JAK SIĘ SPĘDZA ŚWIĘTA W CIEPŁYCH KRAJACH


Nigdy nie zabiegałam o to by spędzać święta z dala od domu, ale kiedy tylko pojawiła się podobna możliwość byłam gotowa rzucić wszystko. Elegancka kolacja świąteczna, sylwester na plaży i dwa tygodnie spędzone w namiastce raju rekompensowały mi brak tradycyjnych świąt. Decyzja zapadła dość szybko jedziemy, a raczej lecimy na jedną z Wysp Kanaryjskich - Lanzarote. To wyjątkowe miejsce przypomina ludziom księżyc, ale dla mnie jest prekursorem fikcyjnego Dziwnowa z gry The sims 2. Kompletnie oszalałam na punkcie rajskiej wyspy i do tej pory tęsknię za jej oszałamiającym klimatem.  Ale zacznijmy od początku.

Jest 21 grudnia 2013 roku, z trzema walizkami średniej wielkości wysiadamy na wrocławskim lotnisku. Ekscytacja miesza się z oczywistym strachem, za duże creepersy (zamawiane na ostatnią chwilę) zlatują mi ze stóp mimo dwóch par skarpet. Taksówkarz życzy nam wesołych świąt, a ja czuję ścisk w dołku. Bo choć szaleńczo cieszę się na ten magiczny wyjazd to jednak boli mnie fakt, że rezygnuję z tradycji. O godzinie ósmej rano lotnisko jest prawie puste, na samym środku ogromnej hali stoi wystrojona w granaty choinka. Z czasem ludzi zaczyna przybywać, moja kuzynka na ostatnią chwilę ładuje do walizki prostownicę. Śniadanie w lotniskowej restauracji jest niesamowicie drogie, a przy tym naprawdę niesmaczne, ale dobre towarzystwo rekompensuje stratę. Zestresowana lotem bawię się srebrnym pierścionkiem, który dostałam od rodziców na święta. Mniej więcej koło godziny dziesiątej wzywają pasażerów na pokład samolotu, tak więc powoli kierujemy się w stronę naszego gate. 


Na Wyspach Kanaryjskich czas cofa się o godzinę w tył, więc przylatujemy nawet o młodej porze. Autokar rozwozi nas wszystkich do hoteli, a mnie niesamowicie bawi nazwa jednej z zorganizowanych wycieczek "Plażowanie na wulkanie". Musicie wiedzieć, że Lanzarote to wyspa wulkanów. Nasz hotel okazuje się być najlepszym w jakim do tej pory spałam, bowiem korytarze stanowi jedno wielkie patio przedzielane ściankami. Do tej pory pamiętam hasło jakim pukałyśmy z kuzynką do naszego pokoju. Niesamowicie stresował nas personel hotelu, który słabo mówił po angielsku, więc aby uniknąć z nim spotkania  już na początku pobytu ustaliłyśmy sposób pukania. Jeśli się zgadzał należało otworzyć. Swoją drogą kiedyś wychodząc z pokoju niespodziewanie wpadłam na panią pokojówkę. Kiedy gestem spytała czy może wejść i posprzątać, tak długo odmieniałam w myślach czasownik "dormir", że w końcu kiwnęła  tylko głową i odeszła. Ucząc się już ponad rok hiszpańskiego pragnęłam zabłysnąć i wyjaśnić w tubylczym języku iż Weronika nadal śpi. Niestety pani znudziła się już po słowie "amigo" (nie pamiętałam jak w języku hiszpańskim brzmi kuzynka). 

Tamtego roku Wigilia wypadała we wtorek, ale w Hiszpanii 24 grudnia jeszcze nic nie znaczy, więc świąteczna kolacja miała miejsce dopiero w Boże Narodzenie. Postanawiamy, więc urządzić własną dość nietypową Wigilię nad oceanem. Po południem przebrana w stój kąpielowy i plażową tunikę ruszam z resztą rodziny do małej knajpki gdzie zamawiamy pizze na wynos. Rodzice udają się na chwilę do sklepu a my dwie zostajemy na miejscu i dyskutujemy z tamtejszym pracownikiem. Na wiadomość, że jesteśmy z Polski pan odpowiada, że faktycznie widać, w końcu jesteśmy kompletnie nieopalone.  W końcu z wielkimi pudełkami pizzy lądujemy na plaży. Ocean przyjemnie szumi w tle, a plaża jest prawie zupełnie pusta, więc postanawiamy zagrać chwilę w frisbee. Poniższe zdjęcie pochodzi właśnie z tamtego dnia, w tym momencie lepiłam piaskowego bałwana. 


Zaciekawieni hiszpańskimi obyczajami Boże Narodzenie postanawiamy rozpocząć od wizyty w kościele. Ponieważ jest on niezwykle malutki, na placu przed gromadzi się mnóstwo ludzi, głównie zainteresowanych tradycją turystów. To pewnie dlatego msza odprawiana była także w języku angielskim. Pieniądze na przysłowiową tace zbiera kilka starszych pań do dużych, materiałowych woreczków. Ale to dopiero na samym końcu stało się  coś o czym wspomnienie wywołuje w mnie ciarki (oczywiście pozytywne) aż do dziś. Otóż dźwięki Silent Night w otoczeniu palm i oceanu sprawiły, że kolana same miękły. Moja mama i kuzynka zalały się łzami, zresztą nie tylko one dwie. To był jeden z bardziej wzruszających momentów mojego życia. 

Świąteczna kolacja ma miejsce późnym wieczorem. Ubrani nieco bardziej elegancko stykamy się także z ludźmi w dresach i japonkach (choć takowych było na szczęście niewielu). Kolacja wygląda podobnie jak każdego innego dnia - obficie zastawiony stół, choć rarytasy nieco inne. W głównej części sali pojawia się stół z indykiem przy, którym stoją kucharze. I choć atmosfera jest niezwykle miła, ja zaczynam czuć niesamowity żal i tęsknotę. Nie było z nami moich dziadków, zabrakło karpia i najlepszych pod słońcem pierogów babci. Prezenty wręczyliśmy sobie dzień przed wylotem, więc po kolacji nie czekała na nas pełna upominków choinka. To były trochę oszukane święta. 


Wyjazd na Lanzarote był jednych z lepszych w moim życiu, ale świąt nie wspominam za dobrze. Nie będę ukrywać, że uwielbiam je obchodzić "po polsku" i porzucenie tradycji nie do końca mi pasuje. To niezwykle ciekawe doświadczenie nauczyło mnie by doceniać wszystkie te świąteczne oczywistości, bo gdy ich zabraknie dziwne uczucie zaczyna wiercić człowiekowi dziurę w brzuchu. W związku z tym gorąco Was zachęcam, by przestać psuć sobie obraz świąt porządkami, korkami i tłumami w galeriach, niech te wszystkie głupoty nie przysłonią magii tego okresu. Życzę Wam kochani zdrowych, wesołych świąt w gronie najbliższych (niekoniecznie rodziny, ale tych ludzi, którzy faktycznie są dla Was ważni), wielu prezentów pod choinką, jedzenia bez wyrzutów i dziecięcego entuzjazmu. Wszystkiego Dobrego. 

Spędzaliście kiedyś święta z dala od domu? Jak Wy wspominacie ten czas? Bylibyście gotowi wyjechać czy jednak tradycja znaczy dla was zbyt wiele? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania.
_____________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

22 komentarze:

  1. Jeszcze nie spędzałam, ale pewnie kiedyś polecę w tym okresie do taty. U nas też święta już nie są takie zimne jak kiedyś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, pamiętam jak w dzieciństwie na święta nie brakowało śniegu, a teraz pogoda bardziej przypomina okres Wielkanocy niż Bożego Narodzenia ;)

      Usuń
  2. Samego wyjazdu oczywiście zazdroszczę, ale nie w święta...chętnie pojechałabym np. na Sylwestra, ale święta kojarzą mi się z domem. Klimat wprawdzie robi nam się podobny , ale jednak szczegóły polskich świąt są nie do zastąpienia. Nawet nie te wszystkie potrawy, bo to najmniej mnie kręci, ale chyba cała reszta.
    Pozdrawiam serdecznie i samych cudowności życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem, ja również z rozrzewnieniem wspominam sylwestra na Lanzarote, ale w święta zabrakło mi polskiej tradycji.

      Dziękuję bardzo i wzajemnie:)

      Usuń
  3. U mnie też w tym roku wygrała rodzina, pierogi i wszystko co mieści się w naszym tradycyjnym Bożym Narodzeniu. Prawdę mówiąc, dopiero co wylądowałem w Polsce i wypatrzyłem Twój wpis jeszcze w pociągu z lotniska. Po obejrzeniu zdjęć z Lanzarote i przeczytaniu relacji zacząłem nieco żałować, że nie wsiadłem w inny samolot. ;-) No nic, Wesołych Świąt tak po polsku zatem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może za rok w takim razie? ;)

      Dziękuję bardzo i wzajemnie :)

      Usuń
  4. Ja chyba czegoś takiego potrzebuję, żeby znów zacząć wierzyć w magię świąt, a... Lanzarote z pewnością nigdy bym nie pogardziła ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie 24 grudnia przez widoki i to wszystko nie było czuć, że to Wigilia :D Po takim wyjeździe można od razu docenić uroki polskiego świętowania :)
    Mam nadzieję, że Wigilia tegoroczna zacnie Ci minęła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, tegoroczna wigilia była jak najbardziej "po mojemu" ;)

      Usuń
  6. Lanzarote jest piękną wyspą, ale masz rację, najpiękniejsze święta są tymi tradycyjnymi, które spędzamy w domu, w gronie najbliższych nam osób :) A co do samego wyjazdu to musiał to być naprawdę fajny hotel, mogłabyś mi podać jego nazwę? Chętnie obczaję go na holidaycheck ;)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hotel nazywał się Lanzarote Village - miejscowość Puerto del Carmen. Rewelacyjne miejsce bardzo polecam! Moja mama od kilku lat prowadzi blog podróżniczego, więc jakbyś chciała trochę więcej poczytać o hotelu jak i miejscowości to podrzucam linka do postu, który pisała - http://beata-mojepodroze.blogspot.com/2014/01/puerta-del-carmen-hotel-lanzarote.html :))

      Usuń
  7. ... i zapomniałam o najważniejszym - wesołych Świąt, Karolinko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i wzajemnie choć właściwie święta dobiegają już końca ;)

      Usuń
  8. Ja kilka razy spędzałam święta w ciepłych krajach i bardzo mi się to podobało, właściwie w pewnym momencie nie pamiętałam już jak to jest spędzać je w domu w większym gronie. W tym roku jednak zostałam na miejscu i chyba już nigdy więcej w tym okresie nie wyjadę - jednak nie ma to jak rodzinne święta! Zabrakło tylko śniegu :)
    ale na Wyspy Kanaryjskie z chęcią bym się wybrała, tylko w innym okresie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie Lanzarote gorąco polecam, bo wyspa jest niesamowita, ale święta to jednak święta i faktycznie w domu smakują najlepiej :)

      Usuń
  9. Wow! Nie miałam takiej okazji, ale na pewno zdecydowałabym się na taki wyjazd w okresie świąt tylko z moją rodziną.... :) melodylaniella.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez rodziny zupełnie sobie nie wyobrażam takiego wyjazdu na święta ;)

      Usuń
  10. Spędzałam raz Święta dość daleko od domu, bo w górach, ale wspominam super - było pełno śniegu, rodzina i sąsiedzi, i tradycyjna polska Wigilia (choć w obskurnym górskim schronisku) :)

    Taki wyjazd ma z pewnością wiele zalet - szczególnie dla kobiet ;) Ale z drugiej strony, w ciepłych krajach, faktycznie brak "tego czegoś" ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. To już drugie moje egzotyczne Boże Narodzenie. Pewnie już czytałaś mój wpis. Uważam, że poznawanie cudzych tradycji jest fascynujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, ale w wolnym czasie postaram się nadrobić :)

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



JAK SIĘ SPĘDZA ŚWIĘTA W CIEPŁYCH KRAJACH


Nigdy nie zabiegałam o to by spędzać święta z dala od domu, ale kiedy tylko pojawiła się podobna możliwość byłam gotowa rzucić wszystko. Elegancka kolacja świąteczna, sylwester na plaży i dwa tygodnie spędzone w namiastce raju rekompensowały mi brak tradycyjnych świąt. Decyzja zapadła dość szybko jedziemy, a raczej lecimy na jedną z Wysp Kanaryjskich - Lanzarote. To wyjątkowe miejsce przypomina ludziom księżyc, ale dla mnie jest prekursorem fikcyjnego Dziwnowa z gry The sims 2. Kompletnie oszalałam na punkcie rajskiej wyspy i do tej pory tęsknię za jej oszałamiającym klimatem.  Ale zacznijmy od początku.

Jest 21 grudnia 2013 roku, z trzema walizkami średniej wielkości wysiadamy na wrocławskim lotnisku. Ekscytacja miesza się z oczywistym strachem, za duże creepersy (zamawiane na ostatnią chwilę) zlatują mi ze stóp mimo dwóch par skarpet. Taksówkarz życzy nam wesołych świąt, a ja czuję ścisk w dołku. Bo choć szaleńczo cieszę się na ten magiczny wyjazd to jednak boli mnie fakt, że rezygnuję z tradycji. O godzinie ósmej rano lotnisko jest prawie puste, na samym środku ogromnej hali stoi wystrojona w granaty choinka. Z czasem ludzi zaczyna przybywać, moja kuzynka na ostatnią chwilę ładuje do walizki prostownicę. Śniadanie w lotniskowej restauracji jest niesamowicie drogie, a przy tym naprawdę niesmaczne, ale dobre towarzystwo rekompensuje stratę. Zestresowana lotem bawię się srebrnym pierścionkiem, który dostałam od rodziców na święta. Mniej więcej koło godziny dziesiątej wzywają pasażerów na pokład samolotu, tak więc powoli kierujemy się w stronę naszego gate. 


Na Wyspach Kanaryjskich czas cofa się o godzinę w tył, więc przylatujemy nawet o młodej porze. Autokar rozwozi nas wszystkich do hoteli, a mnie niesamowicie bawi nazwa jednej z zorganizowanych wycieczek "Plażowanie na wulkanie". Musicie wiedzieć, że Lanzarote to wyspa wulkanów. Nasz hotel okazuje się być najlepszym w jakim do tej pory spałam, bowiem korytarze stanowi jedno wielkie patio przedzielane ściankami. Do tej pory pamiętam hasło jakim pukałyśmy z kuzynką do naszego pokoju. Niesamowicie stresował nas personel hotelu, który słabo mówił po angielsku, więc aby uniknąć z nim spotkania  już na początku pobytu ustaliłyśmy sposób pukania. Jeśli się zgadzał należało otworzyć. Swoją drogą kiedyś wychodząc z pokoju niespodziewanie wpadłam na panią pokojówkę. Kiedy gestem spytała czy może wejść i posprzątać, tak długo odmieniałam w myślach czasownik "dormir", że w końcu kiwnęła  tylko głową i odeszła. Ucząc się już ponad rok hiszpańskiego pragnęłam zabłysnąć i wyjaśnić w tubylczym języku iż Weronika nadal śpi. Niestety pani znudziła się już po słowie "amigo" (nie pamiętałam jak w języku hiszpańskim brzmi kuzynka). 

Tamtego roku Wigilia wypadała we wtorek, ale w Hiszpanii 24 grudnia jeszcze nic nie znaczy, więc świąteczna kolacja miała miejsce dopiero w Boże Narodzenie. Postanawiamy, więc urządzić własną dość nietypową Wigilię nad oceanem. Po południem przebrana w stój kąpielowy i plażową tunikę ruszam z resztą rodziny do małej knajpki gdzie zamawiamy pizze na wynos. Rodzice udają się na chwilę do sklepu a my dwie zostajemy na miejscu i dyskutujemy z tamtejszym pracownikiem. Na wiadomość, że jesteśmy z Polski pan odpowiada, że faktycznie widać, w końcu jesteśmy kompletnie nieopalone.  W końcu z wielkimi pudełkami pizzy lądujemy na plaży. Ocean przyjemnie szumi w tle, a plaża jest prawie zupełnie pusta, więc postanawiamy zagrać chwilę w frisbee. Poniższe zdjęcie pochodzi właśnie z tamtego dnia, w tym momencie lepiłam piaskowego bałwana. 


Zaciekawieni hiszpańskimi obyczajami Boże Narodzenie postanawiamy rozpocząć od wizyty w kościele. Ponieważ jest on niezwykle malutki, na placu przed gromadzi się mnóstwo ludzi, głównie zainteresowanych tradycją turystów. To pewnie dlatego msza odprawiana była także w języku angielskim. Pieniądze na przysłowiową tace zbiera kilka starszych pań do dużych, materiałowych woreczków. Ale to dopiero na samym końcu stało się  coś o czym wspomnienie wywołuje w mnie ciarki (oczywiście pozytywne) aż do dziś. Otóż dźwięki Silent Night w otoczeniu palm i oceanu sprawiły, że kolana same miękły. Moja mama i kuzynka zalały się łzami, zresztą nie tylko one dwie. To był jeden z bardziej wzruszających momentów mojego życia. 

Świąteczna kolacja ma miejsce późnym wieczorem. Ubrani nieco bardziej elegancko stykamy się także z ludźmi w dresach i japonkach (choć takowych było na szczęście niewielu). Kolacja wygląda podobnie jak każdego innego dnia - obficie zastawiony stół, choć rarytasy nieco inne. W głównej części sali pojawia się stół z indykiem przy, którym stoją kucharze. I choć atmosfera jest niezwykle miła, ja zaczynam czuć niesamowity żal i tęsknotę. Nie było z nami moich dziadków, zabrakło karpia i najlepszych pod słońcem pierogów babci. Prezenty wręczyliśmy sobie dzień przed wylotem, więc po kolacji nie czekała na nas pełna upominków choinka. To były trochę oszukane święta. 


Wyjazd na Lanzarote był jednych z lepszych w moim życiu, ale świąt nie wspominam za dobrze. Nie będę ukrywać, że uwielbiam je obchodzić "po polsku" i porzucenie tradycji nie do końca mi pasuje. To niezwykle ciekawe doświadczenie nauczyło mnie by doceniać wszystkie te świąteczne oczywistości, bo gdy ich zabraknie dziwne uczucie zaczyna wiercić człowiekowi dziurę w brzuchu. W związku z tym gorąco Was zachęcam, by przestać psuć sobie obraz świąt porządkami, korkami i tłumami w galeriach, niech te wszystkie głupoty nie przysłonią magii tego okresu. Życzę Wam kochani zdrowych, wesołych świąt w gronie najbliższych (niekoniecznie rodziny, ale tych ludzi, którzy faktycznie są dla Was ważni), wielu prezentów pod choinką, jedzenia bez wyrzutów i dziecięcego entuzjazmu. Wszystkiego Dobrego. 

Spędzaliście kiedyś święta z dala od domu? Jak Wy wspominacie ten czas? Bylibyście gotowi wyjechać czy jednak tradycja znaczy dla was zbyt wiele? Jestem bardzo ciekawa Waszego zdania.
_____________________________________________________________________________
Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

Share This Article:

,

CONVERSATION

22 komentarze :

  1. Jeszcze nie spędzałam, ale pewnie kiedyś polecę w tym okresie do taty. U nas też święta już nie są takie zimne jak kiedyś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, pamiętam jak w dzieciństwie na święta nie brakowało śniegu, a teraz pogoda bardziej przypomina okres Wielkanocy niż Bożego Narodzenia ;)

      Usuń
  2. Samego wyjazdu oczywiście zazdroszczę, ale nie w święta...chętnie pojechałabym np. na Sylwestra, ale święta kojarzą mi się z domem. Klimat wprawdzie robi nam się podobny , ale jednak szczegóły polskich świąt są nie do zastąpienia. Nawet nie te wszystkie potrawy, bo to najmniej mnie kręci, ale chyba cała reszta.
    Pozdrawiam serdecznie i samych cudowności życzę :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem, ja również z rozrzewnieniem wspominam sylwestra na Lanzarote, ale w święta zabrakło mi polskiej tradycji.

      Dziękuję bardzo i wzajemnie:)

      Usuń
  3. U mnie też w tym roku wygrała rodzina, pierogi i wszystko co mieści się w naszym tradycyjnym Bożym Narodzeniu. Prawdę mówiąc, dopiero co wylądowałem w Polsce i wypatrzyłem Twój wpis jeszcze w pociągu z lotniska. Po obejrzeniu zdjęć z Lanzarote i przeczytaniu relacji zacząłem nieco żałować, że nie wsiadłem w inny samolot. ;-) No nic, Wesołych Świąt tak po polsku zatem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może za rok w takim razie? ;)

      Dziękuję bardzo i wzajemnie :)

      Usuń
  4. Ja chyba czegoś takiego potrzebuję, żeby znów zacząć wierzyć w magię świąt, a... Lanzarote z pewnością nigdy bym nie pogardziła ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pewnie 24 grudnia przez widoki i to wszystko nie było czuć, że to Wigilia :D Po takim wyjeździe można od razu docenić uroki polskiego świętowania :)
    Mam nadzieję, że Wigilia tegoroczna zacnie Ci minęła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, tegoroczna wigilia była jak najbardziej "po mojemu" ;)

      Usuń
  6. Lanzarote jest piękną wyspą, ale masz rację, najpiękniejsze święta są tymi tradycyjnymi, które spędzamy w domu, w gronie najbliższych nam osób :) A co do samego wyjazdu to musiał to być naprawdę fajny hotel, mogłabyś mi podać jego nazwę? Chętnie obczaję go na holidaycheck ;)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hotel nazywał się Lanzarote Village - miejscowość Puerto del Carmen. Rewelacyjne miejsce bardzo polecam! Moja mama od kilku lat prowadzi blog podróżniczego, więc jakbyś chciała trochę więcej poczytać o hotelu jak i miejscowości to podrzucam linka do postu, który pisała - http://beata-mojepodroze.blogspot.com/2014/01/puerta-del-carmen-hotel-lanzarote.html :))

      Usuń
  7. ... i zapomniałam o najważniejszym - wesołych Świąt, Karolinko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i wzajemnie choć właściwie święta dobiegają już końca ;)

      Usuń
  8. Ja kilka razy spędzałam święta w ciepłych krajach i bardzo mi się to podobało, właściwie w pewnym momencie nie pamiętałam już jak to jest spędzać je w domu w większym gronie. W tym roku jednak zostałam na miejscu i chyba już nigdy więcej w tym okresie nie wyjadę - jednak nie ma to jak rodzinne święta! Zabrakło tylko śniegu :)
    ale na Wyspy Kanaryjskie z chęcią bym się wybrała, tylko w innym okresie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie Lanzarote gorąco polecam, bo wyspa jest niesamowita, ale święta to jednak święta i faktycznie w domu smakują najlepiej :)

      Usuń
  9. Wow! Nie miałam takiej okazji, ale na pewno zdecydowałabym się na taki wyjazd w okresie świąt tylko z moją rodziną.... :) melodylaniella.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez rodziny zupełnie sobie nie wyobrażam takiego wyjazdu na święta ;)

      Usuń
  10. Spędzałam raz Święta dość daleko od domu, bo w górach, ale wspominam super - było pełno śniegu, rodzina i sąsiedzi, i tradycyjna polska Wigilia (choć w obskurnym górskim schronisku) :)

    Taki wyjazd ma z pewnością wiele zalet - szczególnie dla kobiet ;) Ale z drugiej strony, w ciepłych krajach, faktycznie brak "tego czegoś" ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. To już drugie moje egzotyczne Boże Narodzenie. Pewnie już czytałaś mój wpis. Uważam, że poznawanie cudzych tradycji jest fascynujące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam, ale w wolnym czasie postaram się nadrobić :)

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane