HEJ, HO JECHAŁOBY SIĘ W BRNO


Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała, że właśnie rozpoczął się najwspanialszy okres w roku - wakacje. Dla mnie to już ostatnia, tradycyjnie rozumiana przerwa letnia gdyż za kilka miesięcy kończę liceum. Myślę, więc, że oficjalnie mogę o sobie mówić per maturzystka, co brzmi dumnie i przerażająco zarazem... Ale  nie zamierzam się dziś nad tym rozwodzić, w końcu przede mną dwa miesiące cudownej laby, przepełnionej świetnymi wyjazdami. A skoro o wyjazdach mowa pomyślałam, że post inaugurujący wakacje na moim blogu powinien być właśnie relacją z podróży. Dlatego tym razem zabiorę Was na Morawy, a konkretnie do Brna.

Brno odwiedziłam pod koniec maja, ponieważ finał miesiąca zwieńczony został długim weekendem. Jak już wspomniałam miasto usytuowane jest na Morawach i mimo swych niewielkich rozmiarów uznane zostało za drugą co do wielkości miejscowość w Czechach (zaraz po Pradze). Z wizytą u naszego południowego sąsiada byłam raptem trzy razy, ale to wystarczyło bym mogła stwierdzić, że niespecjalnie przepadam za tymi rejonami. Choć Polacy bardzo wysoko oceniają Czechów w rankingu na sympatie narodowe, ja mam nieco odmienne zdanie niż współrodacy. Nie od dziś wiadomo, że Czesi ciągle pamiętają nam rozbiór z 1938 i akcje, którą powtórzyliśmy równo trzydzieści lat później w Pradze. Osobiście nie do końca rozumiem wszelkie pretensje narodowe w jakich nadal są różne kraje (w tym Polska) ponieważ to co było dotyczy kompletnie nieaktulanych pokoleń. Cóż, trudno żebym przepraszała za grabieże pierwszych Piastów, a mnie ktoś za inne krzywdy narodowe. Tak, więc nie potrafię pojąć dlaczego wielu Czechów chłodno traktuje młodych Polaków. Do tej pory pamiętam opowieść nauczycielki historii o tym jak przed wycieczką ze szkoły, w której się uczę, zamknięto toaletę na stacji w Czechach i pewnym było, że to przez kwestie sympatii, a raczej jej braku... Ale abstrahując już od spraw pretensji historycznych muszę przyznać, że Czesi, z którymi miałam do czynienia nie należeli do gościnnych. Byli mało sympatyczni, zblazowani, a do tego mieliśmy ogromne problemy komunikacyjne. Angielski kulał nawet w restauracji i mówię tu o podstawach podstaw, a obsługiwali nas naprawdę młodzi ludzie. Rad nie rad ratowaliśmy się polskim, w końcu brzmi podobnie, ale na pytanie "Do której otwarty jest sklep?" Pani spytała czy szukamy lekarza... Nie jestem pewna z czego to wynika, bo w Pradze naprawdę można było porozumiewać się wymianą polsko-czeskich słów.


Muszę przyznać, że do tego wyjazdu podeszłam niezwykle ugodowo. Byłam już tak bardzo zmęczona, że potrzeba zmiany otoczenia okazała się nadzwyczaj silna. Chyba pierwszy raz w życiu miejsce wyjazdu było mi tak bardzo obojętne, że nawet nie obejrzałam zdjęć miasta w Internecie... i może to był błąd. Do Brna dotarliśmy w środę wieczorem, ale na zwiedzanie wybraliśmy się dopiero w czwartek po południu. Mieliśmy spędzić tu trzy pełne dni choć w zupełności wystarczyłby nam na to jeden. Postanowiliśmy, więc hojnie poświęcić miastu dwie doby, a ostatnią przeznaczyć na zwiedzanie przepięknego zamku w Lednicy. Myślę więc, że w tym jednym wpisie bez problemu pokażę Wam całe Brno.

Hotel Vista, w którym się zatrzymaliśmy miał idealne położenie bowiem do centrum jechało się raptem 10-15 minut tramwajem odchodzącym kilka metrów dalej. Pierwszym punktem naszej wycieczki była katedra Św. Piotra i Pawła ulokowana na wzgórzu Petrov. Ciekawostką jest, że zegar kościoła wybija południe o godzinie jedenastej. Historia ta sięga czasów wojny trzydziestoletniej kiedy Szwedzi postanowiwszy odpuścić oblężenie miasta w południe zostali podsłuchani przez przeciwnika. Ten doniósł informacje czeskim dowódcom, a Ci wpadli na pomysł aby wybić 12:00 godzinę wcześniej. Na pamiątkę tego wydarzenia zegar już zawsze wybijał południe punkt 11:00.

Jak doskonale wiecie mam słabość do budowli sakralnych w stylu gotyckim. Katedrze nie można odmówić uroku aczkolwiek nie wyróżnia się wśród innych kościołów o podobnym wygłądzie. Jednak wielkie wrażenie zrobiło na mnie wnętrze katedry. Ciężkie drewno delikatnie złagodzone bielą ścian wygląda przepięknie. Największą atrakcją katedry jest wieża widokowa, z której można podziwiać panoramę miasta. Samo wejście może przyprawić o zawrót głowy tych nieco bardziej wrażliwych na wysokość, więc muszę dodać, że rezygnacja z tej atrakcji nie powinna być dużą stratą. Cena wejścia jest rozsądna (40 koron bilet normalny i 30 koron bilet ulgowy) aczkolwiek sam widok może pozostawiać wiele do życzenia...



Problem Brna polega na tym, że miasto mimo zachwycających kamienic ma niewiele do zaoferowania (żeby nie użyć słowa nic). Nie można powiedzieć, że  jest brzydkie czy zaniedbane, ale brakuje mu jakiegokolwiek polotu, miejsca w którym człowiek powiedziałby sobie: "Jak dobrze, że tu przyjechałam". Brno ratują po prostu detale...


Tuż obok katedry w przewodnikach wymienia się również zegar stojący na głównym placu. Wielu Czechów przyrównuje go do wibratora, a koszt tego wątpliwego cuda to kilkanaście milionów koron. Co zabawniejsze nikt, włącznie z twórcą nie potrafi odczytać na nim godzin. Wiadomo jedynie kiedy wybija 11:00 bowiem z zegara wyskakuje kuleczka, którą wszyscy usiłują złapać. Niestety my byliśmy dużo po czasie...


Następna z przewodnikowych atrakcji to pomnik Wacława. Jak większość czeskich rzeźb jest niebywale ciężki i brakuje mu opływowości, ale skoro już tu zabrnęliśmy...  cóż, zobaczyć można.


Kolejnego dnia dotarliśmy do nieco bardziej klimatycznych miejsc Brna podczas gdy kierowaliśmy się do willi Low Beer. Domostwo należało do rodziców Grete Tugendhat, którzy znacznie wpłynęli na rozwój przemysłu w Brnie. Wnętrze willi robiło wrażenie, zwłaszcza jasne, ozdobne wejście przy którym urządziłyśmy sobie z kuzynką kilkunastominutową sesję zdjęciową. Niestety z wszystkich pomieszczeń tylko jeden pokój okazał się wart uwagi - umeblowany ciężkimi meblami, wypełniony intensywnym cykaniem zegara. Z tyłu domu znajdował się również niewielki ogród, z którego widać komiczne ulokowanie willi pomiędzy blokami mieszkalnymi.



 Droga do drugiej willi prowadziła przez naprawdę urokliwe przejście pomiędzy kamienicami. 


To domostwo należało do małżeństwa Tugendhatów i jakimś cudem trafiło na listę dziedzictwa UNESCO. Jak dla mnie willa przypomina PRLowski ośrodek wypoczynkowy, aczkolwiek w latach 30 XX wieku uznano ją za innowacyjną. Co ciekawe aby wejść do środka należy dużo wcześniej zabukować bilety (no prawie jak we florenckim Ufici!). Oglądanie ogrodu nie wymaga wcześniejszej rezerwacji aczkolwiek kosztuje aż: 100 koron - bilet normalny i o połowę taniej ulgowy. Użyłam słowo "aż" ponieważ oprócz kilku drzew nie pojawia się tam dosłownie nic... Miałam możliwość zwiedzania już wielu ogrodów i niejedno cudo oferuje wstęp wolny (co aż dziwi), więc na cóż potrzebne są owe fundusze ogrodowi  Tugendhatów... przystrzyżenie trawy? Naprawdę żenujące.


Jednym ze słynniejszych miejsc w Brnie jest także ratusz. Tuż nad wejściem do budynku podwieszona jest figura krokodyla - symbol miasta. Według legendy krokodyl uważany za smoka prześladował mieszkańców jeszcze za czasów husyckich. Z maszkarą rozprawiono się podobnie jak z naszym rodzimym smokiem wawelskim, a pomnik przypomina o owym wydarzeniu.



Ostatnie miejsce jakie odwiedziliśmy w Brnie to Zamek Špilberg, w którym znajduje się więzienie z czasów Habsburgów. Miejsce to stanowi muzeum, wstęp kosztuje 90 koron lub 50 ze zniżką. Sądzę, że to najbardziej interesująca atrakcja turystyczna w Brnie choć figury na wzór więźniów znoszące tortury przyprawiają o dreszcze.


Zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza relacja odbiega od reszty wpisów podróżniczych. Ba, pierwotnie w ogóle nie zamierzałam pisać o Brnie. Jednak przez myśl mi przeszło, że być może warto ostrzec potencjalnych podróżników... Brno? Do zobaczenia przejazdem, na pewno niewarte czasu i pieniędzy jeśli chodzi o kilkudniowy wyjazd. Z przykrością stwierdzam, że słynne, morawskie miasto bardzo mnie rozczarowało.



Ciekawa jestem jakie Wy macie zdanie o Brnie? Lubicie wizyty w Czechach?
________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

30 komentarzy:

  1. Przyznam szczerze, że również zupełnie nie rozumiem tak wrogiego nastawienia do innego narodu tylko dlatego "bo ktoś zrobił nam kiedyś źle". Cóż, z jednej strony narzekamy, a później robimy to samo. Dokładnie odwrotna sytuacja ma miejsce w przypadku stosunków Polsko-Niemieckich. Starzy, młodzi - bez różnicy, cały czas jest w nas pamięć o krzywdach, które przecierpieliśmy. Sama słowo "Niemiec" jest przecież od razu traktowane źle. Gdy powiedziałam o tym kumplowi z Niemiec, bardzo się zdziwił. Dokładnie, przecież On, jak i masa innych nie ma nic wspólnego z tym, co działo się kilkadziesiąt lat temu. Ludzie chyba nie potrafią tego zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że martwią mnie ciągle żywe uprzedzenia narodowe… Rozumiem, że można mieć za złe krzywdy narodowi, który postąpił źle w niedawnym czasie, odpowiedzialne są za to obecne pokolenia, ale jaki jest sens złościć się kilka, a czasem kilkanaście pokoleń przed...

      Usuń
    2. Dobrze piszesz Magdalena! Niedlugo nastaną pokolenia, które wojnę znają tylko z opowieści, a dalej z jej powodu będą się nieniawidzić. Przez takich zacietrzewionych typów pełno niepotrzebnych i sztucznych podziałów na świecie. Wydaje mi się, ze Polacy to też lubią sobie tak się na jakąś nację uwziąć i ją zaetykietkować negatywnie. W Czechach porozumiewaliśmy się po angielsku, ale już na Słowacji - po polsku (kulawo, ale jednak!) bez większych problemów :-)

      Usuń
  2. Nigdy nie byłam w Czechach. Natomiast odpowiadając na Twoje pytanie : moim zdaniem Brno ma w sobie coś , co przyciąga turystów. Jak zawsze spodobała mi sie wycieczka z Tobą, dlatego jestem zaskoczona, że jesteś roczarowana. Ja jestem zachwycona.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och w takim jest mi przemiło, że chociaż wirtualne zwiedzanie ma swoich zwolenników :)

      Usuń
  3. Obszerne i ciekawe są Twoje podróże :) Uszanowanko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że TripAdvisor nie kipi raczej od rewelacji z Brna, więc najwyraźniej Twoja opinia pokrywa się z głosem większości internautów. Sądziłem, że jest ono bardziej godne uwagi. Moje jedyne skojarzania z tym miastem to zarys katedry na odwrocie monety (10 CZK) i powieść "Żart" Kundery, która właśnie tam się częściowo rozgrywa. Swoją drogą, tę ostatnią zdecydowanie polecam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety potwierdzam te sceptyczne opinie, ale jestem zdania, że wszystko trzeba przetestować samemu, w końcu ile ludzi tyle zdań. Dziękuję za polecenie, na pewno się zaznajomię :))

      Usuń
  5. Świetne zdjęcia. W Polsce lubią się z nich śmiać, że pepiczki, przynajmniej moi rodzice zawsze tak na nich mówili, znowu mam znajomego w Czechach i tłumaczył mi przy okazji gdy pytałam się dla znajomej co warto z Czech przywieźć dostałam odpowiedź pt. nic - nawet absynt? - no dobra absynt, ale przy okazji też rozpoczęła się dyskusja o tym, że oni nas w sumie słabo oceniają i mają tą samą tendencje co w Polsce - niemieckie produkty są bardzo dobre, a polskie czy inne zagraniczne bardzo złe. W Brnie byłam tylko przejazdem, ale mam wrażenie, że Brno sporo, bo Praga zasłania urokiem, stoją w cieniu Pragi niestety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety syndrom cienia stolicy ;) Aczkolwiek mnie nawet Praga nie urzekła tak bardzo jak większość osób, jakoś nie potrafię odnaleźć w Czechach "tego czegoś"

      Usuń
  6. Kobieta na parapecie intrygująca, a pomnik Wacława rewelacyjny :-) Nie byłam, nie widziałam, ale skoro odradzasz to coś musi w tym być ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się przyznać, ze kobieta z parapetu to nie mój kadr - ukradzione Mamie, ale robi wrażenie, więc pomyślałam, że warto dodać :)

      Usuń
  7. Byłąm w Brnie tylko przejazdem i bardzo ubolewałam, że nie miałam okazji go tak porządnie zwiedzić. A tutaj takie zaskoczenie. Może i lepiej właśnie, że się tam na dłużej nie wybrałam. Choć nie ukrywam, że Habsburgami interesuję się bardzo i ten zamek z chęcią bym odwiedziła.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo jak miło, że ktoś również, a już myślałam, że tylko ja mam takie specyficzne zainteresowania historyczne :))

      Usuń
  8. Lubię czeskie miasteczka bo w większości mają sporo do zaoferowania. Zazwyczaj poświęcam im góra 6 godzin. W tym jest zwiedzanie, przerwa na jakąś sałatkę. Czesi robią pyszne i przeróżne. Dwa dni w Brnie? wybacz mi, to koszmar. Tam można się zanudzić.
    Ty też masz słabość do budowli sakralnych w stylu gotyckim? Gdy porównam katedry francuskie albo angielskie to berneńska jest bardzo skromniutka. Na mnie niesamowite wrażenie zrobiły tylko: Krypty Klasztoru Kapucynów, przy Kapucínské náměstí oraz Spielberg.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och zdecydowanie można! Choć sam wyjazd był bardzo miły to jednak to co zobaczyłam bardzo mnie rozczarowało, znudziło…
      To prawda, katedra w Brnie została w tyle za "koleżankami po fachu". Osobiście znacznie bardziej podoba mi się ta stojąca w moim rodzinnym Wrocławiu :)

      Usuń
  9. W Czechach byłam kilka razy, ale najbardziej podobało mi sie na Morawach, nie zwiedzaliśmy jednak miast, a Morawski Kras, przepiękne jaskinie, każda innej urody. Przepiękne też maja zamki i pałace, niektóre lepiej prezentowane turystom, niż nasze. Nie lubię gastronomii czeskiej, nie smakują mi dania i obsługa też dziwna, ale może miałam pecha...
    Teraz jadę do czesko-saksońskiej Szwajcarii za podszeptem Hegemona:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety czeska obsługa to w większości ludzie niesympatyczni i zblazowani - to nie pech, a raczej norma. Nie mówię, że każda jedna osoba, ale duży odsetek tych, z którymi miałam do czynienia był nieprzyjemny.
      Och brzmi wspaniale, w takim razie życzę udanej podróży i czekam na relacje na blogu :))

      Usuń
  10. A to dziwne, bo mnie, Brno pokazane Twoimi oczami, nawet całkiem się podobało.... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właściwie bardzo mnie cieszy jako autora ;)

      Usuń
  11. Szkoda, że miasto Cię rozczarowało, bo na zdjęciach wydaje się być naprawdę warte odwiedzin ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że przyglądając się zdjęciom faktycznie widzę w nim więcej potencjału niż na żywo, ale to chyba tylko złudzenie…

      Usuń
  12. Zupełnie nie rozumiem co ten budynek robi na liście UNESCO, jest cała masa piękniejszych budowli zasługujących na to miejsce…
    Muszę przyznać, że na również nie do końca czuję tego typu muzea i raczej wywołują we mnie negatywne uczucia, ale to nie było aż tak bardzo realistyczne, więc można zobaczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Niezwykła z Ciebie dziewczyna :) Zdjęcia są bardzo piękne i ciekawe, miło mi było je pooglądać i poczytać to co czujesz i co widzą Twoje oczy. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Faktycznie, poprzednie wpisy podróżnicze sprawiały, że aż chciało się tam być, tymczasem tutaj, nawet patrząc na zdjęcia, mogę powiedzieć, że owszem, jest ładnie, ale niewiele ponad to. Na pewno każde miasto ma jakiś swój klimat, ale chyba podobnie jak Ty, po kilkudniowej wycieczce oczekiwałabym czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne zdjęcia. Piszesz, że Brno jest nijakie, ale na Twoich fotografiach wygląda całkiem interesująco:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Z Twoich zdjęć Karolino, bije piękno Brna, że gdybyś nie napisała, że jest nijakie, to pomyślałabym,że jest fantastycznym miastem do zobaczenia.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzięki za wycieczkę. Miło się z Tobą podróżuje :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



HEJ, HO JECHAŁOBY SIĘ W BRNO


Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała, że właśnie rozpoczął się najwspanialszy okres w roku - wakacje. Dla mnie to już ostatnia, tradycyjnie rozumiana przerwa letnia gdyż za kilka miesięcy kończę liceum. Myślę, więc, że oficjalnie mogę o sobie mówić per maturzystka, co brzmi dumnie i przerażająco zarazem... Ale  nie zamierzam się dziś nad tym rozwodzić, w końcu przede mną dwa miesiące cudownej laby, przepełnionej świetnymi wyjazdami. A skoro o wyjazdach mowa pomyślałam, że post inaugurujący wakacje na moim blogu powinien być właśnie relacją z podróży. Dlatego tym razem zabiorę Was na Morawy, a konkretnie do Brna.

Brno odwiedziłam pod koniec maja, ponieważ finał miesiąca zwieńczony został długim weekendem. Jak już wspomniałam miasto usytuowane jest na Morawach i mimo swych niewielkich rozmiarów uznane zostało za drugą co do wielkości miejscowość w Czechach (zaraz po Pradze). Z wizytą u naszego południowego sąsiada byłam raptem trzy razy, ale to wystarczyło bym mogła stwierdzić, że niespecjalnie przepadam za tymi rejonami. Choć Polacy bardzo wysoko oceniają Czechów w rankingu na sympatie narodowe, ja mam nieco odmienne zdanie niż współrodacy. Nie od dziś wiadomo, że Czesi ciągle pamiętają nam rozbiór z 1938 i akcje, którą powtórzyliśmy równo trzydzieści lat później w Pradze. Osobiście nie do końca rozumiem wszelkie pretensje narodowe w jakich nadal są różne kraje (w tym Polska) ponieważ to co było dotyczy kompletnie nieaktulanych pokoleń. Cóż, trudno żebym przepraszała za grabieże pierwszych Piastów, a mnie ktoś za inne krzywdy narodowe. Tak, więc nie potrafię pojąć dlaczego wielu Czechów chłodno traktuje młodych Polaków. Do tej pory pamiętam opowieść nauczycielki historii o tym jak przed wycieczką ze szkoły, w której się uczę, zamknięto toaletę na stacji w Czechach i pewnym było, że to przez kwestie sympatii, a raczej jej braku... Ale abstrahując już od spraw pretensji historycznych muszę przyznać, że Czesi, z którymi miałam do czynienia nie należeli do gościnnych. Byli mało sympatyczni, zblazowani, a do tego mieliśmy ogromne problemy komunikacyjne. Angielski kulał nawet w restauracji i mówię tu o podstawach podstaw, a obsługiwali nas naprawdę młodzi ludzie. Rad nie rad ratowaliśmy się polskim, w końcu brzmi podobnie, ale na pytanie "Do której otwarty jest sklep?" Pani spytała czy szukamy lekarza... Nie jestem pewna z czego to wynika, bo w Pradze naprawdę można było porozumiewać się wymianą polsko-czeskich słów.


Muszę przyznać, że do tego wyjazdu podeszłam niezwykle ugodowo. Byłam już tak bardzo zmęczona, że potrzeba zmiany otoczenia okazała się nadzwyczaj silna. Chyba pierwszy raz w życiu miejsce wyjazdu było mi tak bardzo obojętne, że nawet nie obejrzałam zdjęć miasta w Internecie... i może to był błąd. Do Brna dotarliśmy w środę wieczorem, ale na zwiedzanie wybraliśmy się dopiero w czwartek po południu. Mieliśmy spędzić tu trzy pełne dni choć w zupełności wystarczyłby nam na to jeden. Postanowiliśmy, więc hojnie poświęcić miastu dwie doby, a ostatnią przeznaczyć na zwiedzanie przepięknego zamku w Lednicy. Myślę więc, że w tym jednym wpisie bez problemu pokażę Wam całe Brno.

Hotel Vista, w którym się zatrzymaliśmy miał idealne położenie bowiem do centrum jechało się raptem 10-15 minut tramwajem odchodzącym kilka metrów dalej. Pierwszym punktem naszej wycieczki była katedra Św. Piotra i Pawła ulokowana na wzgórzu Petrov. Ciekawostką jest, że zegar kościoła wybija południe o godzinie jedenastej. Historia ta sięga czasów wojny trzydziestoletniej kiedy Szwedzi postanowiwszy odpuścić oblężenie miasta w południe zostali podsłuchani przez przeciwnika. Ten doniósł informacje czeskim dowódcom, a Ci wpadli na pomysł aby wybić 12:00 godzinę wcześniej. Na pamiątkę tego wydarzenia zegar już zawsze wybijał południe punkt 11:00.

Jak doskonale wiecie mam słabość do budowli sakralnych w stylu gotyckim. Katedrze nie można odmówić uroku aczkolwiek nie wyróżnia się wśród innych kościołów o podobnym wygłądzie. Jednak wielkie wrażenie zrobiło na mnie wnętrze katedry. Ciężkie drewno delikatnie złagodzone bielą ścian wygląda przepięknie. Największą atrakcją katedry jest wieża widokowa, z której można podziwiać panoramę miasta. Samo wejście może przyprawić o zawrót głowy tych nieco bardziej wrażliwych na wysokość, więc muszę dodać, że rezygnacja z tej atrakcji nie powinna być dużą stratą. Cena wejścia jest rozsądna (40 koron bilet normalny i 30 koron bilet ulgowy) aczkolwiek sam widok może pozostawiać wiele do życzenia...



Problem Brna polega na tym, że miasto mimo zachwycających kamienic ma niewiele do zaoferowania (żeby nie użyć słowa nic). Nie można powiedzieć, że  jest brzydkie czy zaniedbane, ale brakuje mu jakiegokolwiek polotu, miejsca w którym człowiek powiedziałby sobie: "Jak dobrze, że tu przyjechałam". Brno ratują po prostu detale...


Tuż obok katedry w przewodnikach wymienia się również zegar stojący na głównym placu. Wielu Czechów przyrównuje go do wibratora, a koszt tego wątpliwego cuda to kilkanaście milionów koron. Co zabawniejsze nikt, włącznie z twórcą nie potrafi odczytać na nim godzin. Wiadomo jedynie kiedy wybija 11:00 bowiem z zegara wyskakuje kuleczka, którą wszyscy usiłują złapać. Niestety my byliśmy dużo po czasie...


Następna z przewodnikowych atrakcji to pomnik Wacława. Jak większość czeskich rzeźb jest niebywale ciężki i brakuje mu opływowości, ale skoro już tu zabrnęliśmy...  cóż, zobaczyć można.


Kolejnego dnia dotarliśmy do nieco bardziej klimatycznych miejsc Brna podczas gdy kierowaliśmy się do willi Low Beer. Domostwo należało do rodziców Grete Tugendhat, którzy znacznie wpłynęli na rozwój przemysłu w Brnie. Wnętrze willi robiło wrażenie, zwłaszcza jasne, ozdobne wejście przy którym urządziłyśmy sobie z kuzynką kilkunastominutową sesję zdjęciową. Niestety z wszystkich pomieszczeń tylko jeden pokój okazał się wart uwagi - umeblowany ciężkimi meblami, wypełniony intensywnym cykaniem zegara. Z tyłu domu znajdował się również niewielki ogród, z którego widać komiczne ulokowanie willi pomiędzy blokami mieszkalnymi.



 Droga do drugiej willi prowadziła przez naprawdę urokliwe przejście pomiędzy kamienicami. 


To domostwo należało do małżeństwa Tugendhatów i jakimś cudem trafiło na listę dziedzictwa UNESCO. Jak dla mnie willa przypomina PRLowski ośrodek wypoczynkowy, aczkolwiek w latach 30 XX wieku uznano ją za innowacyjną. Co ciekawe aby wejść do środka należy dużo wcześniej zabukować bilety (no prawie jak we florenckim Ufici!). Oglądanie ogrodu nie wymaga wcześniejszej rezerwacji aczkolwiek kosztuje aż: 100 koron - bilet normalny i o połowę taniej ulgowy. Użyłam słowo "aż" ponieważ oprócz kilku drzew nie pojawia się tam dosłownie nic... Miałam możliwość zwiedzania już wielu ogrodów i niejedno cudo oferuje wstęp wolny (co aż dziwi), więc na cóż potrzebne są owe fundusze ogrodowi  Tugendhatów... przystrzyżenie trawy? Naprawdę żenujące.


Jednym ze słynniejszych miejsc w Brnie jest także ratusz. Tuż nad wejściem do budynku podwieszona jest figura krokodyla - symbol miasta. Według legendy krokodyl uważany za smoka prześladował mieszkańców jeszcze za czasów husyckich. Z maszkarą rozprawiono się podobnie jak z naszym rodzimym smokiem wawelskim, a pomnik przypomina o owym wydarzeniu.



Ostatnie miejsce jakie odwiedziliśmy w Brnie to Zamek Špilberg, w którym znajduje się więzienie z czasów Habsburgów. Miejsce to stanowi muzeum, wstęp kosztuje 90 koron lub 50 ze zniżką. Sądzę, że to najbardziej interesująca atrakcja turystyczna w Brnie choć figury na wzór więźniów znoszące tortury przyprawiają o dreszcze.


Zdaję sobie sprawę, że dzisiejsza relacja odbiega od reszty wpisów podróżniczych. Ba, pierwotnie w ogóle nie zamierzałam pisać o Brnie. Jednak przez myśl mi przeszło, że być może warto ostrzec potencjalnych podróżników... Brno? Do zobaczenia przejazdem, na pewno niewarte czasu i pieniędzy jeśli chodzi o kilkudniowy wyjazd. Z przykrością stwierdzam, że słynne, morawskie miasto bardzo mnie rozczarowało.



Ciekawa jestem jakie Wy macie zdanie o Brnie? Lubicie wizyty w Czechach?
________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostrzego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

Share This Article:

,

CONVERSATION

30 komentarze :

  1. Przyznam szczerze, że również zupełnie nie rozumiem tak wrogiego nastawienia do innego narodu tylko dlatego "bo ktoś zrobił nam kiedyś źle". Cóż, z jednej strony narzekamy, a później robimy to samo. Dokładnie odwrotna sytuacja ma miejsce w przypadku stosunków Polsko-Niemieckich. Starzy, młodzi - bez różnicy, cały czas jest w nas pamięć o krzywdach, które przecierpieliśmy. Sama słowo "Niemiec" jest przecież od razu traktowane źle. Gdy powiedziałam o tym kumplowi z Niemiec, bardzo się zdziwił. Dokładnie, przecież On, jak i masa innych nie ma nic wspólnego z tym, co działo się kilkadziesiąt lat temu. Ludzie chyba nie potrafią tego zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że martwią mnie ciągle żywe uprzedzenia narodowe… Rozumiem, że można mieć za złe krzywdy narodowi, który postąpił źle w niedawnym czasie, odpowiedzialne są za to obecne pokolenia, ale jaki jest sens złościć się kilka, a czasem kilkanaście pokoleń przed...

      Usuń
    2. Dobrze piszesz Magdalena! Niedlugo nastaną pokolenia, które wojnę znają tylko z opowieści, a dalej z jej powodu będą się nieniawidzić. Przez takich zacietrzewionych typów pełno niepotrzebnych i sztucznych podziałów na świecie. Wydaje mi się, ze Polacy to też lubią sobie tak się na jakąś nację uwziąć i ją zaetykietkować negatywnie. W Czechach porozumiewaliśmy się po angielsku, ale już na Słowacji - po polsku (kulawo, ale jednak!) bez większych problemów :-)

      Usuń
  2. Nigdy nie byłam w Czechach. Natomiast odpowiadając na Twoje pytanie : moim zdaniem Brno ma w sobie coś , co przyciąga turystów. Jak zawsze spodobała mi sie wycieczka z Tobą, dlatego jestem zaskoczona, że jesteś roczarowana. Ja jestem zachwycona.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och w takim jest mi przemiło, że chociaż wirtualne zwiedzanie ma swoich zwolenników :)

      Usuń
  3. Obszerne i ciekawe są Twoje podróże :) Uszanowanko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że TripAdvisor nie kipi raczej od rewelacji z Brna, więc najwyraźniej Twoja opinia pokrywa się z głosem większości internautów. Sądziłem, że jest ono bardziej godne uwagi. Moje jedyne skojarzania z tym miastem to zarys katedry na odwrocie monety (10 CZK) i powieść "Żart" Kundery, która właśnie tam się częściowo rozgrywa. Swoją drogą, tę ostatnią zdecydowanie polecam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety potwierdzam te sceptyczne opinie, ale jestem zdania, że wszystko trzeba przetestować samemu, w końcu ile ludzi tyle zdań. Dziękuję za polecenie, na pewno się zaznajomię :))

      Usuń
  5. Świetne zdjęcia. W Polsce lubią się z nich śmiać, że pepiczki, przynajmniej moi rodzice zawsze tak na nich mówili, znowu mam znajomego w Czechach i tłumaczył mi przy okazji gdy pytałam się dla znajomej co warto z Czech przywieźć dostałam odpowiedź pt. nic - nawet absynt? - no dobra absynt, ale przy okazji też rozpoczęła się dyskusja o tym, że oni nas w sumie słabo oceniają i mają tą samą tendencje co w Polsce - niemieckie produkty są bardzo dobre, a polskie czy inne zagraniczne bardzo złe. W Brnie byłam tylko przejazdem, ale mam wrażenie, że Brno sporo, bo Praga zasłania urokiem, stoją w cieniu Pragi niestety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety syndrom cienia stolicy ;) Aczkolwiek mnie nawet Praga nie urzekła tak bardzo jak większość osób, jakoś nie potrafię odnaleźć w Czechach "tego czegoś"

      Usuń
  6. Kobieta na parapecie intrygująca, a pomnik Wacława rewelacyjny :-) Nie byłam, nie widziałam, ale skoro odradzasz to coś musi w tym być ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę się przyznać, ze kobieta z parapetu to nie mój kadr - ukradzione Mamie, ale robi wrażenie, więc pomyślałam, że warto dodać :)

      Usuń
  7. Byłąm w Brnie tylko przejazdem i bardzo ubolewałam, że nie miałam okazji go tak porządnie zwiedzić. A tutaj takie zaskoczenie. Może i lepiej właśnie, że się tam na dłużej nie wybrałam. Choć nie ukrywam, że Habsburgami interesuję się bardzo i ten zamek z chęcią bym odwiedziła.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo jak miło, że ktoś również, a już myślałam, że tylko ja mam takie specyficzne zainteresowania historyczne :))

      Usuń
  8. Lubię czeskie miasteczka bo w większości mają sporo do zaoferowania. Zazwyczaj poświęcam im góra 6 godzin. W tym jest zwiedzanie, przerwa na jakąś sałatkę. Czesi robią pyszne i przeróżne. Dwa dni w Brnie? wybacz mi, to koszmar. Tam można się zanudzić.
    Ty też masz słabość do budowli sakralnych w stylu gotyckim? Gdy porównam katedry francuskie albo angielskie to berneńska jest bardzo skromniutka. Na mnie niesamowite wrażenie zrobiły tylko: Krypty Klasztoru Kapucynów, przy Kapucínské náměstí oraz Spielberg.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och zdecydowanie można! Choć sam wyjazd był bardzo miły to jednak to co zobaczyłam bardzo mnie rozczarowało, znudziło…
      To prawda, katedra w Brnie została w tyle za "koleżankami po fachu". Osobiście znacznie bardziej podoba mi się ta stojąca w moim rodzinnym Wrocławiu :)

      Usuń
  9. W Czechach byłam kilka razy, ale najbardziej podobało mi sie na Morawach, nie zwiedzaliśmy jednak miast, a Morawski Kras, przepiękne jaskinie, każda innej urody. Przepiękne też maja zamki i pałace, niektóre lepiej prezentowane turystom, niż nasze. Nie lubię gastronomii czeskiej, nie smakują mi dania i obsługa też dziwna, ale może miałam pecha...
    Teraz jadę do czesko-saksońskiej Szwajcarii za podszeptem Hegemona:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety czeska obsługa to w większości ludzie niesympatyczni i zblazowani - to nie pech, a raczej norma. Nie mówię, że każda jedna osoba, ale duży odsetek tych, z którymi miałam do czynienia był nieprzyjemny.
      Och brzmi wspaniale, w takim razie życzę udanej podróży i czekam na relacje na blogu :))

      Usuń
  10. A to dziwne, bo mnie, Brno pokazane Twoimi oczami, nawet całkiem się podobało.... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właściwie bardzo mnie cieszy jako autora ;)

      Usuń
  11. Szkoda, że miasto Cię rozczarowało, bo na zdjęciach wydaje się być naprawdę warte odwiedzin ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że przyglądając się zdjęciom faktycznie widzę w nim więcej potencjału niż na żywo, ale to chyba tylko złudzenie…

      Usuń
  12. Zupełnie nie rozumiem co ten budynek robi na liście UNESCO, jest cała masa piękniejszych budowli zasługujących na to miejsce…
    Muszę przyznać, że na również nie do końca czuję tego typu muzea i raczej wywołują we mnie negatywne uczucia, ale to nie było aż tak bardzo realistyczne, więc można zobaczyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Niezwykła z Ciebie dziewczyna :) Zdjęcia są bardzo piękne i ciekawe, miło mi było je pooglądać i poczytać to co czujesz i co widzą Twoje oczy. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Faktycznie, poprzednie wpisy podróżnicze sprawiały, że aż chciało się tam być, tymczasem tutaj, nawet patrząc na zdjęcia, mogę powiedzieć, że owszem, jest ładnie, ale niewiele ponad to. Na pewno każde miasto ma jakiś swój klimat, ale chyba podobnie jak Ty, po kilkudniowej wycieczce oczekiwałabym czegoś więcej.

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękne zdjęcia. Piszesz, że Brno jest nijakie, ale na Twoich fotografiach wygląda całkiem interesująco:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Z Twoich zdjęć Karolino, bije piękno Brna, że gdybyś nie napisała, że jest nijakie, to pomyślałabym,że jest fantastycznym miastem do zobaczenia.
    Pozdrawiam:)*

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzięki za wycieczkę. Miło się z Tobą podróżuje :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane