CISI MENTORZY ISTNIEJĄ NAPRAWDĘ



Dwa dni temu polskie placówki edukacyjne opustoszały kiedy ich codzienni mieszkańcy cieszyli się długim weekendem spowodowanym Dniem Edukacji Narodowej. Dawniej o 14-stym października mówiliśmy dzień nauczyciela i biegliśmy do samozwańczych profesorów z kwiatkiem czy smakołykiem na osłodę życia. Pamiętam, że zawsze patrzyłam na to święto nieco z ukosa, jakby oburzona, że wszyscy ci którzy organizują naszą młodość zupełnie inaczej niż byśmy tego chcieli, otrzymują uroczyste podziękowania. W okresie podstawówkowym irytował mnie nawet zwyczaj prezentów składanych ciału pedagogicznemu przy okazji zakończenia roku szkolnego. Dotykał mnie fakt, że te kilkanaście osób, które nie sprawdzały się ani w roli nauczyciela ani pedagoga, ani dobrego człowieka były utwierdzane w przekonaniu, że oto wykonały dobrą robotę. Czasy podstawówki okryłam czarną płachtą nie chcąc pamiętać o miejscu, które pokazało mi świat z mało eleganckiej perspektywy (dlatego jestem przeciwniczką likwidacji gimnazjów). 

Przejście do tzw. junior high school było etapem przełomowym w kształtowaniu mojej własnej osobowości. Jak każdy dzieciak w wieku trzynastu lat byłam totalnie pogubiona i ostatnia rzecz na jakiej mi zależało to z pewnością ślęczenie nad książkami wprowadzającymi mnie w świat totalnej imaginacji i bezsensu - wystarczył mi fakt, że grawitacja trzyma mnie przy Ziemi, nie czułam potrzeby aby zrozumieć cały proces jej działania. Uczyłam się w bardzo rygorystycznym gimnazjum, które chciało aby całe życie uczniów kręciło się wokół placówki, tym sposobem odbierało mi większość wolnego czasu. A człowiek, który skupia się wyłącznie na pracy to człowiek nieszczęśliwy.  Nauczyciele wymagali, wymagali i wymagali, ale od siebie nie potrafili dać zbyt wiele. I tak nadchodził kolejny dzień nauczyciela i kolejne zakończenie roku zwieńczone wielkim brakiem zrozumienia dla ukłonu w stronę grona pedagogicznego. 

Ogarnął mnie wielki bezsens i powoli traciłam wiarę w ludzi, którzy pracują w szkole. Aż tu nagle zdarzył się cud nad Odrą bowiem pojawiło się w moim życiu kilku nauczycieli, którzy odczarowali całą gorycz ulokowaną za wrotami szkoły. W ostatniej klasie gimnazjum opiekę nad matematyczną strefą mojej klasy przejęła niezwykła osoba. Pani B. to ucieleśnienie prawdziwego mentora - kto by pomyślał, że nauczyciel matematyki może przywrócić uczniom wiarę w grono pedagogiczne. Wiedziała jak wiele wymaga się od nas w szkole i rozumiała naszą narastającą frustrację. Była przeciwniczką ocen samych w sobie i nadzwyczaj zależało jej aby nauczyć nas pewności siebie. Zawsze powtarzała, że największym błędem rodziców jest fakt, że zamiast pytać dziecko: Czego się dziś nauczyłeś? chcą wiedzieć jaką ocenę dostało, zupełnie jakby te były wymiarem ludzkiej inteligencji. Druga nauczycielka, która również na długo pozostanie w mojej pamięci uczyła mnie w tym okresie sztuki: plastyki, techniki, muzyki. Pani G. była estetką, zakochaną w świecie artyzmu, zawsze mówiła o nas per obywatel [tu wstaw nazwisko lub pseudonim jaki sama nadała]. Mnie ochrzciła (przekształcając moje nazwisko) - pszczółką, a kiedy zalazłam jej za skórę stosowała wersję mniej pieszczotliwą - pszczoła. To właśnie ona sprawiła, że sztuka stała się miłością mojego życia, wypełniła mój mózg po brzegi faktami z dziedziny malarstwa, architektury czy muzyki. Moja ówczesna wychowawczyni, Pani W. uczyła historii i wos-u - również przypomniała, że nauczyciel może być człowiekiem. Była ciepłą i wyrozumiałą osobą, gotową pomóc nawet wtedy gdy życie uczniów wypełniały problemy zupełnie nie na ich wiek. 

Ostatnia placówka edukacyjna z jaką przyszło mi się mierzyć powoli wypycha mnie świat. W kwietniu wręczy mi dokument potwierdzający ukończenie szkoły średniej, a w lipcu przypieczętuje to świadectwem dojrzałości. Liceum jakie dla siebie wybrałam okazało się dalekie od ideału żeby nie powiedzieć, że jest jego kompletnym przeciwieństwem, ale tu znalazłam grono najwspanialszej kadry  nauczycielskiej - prawdziwych mentorów. Ku wielkiemu zdziwieniu odkryłam, że nauka może być czymś naprawdę fascynującym, a sam nauczyciel kształtować młodych ludzi w sposób świadomy. Dowiedziałam się, że w szkole pracują ludzie, a nie postacie będące z zasady nad uczniem. Nie twierdzę, że każdego poniedziałkowego poranka czuję radość z powodu rozpościerającego się przede mną całego tygodnia roboczego, ale już dziś zdaję sobie sprawę, że kiedy zostawię uczące mnie grono pedagogiczne będę czuła ogromną tęsknotę. I wiecie co? Prawdziwą wdzięczność. Uważam, że to święto powinno nosić nazwę: dzień mentora, tak aby wyróżnić nauczyciela, a nie osobę odbębniającą etat w szkole. Jestem wdzięczna losowi za nakierowanie mnie na tych wszystkich wspaniałych mentorów. Dziś już wiem, że nauczyciele z prawdziwego zdarzenia istnieją naprawdę i chcę im gorąco podziękować za całą mądrość jaką mi podarowali. Wszystkiego dobrego. 

Spotkaliście na swojej drodze nauczyciela-mentora?
_____________________________________________________________________________

ChChcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, fanpage'u (definiujeblog) oraz instagramie i snapchacie (definiuje_blog)

40 komentarzy:

  1. Fajnie, że w końcu trafiłaś na dobrych nauczycieli, smucą mnie bardzo ludzie, którzy nie mieli tego szczęścia. Szczególnie że sama wręcz odwrotnie- nie umiem wymienić złych nauczycieli z mojego życia. Wychowywałam się w środowisku nauczycielskim, przyjaźniłam z dziećmi nauczycieli- jestem tym stworzeniem, które zawsze zjadało całą czekoladę, którą mama przynosiła 14 października, więc lubię ten dzień :D Ogólnie rzecz ujmując, nie lubię, gdy ktoś narzeka na nauczycieli i system edukacji, twierdząc że "nic mnie nie nauczyli". Nie potrzebujemy nauczycieli ani systemu, by się czegoś nauczysz- jeżeli nie opanowałeś danej dziedziny, to jest twoja wina. Inna kwestia z nauczycielami, którzy naprawdę starali się zniszczyć uczniom życie- słyszałam o takich, ale nigdy nie spotkałam. Przeszłam przez edukację bardzo spokojnie, byłam cichym i zdolnym dzieckiem, trochę mi życie oszczędziło.
    Po wyjściu z liceum zrobiliśmy z kumplami ranking nauczycieli, i wyszło na to, że najfajniejsi w naszym liceum byli: biologica, fizyk i polonistka. Wszyscy mnie uczyli i naprawdę wspaniale ich wspominam. Byli ludźmi kochającymi swoją robotę i obdarzonymi niebanalnym poczuciem humoru :D Ale nikogo za mentora nie uważam, w ogóle nie uznaję takiej "funkcji" w moim świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są przedmioty, które faktycznie wymają od nas własnego wkładu, np. trudno winić historyka za niepowodzenia skoro wystarczy otworzyć podręcznik i nieco się pouczyć. Jednak w wypadku matematyków, fizyków czy chemików często zdarza się, że nie potrafią uczyć i faktycznie ich winą jest niewiedza uczniów. Opanowanie samodzielnie materiału z przedmiotów ścisłych jest bardzo trudne...

      Fajnie, że masz takie dobre wspomnienia związane ze swoimi nauczycielami, szkoła powinna być czasem, który naprawdę dobrze wspominamy :)

      Usuń
  2. Nigdy nie wolno wkładać wszystkich do jednego wora, nauczyciele nie są wyjątkami. Przez kilkanaście lat nauki, czy to w szkole czy na studiach miałam wielu nauczycieli i wielu z nich wspominam z sentymentem. Myślę, że zawód nauczyciela jest bardzo niedoceniany, zarówno przez uczniów jak i rodziców. Wini się ich za złe wyniki w nauce, złe zachowanie dziecka. A wina nie zawsze leży po ich stronie. Oczywiście są nauczyciele-lenie, którzy nie nadają się do tej pracy. Ale i tych dobrych nauczycieli często nie doceniamy, bo przecież jak dziecko odnosi sukcesy, to przypisuje się je jedynie jemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, często wypominamy nauczycielom to co złe, ale dobre strony zostają pomijane. Zawód sam w sobie wymaga naprawdę całkiem sporego nakładu pracy, dzieci czy młodzież bywają różne, nie zawsze idzie łatwo, gładko i przyjemnie.

      Usuń
  3. W zasadzie nie jest to już dawno Dzień nauczycieli, ale święto edukacji, więc wszystkim pracownikom oświaty i uczniom należą się życzenia :-) ale masz rację, jak w każdym zawodzie są ludzie z przypadku i z powołania. Podstawówka publiczna boryka sie z wieloma problemami, którym najlepszy MENTOR nie da rady i dopiero na wyższych poziomach kształcenia można o mentorach pomarzyć, bo mentor dla wychowanka musi mieć przede wszystkim serce i czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak w innych placówkach, ale podstawówka, do której ja chodziłam faktycznie miała mnóstwo problemów… A sam poziom nauczania, o matko - z podstaw matematyki miałam takie braki, że gdyby nie wspaniała korepetytorka teraz za pewne przeżywałabym, że nie zdam matury. Na szczęście było minęło ;)

      Usuń
  4. Nauczycieli na swojej drodze spotykałam bardzo różnych. Zawsze miałam respekt i wewnętrzną sympatię do osób wymagających, którym naprawdę zależało na przekazaniu wiedzy. Jakoś tak się w moim życiu złożyło, że sympatią obdarzałam polonistki (może ze względu tego, że j.polski zawsze był moim ulubionym przedmiotem). W podstawówce miałam polonistkę anioła, która zasiała we mnie miłość do literatury, do dzisiaj mijając się na ulicy chętnie zatrzymujemy się by wymienić kilka zdań. W gimnazjum natomiast miałam bardzo wymagającą Panią, której nie dało się lubić, jednak nauczyła mnie tak wiele, że mam do niej ogromny szacunek. W szkole średniej natomiast Pani polonistka była wręcz przyjacielem i niedoścignionym ideałem.
    Ilu uczniów tyle rodzai nauczycieli. Jednak zawsze miło wspomnieć o tych wyjątkowych w dniu ich święta :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawa kwestia, sama również miałam w życiu nauczycieli, których nie dało się lubić, a jednak budzili szacunek swoją wiedzą...

      Usuń
  5. Pani B. najwyraźniej stosowała ocenianie kształtujące :):):). I mentor to też nie jest moim zdaniem najlepsze określenie, znacznie lepszy byłby po prostu towarzysz, ale w naszym języku się źle kojarzy. Poszukaj takiego wykładu z konferencji TED, pod tytułem "szkoły zabijają kreatywność", przedstawia to niezwykły człowiek, Ken Robinson - wykład jest chyba z 2006 roku. A może znajdziesz czas na którąś z jego książek, na przykład Oblicza umysłu albo Kreatywne szkoły? Ważne, że znalazłaś ludzi, którzy umożliwiają Ci rozwój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam, także z przyjemnością poszukam tej konferencji o zabijaniu kreatywności przez szkoły, dziękuję za polecenie :)

      Usuń
  6. Nie mogę zrozumieć dlaczego likwiduje się gimnazja przecież polska młodzież doceniania jest w międzynarodowych rankingach. Ma ogromne sukcesy Z nauczycielami jest podobnie jak z lekarzami. Są nieudacznikami albo ogromnymi pasjonatami. Sądzę, że nie powinno się likwidować gimnazjów tylko dlatego, że przyszła nowa władza, która ma za zadanie przeprowadzić reformę.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również nie rozumiem sensu likwidacji gimnazjum, wielu nauczycieli straci pracę, bo nie wierze że nagle w liceach i podstawówkach znajdzie się tyle etatów. A co z gimnazjami niepublicznymi? Te wrocławskie mają bardzo wysoki poziom, sama uczyłam się w prywatnej placówce i jakby nie patrzeć uważam że likwidacja tej szkoły to wielka strata.

      Usuń
  7. Ja miałam odwrotnie. W podstawówce i gimnazjum miał fajnych nauczycieli, ale liceum mnie totalnie zniszczyło. Jedna jedyna nauczycielka, którą lubiłam, zmarła tuż przed naszą maturą.
    Są nauczyciele i są Mentorzy, masz rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och matko, to musiało być bardzo traumatyczne przeżycie...

      Usuń
  8. Zastanawiam, czy nauczyciele często myślą o tym, że cała masa detali składających się na ich osobowość, ich sposób prowadzenia zajęć i ich stosunek do uczniów mają przeogromny wpływ na tychże uczniów. Do dziś pewne przedmioty szkolne wydają mi się pasjonujące, a inne koszmarnie nieznośne w dużej mierze właśnie dlatego, że nauczyciele, których napotkałem na swojej drodze, byli lepsi lub gorsi w przekazywaniu wiedzy. Wielu moich znajomych ma podobne odczucia, więc chyba coś w tym jest. Cieszę się, że Tobie ostatecznie udało się trafić na dobrych nauczycieli, bo czasem doprawdy ze świecą trzeba ich szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, na przykład fizyka sama w sobie wydaje się naprawdę ciekawą nauką, ale jako przedmiot szkolny nienawidziłam jej, głównie ze względu na słabych nauczycieli.

      Usuń
  9. Cieszę się, że trafiłam na garstkę tak wspaniałych ludzi, podarowali Ci cenne mądrości.
    Zawsze uważałam, że połowa nauczycieli wybiera ten zawód ze względu na wygodę i wypłatę. Nie potrafiłam zrozumieć, jak osoby, które nie lubią dzieci lub nie maja za grosz cierpliwości, wybierają właśnie zawód nauczyciela. Ironia lodu!

    Oby pojawiało się coraz więcej Mentorów, którzy pracę nauczyciela łączą z pasją ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najzabawniejsze jest to że właśnie najsłabsi nauczyciele, którzy wybrali zawód ze względu na wygodę najbardziej narzekają na swoją pracę.

      Usuń
  10. Sama trafiałam na różnych nauczycieli - jednych koszmarnych, rodem z horroru, którzy mieli wielkie problemy sami ze sobą. Innych - wspaniałych, mądrych (także życiowo) i tą mądrością w umiejętny sposób dzielących się z nami. Moje umiłowanie poezji czy literatury to nie tylko zasługa zacięcia humanistycznego, ale i wspaniałych polonistek, jakie w życiu miałam okazję spotkać. Hołd im za to :)
    Pozdrowionka ciepłe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak zdarzają się nauczyciele z problemami, którzy swoje zagubienie wykewają na uczniów, straszni ludzie.

      Usuń
  11. Moja nauczycielka-mentorka sprawiła, że w ostatniej chwili wycofałam papiery z weterynarii i poszłam na polonistykę :) Dziś razem pracujemy i tak ja też jestem nauczycielem.
    Wkładam w swoją pracę dużo zaangażowania. Chcę by uczniowie mnie lubili i wiem, że tak też jest. Prezenty są owszem miłe, ale gdy są drobne i przekazane od całej grupy, a nie gdy są drogie, wyrafinowane i jeszcze wyskakuje z prezentem jedna osoba jak Filip z Konopii :)
    Co do ocen, to nie wyobrażam sobie by ich nie było. One nie są upokorzeniem dla słabych uczniów a miarą motywacji i zasługą dla tych, którzy wkładają swoją pracę by zdobyć wiedzę i osiągnąć więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę to faktycznie duży przeskok z weterynarii na polonistykę :D

      Ja osobiście jestem przeciwniczką ocen, bo de motywują. W przeszłości miałam problemy z matmą i choć naprawdę się przykładałam często lądowałam na trójach z tymi, którym przedmiot wisiał i powiewał. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jakoś do nauki trzeba dzieci, potem młodzież zmusić, a na razie nic lepszego nie wymyślono niż te nieszczęsne oceny, więc jest jak jest jakoś jeszcze się na nich przemęcze ;)

      Usuń
  12. Tak naprawdę nauczycieli, którym nadałaś miano "mentora" spotkałam dopiero na moich drugich studiach. Było ich kilku, jednak dwie zapisały się w mojej głowie na długo. Z jedną mam kontakt cały czas, dzięki portalom społecznościowym. To niesamowicie miłe, jak po prawie 10 latach nauczyciel pisze i pyta się, jak płynie mi życie, że jest dumny z moich osiągnięć i co najpłynniej wnika w serce, że:"od pierwszej chwili wierzył w moją wartość, a najmocniej wtedy, kiedy ja w nią nie umiałam uwierzyć..." :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślałam, że tylko ja w gimnazjum miałam taki kryzys - zero pociągu do nauki, totalny bunt. Całe szczęście przeszło mi w szkole średniej i właśnie te czasy wspominam najlepiej. Ale czy spotkałam mentora? Hmm... Spotkałam kilkoro życiowych ludzi, którzy właśnie potrafili zrozumieć, że profil ekonomiczny z rozszerzoną matmą niekoniecznie musi kochać chemię czy fizykę i przymykali oko na nasze "niedociągnięcia". Jednak kogoś, kogo mogłabym nazwać mentorem niestety nie spotkałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj okres gimnazjum to totalne zawirowanie życia dlatego cieszę się, że zmieniałam chociaż otoczenie, w tej samej szkole - czyli osiem klas podstawówki byłabym jeszcze bardziej pogubiona.

      Usuń
    2. Ja miałam gimnazjum w tej samej szkole co podstawówkę, więc spędziłam tam 9 lat. ;) I koniec końców miałam już totalnie dość swojej klasy.

      Usuń
  14. Wiele racji w tym co piszesz. Nigdy nie zapomnę nauczyciela Geografii- starszy pan, mający duże wymagania, ale przekazujący wiedzę z ogromnym zaangażowaniem. Podobnie w szkole podstawowej, gdzie plastyk pokazywał nam swoje obrazy i zachęcał do tworzenia własnych "dzieł". Tacy nauczyciele mi imponowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geografia to obok fizyki zawsze był mój znienawidzony przedmiot, niestety nigdy nie spotkałam nauczyciela, który przekazał by ten przedmiot właśnie w sposób ciekawy z zaangażowaniem... Chociaż do tej pory pamiętam jak ucząc się na sprawdzian w 3 klasie gimnazjum zafascynowałam się Islandią, więc jednak ten przedmiot coś do mojego życia wniósł ;) W ogóle ubolewam nad faktem, że geografia to rolnictwo, wszystkie sfery ziemi, lasy, długości, skale a nie kraje, obce kultury - to byłby naprawdę wspaniały przedmiot :)

      Usuń
  15. Prawdziwa wielkość swojej sympatii czy też podziwu do danego nauczyciela odkrywa się ze zdziwieniem, kiedy okazuje się, że na zwyczajnym spotkaniu przy wódce to za niego pije się pierwszy toast :D Za moje wszystkie polonistki chętnie bym wypiła, bo pomogły mi dostać się do miejsca, o którym nie mogłam nawet marzyć, a teraz siedzę tu i piję zdrowie kolejnych ludzi, którzy mają prowadzić mnie do wiedzy polonistycznej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo podoba mi się Twój post - masz rację, że w Dniu Nauczyciela powinno się wyróżnić mentorów, którzy czują się powołani, by uczyć w szkole oraz mają misję, żeby cokolwiek zmienić w życiu młodego człowieka, chociażby zaszczepić w nim miłość do sztuki jak było w Twoim przypadku.
    Pozdrawiam, moja droga :)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. o bardzo proste i w sumie logiczne: czego się nauczyłeś zamiast pytania o oceny. patrzę na to z drugiej strony teraz już jako mama...trzeba sporo nad sobą pracować, by wspierać dzieci w odpowiedni sposób, bo mimo dobrych chęci, można za dużo namieszać. na razie mam w domu dwa małe przedszkolaczki, jednak już teraz widzę jak sporo mam do zrobienia jeśli chodzi o podejście do wielu spraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauka to trudna kwestia, dzieciom zwykle nie kojarzy się z niczym fascynującym, a jedynie z odgórnym przymusem. Jak je zachęcić.. nie mam pojęcia, moi rodzice mieli to szczęście, że długo miałam obsesje na punkcie dobrych ocen i sama się do nauki znuszałam, teraz celem jest tylko matura, a na oceny patrzę jak na nieznaczące cyfry choć wiadomo 5 miła rzecz ;)

      Usuń
  18. Czy prawdziwego mentora znalazłam, to nie wiem, ale była w gimnazjum nauczycielka polskiego, która pokładała we mnie nadzieje, która mnie motywowała, serdeczna, ciepła, zawsze będę ją miło wspominać, dzięki niej zakochałam się jeszcze mocniej w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tacy ludzie to nauczyciele z prawdziwego zdarzenia, gdyby się tacy jeszcze od przedmiotów ścisłych znajdowali ;)

      Usuń
  19. Nauczyciel to człowiek. Żeby być dobrym nauczycielem trzeba być tez dobrym człowiekiem. Nie można tylko uczyć i wymagać geometrii, arytmetyki czy ortografii. Dobry nauczyciel nauczy, zarazi pasją i pokaże, że całą tą ogromną wiedzę należy wykorzystywać dla ludzi, a nie przeciwko nim. U Ciebie jak zawsze bardzo ciekawe tematy. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)

      Dokładnie, dobry człowiek to fundament dobrego nauczyciela inaczej nic z tego nie będzie...

      Usuń
  20. Moja szkoła ma opinię takiej, w której pełno jest tak zwanych "nauczycieli-pasjonatów". Rzeczywistość jest nieco inna, bo wielu nauczycieli niewiele potrafi od siebie dać. Są słabi albo przeciętni, choć oczywiście zdarzają się wśród nich talenty pedagogiczne, perełki, jak zwał tak zwał. Czy któryś z nich zasługuje na zacne miano mego mentora? Nie wiem. Bardzo cenię, szanuję i lubię swoją panią od religii. Bo jest mądra. Od patosu opędza się jak od natrętnych much, jest rozsądna, opowiada ciekawie, daje nam dużo wolności, rozumie natłok klasówek, kartkówek i prac domowych, więc zawsze się stara, by religia była odpoczynkiem. No i jest genialną aktorką, serio. To jest tak dobre. :D
    Z drugiej strony mam jeszcze panią od etyki (Bukwa, człek renesansu, uczęszcza na oba te przedmioty), młodą, opanowaną, która do każdego tematu potrafi podejść z dystansem i wypowiedzieć się neutralnie, z takim szacunkiem i spokojem. No i jest doktorem. Zresztą pani od religii także. Szalone, bo to chyba jedyni nauczycielki w naszej szkole uhonorowane tym tytułem, albo jedne z bardzo niewielu.
    Jest jeszcze jeden polonista, który nigdy mnie nie uczył, ale jeszcze w podstawówce chodziłam do niego na koło, a potem jakoś to się ciągnęło. Zawsze rozmawiamy z lekka pretensjonalną mową staropolską i gramy w Scrabble. To też dobry gość, a wiedzę ma bardzo obszerną i świetnie potrafi ją przekazywać.
    Oby więcej mentorów!
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! I religia i etyka, no jestem pod wrażeniem... ja leniwiec jeden na żaden przedmiot nie uczęszczam ;) Ale z religią to właśnie ten problem widać najlepiej, wielu katechetów w odróżnieniu od Twojej nauczycielki tylko zniechęcają ludzi od wiary katolickiej swoją zatwardziałością i chyba mogę rzec staroświeckiścią. W gimnazjum natomiast miałam fenomenalnego katechetów który z tej lekcji robił filozofię ;)

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



CISI MENTORZY ISTNIEJĄ NAPRAWDĘ



Dwa dni temu polskie placówki edukacyjne opustoszały kiedy ich codzienni mieszkańcy cieszyli się długim weekendem spowodowanym Dniem Edukacji Narodowej. Dawniej o 14-stym października mówiliśmy dzień nauczyciela i biegliśmy do samozwańczych profesorów z kwiatkiem czy smakołykiem na osłodę życia. Pamiętam, że zawsze patrzyłam na to święto nieco z ukosa, jakby oburzona, że wszyscy ci którzy organizują naszą młodość zupełnie inaczej niż byśmy tego chcieli, otrzymują uroczyste podziękowania. W okresie podstawówkowym irytował mnie nawet zwyczaj prezentów składanych ciału pedagogicznemu przy okazji zakończenia roku szkolnego. Dotykał mnie fakt, że te kilkanaście osób, które nie sprawdzały się ani w roli nauczyciela ani pedagoga, ani dobrego człowieka były utwierdzane w przekonaniu, że oto wykonały dobrą robotę. Czasy podstawówki okryłam czarną płachtą nie chcąc pamiętać o miejscu, które pokazało mi świat z mało eleganckiej perspektywy (dlatego jestem przeciwniczką likwidacji gimnazjów). 

Przejście do tzw. junior high school było etapem przełomowym w kształtowaniu mojej własnej osobowości. Jak każdy dzieciak w wieku trzynastu lat byłam totalnie pogubiona i ostatnia rzecz na jakiej mi zależało to z pewnością ślęczenie nad książkami wprowadzającymi mnie w świat totalnej imaginacji i bezsensu - wystarczył mi fakt, że grawitacja trzyma mnie przy Ziemi, nie czułam potrzeby aby zrozumieć cały proces jej działania. Uczyłam się w bardzo rygorystycznym gimnazjum, które chciało aby całe życie uczniów kręciło się wokół placówki, tym sposobem odbierało mi większość wolnego czasu. A człowiek, który skupia się wyłącznie na pracy to człowiek nieszczęśliwy.  Nauczyciele wymagali, wymagali i wymagali, ale od siebie nie potrafili dać zbyt wiele. I tak nadchodził kolejny dzień nauczyciela i kolejne zakończenie roku zwieńczone wielkim brakiem zrozumienia dla ukłonu w stronę grona pedagogicznego. 

Ogarnął mnie wielki bezsens i powoli traciłam wiarę w ludzi, którzy pracują w szkole. Aż tu nagle zdarzył się cud nad Odrą bowiem pojawiło się w moim życiu kilku nauczycieli, którzy odczarowali całą gorycz ulokowaną za wrotami szkoły. W ostatniej klasie gimnazjum opiekę nad matematyczną strefą mojej klasy przejęła niezwykła osoba. Pani B. to ucieleśnienie prawdziwego mentora - kto by pomyślał, że nauczyciel matematyki może przywrócić uczniom wiarę w grono pedagogiczne. Wiedziała jak wiele wymaga się od nas w szkole i rozumiała naszą narastającą frustrację. Była przeciwniczką ocen samych w sobie i nadzwyczaj zależało jej aby nauczyć nas pewności siebie. Zawsze powtarzała, że największym błędem rodziców jest fakt, że zamiast pytać dziecko: Czego się dziś nauczyłeś? chcą wiedzieć jaką ocenę dostało, zupełnie jakby te były wymiarem ludzkiej inteligencji. Druga nauczycielka, która również na długo pozostanie w mojej pamięci uczyła mnie w tym okresie sztuki: plastyki, techniki, muzyki. Pani G. była estetką, zakochaną w świecie artyzmu, zawsze mówiła o nas per obywatel [tu wstaw nazwisko lub pseudonim jaki sama nadała]. Mnie ochrzciła (przekształcając moje nazwisko) - pszczółką, a kiedy zalazłam jej za skórę stosowała wersję mniej pieszczotliwą - pszczoła. To właśnie ona sprawiła, że sztuka stała się miłością mojego życia, wypełniła mój mózg po brzegi faktami z dziedziny malarstwa, architektury czy muzyki. Moja ówczesna wychowawczyni, Pani W. uczyła historii i wos-u - również przypomniała, że nauczyciel może być człowiekiem. Była ciepłą i wyrozumiałą osobą, gotową pomóc nawet wtedy gdy życie uczniów wypełniały problemy zupełnie nie na ich wiek. 

Ostatnia placówka edukacyjna z jaką przyszło mi się mierzyć powoli wypycha mnie świat. W kwietniu wręczy mi dokument potwierdzający ukończenie szkoły średniej, a w lipcu przypieczętuje to świadectwem dojrzałości. Liceum jakie dla siebie wybrałam okazało się dalekie od ideału żeby nie powiedzieć, że jest jego kompletnym przeciwieństwem, ale tu znalazłam grono najwspanialszej kadry  nauczycielskiej - prawdziwych mentorów. Ku wielkiemu zdziwieniu odkryłam, że nauka może być czymś naprawdę fascynującym, a sam nauczyciel kształtować młodych ludzi w sposób świadomy. Dowiedziałam się, że w szkole pracują ludzie, a nie postacie będące z zasady nad uczniem. Nie twierdzę, że każdego poniedziałkowego poranka czuję radość z powodu rozpościerającego się przede mną całego tygodnia roboczego, ale już dziś zdaję sobie sprawę, że kiedy zostawię uczące mnie grono pedagogiczne będę czuła ogromną tęsknotę. I wiecie co? Prawdziwą wdzięczność. Uważam, że to święto powinno nosić nazwę: dzień mentora, tak aby wyróżnić nauczyciela, a nie osobę odbębniającą etat w szkole. Jestem wdzięczna losowi za nakierowanie mnie na tych wszystkich wspaniałych mentorów. Dziś już wiem, że nauczyciele z prawdziwego zdarzenia istnieją naprawdę i chcę im gorąco podziękować za całą mądrość jaką mi podarowali. Wszystkiego dobrego. 

Spotkaliście na swojej drodze nauczyciela-mentora?
_____________________________________________________________________________

ChChcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego! Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, fanpage'u (definiujeblog) oraz instagramie i snapchacie (definiuje_blog)

Share This Article:

, , ,

CONVERSATION

40 komentarze :

  1. Fajnie, że w końcu trafiłaś na dobrych nauczycieli, smucą mnie bardzo ludzie, którzy nie mieli tego szczęścia. Szczególnie że sama wręcz odwrotnie- nie umiem wymienić złych nauczycieli z mojego życia. Wychowywałam się w środowisku nauczycielskim, przyjaźniłam z dziećmi nauczycieli- jestem tym stworzeniem, które zawsze zjadało całą czekoladę, którą mama przynosiła 14 października, więc lubię ten dzień :D Ogólnie rzecz ujmując, nie lubię, gdy ktoś narzeka na nauczycieli i system edukacji, twierdząc że "nic mnie nie nauczyli". Nie potrzebujemy nauczycieli ani systemu, by się czegoś nauczysz- jeżeli nie opanowałeś danej dziedziny, to jest twoja wina. Inna kwestia z nauczycielami, którzy naprawdę starali się zniszczyć uczniom życie- słyszałam o takich, ale nigdy nie spotkałam. Przeszłam przez edukację bardzo spokojnie, byłam cichym i zdolnym dzieckiem, trochę mi życie oszczędziło.
    Po wyjściu z liceum zrobiliśmy z kumplami ranking nauczycieli, i wyszło na to, że najfajniejsi w naszym liceum byli: biologica, fizyk i polonistka. Wszyscy mnie uczyli i naprawdę wspaniale ich wspominam. Byli ludźmi kochającymi swoją robotę i obdarzonymi niebanalnym poczuciem humoru :D Ale nikogo za mentora nie uważam, w ogóle nie uznaję takiej "funkcji" w moim świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są przedmioty, które faktycznie wymają od nas własnego wkładu, np. trudno winić historyka za niepowodzenia skoro wystarczy otworzyć podręcznik i nieco się pouczyć. Jednak w wypadku matematyków, fizyków czy chemików często zdarza się, że nie potrafią uczyć i faktycznie ich winą jest niewiedza uczniów. Opanowanie samodzielnie materiału z przedmiotów ścisłych jest bardzo trudne...

      Fajnie, że masz takie dobre wspomnienia związane ze swoimi nauczycielami, szkoła powinna być czasem, który naprawdę dobrze wspominamy :)

      Usuń
  2. Nigdy nie wolno wkładać wszystkich do jednego wora, nauczyciele nie są wyjątkami. Przez kilkanaście lat nauki, czy to w szkole czy na studiach miałam wielu nauczycieli i wielu z nich wspominam z sentymentem. Myślę, że zawód nauczyciela jest bardzo niedoceniany, zarówno przez uczniów jak i rodziców. Wini się ich za złe wyniki w nauce, złe zachowanie dziecka. A wina nie zawsze leży po ich stronie. Oczywiście są nauczyciele-lenie, którzy nie nadają się do tej pracy. Ale i tych dobrych nauczycieli często nie doceniamy, bo przecież jak dziecko odnosi sukcesy, to przypisuje się je jedynie jemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, często wypominamy nauczycielom to co złe, ale dobre strony zostają pomijane. Zawód sam w sobie wymaga naprawdę całkiem sporego nakładu pracy, dzieci czy młodzież bywają różne, nie zawsze idzie łatwo, gładko i przyjemnie.

      Usuń
  3. W zasadzie nie jest to już dawno Dzień nauczycieli, ale święto edukacji, więc wszystkim pracownikom oświaty i uczniom należą się życzenia :-) ale masz rację, jak w każdym zawodzie są ludzie z przypadku i z powołania. Podstawówka publiczna boryka sie z wieloma problemami, którym najlepszy MENTOR nie da rady i dopiero na wyższych poziomach kształcenia można o mentorach pomarzyć, bo mentor dla wychowanka musi mieć przede wszystkim serce i czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem jak w innych placówkach, ale podstawówka, do której ja chodziłam faktycznie miała mnóstwo problemów… A sam poziom nauczania, o matko - z podstaw matematyki miałam takie braki, że gdyby nie wspaniała korepetytorka teraz za pewne przeżywałabym, że nie zdam matury. Na szczęście było minęło ;)

      Usuń
  4. Nauczycieli na swojej drodze spotykałam bardzo różnych. Zawsze miałam respekt i wewnętrzną sympatię do osób wymagających, którym naprawdę zależało na przekazaniu wiedzy. Jakoś tak się w moim życiu złożyło, że sympatią obdarzałam polonistki (może ze względu tego, że j.polski zawsze był moim ulubionym przedmiotem). W podstawówce miałam polonistkę anioła, która zasiała we mnie miłość do literatury, do dzisiaj mijając się na ulicy chętnie zatrzymujemy się by wymienić kilka zdań. W gimnazjum natomiast miałam bardzo wymagającą Panią, której nie dało się lubić, jednak nauczyła mnie tak wiele, że mam do niej ogromny szacunek. W szkole średniej natomiast Pani polonistka była wręcz przyjacielem i niedoścignionym ideałem.
    Ilu uczniów tyle rodzai nauczycieli. Jednak zawsze miło wspomnieć o tych wyjątkowych w dniu ich święta :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ciekawa kwestia, sama również miałam w życiu nauczycieli, których nie dało się lubić, a jednak budzili szacunek swoją wiedzą...

      Usuń
  5. Pani B. najwyraźniej stosowała ocenianie kształtujące :):):). I mentor to też nie jest moim zdaniem najlepsze określenie, znacznie lepszy byłby po prostu towarzysz, ale w naszym języku się źle kojarzy. Poszukaj takiego wykładu z konferencji TED, pod tytułem "szkoły zabijają kreatywność", przedstawia to niezwykły człowiek, Ken Robinson - wykład jest chyba z 2006 roku. A może znajdziesz czas na którąś z jego książek, na przykład Oblicza umysłu albo Kreatywne szkoły? Ważne, że znalazłaś ludzi, którzy umożliwiają Ci rozwój.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam, także z przyjemnością poszukam tej konferencji o zabijaniu kreatywności przez szkoły, dziękuję za polecenie :)

      Usuń
  6. Nie mogę zrozumieć dlaczego likwiduje się gimnazja przecież polska młodzież doceniania jest w międzynarodowych rankingach. Ma ogromne sukcesy Z nauczycielami jest podobnie jak z lekarzami. Są nieudacznikami albo ogromnymi pasjonatami. Sądzę, że nie powinno się likwidować gimnazjów tylko dlatego, że przyszła nowa władza, która ma za zadanie przeprowadzić reformę.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również nie rozumiem sensu likwidacji gimnazjum, wielu nauczycieli straci pracę, bo nie wierze że nagle w liceach i podstawówkach znajdzie się tyle etatów. A co z gimnazjami niepublicznymi? Te wrocławskie mają bardzo wysoki poziom, sama uczyłam się w prywatnej placówce i jakby nie patrzeć uważam że likwidacja tej szkoły to wielka strata.

      Usuń
  7. Ja miałam odwrotnie. W podstawówce i gimnazjum miał fajnych nauczycieli, ale liceum mnie totalnie zniszczyło. Jedna jedyna nauczycielka, którą lubiłam, zmarła tuż przed naszą maturą.
    Są nauczyciele i są Mentorzy, masz rację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och matko, to musiało być bardzo traumatyczne przeżycie...

      Usuń
  8. Zastanawiam, czy nauczyciele często myślą o tym, że cała masa detali składających się na ich osobowość, ich sposób prowadzenia zajęć i ich stosunek do uczniów mają przeogromny wpływ na tychże uczniów. Do dziś pewne przedmioty szkolne wydają mi się pasjonujące, a inne koszmarnie nieznośne w dużej mierze właśnie dlatego, że nauczyciele, których napotkałem na swojej drodze, byli lepsi lub gorsi w przekazywaniu wiedzy. Wielu moich znajomych ma podobne odczucia, więc chyba coś w tym jest. Cieszę się, że Tobie ostatecznie udało się trafić na dobrych nauczycieli, bo czasem doprawdy ze świecą trzeba ich szukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, na przykład fizyka sama w sobie wydaje się naprawdę ciekawą nauką, ale jako przedmiot szkolny nienawidziłam jej, głównie ze względu na słabych nauczycieli.

      Usuń
  9. Cieszę się, że trafiłam na garstkę tak wspaniałych ludzi, podarowali Ci cenne mądrości.
    Zawsze uważałam, że połowa nauczycieli wybiera ten zawód ze względu na wygodę i wypłatę. Nie potrafiłam zrozumieć, jak osoby, które nie lubią dzieci lub nie maja za grosz cierpliwości, wybierają właśnie zawód nauczyciela. Ironia lodu!

    Oby pojawiało się coraz więcej Mentorów, którzy pracę nauczyciela łączą z pasją ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A najzabawniejsze jest to że właśnie najsłabsi nauczyciele, którzy wybrali zawód ze względu na wygodę najbardziej narzekają na swoją pracę.

      Usuń
  10. Sama trafiałam na różnych nauczycieli - jednych koszmarnych, rodem z horroru, którzy mieli wielkie problemy sami ze sobą. Innych - wspaniałych, mądrych (także życiowo) i tą mądrością w umiejętny sposób dzielących się z nami. Moje umiłowanie poezji czy literatury to nie tylko zasługa zacięcia humanistycznego, ale i wspaniałych polonistek, jakie w życiu miałam okazję spotkać. Hołd im za to :)
    Pozdrowionka ciepłe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak zdarzają się nauczyciele z problemami, którzy swoje zagubienie wykewają na uczniów, straszni ludzie.

      Usuń
  11. Moja nauczycielka-mentorka sprawiła, że w ostatniej chwili wycofałam papiery z weterynarii i poszłam na polonistykę :) Dziś razem pracujemy i tak ja też jestem nauczycielem.
    Wkładam w swoją pracę dużo zaangażowania. Chcę by uczniowie mnie lubili i wiem, że tak też jest. Prezenty są owszem miłe, ale gdy są drobne i przekazane od całej grupy, a nie gdy są drogie, wyrafinowane i jeszcze wyskakuje z prezentem jedna osoba jak Filip z Konopii :)
    Co do ocen, to nie wyobrażam sobie by ich nie było. One nie są upokorzeniem dla słabych uczniów a miarą motywacji i zasługą dla tych, którzy wkładają swoją pracę by zdobyć wiedzę i osiągnąć więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę to faktycznie duży przeskok z weterynarii na polonistykę :D

      Ja osobiście jestem przeciwniczką ocen, bo de motywują. W przeszłości miałam problemy z matmą i choć naprawdę się przykładałam często lądowałam na trójach z tymi, którym przedmiot wisiał i powiewał. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że jakoś do nauki trzeba dzieci, potem młodzież zmusić, a na razie nic lepszego nie wymyślono niż te nieszczęsne oceny, więc jest jak jest jakoś jeszcze się na nich przemęcze ;)

      Usuń
  12. Tak naprawdę nauczycieli, którym nadałaś miano "mentora" spotkałam dopiero na moich drugich studiach. Było ich kilku, jednak dwie zapisały się w mojej głowie na długo. Z jedną mam kontakt cały czas, dzięki portalom społecznościowym. To niesamowicie miłe, jak po prawie 10 latach nauczyciel pisze i pyta się, jak płynie mi życie, że jest dumny z moich osiągnięć i co najpłynniej wnika w serce, że:"od pierwszej chwili wierzył w moją wartość, a najmocniej wtedy, kiedy ja w nią nie umiałam uwierzyć..." :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Myślałam, że tylko ja w gimnazjum miałam taki kryzys - zero pociągu do nauki, totalny bunt. Całe szczęście przeszło mi w szkole średniej i właśnie te czasy wspominam najlepiej. Ale czy spotkałam mentora? Hmm... Spotkałam kilkoro życiowych ludzi, którzy właśnie potrafili zrozumieć, że profil ekonomiczny z rozszerzoną matmą niekoniecznie musi kochać chemię czy fizykę i przymykali oko na nasze "niedociągnięcia". Jednak kogoś, kogo mogłabym nazwać mentorem niestety nie spotkałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj okres gimnazjum to totalne zawirowanie życia dlatego cieszę się, że zmieniałam chociaż otoczenie, w tej samej szkole - czyli osiem klas podstawówki byłabym jeszcze bardziej pogubiona.

      Usuń
    2. Ja miałam gimnazjum w tej samej szkole co podstawówkę, więc spędziłam tam 9 lat. ;) I koniec końców miałam już totalnie dość swojej klasy.

      Usuń
  14. Wiele racji w tym co piszesz. Nigdy nie zapomnę nauczyciela Geografii- starszy pan, mający duże wymagania, ale przekazujący wiedzę z ogromnym zaangażowaniem. Podobnie w szkole podstawowej, gdzie plastyk pokazywał nam swoje obrazy i zachęcał do tworzenia własnych "dzieł". Tacy nauczyciele mi imponowali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Geografia to obok fizyki zawsze był mój znienawidzony przedmiot, niestety nigdy nie spotkałam nauczyciela, który przekazał by ten przedmiot właśnie w sposób ciekawy z zaangażowaniem... Chociaż do tej pory pamiętam jak ucząc się na sprawdzian w 3 klasie gimnazjum zafascynowałam się Islandią, więc jednak ten przedmiot coś do mojego życia wniósł ;) W ogóle ubolewam nad faktem, że geografia to rolnictwo, wszystkie sfery ziemi, lasy, długości, skale a nie kraje, obce kultury - to byłby naprawdę wspaniały przedmiot :)

      Usuń
  15. Prawdziwa wielkość swojej sympatii czy też podziwu do danego nauczyciela odkrywa się ze zdziwieniem, kiedy okazuje się, że na zwyczajnym spotkaniu przy wódce to za niego pije się pierwszy toast :D Za moje wszystkie polonistki chętnie bym wypiła, bo pomogły mi dostać się do miejsca, o którym nie mogłam nawet marzyć, a teraz siedzę tu i piję zdrowie kolejnych ludzi, którzy mają prowadzić mnie do wiedzy polonistycznej.

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo podoba mi się Twój post - masz rację, że w Dniu Nauczyciela powinno się wyróżnić mentorów, którzy czują się powołani, by uczyć w szkole oraz mają misję, żeby cokolwiek zmienić w życiu młodego człowieka, chociażby zaszczepić w nim miłość do sztuki jak było w Twoim przypadku.
    Pozdrawiam, moja droga :)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. o bardzo proste i w sumie logiczne: czego się nauczyłeś zamiast pytania o oceny. patrzę na to z drugiej strony teraz już jako mama...trzeba sporo nad sobą pracować, by wspierać dzieci w odpowiedni sposób, bo mimo dobrych chęci, można za dużo namieszać. na razie mam w domu dwa małe przedszkolaczki, jednak już teraz widzę jak sporo mam do zrobienia jeśli chodzi o podejście do wielu spraw.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauka to trudna kwestia, dzieciom zwykle nie kojarzy się z niczym fascynującym, a jedynie z odgórnym przymusem. Jak je zachęcić.. nie mam pojęcia, moi rodzice mieli to szczęście, że długo miałam obsesje na punkcie dobrych ocen i sama się do nauki znuszałam, teraz celem jest tylko matura, a na oceny patrzę jak na nieznaczące cyfry choć wiadomo 5 miła rzecz ;)

      Usuń
  18. Czy prawdziwego mentora znalazłam, to nie wiem, ale była w gimnazjum nauczycielka polskiego, która pokładała we mnie nadzieje, która mnie motywowała, serdeczna, ciepła, zawsze będę ją miło wspominać, dzięki niej zakochałam się jeszcze mocniej w pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tacy ludzie to nauczyciele z prawdziwego zdarzenia, gdyby się tacy jeszcze od przedmiotów ścisłych znajdowali ;)

      Usuń
  19. Nauczyciel to człowiek. Żeby być dobrym nauczycielem trzeba być tez dobrym człowiekiem. Nie można tylko uczyć i wymagać geometrii, arytmetyki czy ortografii. Dobry nauczyciel nauczy, zarazi pasją i pokaże, że całą tą ogromną wiedzę należy wykorzystywać dla ludzi, a nie przeciwko nim. U Ciebie jak zawsze bardzo ciekawe tematy. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)

      Dokładnie, dobry człowiek to fundament dobrego nauczyciela inaczej nic z tego nie będzie...

      Usuń
  20. Moja szkoła ma opinię takiej, w której pełno jest tak zwanych "nauczycieli-pasjonatów". Rzeczywistość jest nieco inna, bo wielu nauczycieli niewiele potrafi od siebie dać. Są słabi albo przeciętni, choć oczywiście zdarzają się wśród nich talenty pedagogiczne, perełki, jak zwał tak zwał. Czy któryś z nich zasługuje na zacne miano mego mentora? Nie wiem. Bardzo cenię, szanuję i lubię swoją panią od religii. Bo jest mądra. Od patosu opędza się jak od natrętnych much, jest rozsądna, opowiada ciekawie, daje nam dużo wolności, rozumie natłok klasówek, kartkówek i prac domowych, więc zawsze się stara, by religia była odpoczynkiem. No i jest genialną aktorką, serio. To jest tak dobre. :D
    Z drugiej strony mam jeszcze panią od etyki (Bukwa, człek renesansu, uczęszcza na oba te przedmioty), młodą, opanowaną, która do każdego tematu potrafi podejść z dystansem i wypowiedzieć się neutralnie, z takim szacunkiem i spokojem. No i jest doktorem. Zresztą pani od religii także. Szalone, bo to chyba jedyni nauczycielki w naszej szkole uhonorowane tym tytułem, albo jedne z bardzo niewielu.
    Jest jeszcze jeden polonista, który nigdy mnie nie uczył, ale jeszcze w podstawówce chodziłam do niego na koło, a potem jakoś to się ciągnęło. Zawsze rozmawiamy z lekka pretensjonalną mową staropolską i gramy w Scrabble. To też dobry gość, a wiedzę ma bardzo obszerną i świetnie potrafi ją przekazywać.
    Oby więcej mentorów!
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! I religia i etyka, no jestem pod wrażeniem... ja leniwiec jeden na żaden przedmiot nie uczęszczam ;) Ale z religią to właśnie ten problem widać najlepiej, wielu katechetów w odróżnieniu od Twojej nauczycielki tylko zniechęcają ludzi od wiary katolickiej swoją zatwardziałością i chyba mogę rzec staroświeckiścią. W gimnazjum natomiast miałam fenomenalnego katechetów który z tej lekcji robił filozofię ;)

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane