MONACO BABY (part 1)


Monaco - właśnie tu aktualnie mieszkam. I chciałabym bardzo napisać, że tak będzie przez najbliższe kilka miesięcy, ale niestety to awykonalne.  Zacznijmy jednak od samego początku. Jakiś czas temu postanowiłam stworzyć  coś w stylu listy marzeń. Jest dość obszerna; zapisana prozaicznymi pragnieniami jak posiadanie pięknego pudełka na herbatę czy odwiedzenie ciucholandu, ale także tymi bardziej wymagającymi - spędzenie wakacji w Kalifornii  albo odbycie podróży Orient Expressem. Ot tak, bez większej wiary wpisałam sobie również podpunkt "Lato w Monte-Carlo".  Przyznaję, że zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia, którym był jednodniowy trip trzy lata temu. Przy każdym kolejnym wieczorze spędzonym przy Licencji na uwodzenie, aż tupałam nogami do cudownego Monaco. Chciałam tam spędzić trochę więcej czasu niż ustawową, wycieczkową dobę. A dziś oficjalnie mogę wykonać poziomą kreskę na podpunkcie "Lato w Monte-Carlo". Niesamowite uczucie.

Dość często spotykam się z dziwnymi opiniami jakoby Monaco miało być francuskim miastem...  Jest to oczywiście totalna bzdura, której nie należy powielać. Monaco bowiem stanowi odrębne państwo o statucie księstwa, które dzieli się na mniejsze dzielnice jak np. Monaco-Ville (tu znajduje się pałac książęcy), FontvieilleLa Condamine, Larvotto czy Monte-Carlo, w którym miałam okazję pomieszkać tego lata.

Przyznaję, że jest to pewien rodzaj egzotyki, który może wydawać się nieosiągalny dla śmiertelnika nieposiadającego jachtu czy choćby "zwykłego" Ferrari. Ba, dawniej wydawało mi się, że istnieją tu tylko dwa hotele; De Paris i Hermitage  - jedne z najbardziej ekskluzywnych na świecie. No a proszę, nadal nie dysponuję jachtem, Ferrari, nie spędziłam nocy w żadnym z wyżej wymienionych miejsc, a jednak udało mi się przeżyć cudowne wakacje w Monaco. Dla chętnego nic trudnego; bez problemu znaleźliśmy hotel w dobrej cenie, w odległości mniej więcej pięć minut od Kasyna Monte-Carlo. Bingo!

 Hotel Palais Josephine

Przyznaję, że sam wystrój hotelu nie do końca przypadł mi do gustu.  Nie oszukujmy się jednak, spędzałam w nim tylko jedną którąś doby, toteż wnętrze nie stanowiło priorytetu. A kiedy nie było mnie w hotelu to oczywiście raczyłam się  cudownym życiem w Monaco, albo robiłam jednodniowy skok w bok do Francji (St Tropez, Nicea, Eze, Villefranche, Vence, Kanion Verdon, Valensole czyli pola lawendy), ale o tym w swoim czasie. Dziś opowiem Wam coś nie coś o wyjątkowym Monaco. 

Będąc tu drugi raz, a ponadto ze świadomością dłuższego urlopu nie mieliśmy żadnego, konkretnego planu zwiedzania. Mieszkając wspomniane pięć minut drogi od kasyna siłą rzeczy zaczęliśmy naszą podróż od podstawowego miejsca - samego serca Monte - Carlo czyli placu, na którym znajdują się opera, kasyno, a także hotel De Paris. O którejkolwiek porze człowiek tu nie zajrzy  zawsze musi liczyć się z hordą turystów (mam nawet wrażenie, że w nocy bywa gorzej niż w dzień). A jak już poruszyłam ich kwestie to pozwólcie mi na uwolnienie odrobiny wrodzonej wredoty... Wiecie już, że bywam nietolerancyjna dla typowego urlopowicza i jak będzie trzeba to nie zostawię na nim suchej nitki. Przyznaję, że w te wakacje przeszli samych siebie... z ubiorem. I nie, nie mówię o tych nieszczęsnych sportowych sandałach, na ich widok to czułam nawet ulgę. Bo takiej maskarady to jak żyję nie widziałam.  Dobra, rozumiem; Monaco, zabawa, przepych i te sprawy, ale na litość boską te wszystkie turystki w kieckach do ziemi i piętnastocentymetrowych szpilkach to lekka przesada. Nie szły ani na bal, ani do opery, ani nawet do kasyna; one zwyczajnie ustawiały się pod butikami Valentino, Diora i Chanel i tam pozowały w swoich kreacjach. W większości wypadków cierpiały z bólu w za wysokich butach, kurczowo trzymały się swoich chłopaków, którzy z trudem ciągnęli je po kaskadowym państwie. Aaaa ręce opadają na tę silną potrzebę bycia jedną z  ekskluzywnych gości, którzy notabene nie rzucali się specjalnie w oczy - ich ubiór był schludny, bardzo elegancki, byli jednak ubrani, a nie przebrani jak większość niedowartościowanych urlopowiczek. Uff... ulżyło mi ;)


Aby dojść do samego centrum Monaco należało przejść, krótki odcinek przepięknie ukwieconego parku. Był on dość niewielki, jednak nadrabiał swoją oryginalnością. Przeszło mi przez myśl, że przepych Monaco widać nawet wśród roślinności. W weekendy lubiłam przesiadywać tu z książką. Egzotyki całemu miejscu dodawały znajdujące się tuż za moimi plecami ekskluzywne butki; Dior, Chanel, Louis Vuitton i wielu innych. Co jakiś czas można było spotkać "gońców", którzy odprawiali klientów niosąc ich zakupy. Przyznaję, że jestem przeciwniczką fotografowania tego typu miejsc, uważam to za lamerskie (skoro nie robimy zdjęć sieciówkom w centrum handlowym, to czemu mamy fotografować butiki), aczkolwiek te tu zabłysnęły architektonicznie i trudno było się powstrzymać przed zrobieniem choćby jednego zdjęcia. Zresztą zobaczcie sami.


Moim zdecydowanie ulubionym miejscem w Monte-Carlo jest odcinek kasyno - opera. Centralnie na przeciwko butiku Valentino znajduje się ławka, na której uwielbiałam przesiadywać wieczorami. To bardzo inspirujące miejsce. Z jednej strony mogłam przyjrzeć się turystycznemu folklorowi (czyli to o czym pisałam powyżej), z drugiej zaś miałam okazję obserwować jak elegancki personel butiku szykuje się do wyjścia; przecieranie blatów, gaszenie świateł itd. Później stawali na deptaku i wypalali papierosa rozmawiając przy tym po włosku. Ich strój był prosty i elegancki. Aż  miło było popatrzeć.

Nieco za butikiem Valentino znajduje się Buddha-Bar. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych barów na świecie oczarowuje azjatyckim klimatem. Jest to niszowy lokal, który selekcjonuje swoje położenie; można go spotkać m.in w Londynie, Budapeszcie, Manili. To zdecydowanie eleganckie miejsce zachowujące przy tym specyficzny nastrój; barmani palący shishe, koszykowe siedzenia wyściełane czerwonymi poduchami, do tego klimatyczna muzyka, podobno tworzona specjalnie na potrzeby baru. Mój tato opowiadał, że w dubajskim Buddha-Bar pił najlepsze mohito na świecie. Jestem nieletnia (jeszcze przez pół roku) więc niestety na razie nic mi po tym miejscu, ale kiedy następnym razem wrócę do Monaco na pewno odwiedzę klimatyczny bar (właśnie wpadło na listę marzeń).


Pozostawiając w tyle Buddha-Bar i kierując się w dół schodami zbliżamy się do plaży. Ale za nim to, warto zwrócić uwagę na tunel, który w sezonie staje się odcinkiem toru Formuły 1. Trzy lata temu usiłowałam zrobić mu zdjęcie od wewnątrz.  Ponieważ było to upalne, letnie południe miałam na sobie zwiewną sukienkę, jak można się domyśleć pędzące samochody spowodowały intensywny powiew, który w najlepsze uniósł  jej dół. Z okrzykiem usiłowałam ją łapać, a śmiejąc się przy tym w głos mogłam przypominać młodszą, długowłosą wersję Marilyn Monroe. Czy tunel jest wart zobaczenia?  Cóż prawda jest taka, że jak się wmówi fanowi, że jego idol był w miejscu XYZ to ten najpewniej będzie chciał je odwiedzić. Oczywiście tunel nie stanowi picu dla turystów, ale za bardzo to się nie różni od innych odcinków dróg. Mimo wszytko jeśli zapędziliście się w jego rejony, to zrobienie kilku zdjęć  na pewno nie zaszkodzi. Ja zrobiłam.


Spędzając wakacje w Monaco wiedziałam, że plaża będzie punktem obowiązkowym. Dojście do niej z hotelu okazało się jednak wyjątkowo męczące... Droga biegła pod górę, praktycznie przez cały dystans, a w południe kiedy słońce praży najbardziej to istne samobójstwo. "Plażing", więc ograniczył się do jednorazowego wypadu - do wody, chwilę na ręczniku i uciekać. Dla mnie, zdeklarowanej przeciwniczki  piachu przyklejającego się do mokrego i słonego od wody ciała dużym plusem był fakt, że na tym odcinku plaży, na którym byłam, piasek zastąpiły małe kamyczki. Warto więc uzbroić się w specyficzne, plażowe obuwie... (dostaniecie je np. w decathlonie). Mimo wszystko szczerze polecam odwiedzenie okolic wieczorem. Ostatnia prosta usiana jest przepięknymi palmami. Dodatkowo tuż przy samej plaży znajduje się Promenada Zwycięzców gdzie można podziwiać odlewy stóp piłkarzy. Może wstyd się przyznać, ale ja rozpoznałam  wyłącznie nazwisko Zbigniewa Bońka i to właściwie tylko dlatego, że wiem iż jest szefem PZPN.


Któregoś dnia idąc prosto przed siebie, bez większego celu pozostawiłam plażę w tyle i dotarłam do niesamowitego miejsca. Niesamowitego, bo wolnego od turystów. Dzielnica musiała być droga i ekskluzywna... Restauracje, które wypełniał jazz, hotele ukryte przed turystycznym gwarem, a do tego salony; Ferrari, Rolls-Royce, Bentley. Nawet nie umiem opisać klimatu dzielnicy i jedyne słowo jakie ciśnie mi się na usta to "ponad to". Bo miejsce było jak niszowy butik dostępny tylko do wysublimowanych klientów i takie same były restauracje, hotele i salony. Ponad turystycznym fleszem, który wstyd mi, ale wprowadzałam specjalnie po to by pokazać o czym mówię.


Kolejnym jakże znanym i lubianym przez turystów miejscem jest port. Z okolic kasyna można do niego dojść przynajmniej na dwa sposoby. Pierwszy, mniej skomplikowany, ale za to bardziej męczący prowadzi w dół za hotelem  De Paris. Drugi bardziej absorbujący umysł, mniej nogi to zjazd windą, bo w Monaco jest ich naprawdę wiele.  Absorbujące w sposobie numer dwa jest to, że najpierw do windy trzeba dotrzeć, a znajduje się w dość nietypowym miejscu. Najprościej mówiąc trzeba kierować się w stronę hotelu Hermitage. Mijając go należy iść cały czas prosto, do parkingu samochodowego, który znajduje się po lewej stronie. Charakterystycznym punktem w pobliżu  jest mały plac zabaw ze zjeżdżalnią w kształcie lokomotywy, a naprzeciwko znajdują się już windy. Obecnie jesteście na szóstym piętrze, aby dotrzeć do portu musicie zjechać na poziom -1. Mimo wszystko jeśli wybieracie się do Monaco tylko na jeden dzień nie odbierałbym sobie przyjemności zejścia do portu, gdyż widoki są przepiękne.

Osobiście  nie przepadam za portami, ale ten w Monte-Carlo naprawdę robi wrażenie. Przypływa tu wiele ekskluzywnych jachtów głównie pod brytyjską i francuską banderą. Na początku z przyjemnością przechadzałam się pomiędzy nimi obserwując panujący przepych. Z czasem jednak portowa droga zdoła mi się znudzić, a to dowód na to, że chyba nawet luksus może się opatrzyć... I tu mam swojego faworyta; przepiękny, czarny żaglowiec dalekomorski, na którego widok, aż otworzyłam usta z zachwytu.  Port robi ogromne wrażenie nie tylko w dzień, ale również w nocy. Życie w Monaco w końcu tętni dwadzieścia cztery godziny na dobę (co mogą zagwarantować panowie budowlańcy z pod mojego hotelu ...)


Dosłownie nad portem znajduje się promenada utworzona zdecydowanie pod turystów. To raj dla rodzin z dziećmi ponieważ przygotowanych jest tu dla nich mnóstwo atrakcji, np. łowienie plastykowych kaczek w dmuchanym basenie. Tjaaa... dzieci lubią, różne dziwne rzeczy, ale jeśli Wy  nie darzycie "małego pokolenia" sympatią, to zdecydowanie odradzam czas spędzony na promenadzie, bo uwierzcie można oszaleć. Niestety większość dwulatków wychowuje się dziś samodzielnie i rosną nam małe bachorki, które drą się bez powodu, tak, że ich krzyk aż przechodzi przez mózg osób znajdujących się w pobliżu. Rodzice siedzą sobie obojętnie i nawet nie próbują opanować histerii swojego potomstwa. Raz moja frustracja urosła do granic możliwości i rzuciłam sobie coś w stylu "Czy ten dzieciak musi się tak drzeć!" Okazało się, że "ten dzieciak" jak i  jego rodzice są z Polski (hura! nie zamierzałam, ale w sumie dobrze, że zrozumieli), nic mi nie odpowiedzieli, ale wrzask ustał!

Oczywiście, jeżeli jesteście w stanie przemęczyć się w dzieciolandzie  to w sumie promenadę polecam.  Możecie  tu znaleźć coś do picia i  jedzenia. Uwaga! Promenada jest stale nawiedzana przez głębie i mewy, większości ludzi na świecie to nie przeszkadza... Ale jeśli czyta to ktoś, kto tak ja jest w stanie obejść drogę byleby tylko nie spotkać się z gołębiem, to powinien mieć na uwadze ten mankament. Ja na przykład nie byłam w stanie zjeść w spokoju pizzy widząc te chmary ptaków. Wracając do kwestii jedzenia; na promenadzie znajduje się mnóstwo fastfoodowych budek; z frytkami, kebabami, nagetsami czy naleśnikami różnego rodzaju (polecam te z nutelą, tak czekoladowych naleśników w życiu nie jadłam!). W kwestii cen sprawa ma się różnie. W jednej budce za całkiem spory posiłek można zapłacić ok 12-15 euro, w innej za same napoje 10 euro z kawałkiem. Teoretycznie walutę powinno  liczyć się 1:1, ale nie oszukujmy się wygórowana cena zawsze boli.


Pozostawiając w tyle promenadę i port wychodzimy powoli z okolic Monte - Carlo.  Tuż przed nami rozciąga się wzgórze z dzielnicą Monaco - Ville. Tu rozpoczną się schody i dosłownie i w przenośni... Ale o tym opowiem Wam w kontynuacji tego posta.

P.s Nie trudno zauważyć, że ostatnio miałam dość długą przerwę w blogowaniu, ale wraz z moim powrotem do Polski wracam też na bloga... Do napisania!

18 komentarzy:

  1. Strasznie piękne miasto. Prawdę powiedziawszy aż do teraz nie miałam pojęcia o jego uroku. Architektura jest genialna. Widać ten przepych i schludność. Cieszę się, że wracasz na bloga. Tęskniłam za Twoimi postami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och miło mi to słyszeć :))

      O tak Monako jest niezwykłe!

      Usuń
  2. Ależ opis!! Gdybym nie mieszkał w Nicei już bym się pakował do Monako! Na szczęście to tylko 20 minut pociągiem :P. Fajnie, że wyjaśniłaś kwestię odrębności od Francji, bo to wciąż temat, który trzeba prostować. To kiedy kolejny urlop na Lazurowym Wybrzeżu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Ale zazdroszczę życia w Nicei i tylko 20 minut do Monako... :)
      A urlop na pewno jak tylko będzie ku temu okazja, Lazurowe Wybrzeże tym razem już naprawdę podbiło moje serce ;)

      Usuń
  3. O jejuny. Nie pomyślałabym, że tam jest tak ładnie *.*
    Bardzo mi się podobają wszystkie zdjęcia rzecz jasna. Nie moje klimaty tak trochę, no ale widoki piękne. Musiałaś się czuć dziwnie przechodząc obok tych luksusowych restauracji i hoteli, co? Nie widziałaś jakiegoś celebryty? :D Ja myślę, że te drogie dzielnice to idealne miejsce na poszukiwanie męża, haha :D
    Dobiłaś mnie tymi "szpanującymi" paniami przed salonami... Masakra, ja bym w ogóle nie miała odwagi, żeby takie coś robić O.o
    Zapraszam! zuzu-zuzannaxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. jak tam pięknie! czuję ten klimat ten wiatr to słońce ach ach

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam jednym tchem! Kocham podróżować i jakoś nigdy nie myślałam o tym miejscu, ale teraz Monako trafiło na moja listę miejsc do odwiedzenia :) Również nie jestem zwolenniczką leżenia w piachu (nie ma chyba gorszego uczucia), ale ogólnie uwielbiam wygrzewać się na słońcu, a jeszcze bardziej pływać w przejrzystej i ciepłej wodzie, także w tym roku Chorwacja ze swoimi kamienistymi plażami :D Butki już mam, kupiłam jakiś czas temu w biedronce :D Co do tych panienek na szpilkach... Sama lubię sukienki maxi, ale kurde, do tego takie szpile, to można się zabić, albo przynajmniej powybijać ząbki :/ Ciesze się, że urlop się udał i czekam na jakąś relację z pól lawendy *.* To jedno z moich marzeń, by je odwiedzić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś uwielbiałam sie opalać i godzinami mogłam leżeć na plaży, a teraz a to mi za gorąco, to nie wygodnie :D
      Relacje z pola lawendy bedą na pewno ;)

      Usuń
  6. Niecałe 2 tygodnie temu byłam 1 dzień w Monako :) To była ogólnie 10-dniowa wycieczka po Francji, ale jednym z punktów programu była wizyta w tym maleńkim państwie. Muszę przyznać, że byłam nim zachwycona, zarówno architekturą, przyrodą, jak i samym klimatem. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie oceanarium. Miałaś okazję tam być? A oglądając Twoje zdjęcia, przez chwilę poczułam, jakby znowu chodziła po tych rozgrzanych, zalanych słońcem chodnikach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak byłam w oceanarium, ale nie tym razem tylko trzy lata temu, wspomnę o nim przy okazji kolejnego posta wspomnień z Monako :))

      Usuń
  7. czasem coś tak sobie zapiszemy, zanotujemy, trochę bez wiary i przekonania i proszę :) fajnie, ze spełniłaś swoje pragnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam ogromny sentyment do Monako, więc z przyjemnością przeczytałem Twoją relację. Cieszę się, że wspominasz o "Licencji na uwodzenie". Spacerując ulicami Monte-Carlo, próbowałem odnaleźć miejsca uwiecznione w filmie, ale nie odnalazłem nigdzie tego, gdzie kręcona była scena z upozorowanym napadem. Być może Tobie się udało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm dobre pytanie :D Przyznaję, że nie szukałam miejsc z filmu, ale jak obejrzę go następnym razem (co za pewne nastąpi lada dzień) to przyjrzę się uważnie i dam znać czy tam dotarłam :)

      Usuń
  9. Aż tak uwielbiasz ten film? W takim razie czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzy mi się z bardzo pozytywnymi momentami mojego życia, więc z przyjemnością do niego wracam ;)

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



MONACO BABY (part 1)


Monaco - właśnie tu aktualnie mieszkam. I chciałabym bardzo napisać, że tak będzie przez najbliższe kilka miesięcy, ale niestety to awykonalne.  Zacznijmy jednak od samego początku. Jakiś czas temu postanowiłam stworzyć  coś w stylu listy marzeń. Jest dość obszerna; zapisana prozaicznymi pragnieniami jak posiadanie pięknego pudełka na herbatę czy odwiedzenie ciucholandu, ale także tymi bardziej wymagającymi - spędzenie wakacji w Kalifornii  albo odbycie podróży Orient Expressem. Ot tak, bez większej wiary wpisałam sobie również podpunkt "Lato w Monte-Carlo".  Przyznaję, że zakochałam się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia, którym był jednodniowy trip trzy lata temu. Przy każdym kolejnym wieczorze spędzonym przy Licencji na uwodzenie, aż tupałam nogami do cudownego Monaco. Chciałam tam spędzić trochę więcej czasu niż ustawową, wycieczkową dobę. A dziś oficjalnie mogę wykonać poziomą kreskę na podpunkcie "Lato w Monte-Carlo". Niesamowite uczucie.

Dość często spotykam się z dziwnymi opiniami jakoby Monaco miało być francuskim miastem...  Jest to oczywiście totalna bzdura, której nie należy powielać. Monaco bowiem stanowi odrębne państwo o statucie księstwa, które dzieli się na mniejsze dzielnice jak np. Monaco-Ville (tu znajduje się pałac książęcy), FontvieilleLa Condamine, Larvotto czy Monte-Carlo, w którym miałam okazję pomieszkać tego lata.

Przyznaję, że jest to pewien rodzaj egzotyki, który może wydawać się nieosiągalny dla śmiertelnika nieposiadającego jachtu czy choćby "zwykłego" Ferrari. Ba, dawniej wydawało mi się, że istnieją tu tylko dwa hotele; De Paris i Hermitage  - jedne z najbardziej ekskluzywnych na świecie. No a proszę, nadal nie dysponuję jachtem, Ferrari, nie spędziłam nocy w żadnym z wyżej wymienionych miejsc, a jednak udało mi się przeżyć cudowne wakacje w Monaco. Dla chętnego nic trudnego; bez problemu znaleźliśmy hotel w dobrej cenie, w odległości mniej więcej pięć minut od Kasyna Monte-Carlo. Bingo!

 Hotel Palais Josephine

Przyznaję, że sam wystrój hotelu nie do końca przypadł mi do gustu.  Nie oszukujmy się jednak, spędzałam w nim tylko jedną którąś doby, toteż wnętrze nie stanowiło priorytetu. A kiedy nie było mnie w hotelu to oczywiście raczyłam się  cudownym życiem w Monaco, albo robiłam jednodniowy skok w bok do Francji (St Tropez, Nicea, Eze, Villefranche, Vence, Kanion Verdon, Valensole czyli pola lawendy), ale o tym w swoim czasie. Dziś opowiem Wam coś nie coś o wyjątkowym Monaco. 

Będąc tu drugi raz, a ponadto ze świadomością dłuższego urlopu nie mieliśmy żadnego, konkretnego planu zwiedzania. Mieszkając wspomniane pięć minut drogi od kasyna siłą rzeczy zaczęliśmy naszą podróż od podstawowego miejsca - samego serca Monte - Carlo czyli placu, na którym znajdują się opera, kasyno, a także hotel De Paris. O którejkolwiek porze człowiek tu nie zajrzy  zawsze musi liczyć się z hordą turystów (mam nawet wrażenie, że w nocy bywa gorzej niż w dzień). A jak już poruszyłam ich kwestie to pozwólcie mi na uwolnienie odrobiny wrodzonej wredoty... Wiecie już, że bywam nietolerancyjna dla typowego urlopowicza i jak będzie trzeba to nie zostawię na nim suchej nitki. Przyznaję, że w te wakacje przeszli samych siebie... z ubiorem. I nie, nie mówię o tych nieszczęsnych sportowych sandałach, na ich widok to czułam nawet ulgę. Bo takiej maskarady to jak żyję nie widziałam.  Dobra, rozumiem; Monaco, zabawa, przepych i te sprawy, ale na litość boską te wszystkie turystki w kieckach do ziemi i piętnastocentymetrowych szpilkach to lekka przesada. Nie szły ani na bal, ani do opery, ani nawet do kasyna; one zwyczajnie ustawiały się pod butikami Valentino, Diora i Chanel i tam pozowały w swoich kreacjach. W większości wypadków cierpiały z bólu w za wysokich butach, kurczowo trzymały się swoich chłopaków, którzy z trudem ciągnęli je po kaskadowym państwie. Aaaa ręce opadają na tę silną potrzebę bycia jedną z  ekskluzywnych gości, którzy notabene nie rzucali się specjalnie w oczy - ich ubiór był schludny, bardzo elegancki, byli jednak ubrani, a nie przebrani jak większość niedowartościowanych urlopowiczek. Uff... ulżyło mi ;)


Aby dojść do samego centrum Monaco należało przejść, krótki odcinek przepięknie ukwieconego parku. Był on dość niewielki, jednak nadrabiał swoją oryginalnością. Przeszło mi przez myśl, że przepych Monaco widać nawet wśród roślinności. W weekendy lubiłam przesiadywać tu z książką. Egzotyki całemu miejscu dodawały znajdujące się tuż za moimi plecami ekskluzywne butki; Dior, Chanel, Louis Vuitton i wielu innych. Co jakiś czas można było spotkać "gońców", którzy odprawiali klientów niosąc ich zakupy. Przyznaję, że jestem przeciwniczką fotografowania tego typu miejsc, uważam to za lamerskie (skoro nie robimy zdjęć sieciówkom w centrum handlowym, to czemu mamy fotografować butiki), aczkolwiek te tu zabłysnęły architektonicznie i trudno było się powstrzymać przed zrobieniem choćby jednego zdjęcia. Zresztą zobaczcie sami.


Moim zdecydowanie ulubionym miejscem w Monte-Carlo jest odcinek kasyno - opera. Centralnie na przeciwko butiku Valentino znajduje się ławka, na której uwielbiałam przesiadywać wieczorami. To bardzo inspirujące miejsce. Z jednej strony mogłam przyjrzeć się turystycznemu folklorowi (czyli to o czym pisałam powyżej), z drugiej zaś miałam okazję obserwować jak elegancki personel butiku szykuje się do wyjścia; przecieranie blatów, gaszenie świateł itd. Później stawali na deptaku i wypalali papierosa rozmawiając przy tym po włosku. Ich strój był prosty i elegancki. Aż  miło było popatrzeć.

Nieco za butikiem Valentino znajduje się Buddha-Bar. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych barów na świecie oczarowuje azjatyckim klimatem. Jest to niszowy lokal, który selekcjonuje swoje położenie; można go spotkać m.in w Londynie, Budapeszcie, Manili. To zdecydowanie eleganckie miejsce zachowujące przy tym specyficzny nastrój; barmani palący shishe, koszykowe siedzenia wyściełane czerwonymi poduchami, do tego klimatyczna muzyka, podobno tworzona specjalnie na potrzeby baru. Mój tato opowiadał, że w dubajskim Buddha-Bar pił najlepsze mohito na świecie. Jestem nieletnia (jeszcze przez pół roku) więc niestety na razie nic mi po tym miejscu, ale kiedy następnym razem wrócę do Monaco na pewno odwiedzę klimatyczny bar (właśnie wpadło na listę marzeń).


Pozostawiając w tyle Buddha-Bar i kierując się w dół schodami zbliżamy się do plaży. Ale za nim to, warto zwrócić uwagę na tunel, który w sezonie staje się odcinkiem toru Formuły 1. Trzy lata temu usiłowałam zrobić mu zdjęcie od wewnątrz.  Ponieważ było to upalne, letnie południe miałam na sobie zwiewną sukienkę, jak można się domyśleć pędzące samochody spowodowały intensywny powiew, który w najlepsze uniósł  jej dół. Z okrzykiem usiłowałam ją łapać, a śmiejąc się przy tym w głos mogłam przypominać młodszą, długowłosą wersję Marilyn Monroe. Czy tunel jest wart zobaczenia?  Cóż prawda jest taka, że jak się wmówi fanowi, że jego idol był w miejscu XYZ to ten najpewniej będzie chciał je odwiedzić. Oczywiście tunel nie stanowi picu dla turystów, ale za bardzo to się nie różni od innych odcinków dróg. Mimo wszytko jeśli zapędziliście się w jego rejony, to zrobienie kilku zdjęć  na pewno nie zaszkodzi. Ja zrobiłam.


Spędzając wakacje w Monaco wiedziałam, że plaża będzie punktem obowiązkowym. Dojście do niej z hotelu okazało się jednak wyjątkowo męczące... Droga biegła pod górę, praktycznie przez cały dystans, a w południe kiedy słońce praży najbardziej to istne samobójstwo. "Plażing", więc ograniczył się do jednorazowego wypadu - do wody, chwilę na ręczniku i uciekać. Dla mnie, zdeklarowanej przeciwniczki  piachu przyklejającego się do mokrego i słonego od wody ciała dużym plusem był fakt, że na tym odcinku plaży, na którym byłam, piasek zastąpiły małe kamyczki. Warto więc uzbroić się w specyficzne, plażowe obuwie... (dostaniecie je np. w decathlonie). Mimo wszystko szczerze polecam odwiedzenie okolic wieczorem. Ostatnia prosta usiana jest przepięknymi palmami. Dodatkowo tuż przy samej plaży znajduje się Promenada Zwycięzców gdzie można podziwiać odlewy stóp piłkarzy. Może wstyd się przyznać, ale ja rozpoznałam  wyłącznie nazwisko Zbigniewa Bońka i to właściwie tylko dlatego, że wiem iż jest szefem PZPN.


Któregoś dnia idąc prosto przed siebie, bez większego celu pozostawiłam plażę w tyle i dotarłam do niesamowitego miejsca. Niesamowitego, bo wolnego od turystów. Dzielnica musiała być droga i ekskluzywna... Restauracje, które wypełniał jazz, hotele ukryte przed turystycznym gwarem, a do tego salony; Ferrari, Rolls-Royce, Bentley. Nawet nie umiem opisać klimatu dzielnicy i jedyne słowo jakie ciśnie mi się na usta to "ponad to". Bo miejsce było jak niszowy butik dostępny tylko do wysublimowanych klientów i takie same były restauracje, hotele i salony. Ponad turystycznym fleszem, który wstyd mi, ale wprowadzałam specjalnie po to by pokazać o czym mówię.


Kolejnym jakże znanym i lubianym przez turystów miejscem jest port. Z okolic kasyna można do niego dojść przynajmniej na dwa sposoby. Pierwszy, mniej skomplikowany, ale za to bardziej męczący prowadzi w dół za hotelem  De Paris. Drugi bardziej absorbujący umysł, mniej nogi to zjazd windą, bo w Monaco jest ich naprawdę wiele.  Absorbujące w sposobie numer dwa jest to, że najpierw do windy trzeba dotrzeć, a znajduje się w dość nietypowym miejscu. Najprościej mówiąc trzeba kierować się w stronę hotelu Hermitage. Mijając go należy iść cały czas prosto, do parkingu samochodowego, który znajduje się po lewej stronie. Charakterystycznym punktem w pobliżu  jest mały plac zabaw ze zjeżdżalnią w kształcie lokomotywy, a naprzeciwko znajdują się już windy. Obecnie jesteście na szóstym piętrze, aby dotrzeć do portu musicie zjechać na poziom -1. Mimo wszystko jeśli wybieracie się do Monaco tylko na jeden dzień nie odbierałbym sobie przyjemności zejścia do portu, gdyż widoki są przepiękne.

Osobiście  nie przepadam za portami, ale ten w Monte-Carlo naprawdę robi wrażenie. Przypływa tu wiele ekskluzywnych jachtów głównie pod brytyjską i francuską banderą. Na początku z przyjemnością przechadzałam się pomiędzy nimi obserwując panujący przepych. Z czasem jednak portowa droga zdoła mi się znudzić, a to dowód na to, że chyba nawet luksus może się opatrzyć... I tu mam swojego faworyta; przepiękny, czarny żaglowiec dalekomorski, na którego widok, aż otworzyłam usta z zachwytu.  Port robi ogromne wrażenie nie tylko w dzień, ale również w nocy. Życie w Monaco w końcu tętni dwadzieścia cztery godziny na dobę (co mogą zagwarantować panowie budowlańcy z pod mojego hotelu ...)


Dosłownie nad portem znajduje się promenada utworzona zdecydowanie pod turystów. To raj dla rodzin z dziećmi ponieważ przygotowanych jest tu dla nich mnóstwo atrakcji, np. łowienie plastykowych kaczek w dmuchanym basenie. Tjaaa... dzieci lubią, różne dziwne rzeczy, ale jeśli Wy  nie darzycie "małego pokolenia" sympatią, to zdecydowanie odradzam czas spędzony na promenadzie, bo uwierzcie można oszaleć. Niestety większość dwulatków wychowuje się dziś samodzielnie i rosną nam małe bachorki, które drą się bez powodu, tak, że ich krzyk aż przechodzi przez mózg osób znajdujących się w pobliżu. Rodzice siedzą sobie obojętnie i nawet nie próbują opanować histerii swojego potomstwa. Raz moja frustracja urosła do granic możliwości i rzuciłam sobie coś w stylu "Czy ten dzieciak musi się tak drzeć!" Okazało się, że "ten dzieciak" jak i  jego rodzice są z Polski (hura! nie zamierzałam, ale w sumie dobrze, że zrozumieli), nic mi nie odpowiedzieli, ale wrzask ustał!

Oczywiście, jeżeli jesteście w stanie przemęczyć się w dzieciolandzie  to w sumie promenadę polecam.  Możecie  tu znaleźć coś do picia i  jedzenia. Uwaga! Promenada jest stale nawiedzana przez głębie i mewy, większości ludzi na świecie to nie przeszkadza... Ale jeśli czyta to ktoś, kto tak ja jest w stanie obejść drogę byleby tylko nie spotkać się z gołębiem, to powinien mieć na uwadze ten mankament. Ja na przykład nie byłam w stanie zjeść w spokoju pizzy widząc te chmary ptaków. Wracając do kwestii jedzenia; na promenadzie znajduje się mnóstwo fastfoodowych budek; z frytkami, kebabami, nagetsami czy naleśnikami różnego rodzaju (polecam te z nutelą, tak czekoladowych naleśników w życiu nie jadłam!). W kwestii cen sprawa ma się różnie. W jednej budce za całkiem spory posiłek można zapłacić ok 12-15 euro, w innej za same napoje 10 euro z kawałkiem. Teoretycznie walutę powinno  liczyć się 1:1, ale nie oszukujmy się wygórowana cena zawsze boli.


Pozostawiając w tyle promenadę i port wychodzimy powoli z okolic Monte - Carlo.  Tuż przed nami rozciąga się wzgórze z dzielnicą Monaco - Ville. Tu rozpoczną się schody i dosłownie i w przenośni... Ale o tym opowiem Wam w kontynuacji tego posta.

P.s Nie trudno zauważyć, że ostatnio miałam dość długą przerwę w blogowaniu, ale wraz z moim powrotem do Polski wracam też na bloga... Do napisania!

Share This Article:

CONVERSATION

18 komentarze :

  1. Strasznie piękne miasto. Prawdę powiedziawszy aż do teraz nie miałam pojęcia o jego uroku. Architektura jest genialna. Widać ten przepych i schludność. Cieszę się, że wracasz na bloga. Tęskniłam za Twoimi postami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och miło mi to słyszeć :))

      O tak Monako jest niezwykłe!

      Usuń
  2. Ależ opis!! Gdybym nie mieszkał w Nicei już bym się pakował do Monako! Na szczęście to tylko 20 minut pociągiem :P. Fajnie, że wyjaśniłaś kwestię odrębności od Francji, bo to wciąż temat, który trzeba prostować. To kiedy kolejny urlop na Lazurowym Wybrzeżu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Ale zazdroszczę życia w Nicei i tylko 20 minut do Monako... :)
      A urlop na pewno jak tylko będzie ku temu okazja, Lazurowe Wybrzeże tym razem już naprawdę podbiło moje serce ;)

      Usuń
  3. O jejuny. Nie pomyślałabym, że tam jest tak ładnie *.*
    Bardzo mi się podobają wszystkie zdjęcia rzecz jasna. Nie moje klimaty tak trochę, no ale widoki piękne. Musiałaś się czuć dziwnie przechodząc obok tych luksusowych restauracji i hoteli, co? Nie widziałaś jakiegoś celebryty? :D Ja myślę, że te drogie dzielnice to idealne miejsce na poszukiwanie męża, haha :D
    Dobiłaś mnie tymi "szpanującymi" paniami przed salonami... Masakra, ja bym w ogóle nie miała odwagi, żeby takie coś robić O.o
    Zapraszam! zuzu-zuzannaxx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. jak tam pięknie! czuję ten klimat ten wiatr to słońce ach ach

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam jednym tchem! Kocham podróżować i jakoś nigdy nie myślałam o tym miejscu, ale teraz Monako trafiło na moja listę miejsc do odwiedzenia :) Również nie jestem zwolenniczką leżenia w piachu (nie ma chyba gorszego uczucia), ale ogólnie uwielbiam wygrzewać się na słońcu, a jeszcze bardziej pływać w przejrzystej i ciepłej wodzie, także w tym roku Chorwacja ze swoimi kamienistymi plażami :D Butki już mam, kupiłam jakiś czas temu w biedronce :D Co do tych panienek na szpilkach... Sama lubię sukienki maxi, ale kurde, do tego takie szpile, to można się zabić, albo przynajmniej powybijać ząbki :/ Ciesze się, że urlop się udał i czekam na jakąś relację z pól lawendy *.* To jedno z moich marzeń, by je odwiedzić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś uwielbiałam sie opalać i godzinami mogłam leżeć na plaży, a teraz a to mi za gorąco, to nie wygodnie :D
      Relacje z pola lawendy bedą na pewno ;)

      Usuń
  6. Niecałe 2 tygodnie temu byłam 1 dzień w Monako :) To była ogólnie 10-dniowa wycieczka po Francji, ale jednym z punktów programu była wizyta w tym maleńkim państwie. Muszę przyznać, że byłam nim zachwycona, zarówno architekturą, przyrodą, jak i samym klimatem. Ogromne wrażenie zrobiło na mnie oceanarium. Miałaś okazję tam być? A oglądając Twoje zdjęcia, przez chwilę poczułam, jakby znowu chodziła po tych rozgrzanych, zalanych słońcem chodnikach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak byłam w oceanarium, ale nie tym razem tylko trzy lata temu, wspomnę o nim przy okazji kolejnego posta wspomnień z Monako :))

      Usuń
  7. czasem coś tak sobie zapiszemy, zanotujemy, trochę bez wiary i przekonania i proszę :) fajnie, ze spełniłaś swoje pragnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam ogromny sentyment do Monako, więc z przyjemnością przeczytałem Twoją relację. Cieszę się, że wspominasz o "Licencji na uwodzenie". Spacerując ulicami Monte-Carlo, próbowałem odnaleźć miejsca uwiecznione w filmie, ale nie odnalazłem nigdzie tego, gdzie kręcona była scena z upozorowanym napadem. Być może Tobie się udało?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm dobre pytanie :D Przyznaję, że nie szukałam miejsc z filmu, ale jak obejrzę go następnym razem (co za pewne nastąpi lada dzień) to przyjrzę się uważnie i dam znać czy tam dotarłam :)

      Usuń
  9. Aż tak uwielbiasz ten film? W takim razie czekam z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kojarzy mi się z bardzo pozytywnymi momentami mojego życia, więc z przyjemnością do niego wracam ;)

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane