DOROSNĄĆ W WIECZNYM MIEŚCIE - RZYM (part 3)


Dziś chciałabym Wam wiele powiedzieć zważywszy na to, że pisanie w przysłowiową kratkę wiąże się z nieustanną potrzebą tłumaczenia swej nieobecności. Jednak za nim zacznę opowiadać gdzie jestem kiedy mnie nie ma, wkupię się nieco w łaski prezentując fotografie wciąż zachwycającego Wiecznego Miasta. Tym samym zaproszę Was na trzecią, a zarazem ostatnią część relacji z mojego lutowego wyjazdu do Rzymu. Jeśli umknęły Wam dwa poprzednie wpisy możecie nadrobić je tutaj oraz tutaj. Dziś jednak skupię się na oprowadzeniu Was po miejscach cieszących moje oczy ostatniego dnia tej cudownej podróży, podczas której opuściłam krainę dzieciństwa kończąc osiemnaście lat. Muszę przyznać, że trzeci dzień wyjazdu był dla mnie odrobinę bolesny. Tak bardzo pokochałam Rzym, że powrót wydawał się końcem świata. Nie skłamię pisząc, iż zrodziło się we mnie dziwne przekonanie jakoby w chwili wylądowania na poczciwym, wrocławskim lotnisku cała materia miała ulec samozniszczeniu, jak gdyby Wieczne Misto miało przestać być wiecznym... Cóż zważywszy na fakt, że lada chwila nadejdzie czerwiec, a ja wciąż działam możecie się domyśleć, że nic podobnego nie miało miejsca. Aczkolwiek Rzym również nie najlepiej znosił myśl o naszym rozstaniu - całą noc gorzko szlochał gęstym deszczem.


Ostatniego dnia przyszło mi już włożyć sweter jednak ubolewanie nad tym faktem nie miało najmniejszego sensu. Dwa poprzednie dni okazały się nadzwyczaj ciepłe, a i trzeci zapowiadał się całkiem słonecznie. Tym razem naszym celem było odwiedzenie wszystkich interesujących nas miejsc, których nie zdążyliśmy zobaczyć wcześniej. W szczególności zależało nam na dojściu do Piazza Navona oraz Mostu Anioła, a ja chciałam jeszcze raz spojrzeć na moją ukochaną Fontannę Di Trevi, lecz tym razem za dnia. Nasz hotel znajdujący się kilka metrów od dworca Termini był doskonałym wyborem również ze względu na lokalizację. Dojście do stacji metra zajmowało nam średnio pięć minut. Tym razem postanowiliśmy podjechać dwa przystanki i znów wychodząc z podziemi napotkaliśmy zjawiskowe Koloseum. Tu powietrze pachniało deszczem znacznie intensywniej niż w okolicach naszego hotelu. Zostawiając w tyle arenę zagłady ruszyliśmy dalej mijając Usta Prawdy, do których starym zwyczajem ustawiała się długa szybko pomykająca na przód kolejka. Naszym pierwszym celem było słynne Forum Romanum, które w zamierzchłych czasach pełniło podobne funkcje co grecka Agora. Teren zaczął obrastać w rozmaite budowle już za czasów Tarkwiniusza Pysznego. To właśnie tu stanęła Świątynia Saturna, a także Dioskurów. Forum Romanum to ogromny kompleks przypominający na pierwszy rzut oka chaotycznie rozrzucone  szczątki większej konstrukcji. Należy jednak pamiętać, że owe ruiny są naszym łącznikiem z historią kolebką kultury całej ludzkości. Nic więc dziwnego, że ta część Rzymu  przyciąga każdego dnia setki  turystów. Wejście na Forum Formanym możliwe jest od strony Via Dei For Imperiali. Wcześniej jednak należy zakupić bilet, który upoważni również do zwiedzenia Koloseum i Palatynu. Nie orientuję się w kwestii cen gdyż my zrezygnowaliśmy z tak dokładnego zwiedzania kompleksu. 


W Rzymie aż roi się od tzw. nagabywaczy usiłujących wcisnąć turystom rozmaite pamiątki. Jesteśmy już nauczeni by unikać podobnych osób aczkolwiek tym razem moja mama dała się złapać na krótki "small talk". Mężczyzna niepozornie zagaił o pogodzie, a chwile później mama została jego "friend" z dwiema figurkami na ręce. Najpierw uparcie odmawiał zwrotu mówiąc, że to darmowy upominek, a już za chwile opowiadał o swojej "big family". No i rad nie rad daliśmy mu kilka euro za owe pamiątki, a ten pożegnał nas standardowym "You are my friends" tja...

Jedną z cech Rzymu, która sprawia, że kocham to miasto jest idealne położenie najistotniejszych zabytków - idąc do punktu a przy okazji odwiedzisz x, y, z. I tak tuż obok Forum Romanum napotkamy Ołtarz Ojczyzny, ze względu na swój wygląd pieszczotliwie nazywany: maszyną do pisania, mydelniczką, tortem weselnym albo sztuczną szczęką (co właściwie nie brzmi zbyt pieszczotliwie...:) Osobiście przyrównałabym ją jednak do maszyny pisarskiej. Budowla wykonana jest z białego marmuru, zaprojektowana prze Giuseppe Zaconiego, ma upamiętniać zjednoczenie Włoch. Trzy lata po zakończeniu drugiej wojny światowej dobudowano tu Grób Nieznanego Żołnierza. We wnętrzach ołtarza możliwe jest bezpłatne podziwianie zbiorów zachowanych po XIX-wiecznej rewolucji prowadzącej do zjednoczenia kraju.



Zostawiając w tyle "maszynę do pisania" zbliżyliśmy się do słynnego placu, na którym ruchem kierują rzymscy policjanci. To właśnie tu rozpoczyna się jedna z komedii Woody'ego Allena pt Zakochani w Rzymie. Zważywszy na to, że stolicę Włoch ubóstwiam, a Allen jest bez wątpienia moim ulubionym reżyserem, nie mogę pojąć dlaczego w przypadku dwóch tak genialnych czynników całość okazała się zupełną klapą...

I tak krocząc nieśpiesznie naprzód dotarliśmy do przepięknego placu Campo di Fiori. Jego historia jak wiele miejsc w Rzymie sięga zamierzchłych czasów. Wieki temu plac stanowił miejsce mordu osób uznanych przez sąd inkwizycyjny za heretyków m.in Giordano Bruno, który poparł heliocentryczną teorię Mikołaja Kopernika. Pod koniec XIX wieku na placu stanął pomnik przedstawiający owego filozofa, który stał się patronem wolnych myślicieli. Dziś zdaje się, że plac już zapomniał o gorącu ognia i krzykach ludzi palonych na stosie. Stał się miejscem przyjaznym dla mieszkańców i turystów, stanowi wielkie targowisko otoczone małymi restauracjami i kawiarenkami. Osobiście poddałam się urokowi placu. Jego klimat nieustannie przypominał mi słynną scenę z filmu pt. Pod słońcem Toskanii kiedy Frances po raz pierwszy spotyka Karherine. Warto dodać, że Campo di Fiori został upamiętniony w jednym z wierszy Czesława Miłosza. 




Zostawiając w tyle gwarne targowisko wstąpiliśmy do sklepu z pamiątkami. Choć podróżuję od dziecka nadal mam skłonności do odwiedzania sklepików z (mówiąc wprost) "badziewiem" dla tyrystów. Wybrałyśmy z mamą dwie, drobne pamiątki w postaci breloczków w kształcie vespy (tradycyjny, włoski motor). Niestety, dziś oba wyglądają jak mieszkańcy złomowiska - lakier odprysł, motorki utraciły kółeczka, a ten należący do mamy dodatkowo kierownice... Muszę przyznać, że naprawdę mi przykro bowiem breloczek przypominał o cudownym wyjeździe za każdym razem gdy sięgałam po klucze.

Kiedy dotarliśmy na Piazza Navona słońce było w zenicie. Promienie muskały mnie po twarzy rażąc przy tym w oczy. Na dłuższą chwilę przysiadłam na parkanie odgradzającym fontannę.  Przymknęłam powieki, wystawiłam twarz ku słońcu i pozwoliłam myślom błądzić wśród setek marzeń. W starożytności Piazza Navona stanowiła ziemię poświęconą bogowi wojny Marsowi. Pola Marsowe zaczęto zabudowywać na polecenie papieża Innocentego X. Projekt powierzono Berrniniemu, który ustawił w centrum placu zjawiskową Fonntannę Czterech Rzek. Miejsce tętni życiem aczkolwiek w inny sposób niż atrakcja turystyczna... Mimo setek zwiedzających Piazza Navonna zachowuje swój artyzm i spokój. Warto zatrzymać się tu na moment i w spokoju chłonąć atmosferę miasta.


Znów spełnia się to, o czym pisałam przy Ołtarzu Ojczyzny. Nieopodal Piazza Navona znajduje się bowiem Panteon odwiecznie mylony z greckim Partenonem. Świątynia na wzgórzu Akropol poświęcona została wyłącznie patronce miasta Atenie, zaś rzymskie miejsce kultu oddaje cześć siedmiu  mitycznym bogom. Zawsze fascynował mnie otwór w dachu Panteonu. Okazuje się, że był on symbolem wszechwidzącego oka niebios, który stanowił również miejsce wylotu dymu z paleniska zwierząt poświęconym bogom.


Zgodnie z moim pragnieniem ujrzenia Fonntanny di Trevi w dzień skierowaliśmy się w stronę zjawiskowego zabytku. Jak każdego dnia wokół zebrały się tłumy turystów głodnych zdjęć. Zapierający dech w piersiach monument, niewzruszony gwarem spokojnie sączył wodę kiedy ja usiłowałam zapamiętać ten moment w jak najdrobniejszych szczegółach.


Rzucając ostatnie spojrzenia w stronę fontanny ruszyliśmy naprzód coraz poważniej myśląc o posiłku. Niestety moja rodzina bije rekordy w braku zdecydowania co do miejsc, w których zjemy. Zwykle kręcimy się w kółko żeby w końcu wylądować w tym samym lokalu do którego zajrzeliśmy na początku naszych poszukiwań. Tym razem  wybór również został okupiony szeregiem rozważań i spacerem od restauracji do restauracji aż finalnie dotarliśmy do cudownego miejsca. Była to najpewniej rodzinna restauracja, w której panował niesamowity klimat. To właśnie tu jeden z kelnerów napomniał klienta zajętego telefonem kiedy na stole czekał stygnący posiłek. Jak pisałam przy okazji innego wpisu swoją włoską bezpośredniością podbił moje serce.


 Po obfitym obiedzie wróciliśmy na chwilę do hotelu gdzie dokończyłam pamiętnik podarowany  mi przez mamę.  A kiedy  zapanował zmrok ruszyliśmy na ostatni spacer ulicami Rzymu. Tak dotarliśmy do Watykanu, który pod osłoną nocy sprawia jeszcze większe wrażenie niż za dnia. Potęga tego miejsca uderza z niesamowitą siłą, a uczucia towarzyszące mi w tamtej chwili są wprost nie do opisania.


Zwieńczeniem naszego wieczornego spaceru była wizyta na Moście Anioła, który wybudowany został już w II w. n.e na polecenie cesarza Hadriana. Most wiszący nad Tybrem miał łączyć ówczesne centrum miasta z mauzoleum władcy. Pierwotnie nazywany był Mostem Eliasza, tytuł uległ zmianie za sprawą papieża Grzegorza I Wielkiego. Miejsce to jest nad wyraz piękne o każdej porze dnia, w nocy zaś zasługuje na dwa określenia: zjawiskowe i majestatyczne. Jeśli, więc macie możliwość odwiedzenia Mostu Anioła po zmroku koniecznie to zróbcie.


Następnego ranka pełna żalu dotarłam na lotnisko Ciampino skąd w południe miał odlatywać samolot do Wrocławia. Było mi tak potwornie przykro, że czułam jakby pocieszał mnie nawet sam Smutek. Samolot planowo wylądował na płycie wrocławskiego lotniska.



Zdawało się, że nic nie jest wstanie poprawić mi humoru tego dnia, a jednak kiedy weszłam do swojego pokoju chcąc rzucić się na łóżko, na samym środku zastałam przemiłą niespodziankę urodzinową od mojej kochanej kuzynki, której jeszcze raz dziękuję.


W dzisiejszym poście to już wszystko. A korzystając z chwili chciałabym bardzo przeprosić za moją nieregularność i skromną frekwencję na blogu. Ostatnio dotyka mnie to o czym już kiedyś pisałam... Nie mogę dogonić życia, a zmęczenie potwornie daje się we znaki. Na szczęście dziś i przez kilka najbliższych dni będę miała możliwość nieco wypocząć i zebrać materiał na kolejne posty podróżnicze. Mam nadzieję, że gdy do wrócę aktualizacja z powrotem wzrośnie, a tym czasem życzę udanego długiego weekendu i do zobaczenia w kolejną środę. 


Nieprawdaż, że Rzym robi wrażenie?

__________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

39 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia i świetny tekst. Uwielbiam Twój styl pisania! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Tobie naprawdę przez chwilę miałam wrażenie, że tam jestem. Wspaniałe zdjęcie. Niezwykle oddają te piękne miejsca, zabytki.
    W każdym mieście jest wiele takich nagabywaczy na pamiątki, jak byłam we Wiedniu to także takowych spotkałam nieraz.
    Urodzinowa niespodzianka przeurocza :) Taki Instax to moje marzenie :)
    Ostatnio też mam problemy, że życie pędzi w szalonym tempie, a ja się nie mogę ogarnąć z niczym.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mnie to cieszy :) Tak, to prawda w Wiedniu rôwnież nie brakuje nagabywaczy, z resztą w Berlinie było podobnie.Taki urok dużych miast, choć nawet w maleńkiej Bolsenie można było spotkać podobne osoby, więc może nie ma na to żadnej reguły...

      Usuń
  3. Prawdaż, prawdaż. ;) Cieszę się, że wspomniałaś o wierszu Miłosza, bo jest on nadal niesamowicie aktualny. Nawet dziś, spacerując po Campo di Fiori, można odnieść dokładnie takie samo wrażenie, o którym mówi poeta. Ba, można nawet przegapić pomnik Giordano Bruno stojący pośrodku placu zasłanego straganami wszelkiej maści. :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydownie, ja właśnie przegapiłam owy pomnik i dopiero oglądając zdjęcia zauważyłam iż faktycznie tam stoi ;)

      Usuń
  4. Rzym wygląda magicznie, dlatego chciałabym go kiedyś zobaczyć. Zdjęcia są piękne! Muszę przyznać, że wszystkie zabytki mają coś w sobie. Poza tym dobrze jest wiedzieć coś o miejscach, które się widzi, więc fajne, że opisałaś poszczególne miejsca. Ja również lubię sklepy z badziewiem. Co z tego, że rzadko kiedy coś tam kupuję, ale i tak lubię do nich wchodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och ja również niewiele kupuję w sklepach z pamiątkami, ale zaglądanie do tak owych to moja mała przejmność ;)
      Dziękuję bardzo, cieszę się, że relacja przypadła Ci do gustu :)

      Usuń
  5. Uraczyłam się tymi zdjęciami, a kafejki i sklepiki zachęcały do wejścia.Nie dziwi mnie, że nie chciało Ci się wracać. Kuzynka miała świetny pomysł, może wyczuła, ze trudno będzie powrócić do szarej codzienności i wymyśliła niespodziankę pocieszajkę...
    Udanego długiego weekendu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Niespodzianka była moim światełkiem w tunelu, a kilka tygodni później przyjaciółka również urządziała tak mój pokój. Z tym, że zaczaiła się jeszcze pod szafą, a ja o mało nie dostałam zawału :D Właśnie w takich chwilach uświadamiam sobie jak ważnym czynnikiem naszego życia są tak wspaniali ludzie :))

      Usuń
  6. Och!!! Droga Karolino, podczas pierwszej wizyty, zakochałam się w Rzymie. Hmm, i ta namiętna miłość trwa już któryś rok. Jak sama przekonałaś się to miasto przyciąga niczym magnes, a nierzadko i uzależnia. Wszak to Caput Mundi (Stolica Świata),Wieczne Miasto, miasto, do którego prowadzą wszystkie drogi. Nigdy dogłębnie nie poznam Rzymu. Z resztą, czy to takie ważne? Mnie wystarczy jeden, dwa dni aby poczuć jego atmosferę. I już jestem szczęśliwa. Sami Włosi mówią: Roma, non basta une vita - na zobaczenie całego miasta nie starczy życia. A co do jedzenia? Roma to raj dla smakoszy. Myślę, że każdy z nas odwiedzając to miasto ulega włoskiej namiętności do jedzenia.
    "Nie mogę dogonić życia" - ta dziwna choroba XXI wieku Ciebie również dopadła? Sądziłam, że to tylko moja przypadłość.
    Życzę Ci miłego, pełnego atrakcji długiego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och to prawda Rzym jest cudem samym w sobie, w zobaczenie miasta w całości zdaje się być zadaniem ponad ludzkie możliwości :))
      Niestety, mnie również dopadła, a z kim nie rozmawiam mówi dokładnie to samo. Dokąd ten świat zmierza, skoro ludzie nie potrafią nadążyć za własnym życiem?

      Usuń
  7. Rzym to przepiękne miasto..marzę o tym, by móc je kiedyś zwiedzić :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Owszem, Rzym robi niesamowite wrażenie... Wręcz mogę powiedzieć, że bardzo zazdroszczę Ci takiej cudownej wycieczki i nie dziwię się, że nie chciałaś opuszczać takiego miejsca! Zdjęcia są cudowne i podoba mi się, że aż tyle ich tu dodałaś!:)
    Pozdrawiam, życzę sukcesów i zapraszam do siebie, jednocześnie zachęcając do obserwacji!
    Aguuuszka-klik!☼

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Na bloga na pewno zajrzę ;)

      Usuń
  9. Oj tak, Rzym robi wrażenie. Nie byłam tam jeszcze, ale ..... myślę, że ten wyjazd po prostu jest jeszcze przede mną. Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoją kolejną rzymską relację. Bardzo lubię Twój styl pisania, do tego świetne zdjęcia - więc miałam taką przyjemną podróżniczą ucztę do porannej kawy :)
    Dziękuję i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie, dziękuję za tyle ciepłych słów :))

      Usuń
  10. Ach, Rzym ma swój urok :) Super relacja!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzym robi ogromne wrażenie i ten post po raz 3 utwierdza mnie w przekonaniu, że koniecznie muszę tam kiedyś zajrzeć! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za przypomnienie jak wygląda to wyjątkowe miasto.

    Słonecznego weekendu.

    PS Jeśli trafi Ci się wolna chwila to zapraszam na mojego drugiego bloga poświęconego poszukiwaniu odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdjęcia cudne,a relacja też bardzo ciekawa:) I nie tłumacz się z nieregularnych postów na blogu, bo blogowanie to nie schemat, ale rytm , który powinien współgrać z naszym życiem, a nie przeszkadzać.Ja o wiele bardziej lubię blogi mniej przewidywalne, a zaglądanie, czy już jest następny post, też ma swój urok:)A na Twoje wpisy zawsze czekam, bo wiem, że będzie ciekawie. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Powtórzę to jeszcze raz... mamusiu jak ja Ci zazdroszczę tej wycieczki! To musiało być coś niesamowitego :) przeżyć swoje osiemnastek urodziny w Rzymie, Wiecznym Mieście :) tak ładnie i zgrabnie opisujesz każdy szczegół iż czuję się jakbym to ja tam była :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Rzym robi wrażenie bez dwóch zdań.:) Podobnie zdjęcia robione nocą , jak i te z samolotu. Szkoda tylko, że to koniec 'wycieczki".

    OdpowiedzUsuń
  16. Ależ Ci zazdroszczę! Sama mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości odwiedzę te wszystkie miejsca ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Twoje zdjęcia świetnie oddają klimat Rzymu :) Co prawda jeszcze mnie tam nogi nie poniosły, ale po zamieszczonych zdjęciach już widzę, że chciałabym się tam znaleźć ♥ Od bardzo dawna nigdzie nie wyjeżdżałam i zupełnie zapomniałam jak to jest być turystą, ale na szczęście lato już nas goni ;) Życzę więcej tak świetnych podróży i jeszcze więcej klimatycznych zdjęć!

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytałam wszystkie trzy artykuły i bardzo ładnie piszesz o tym mieście. Po tym widzę, że podróże bardzo dobrze na Ciebie wpływają i rzeczywiście poszerzają horyzonty. Myślę, że podróżowanie pozwala nam spojrzeć na świat z innej perspektywy i na swoje życie. Bardzo je wzbogaca!

    OdpowiedzUsuń
  19. chciałabym odwiedzić. i mam nadzieję, że kiedyś się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zdecydowanie się z Tobą zgadzam, że w Wiecznym Mieście idzie się zakochać, naprawdę bardzo podobała mi się Twoja relacja z trzeciego dnia Twojej podróży, moja droga :) Poza tym mam podobne odczucia do "Zakochanych w Rzymie" - o ile Allen to świetny reżyser, a Rzym - magiczne miejsce to ich połączenie w jedność niestety nie stworzyło czegoś genialnego. Co do nagabywaczy to mam wrażenie, że jest ich pełno - pamiętam jak raz, będąc na szkolnej wycieczce w Paryżu dałam się złapać w podobny sposób jak Twoja mama, cóż, teraz jestem ostrożniejsza ;)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj, robi wrażenie, robi! To musiała być niesamowita podróż ;) Sama bardzo chciałabym zobaczyć Fontannę di Trevi na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wow, ale magiczne miejsce i jeszcze nocą to już totalnie odlot :)
    Rzym jest niesamowity!

    OdpowiedzUsuń
  23. Wreszcie dowiedziałam się, jak wygląda ten miłoszowski plac Campo di Fiori. Sam wiersz mnie nie porwał a na dodatek nie potrafiłam sobie tego wyobrazić!
    Coś mi się wydaje, że Rzym trzeba zobaczyć, bo opisy i zdjęcia tylko powoduję u mnie większy apetyt na przejście się tymi wszystkimi uliczkami... Obowiązkowo z książką z tekstami Herberta, który tak dobrze pisał o kulturze Rzymu i Grecji :D
    pozdrawiam
    ps. ruszyłam znowu z blogiem ^^

    OdpowiedzUsuń
  24. Rzym, to przepiękne i ogromnie ciekawe miasto. Posiada w sobie niezwykły klimat, który w tak niezwykły sposób uwieczniasz. Życzę Ci samych radości i pomyślności w spełnianiu swoich pasji. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak pięknie i klimatycznie to opisałaś, że poczułam się, jakbym przez chwilę była w Rzymie naprawdę:-). Umiesz pisać Dziewczyno:-). A zdjęcie są wspaniałe. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś też odwiedzę to piękne miejsce:-). "Pod słońcem Toskanii" to mój ukochany film, który oglądałam wiele, wiele razy i chyba nigdy mi się nie znudzi:-), pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  26. Piękna dziewczyna w super wiecznym mieście, fantastycznie :)
    Uszanowanko Karolciu!

    OdpowiedzUsuń
  27. Och, tak dawno byłam w Rzymie, ale patrz ac na te fotografię czuję, jakby to było wczoraj. Takie piękne miasto, tyle historii w jednym miejscu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Niesamowite zdjęcia, musiało być fantastycznie. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane zobaczyć Rzym na żywo.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



DOROSNĄĆ W WIECZNYM MIEŚCIE - RZYM (part 3)


Dziś chciałabym Wam wiele powiedzieć zważywszy na to, że pisanie w przysłowiową kratkę wiąże się z nieustanną potrzebą tłumaczenia swej nieobecności. Jednak za nim zacznę opowiadać gdzie jestem kiedy mnie nie ma, wkupię się nieco w łaski prezentując fotografie wciąż zachwycającego Wiecznego Miasta. Tym samym zaproszę Was na trzecią, a zarazem ostatnią część relacji z mojego lutowego wyjazdu do Rzymu. Jeśli umknęły Wam dwa poprzednie wpisy możecie nadrobić je tutaj oraz tutaj. Dziś jednak skupię się na oprowadzeniu Was po miejscach cieszących moje oczy ostatniego dnia tej cudownej podróży, podczas której opuściłam krainę dzieciństwa kończąc osiemnaście lat. Muszę przyznać, że trzeci dzień wyjazdu był dla mnie odrobinę bolesny. Tak bardzo pokochałam Rzym, że powrót wydawał się końcem świata. Nie skłamię pisząc, iż zrodziło się we mnie dziwne przekonanie jakoby w chwili wylądowania na poczciwym, wrocławskim lotnisku cała materia miała ulec samozniszczeniu, jak gdyby Wieczne Misto miało przestać być wiecznym... Cóż zważywszy na fakt, że lada chwila nadejdzie czerwiec, a ja wciąż działam możecie się domyśleć, że nic podobnego nie miało miejsca. Aczkolwiek Rzym również nie najlepiej znosił myśl o naszym rozstaniu - całą noc gorzko szlochał gęstym deszczem.


Ostatniego dnia przyszło mi już włożyć sweter jednak ubolewanie nad tym faktem nie miało najmniejszego sensu. Dwa poprzednie dni okazały się nadzwyczaj ciepłe, a i trzeci zapowiadał się całkiem słonecznie. Tym razem naszym celem było odwiedzenie wszystkich interesujących nas miejsc, których nie zdążyliśmy zobaczyć wcześniej. W szczególności zależało nam na dojściu do Piazza Navona oraz Mostu Anioła, a ja chciałam jeszcze raz spojrzeć na moją ukochaną Fontannę Di Trevi, lecz tym razem za dnia. Nasz hotel znajdujący się kilka metrów od dworca Termini był doskonałym wyborem również ze względu na lokalizację. Dojście do stacji metra zajmowało nam średnio pięć minut. Tym razem postanowiliśmy podjechać dwa przystanki i znów wychodząc z podziemi napotkaliśmy zjawiskowe Koloseum. Tu powietrze pachniało deszczem znacznie intensywniej niż w okolicach naszego hotelu. Zostawiając w tyle arenę zagłady ruszyliśmy dalej mijając Usta Prawdy, do których starym zwyczajem ustawiała się długa szybko pomykająca na przód kolejka. Naszym pierwszym celem było słynne Forum Romanum, które w zamierzchłych czasach pełniło podobne funkcje co grecka Agora. Teren zaczął obrastać w rozmaite budowle już za czasów Tarkwiniusza Pysznego. To właśnie tu stanęła Świątynia Saturna, a także Dioskurów. Forum Romanum to ogromny kompleks przypominający na pierwszy rzut oka chaotycznie rozrzucone  szczątki większej konstrukcji. Należy jednak pamiętać, że owe ruiny są naszym łącznikiem z historią kolebką kultury całej ludzkości. Nic więc dziwnego, że ta część Rzymu  przyciąga każdego dnia setki  turystów. Wejście na Forum Formanym możliwe jest od strony Via Dei For Imperiali. Wcześniej jednak należy zakupić bilet, który upoważni również do zwiedzenia Koloseum i Palatynu. Nie orientuję się w kwestii cen gdyż my zrezygnowaliśmy z tak dokładnego zwiedzania kompleksu. 


W Rzymie aż roi się od tzw. nagabywaczy usiłujących wcisnąć turystom rozmaite pamiątki. Jesteśmy już nauczeni by unikać podobnych osób aczkolwiek tym razem moja mama dała się złapać na krótki "small talk". Mężczyzna niepozornie zagaił o pogodzie, a chwile później mama została jego "friend" z dwiema figurkami na ręce. Najpierw uparcie odmawiał zwrotu mówiąc, że to darmowy upominek, a już za chwile opowiadał o swojej "big family". No i rad nie rad daliśmy mu kilka euro za owe pamiątki, a ten pożegnał nas standardowym "You are my friends" tja...

Jedną z cech Rzymu, która sprawia, że kocham to miasto jest idealne położenie najistotniejszych zabytków - idąc do punktu a przy okazji odwiedzisz x, y, z. I tak tuż obok Forum Romanum napotkamy Ołtarz Ojczyzny, ze względu na swój wygląd pieszczotliwie nazywany: maszyną do pisania, mydelniczką, tortem weselnym albo sztuczną szczęką (co właściwie nie brzmi zbyt pieszczotliwie...:) Osobiście przyrównałabym ją jednak do maszyny pisarskiej. Budowla wykonana jest z białego marmuru, zaprojektowana prze Giuseppe Zaconiego, ma upamiętniać zjednoczenie Włoch. Trzy lata po zakończeniu drugiej wojny światowej dobudowano tu Grób Nieznanego Żołnierza. We wnętrzach ołtarza możliwe jest bezpłatne podziwianie zbiorów zachowanych po XIX-wiecznej rewolucji prowadzącej do zjednoczenia kraju.



Zostawiając w tyle "maszynę do pisania" zbliżyliśmy się do słynnego placu, na którym ruchem kierują rzymscy policjanci. To właśnie tu rozpoczyna się jedna z komedii Woody'ego Allena pt Zakochani w Rzymie. Zważywszy na to, że stolicę Włoch ubóstwiam, a Allen jest bez wątpienia moim ulubionym reżyserem, nie mogę pojąć dlaczego w przypadku dwóch tak genialnych czynników całość okazała się zupełną klapą...

I tak krocząc nieśpiesznie naprzód dotarliśmy do przepięknego placu Campo di Fiori. Jego historia jak wiele miejsc w Rzymie sięga zamierzchłych czasów. Wieki temu plac stanowił miejsce mordu osób uznanych przez sąd inkwizycyjny za heretyków m.in Giordano Bruno, który poparł heliocentryczną teorię Mikołaja Kopernika. Pod koniec XIX wieku na placu stanął pomnik przedstawiający owego filozofa, który stał się patronem wolnych myślicieli. Dziś zdaje się, że plac już zapomniał o gorącu ognia i krzykach ludzi palonych na stosie. Stał się miejscem przyjaznym dla mieszkańców i turystów, stanowi wielkie targowisko otoczone małymi restauracjami i kawiarenkami. Osobiście poddałam się urokowi placu. Jego klimat nieustannie przypominał mi słynną scenę z filmu pt. Pod słońcem Toskanii kiedy Frances po raz pierwszy spotyka Karherine. Warto dodać, że Campo di Fiori został upamiętniony w jednym z wierszy Czesława Miłosza. 




Zostawiając w tyle gwarne targowisko wstąpiliśmy do sklepu z pamiątkami. Choć podróżuję od dziecka nadal mam skłonności do odwiedzania sklepików z (mówiąc wprost) "badziewiem" dla tyrystów. Wybrałyśmy z mamą dwie, drobne pamiątki w postaci breloczków w kształcie vespy (tradycyjny, włoski motor). Niestety, dziś oba wyglądają jak mieszkańcy złomowiska - lakier odprysł, motorki utraciły kółeczka, a ten należący do mamy dodatkowo kierownice... Muszę przyznać, że naprawdę mi przykro bowiem breloczek przypominał o cudownym wyjeździe za każdym razem gdy sięgałam po klucze.

Kiedy dotarliśmy na Piazza Navona słońce było w zenicie. Promienie muskały mnie po twarzy rażąc przy tym w oczy. Na dłuższą chwilę przysiadłam na parkanie odgradzającym fontannę.  Przymknęłam powieki, wystawiłam twarz ku słońcu i pozwoliłam myślom błądzić wśród setek marzeń. W starożytności Piazza Navona stanowiła ziemię poświęconą bogowi wojny Marsowi. Pola Marsowe zaczęto zabudowywać na polecenie papieża Innocentego X. Projekt powierzono Berrniniemu, który ustawił w centrum placu zjawiskową Fonntannę Czterech Rzek. Miejsce tętni życiem aczkolwiek w inny sposób niż atrakcja turystyczna... Mimo setek zwiedzających Piazza Navonna zachowuje swój artyzm i spokój. Warto zatrzymać się tu na moment i w spokoju chłonąć atmosferę miasta.


Znów spełnia się to, o czym pisałam przy Ołtarzu Ojczyzny. Nieopodal Piazza Navona znajduje się bowiem Panteon odwiecznie mylony z greckim Partenonem. Świątynia na wzgórzu Akropol poświęcona została wyłącznie patronce miasta Atenie, zaś rzymskie miejsce kultu oddaje cześć siedmiu  mitycznym bogom. Zawsze fascynował mnie otwór w dachu Panteonu. Okazuje się, że był on symbolem wszechwidzącego oka niebios, który stanowił również miejsce wylotu dymu z paleniska zwierząt poświęconym bogom.


Zgodnie z moim pragnieniem ujrzenia Fonntanny di Trevi w dzień skierowaliśmy się w stronę zjawiskowego zabytku. Jak każdego dnia wokół zebrały się tłumy turystów głodnych zdjęć. Zapierający dech w piersiach monument, niewzruszony gwarem spokojnie sączył wodę kiedy ja usiłowałam zapamiętać ten moment w jak najdrobniejszych szczegółach.


Rzucając ostatnie spojrzenia w stronę fontanny ruszyliśmy naprzód coraz poważniej myśląc o posiłku. Niestety moja rodzina bije rekordy w braku zdecydowania co do miejsc, w których zjemy. Zwykle kręcimy się w kółko żeby w końcu wylądować w tym samym lokalu do którego zajrzeliśmy na początku naszych poszukiwań. Tym razem  wybór również został okupiony szeregiem rozważań i spacerem od restauracji do restauracji aż finalnie dotarliśmy do cudownego miejsca. Była to najpewniej rodzinna restauracja, w której panował niesamowity klimat. To właśnie tu jeden z kelnerów napomniał klienta zajętego telefonem kiedy na stole czekał stygnący posiłek. Jak pisałam przy okazji innego wpisu swoją włoską bezpośredniością podbił moje serce.


 Po obfitym obiedzie wróciliśmy na chwilę do hotelu gdzie dokończyłam pamiętnik podarowany  mi przez mamę.  A kiedy  zapanował zmrok ruszyliśmy na ostatni spacer ulicami Rzymu. Tak dotarliśmy do Watykanu, który pod osłoną nocy sprawia jeszcze większe wrażenie niż za dnia. Potęga tego miejsca uderza z niesamowitą siłą, a uczucia towarzyszące mi w tamtej chwili są wprost nie do opisania.


Zwieńczeniem naszego wieczornego spaceru była wizyta na Moście Anioła, który wybudowany został już w II w. n.e na polecenie cesarza Hadriana. Most wiszący nad Tybrem miał łączyć ówczesne centrum miasta z mauzoleum władcy. Pierwotnie nazywany był Mostem Eliasza, tytuł uległ zmianie za sprawą papieża Grzegorza I Wielkiego. Miejsce to jest nad wyraz piękne o każdej porze dnia, w nocy zaś zasługuje na dwa określenia: zjawiskowe i majestatyczne. Jeśli, więc macie możliwość odwiedzenia Mostu Anioła po zmroku koniecznie to zróbcie.


Następnego ranka pełna żalu dotarłam na lotnisko Ciampino skąd w południe miał odlatywać samolot do Wrocławia. Było mi tak potwornie przykro, że czułam jakby pocieszał mnie nawet sam Smutek. Samolot planowo wylądował na płycie wrocławskiego lotniska.



Zdawało się, że nic nie jest wstanie poprawić mi humoru tego dnia, a jednak kiedy weszłam do swojego pokoju chcąc rzucić się na łóżko, na samym środku zastałam przemiłą niespodziankę urodzinową od mojej kochanej kuzynki, której jeszcze raz dziękuję.


W dzisiejszym poście to już wszystko. A korzystając z chwili chciałabym bardzo przeprosić za moją nieregularność i skromną frekwencję na blogu. Ostatnio dotyka mnie to o czym już kiedyś pisałam... Nie mogę dogonić życia, a zmęczenie potwornie daje się we znaki. Na szczęście dziś i przez kilka najbliższych dni będę miała możliwość nieco wypocząć i zebrać materiał na kolejne posty podróżnicze. Mam nadzieję, że gdy do wrócę aktualizacja z powrotem wzrośnie, a tym czasem życzę udanego długiego weekendu i do zobaczenia w kolejną środę. 


Nieprawdaż, że Rzym robi wrażenie?

__________________________________________________________________________

Chcesz być na bieżąco z nowymi postami? Nic prostszego!  Dołącz do obserwatorów Definiuję na bloggerze, snapchacie: definiuje_blog oraz  FANPAGE'U i INSTAGRAMIE 

Share This Article:

, , , , , ,

CONVERSATION

39 komentarze :

  1. Piękne zdjęcia i świetny tekst. Uwielbiam Twój styl pisania! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Tobie naprawdę przez chwilę miałam wrażenie, że tam jestem. Wspaniałe zdjęcie. Niezwykle oddają te piękne miejsca, zabytki.
    W każdym mieście jest wiele takich nagabywaczy na pamiątki, jak byłam we Wiedniu to także takowych spotkałam nieraz.
    Urodzinowa niespodzianka przeurocza :) Taki Instax to moje marzenie :)
    Ostatnio też mam problemy, że życie pędzi w szalonym tempie, a ja się nie mogę ogarnąć z niczym.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mnie to cieszy :) Tak, to prawda w Wiedniu rôwnież nie brakuje nagabywaczy, z resztą w Berlinie było podobnie.Taki urok dużych miast, choć nawet w maleńkiej Bolsenie można było spotkać podobne osoby, więc może nie ma na to żadnej reguły...

      Usuń
  3. Prawdaż, prawdaż. ;) Cieszę się, że wspomniałaś o wierszu Miłosza, bo jest on nadal niesamowicie aktualny. Nawet dziś, spacerując po Campo di Fiori, można odnieść dokładnie takie samo wrażenie, o którym mówi poeta. Ba, można nawet przegapić pomnik Giordano Bruno stojący pośrodku placu zasłanego straganami wszelkiej maści. :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydownie, ja właśnie przegapiłam owy pomnik i dopiero oglądając zdjęcia zauważyłam iż faktycznie tam stoi ;)

      Usuń
  4. Rzym wygląda magicznie, dlatego chciałabym go kiedyś zobaczyć. Zdjęcia są piękne! Muszę przyznać, że wszystkie zabytki mają coś w sobie. Poza tym dobrze jest wiedzieć coś o miejscach, które się widzi, więc fajne, że opisałaś poszczególne miejsca. Ja również lubię sklepy z badziewiem. Co z tego, że rzadko kiedy coś tam kupuję, ale i tak lubię do nich wchodzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och ja również niewiele kupuję w sklepach z pamiątkami, ale zaglądanie do tak owych to moja mała przejmność ;)
      Dziękuję bardzo, cieszę się, że relacja przypadła Ci do gustu :)

      Usuń
  5. Uraczyłam się tymi zdjęciami, a kafejki i sklepiki zachęcały do wejścia.Nie dziwi mnie, że nie chciało Ci się wracać. Kuzynka miała świetny pomysł, może wyczuła, ze trudno będzie powrócić do szarej codzienności i wymyśliła niespodziankę pocieszajkę...
    Udanego długiego weekendu:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Niespodzianka była moim światełkiem w tunelu, a kilka tygodni później przyjaciółka również urządziała tak mój pokój. Z tym, że zaczaiła się jeszcze pod szafą, a ja o mało nie dostałam zawału :D Właśnie w takich chwilach uświadamiam sobie jak ważnym czynnikiem naszego życia są tak wspaniali ludzie :))

      Usuń
  6. Och!!! Droga Karolino, podczas pierwszej wizyty, zakochałam się w Rzymie. Hmm, i ta namiętna miłość trwa już któryś rok. Jak sama przekonałaś się to miasto przyciąga niczym magnes, a nierzadko i uzależnia. Wszak to Caput Mundi (Stolica Świata),Wieczne Miasto, miasto, do którego prowadzą wszystkie drogi. Nigdy dogłębnie nie poznam Rzymu. Z resztą, czy to takie ważne? Mnie wystarczy jeden, dwa dni aby poczuć jego atmosferę. I już jestem szczęśliwa. Sami Włosi mówią: Roma, non basta une vita - na zobaczenie całego miasta nie starczy życia. A co do jedzenia? Roma to raj dla smakoszy. Myślę, że każdy z nas odwiedzając to miasto ulega włoskiej namiętności do jedzenia.
    "Nie mogę dogonić życia" - ta dziwna choroba XXI wieku Ciebie również dopadła? Sądziłam, że to tylko moja przypadłość.
    Życzę Ci miłego, pełnego atrakcji długiego weekendu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och to prawda Rzym jest cudem samym w sobie, w zobaczenie miasta w całości zdaje się być zadaniem ponad ludzkie możliwości :))
      Niestety, mnie również dopadła, a z kim nie rozmawiam mówi dokładnie to samo. Dokąd ten świat zmierza, skoro ludzie nie potrafią nadążyć za własnym życiem?

      Usuń
  7. Rzym to przepiękne miasto..marzę o tym, by móc je kiedyś zwiedzić :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Owszem, Rzym robi niesamowite wrażenie... Wręcz mogę powiedzieć, że bardzo zazdroszczę Ci takiej cudownej wycieczki i nie dziwię się, że nie chciałaś opuszczać takiego miejsca! Zdjęcia są cudowne i podoba mi się, że aż tyle ich tu dodałaś!:)
    Pozdrawiam, życzę sukcesów i zapraszam do siebie, jednocześnie zachęcając do obserwacji!
    Aguuuszka-klik!☼

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Na bloga na pewno zajrzę ;)

      Usuń
  9. Oj tak, Rzym robi wrażenie. Nie byłam tam jeszcze, ale ..... myślę, że ten wyjazd po prostu jest jeszcze przede mną. Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoją kolejną rzymską relację. Bardzo lubię Twój styl pisania, do tego świetne zdjęcia - więc miałam taką przyjemną podróżniczą ucztę do porannej kawy :)
    Dziękuję i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała przyjemność po mojej stronie, dziękuję za tyle ciepłych słów :))

      Usuń
  10. Ach, Rzym ma swój urok :) Super relacja!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzym robi ogromne wrażenie i ten post po raz 3 utwierdza mnie w przekonaniu, że koniecznie muszę tam kiedyś zajrzeć! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za przypomnienie jak wygląda to wyjątkowe miasto.

    Słonecznego weekendu.

    PS Jeśli trafi Ci się wolna chwila to zapraszam na mojego drugiego bloga poświęconego poszukiwaniu odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zdjęcia cudne,a relacja też bardzo ciekawa:) I nie tłumacz się z nieregularnych postów na blogu, bo blogowanie to nie schemat, ale rytm , który powinien współgrać z naszym życiem, a nie przeszkadzać.Ja o wiele bardziej lubię blogi mniej przewidywalne, a zaglądanie, czy już jest następny post, też ma swój urok:)A na Twoje wpisy zawsze czekam, bo wiem, że będzie ciekawie. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Powtórzę to jeszcze raz... mamusiu jak ja Ci zazdroszczę tej wycieczki! To musiało być coś niesamowitego :) przeżyć swoje osiemnastek urodziny w Rzymie, Wiecznym Mieście :) tak ładnie i zgrabnie opisujesz każdy szczegół iż czuję się jakbym to ja tam była :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Rzym robi wrażenie bez dwóch zdań.:) Podobnie zdjęcia robione nocą , jak i te z samolotu. Szkoda tylko, że to koniec 'wycieczki".

    OdpowiedzUsuń
  16. Ależ Ci zazdroszczę! Sama mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości odwiedzę te wszystkie miejsca ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Twoje zdjęcia świetnie oddają klimat Rzymu :) Co prawda jeszcze mnie tam nogi nie poniosły, ale po zamieszczonych zdjęciach już widzę, że chciałabym się tam znaleźć ♥ Od bardzo dawna nigdzie nie wyjeżdżałam i zupełnie zapomniałam jak to jest być turystą, ale na szczęście lato już nas goni ;) Życzę więcej tak świetnych podróży i jeszcze więcej klimatycznych zdjęć!

    OdpowiedzUsuń
  18. Czytałam wszystkie trzy artykuły i bardzo ładnie piszesz o tym mieście. Po tym widzę, że podróże bardzo dobrze na Ciebie wpływają i rzeczywiście poszerzają horyzonty. Myślę, że podróżowanie pozwala nam spojrzeć na świat z innej perspektywy i na swoje życie. Bardzo je wzbogaca!

    OdpowiedzUsuń
  19. chciałabym odwiedzić. i mam nadzieję, że kiedyś się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Zdecydowanie się z Tobą zgadzam, że w Wiecznym Mieście idzie się zakochać, naprawdę bardzo podobała mi się Twoja relacja z trzeciego dnia Twojej podróży, moja droga :) Poza tym mam podobne odczucia do "Zakochanych w Rzymie" - o ile Allen to świetny reżyser, a Rzym - magiczne miejsce to ich połączenie w jedność niestety nie stworzyło czegoś genialnego. Co do nagabywaczy to mam wrażenie, że jest ich pełno - pamiętam jak raz, będąc na szkolnej wycieczce w Paryżu dałam się złapać w podobny sposób jak Twoja mama, cóż, teraz jestem ostrożniejsza ;)

    http://crafty-zone.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  21. Oj, robi wrażenie, robi! To musiała być niesamowita podróż ;) Sama bardzo chciałabym zobaczyć Fontannę di Trevi na żywo :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Wow, ale magiczne miejsce i jeszcze nocą to już totalnie odlot :)
    Rzym jest niesamowity!

    OdpowiedzUsuń
  23. Wreszcie dowiedziałam się, jak wygląda ten miłoszowski plac Campo di Fiori. Sam wiersz mnie nie porwał a na dodatek nie potrafiłam sobie tego wyobrazić!
    Coś mi się wydaje, że Rzym trzeba zobaczyć, bo opisy i zdjęcia tylko powoduję u mnie większy apetyt na przejście się tymi wszystkimi uliczkami... Obowiązkowo z książką z tekstami Herberta, który tak dobrze pisał o kulturze Rzymu i Grecji :D
    pozdrawiam
    ps. ruszyłam znowu z blogiem ^^

    OdpowiedzUsuń
  24. Rzym, to przepiękne i ogromnie ciekawe miasto. Posiada w sobie niezwykły klimat, który w tak niezwykły sposób uwieczniasz. Życzę Ci samych radości i pomyślności w spełnianiu swoich pasji. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak pięknie i klimatycznie to opisałaś, że poczułam się, jakbym przez chwilę była w Rzymie naprawdę:-). Umiesz pisać Dziewczyno:-). A zdjęcie są wspaniałe. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś też odwiedzę to piękne miejsce:-). "Pod słońcem Toskanii" to mój ukochany film, który oglądałam wiele, wiele razy i chyba nigdy mi się nie znudzi:-), pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  26. Piękna dziewczyna w super wiecznym mieście, fantastycznie :)
    Uszanowanko Karolciu!

    OdpowiedzUsuń
  27. Och, tak dawno byłam w Rzymie, ale patrz ac na te fotografię czuję, jakby to było wczoraj. Takie piękne miasto, tyle historii w jednym miejscu. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Niesamowite zdjęcia, musiało być fantastycznie. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane zobaczyć Rzym na żywo.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane