W ostatnim wpisie dałam upust emocjom i mocno skrytykowałam zjawisko idealnego życia lansowanego przez bloggerów. A dziś dla odmiany, aby przywrócić wiarę w sens istnienia blogów opowiem Wam o osobie, której strona prezentuje naprawdę wysoki poziom. Joanna Glogaza, nieprzerwanie od 2008 roku prowadzi bloga
Style Digger. Pierwotnie strona stanowiła portfolio stylizacji bloggerki, dziś jednak skupia się na szeroko pojmowanym nurcie slow life, a w szczególności slow fashion. W dosłownym tłumaczeniu sformułowanie to oznacza "wolną modę". Gdyby jednak kiedykolwiek przyszło mi wyjaśniać na czym polega slow fashion, osobie zupełnie nieznającej tematu powiedziałabym, że jest to nurt propagujący szacunek do mody. Zainteresowani? W takim razie serdecznie zapraszam Was na recenzję książki Joanny Glogazy, przeznaczonej zarówno dla początkujących jak i zaawansowanych w zawiłym świecie mody i konsumpcji.
O istnieniu bloga
Style Digger, dowiedziałam się dwa lata temu dzięki
uprzejmości Ryfki. Gdyby nie ona najprawdopodobniej nie dotarłabym na stronę Joanny tak szybko, gdyż był to czas kiedy w polskiej blogosferze promowano głównie blogi dziewczyn prezentujących wyłącznie stylizacje.
Style Digger od razu urzekło mnie swoim wyjątkowym klimatem. Na początku zaglądałam pod wskazany adres ze względu na przepiękne fotografie jakie prezentowała autorka. Dopiero z czasem przekonałam się, że długie treści postów niosą za sobą kopalnie wiedzy i dużo życiowej mądrości. Mimo, że jestem nastawiona sceptycznie do książek wychodzących spod pióra bloggerów, to czułam, że publikacja Joanny będzie godna uwagi.
Slow Fashion rozpoczyna ponad dziesięciostronicowa opowieść Joanny dotycząca zmiany jej nastawienia do kwestii mody, ubioru i zakupów. Dowiadujemy się o bodźcach i powodach rewolucji jaką przeszła autorka. Rozpoczęcie książki w taki sposób było bardzo dobrym zabiegiem, dzięki któremu twórca nabiera dla czytelnika ludzkiej twarzy. Kolejne rozdziały mają za zadanie wyjaśnić nam czym konkretnie jest i jak się przejawia promowana przez świat tzw. szybka moda. To właśnie w tej części książki Joanna doskonale tłumaczy na czym polega błędnie rozumiany proces odświeżania garderoby, czyli po prostu dokupywania kolejnych ubrań w zgodzie z trendami. Według autorki zabieg ten przypomina ablucje Ludwika XIV i jego dworzan, którzy zastępowali mydło flakonikiem perfum. To jedna z lepszych metafor jakie kiedykolwiek słyszałam, dobitnie pokazuje absurd naszego zachowania.
Oczywiście zadanie książki nie polega na wyłącznym wytykaniu naszych modowych błędów. Ona przede wszystkim ma nam uświadomić to, że nasze zachowanie jest niezdrowe i pomóc w zmianach. Świetnym pomysłem było przedstawienie w książce listy powodów, które "zmuszają" nas do bezcelowego powiększania garderoby. Znajdziemy tu takie podpunkty jak: "Tak dawno niczego sobie nie kupiłam", "Jest wyprzedaż, taka okazja" czy "Zawsze mogę to zwrócić". Skoro już dotknęłam tematu list to muszę wspomnieć, że w książce jest ich naprawdę wiele. W takiej formie znajdziemy między innymi nasze najczęstsze usprawiedliwienia przed podjęciem ostatecznych kroków porządkowych albo przyczyny nieudanych zakupów. Jest to naprawdę dobre rozwiązanie, gdyż nadmiar ciągłego tekstu w książkach typu poradnik może męczyć. Moim zdecydowanie ulubionym rozdziałem okazał się ten dotyczących porządków, w końcu wiecie jak bardzo je lubię. Asia przytacza naprawdę pomocne rady, skupiając się po kolei na każdej z części garderoby. Opowiada nam jak zabrać się za sprzątanie, po czym nie zgarnąć wszystkiego z powrotem do szafy.
Ciężko mi wskazać, która część książki najbardziej zachęciła mnie do zamian. Jestem nią bardzo mile zaskoczona, bo choć czułam, że będzie dobra to jednak trochę obawiałam się przerostu teorii w postaci mała czarna to podstawa, albo osobnego rozdziału dotyczącego wszystkich rodzajów materiału, czego osobiście nie trawię. Na szczęście nic takiego się nie stało. Joanna bardzo zaimponowała mi tym, że przekreśla listę podstaw garderoby. W końcu nie każda kobieta musi mieć trencz w kolorze piaskowym aby czuć się dobrze, ma prawo zastąpić go ramoneską, która lepiej pasuje do jej stylu. Bardzo podobało mi się także to, że Asia nie jest zwolenniczką oszczędzenia ubrań i uważa, że zwykły wtorek to dobry dzień na piękną bieliznę, a wyjątkowa porcelana nie musi być szykowana wyłącznie na wizytę królowej (fani Przyjaciół wiedzą, który odcinek mam na myśli).
Gdybym miała pokazać wady książki, aby uczynić recenzję bardziej wiarygodną powiedziałaby, że nie do końca spodobał mi się rozdział dotyczący mapy stylu. Nie dlatego, że był źle napisany czy bezsensowny, po prostu do mnie nie przemawia tworzenie tego typu rzeczy. Oczywiście dla kogoś innego rozdział mógł być nieoceniony. Troszkę przeszkadzały mi ciągłe powroty do sytuacji Joanny z przed rewolucji, ponieważ tego dotyczyło już samo wprowadzenie, ale też nie uważam by było to coś psującego mi obraz całości.
Przyznaję, że zasiadając do książki nie wierzyłam, że wzbudzi we mnie chęć zmian, w końcu mój styl jest już czymś stałym. A jednak okazało się, że nadal mam parę bubli i czułam potrzebę opróżnienia całej szafy i przygotowania jej od nowa (być może kiedyś stworzę nawet o tym osobny post). Książka była jak najbardziej inspirującym kopniakiem, który myślę, że przyda się każdemu. Podkreśliłam już w samym tytule, że slow fashion to dla mnie nurt propagujący szacunek do mody. W większości przypadków wybieramy ubranie, mierzymy i kupujemy. W ogóle nie staramy się go lepiej poznać, dotknąć materiału, przyjrzeć się szwom, sprawdzić guziki, zapoznać z metką... Traktujemy je jak ciuch, jak szmatę, zupełnie bez szacunku. W takim razie gdzie jest nasz szacunek do siebie skoro ubranie, przedłużenie osobowości traktujemy w taki sposób? Myślę, że to sprawa godna zastanowienia. Jeśli czujecie potrzebę zmian, albo chcecie się utwierdzić, że wasze modowe postępowanie jest słuszne to zachęcam Was do lektury
Slow Fashion.
Przy okazji przypomnę także, że na początku tegorocznych wakacji przygotowałam post stanowiący
relację ze spotkania autorskiego z Joanną Glogazą, które miało miejsce we Wrocławiu.
P.s Chciałabym Wam bardzo podziękować za udział w dyskusji pod ostatnim postem. Zostawiliście wiele naprawdę inteligentnych, bogatych w treść komentarzy. Dla mnie nie ma lepszej motywacji :) Dzięki!
Muszę dorwać w końcu tę książkę! :)
OdpowiedzUsuńMeri jak najbardziej polecam :)
UsuńJa chyba nigdy nie zarażę się modowym bakcylem. Mam pewne upodobania, które nie zmieniają się od lat. Chociaż kto wie! Skoro Ciebie zmieniła ta lektura to i oschłego studenciaka dałaby radę? Ukochana byłaby pewnie przeszczęśliwa.
OdpowiedzUsuńChcieć to móc, więc na pewno dałaby radę! ;) Warto jeszcze raz podkreślić, że to nie jest książka o modzie jak o modzie, ale o zdrowym podejściu do niej, więc nie trzeba łapać bakcyla by zabrać się za lekturę :)
UsuńHm, już jakiś czas temu spotkałam się z tą książką, ale jeszcze jej nie przeczytałam. Co do slow fashion, to nie jest mi obca, już dawno oczyściłam siebie i swoją szafę z wielu niepotrzebnych rzeczy, bo w modzie cenię zupełny minimalizm. Już przestałam wydawać pieniądze na wszystko, co mi się podoba, a to, co będę nosić, co będzie wygodne i co pasuje do innych moich ciuchów :) Ale dzięki za polecenie, teraz na pewno się z nią zapoznam :)
OdpowiedzUsuńCoraz więcej z nas dąży do minimalizmu, tak jakbyśmy już miały dość gnania za trendami :) Bardzo mnie to cieszy :)
UsuńU mnie to zupełnie nie była sprawa gnania za trendami, bo nadal ubieram się modnie, a to nie była sprawa dla mnie priorytetowa nigdy - zawsze stawiałam przede wszystkim na wygodę. ;) Minimalizm stanowczo nie będzie zbyt blisko memu sercu w żadnej innej kwestii niż w ubraniach. ;)
UsuńAleż modnie to nie znaczy z trendami ;) Powiem szczerze, że jak widzę post szafiarki jak to mówi Ryfka, zaczynający się od słów "W tym sezonie modne jest..., więc oczywiście nie mogło tego zabraknąć w mojej szafie" to mam ochotę spytać "Serio?" To dziewczyny mają styl... wylansowany przez magazyny... Tak, wygoda jest ważna, kiedyś pisałam nawet o dziewczynach, które wkładały na zwiedzanie szpilki i znów nasuwa się tu "inteligentne" Serio? :D
UsuńNie śledzę jakoś bardzo tematu mody, chociaż muszę przyznać, że zaciekawiłaś mnie swoim wpisem. Od pewnego czasu podejmuję próby przejścia na modowy minimalizm, gdzie mniej znaczy więcej. Małymi kroczkami do przodu, dość, że ostatnio po wielu trudnach udało mi się zdecydowanie uszczuplić szafę o zachomikowane ubrania z gimnazjum :-)
OdpowiedzUsuńZachomikowane ubrania to zawsze ból przy rozstaniu ;)
Usuńpoczytałabym zdecydowanie :)
OdpowiedzUsuńCiekawie sformułowałaś pierwszą część książki : "twórca nabiera dla czytelnika ludzkiej twarzy" - często właśnie takich odniesień szukam w książkach i cieszę się, gdy mogę się utożsamić z autorem. Tak jak już wyżej pisałyście, ja również cenię minimalizm i okazuje się, że opisywane w tej książce slow fashion jest mi bliskie. Staram się nie poszerzać mojej garderoby bez celu.
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytam tę książkę przy najbliższej możliwej sposobności :)
Tak, ja też bardzo lubię kiedy autor wychodzi do czytelników :)
UsuńWłaśnie chcę kupić tę książkę, wszyscy ją polecają i wszyscy oszaleli na jej punkcie :)
OdpowiedzUsuńPtysiablog
Przyznaję, że jestem w szoku, że aż tyle ludzi ją poleca, bo to w końcu propagowanie mody slow :)
UsuńTwoja recenzja zachęciła mnie do zakupu książki :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam, ogólnie nie lubię książek o modzie, ale ta zrobiła na mnie duże wrażenie :)
UsuńNie czytam tego typu książek, wolę historyczne ;-) Ja robię remanent w mojej szafie 2 razy do roku bo nie mam sentymentów do rzeczy które mi sie znudziły..
OdpowiedzUsuńWow, zazdroszczę takiego braku sentymentu do ubrań ;)
UsuńDla mnie Asia zawsze miała zadatki na osobę, którą wciągnie świat slow - pamiętam, że jej blog był jedynym, na którego zaglądałam, bo tylko u niej pod zdjęciami było coś więcej niż "kurtka: Zara / spodnie: H&M" :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, Style Digger zawsze wyróżniała bogata treść sąsiadująca ze świetnymi postami :)
UsuńCzytałam blog Style Digger dawno temu, kiedy to właśnie pokazywała na nim swoje stylizację, ale przestałam tam zaglądać. Teraz blog jest jak dla mnie super. Tak idealnie przekształciła go, że naprawdę byłam w szoku jak jakieś parę miesięcy temu trafiłam na niego znowu :)
OdpowiedzUsuńDzięki Asi zaczęłam inaczej patrzeć na ubrania, zrobiłam porządki w końcu, i okazało się że mam mnóstwo fajnych ubrań :)
Asia naprawdę potrafi zarazić chęcią zmian :)
UsuńNigdy nie miałam okazji spotkać się z tą książką, ale wydaje się pozycją, którą obowiązkowo trzeba przeczytać. Z tego, co widzę można z niej wiele wynieść, a takie książki najbardziej się ceni. Dobrze, że napisałaś o niej, bo gdyby nie Ty to wątpię w to, czy udałoby mi się ją jeszcze gdzieś odnaleźć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ♥,
yudemere
Bardzo się cieszę :)
UsuńStyle Digger też czytam od około dwóch lat, ale szczerze mówiąc zupełnie nie pamiętam jak tam trafiłam. Jednak cieszę się, że tak się stało, bo to jeden z moich ulubionych blogów.
OdpowiedzUsuńNad zakupem książki zastanawiam się już od jakiegoś czasu i chyba ostatecznie dam się skusić. :)
Jeśli lubisz Style Digger książka powinna Ci się spodobać :)
UsuńModa jest dla mnie terminem niebywale obcym, ale książka może być ciekawa :)
OdpowiedzUsuńKsiążka zdecydowanie nietylko dla miłośniczek mody ;))
UsuńSłyszałam już kiedyś o slow fashion, ale w sumie to nie wiem, co mam o tym sądzić... Sama nie podążam ślepo za modą, bo nie lubię kupować ubrań, które mi się nie podobają albo źle na mnie leżą. Ale z drugiej strony - nie oglądam również ubrań pod lupą, tylko kupuję coś, gdy bardzo mi się podoba albo po prostu podoba, a nie mam wyjścia, bo jest mi bardzo potrzebne, więc muszę to kupić. Ale oczywiście, jak nie podobam się sobie w danym ubraniu, nieważne, jak piękne jest, to nie wezmę go choćby miało to kosztować grosze (;
OdpowiedzUsuńJa też nie jestem stuprocentową zwolenniczką nurtu slow. W porządku kupię super drogą, klasyczną bluzkę, która starczy mi na pięć lat... Ale przez ten czas zdąży mi się na pewno znudzić, może będę chciała coś podobnego, ale inny kołnierzyk, mankiety itd. Dla mnie zaczęło być istotne przyglądanie się ubraniom w sklepach, bo parę razy już się nacięłam, raz kupiłam bluzę z rozdarcie na rękawie... Tak mierzyłam, że nawet tego nie zauważyłam, na szczęście zorientowałam się od razu w domu i przyjęli w sklepie mój zwrot. Innym razem są to kołnierze we fluidzie i szmince albo naderwane guziki czy zmechacony lub zaciągnięty sweter. Raz, drugi, trzeci i miarka się przebrała, teraz oglądam uważnie ;)
UsuńBardzo ciekawa recenzja, koniecznie muszę przeczytać tą książkę, dzięki :))
OdpowiedzUsuńNaprawdę polecam :))
Usuń