlepszych ubrań w szafie pochodzi właśnie stamtąd. Niektórzy kupują w second-handach również naczynia i zabawki - tak z ciekawości, jaki jest Twój stosunek do kupowanie tych rzeczy z drugiej ręki? Ja sama nie potrafię swojego określić...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)
UsuńHmm muszę przyznać, że do naczyń nie byłabym przekonana natomiast co do zabawek, dla starszego dziecka, które nie bierze już niczego do ust myślę, że jak najbardziej ,natomiast na pewno najpierw bym porządnie wyprała to co się da np. pluszaka.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego niektórzy ludzie uważają zakupy w lumpeksach za, swego rodzaju, ujmę. Przecież to nic złego kupować świetne rzeczy w kilkukrotnie niższej cenie. Niesamowicie zazdroszczę Ci tego polo od Ralpha Laurena, mam nadzieję, że będzie się świetnie nosiło :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
napolceiwsercu.blogspot.com
Dziękuję bardzo :) Ja również liczę, że będzie się dobrze nosił ;)
UsuńPost napisany w tak ciekawy, przejrzysty i wręcz wciągający sposób, że dawno nie czytałam nic w blogosferze z podobną przyjemnością :) Styl wypowiedzi bardzo mi się spodobał, piszesz tak, że mogłabyś napisać z 10 książek, a ja bym z zapartym tchem przeczytała ale ja przecież nie jestem egzaminatorką maturalną, żeby tu oceniać Twoje skądinąd, można to tak ująć chyba, chociaż to pojęcie to od lat archaik w naszym języku, lekkie pióro :D No ale jako humanistka musiałam się zachwycić! :D Daję Ci jeszcze plusika za ten idiom przetłumaczony dosłownie, bo nigdy tego nie zrobiłam w sumie, a sam zabieg wywołał uśmiech na mojej twarzy, więc zapamiętam sobie i też będę tłumaczyła powiedzonka dosłownie :D Co do lumpeksów, to swego czasu, w dzieciństwie bywałam w nich tylko wtedy, gdy byłam u rodziny daleko od mojego miejsca zamieszkania - w mojej okolicy nie było wówczas nic wartego uwagi. Potem przestałam tam jeździć i w konsekwencji chodzić do ciucholandów, ale ostatnimi czasy znów sobie pomyślałam, podobnie jak Ty, przeglądając blogi ze stylizacjami przepakowanymi wręcz znanymi markami, a kupionymi za grosze oraz widząc perełki łowione przez moje koleżanki. I nie żałuję, na początku wakacji odkryłam też nowy second-hand, tym razem niemiecki, położony ok. 15 min jazdy rowerem od mojego domu i w ciągu dwóch wizyt tam zakupiłam chyba z 15 rzeczy, a wydałam na nie mniej niż 100zł :) Twoje zakupy też są świetne, chętnie zabrałabym Ci te wszystkie rzeczy sprzed nosa, gdybym tylko była tam przed Tobą ;) Uff, trochę się rozpisałam, ale to chyba dobrze, że Twój post wywołał we mnie taki słowotok, jak żaden nigdy o takiej tematyce :D To znaczy, że był naprawdę dobry :) No i oczywiście dodaję do obserwowanych, bo jestem tu pierwszy raz, a już się w Twoim blogu zakochałam, na pewno będę częstym gościem!
OdpowiedzUsuńhttp://sloiczeknutelli.blogspot.com/
Dziękuję Ci ogromnie za tyle miłych słów! :))
UsuńWow, serio kupiłaś super rzeczy za tak małe pieniądze na prawdę się opłaca. Ja jeszcze nie byłam w lumpeksie, ale chyba się kiedyś wybiorę, bo coraz częściej widzę jakie super rzeczy można tam upolować. Najbardziej podoba mi się bluzeczka z baskinką i pierwsza kurteczka. Super zakupy :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Mój blog KLIK
Może wspólna obserwacja? Daj znac u mnie :)
Jak najbardziej polecam! :))
UsuńSweterek i chustka niesamowicie oryginalne :-)
OdpowiedzUsuńW lumpeksach kupowałam od zawsze, przy czym nie jestem jakąś szaloną lumpeksiarą, chodzę do ciuchlandów, gdy mam czas i tzw wenę. (swoją drogą, dobry poradnik chodzenia po sh napisała kiedyś Ryfka). Nie szukam jakiś wielkich marek, raczej po prostu fajnych ubrań w moim stylu i porządnie wykonanych (to jest niewątpliwa zaleta w przypadku używanych ciuchów, widać doskonale, jak się dana rzecz zachowuje po wielu praniach).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Na razie ubrania zaliczyły dopiero pierwsze pranie po przyjściu do domu + dwie bluzki także dodatkowo bo już nosiłam, na razie zachowują się wzorowo zobaczymy jak będzie z czasem :))
UsuńUroki ciucholandów odkryłam jakiś czas temu i do tej pory jestem stałym klientem. U mnie w miasteczku jest second hand, gdzie wszystkie rzeczy są po 4 zł, a przed przed nową dostawą po 80 groszy, także żyć nie umierać. Zresztą pisałam o tym tutaj: http://troche-ironii.blog.pl/2016/07/13/2-ciucholandy-czy-zwykle-sklepy/ :) Co do padania kotami i psami, to cóż, sama tak mówię, bo studiuję filologię angielską i cierpię na pewne skrzywienie językowe i lubię tłumaczyć dosłownie w ramach żartu :)
OdpowiedzUsuńUff nie tylko ja mam tę tendencje w takim razie :D
Usuń80 groszy to naprawdę żyć nie umierać ;))
Uważam, że w lumpeksach można się fajnie ubrać. I jeszcze jedno co powoduje przyjemność w kupowaniu - fakt, że nie zobaczymy innej osoby w takich samych ciuszkach.:)
OdpowiedzUsuńDawno mnie tu nie było, ale cóż - życie w realu ma swoje prawa.
OdpowiedzUsuńBardzo fajne ubranka, ale najbardziej (!!!) przypadła mi do gustu bluzka z baskinką.
Nigdy nic nie kupiłam u "dzikiego ricckiego" - jak nazywa lumpeksy mój mąż. Nawet tam nie zaglądam. Bij, zabij, ale niczego nie będę nosiła, co już ktoś nosił. Energia człowieka wnika w jego ubranie, a wiadomo jaki to był człowiek? Może chorował, może miał skłonność do depresji. Ja odpadam. Jedna z moich koleżanek moczy ciuchy po kimś w soli i pierze, a inna trzyma przeprany ciuch w foliowej torebce przez dobę w zamrażalce - co niby ową energię pozbawia aktywności. Ale mnie to nie przekonuje.
Pozdrawiam
O nie, tego typu spekulacje do mnie kompletnie nie przemawiają... Swoją drogą jak mierzy się ubranie w sieciówcę to również można stwierdzić, że energia poprzedniego mierzącego zdążyła przejść na ciuch, albo jak ktoś kupił i zwrócił, leżało u niego w domu bity miesiąc... Ale oczywiście szanuję taką decyzje i opnie :)
UsuńPozdrawiam
I nie mają przekonywać. To tylko opis mojego subiektywnego stosunku do sprawy.
UsuńPozdrawiam
Z tą modą to takie względne pojęcie jest. Ja wychodzę z założenia, że nie koniecznie to co jest modne musi być ładne. A ciucholandy - jak najbardziej wskazane, pod warunkiem, że kupujemy w granicach rozsądku.
OdpowiedzUsuńDla mnie bielizna i buty wychodzą poza granice wszelkiego rozsądku.
Fajne rzeczy upolowałaś. Ja wybieram płaszcz+bluzeczka z baskinką+apaszka. Wydaje mi się, że te trzy rzeczy mogą nawet tworzyć trio.
Oczywiście wg mojego kanonu mody:)
O tak zdecydowanie buty i bielizna wychodzą po za granice wszelkiego rozsądku...
UsuńDziękuję bardzo :)
Od kilku lat kupuję wyłącznie w SH (także internetowych!), ale trwało trochę, zanim znalazłam te, w których można się dobrze ubrać. Niestety, w moim mieście, kiedy cena spada do 5 zł, to na wieszakach zostają same szmaty. Pierwszego dnia odzież jest wyceniana za sztukę od 14 do 30 i więcej złotych (jeśli chodzi o okrycia wierzchnie). Kiedyś zapytałam sprzedawczynię, co robią z tymi nagorszymi sztukami i dowiedziałam się, że to co pozostanie z tygodnia, jest wysyłane do wiejskich ciuchlandów. W każdym razie, żal mi kasy na zakupy w galeriach, bo nawet jeśli płacę 30 zł za sztukę, to jest to zawsze odzież bez śladów używania, często z metkami i na czasie, a-ha - i zwykle firmowa :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, odzieży z sieciówke oczywiście nie mówię już "nie", ale jak pomyślę, że za zwykły t-shirt z poprzekręcanymi szwami mam zapłacić w takiej zarze ok 50 zł, a w sh mam polówkę o RL w wstanie doskonałym i cenie 8 zł to automatycznie jestem pozytywniej nastawiona do ciucholandu :)
UsuńMnie także blogerki modowe poniekąd zachęciły do zakupów w second handach. Niestety z paru powodów już tych sklepów nie odwiedzam. Pamiętam jak kupiłam koszulę, która po może dwóch założeniach dosłownie w rękach mi się rozerwała - strasznie się wtedy rozczarowałam. Innym razem poszukiwałam długich, czerwonych spodni i nawet natknęłam się na nie w sh, kosztowały co prawda kilkanaście złotych, ale były tak znoszone, że... miałam wrażenie, iż nawet lekko zapleśniałe. Nie wiem, w każdym razie nieprzyjemnie się je przymierzało, a później w normalnym sklepie swoje ideały znalazłam za 20 zł. Teraz kupuję już tylko w sklepach z nowymi rzeczami. Korzystam z wyprzedaży i często kupuję ciuchy w podobnych cenach, jak miałoby to w sh. Oczywiście nie mówię np. o kurtkach, które to używane byłyby dużo tańsze, jednak i tak nigdy nie udało mi się trafić na taką, która byłaby w moim guście (choć akurat Twoja czarna mi się spodobała ;). Kolejny problem to to, że większość ciuchów w nich jest na mnie za duża. Ach, no i kiedyś odkryłam sh, w którym o dziwo z 2/3 asortymentu mi się podobało i mogłabym je mieć. Z tym że ceny zaczynały się od 30-40 zł za rzecz </3
OdpowiedzUsuńZa rzecz z drugiej ręki płacenie 30-40 zł to nonsens, no chyba, że coś by mnie tak bardzo rzuciło na kolana. To z kolei przywodzi mi na myśl kupowanie używanych podręczników. Zawsze miałam nowe z księgarni i w zeszłym roku pomyślałam, że właściwie mogę się rozejrzeć z tymi używanymi, ale różnica cenowa to klika złotych, a stan książki bardzo średni, więc wolę trochę dorzucić i mieć nowe.
UsuńJa nie mogę się przekonać, z jednej strony patrząc na to co inni znajdują w tych sklepach, niesamowicie im zazdroszczę, ale gdy sama się do takiego wybiorę, niestety nie mam cierpliwości i do ciuchów i do ludzi naokoło, którzy robią zakupy bez najmniejszej kultury.
OdpowiedzUsuńSilent Habits
Tych ludzi bardzo się obawiałam, ale powiem Ci, że akurat tam gdzie zajrzałam było bardzo kulturalnie, ludzie w sieciówkach na wyprzedaży bardziej mnie irytowali niż w sh, także myślę, że to kwestia miejsca ;)
UsuńChcąc nie chcąc, większość kobiet ma przepełnione szafy i nie ma co się oszukiwać... Żadna z nas nie narzeka, że musi iść na zakupy, kupić nową bluzkę ;) SH są moim zdaniem świetnym rozwiązaniem dla kogoś, kto lubi pomajsterkować ze swoim stylem, a nie kupuje tego, co podsuwają mu modne sklepy sieciowe. Sama też często zaglądam do SH i zdarzyło mi się upolować tam naprawdę świetne rzeczy za grosze! Dla zwolenników H&Ma napiszę, że swego czasu kupiłam w SH koszulkę jeszcze z metką z H&M za niespełna 2 złote :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam lumpeksy. Zwłaszcza kocham kupować tam koszulki. Można wyłowić nieraz takie perełki, że to aż głowa mała, no bo szczerze mówiąc rzadko kiedy udaje mi się zdobyć piękną koszulkę z Davidem Bowiem za 3zł.
OdpowiedzUsuńŁadne ciuszki. Sama nie chodzę po lumpeksach, mam jakis opór psychiczny. Byłam raz, wyrwałam kilka ładnych swetrów i na tym moja przygoda z SH się skończyła.
OdpowiedzUsuńKocham lumpeksy. Jestem stałym bywalcem co tydzień w dzień dostaw. Trzeba się przedzierać przez tłum szalonych babek, ale można znaleźć perełki. Szczególnie, że w normalnych sklepach nie mogę znaleźć nic oryginalnego, w moim guście i jeszcze w normalnej cenie :P
OdpowiedzUsuńPolne-Maki, zapraszam. (W.)
Jestem wielką fanką SH - można w nich znaleźć prawdziwe PEREŁKI za grosze :)
OdpowiedzUsuńDo sh chodzę od dawna i prawdą jest, że można tam znaleźć bardzo wyjątkowe rzeczy. Niestety w wielu lumpeksach ceny po dostawie są większe niż w sklepach sieciowych z nową odzieżą.
OdpowiedzUsuńNie chodziłam i nie chodzę po SH, mam wrażenie, że nie umiem tak robić zakupów. Super, że u Ciebie po pierwszym małym niepowodzeniu skończyło się sukcesem :)
OdpowiedzUsuńNie bójmy się SH, czasami naprawdę można znaleźć perełki. Moja znajoma znalazła taką samą sukienkę jaką kiedyś miała na sobie księżna Kate, także nigdy nie wiadomo na co się trafi, trzeba tylko wybierać dobre miejsca, bo niektóre są dosyć odpychające - towar zdecydowanie niewarty ceny.
OdpowiedzUsuńKiedyś kilka razy weszłam do lumpeksu, nawet kupiłam koszulkę czy dwie lub bluzkę. Czasem zdarzało się i tak, że dostrzegłam coś z oryginalną metką. Można tam znaleźć naprawdę fajne rzeczy, co zresztą widać po wrzuconych przez Ciebie zdjęciach, podobają mi się te rzeczy. ;) Trochę czasu trzeba spędzić, żeby wyszukać coś cudownego, ale z pewnością raczej nikt więcej tego nie będzie miał i będzie się niepowtarzalnym. A w tych sieciówkach to wszystko to samo i ceny czasem z kosmosu wzięte jak dla mnie.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam lumpy :) Może nie kupuję aktualnie tam tak często jak kiedyś, ale to raczej z braku czasu na przeglądanie ubrań.
OdpowiedzUsuńOj dawno nie byłam na łowach, a w liceum i na studiach to była norma :) Czasem można dokopać się do niepowtarzalnych cudeniek - moim skarbem jest jedwabny szal za 15 PLN :)
OdpowiedzUsuńMożesz polecić fajne miejscówki we Wrocławiu? :)
Na razie chodzę tylko do jednego i on znajduje się w Lotosie, bardzo polecam :)))
Usuń