JOHN GREEN DO POTĘGI CZWARTEJ



Po dłuuugiej przerwie wracam z postem, którego tworzę od paru miesięcy kawałek po kawałku i w końcu udało mi się go skończyć. Dziś; John Green do potępi czwartej. Czyli recenzja wszystkich opublikowanych do tej pory książek, fenomenalnego, amerykańskiego pisarza, Johna Greena. Sławę przyniósł mu debiut w postaci Szukając Alaski, ugruntowała ją zaś pozycja, która wskoczyła na pierwsze miejsce listy bestsellerów New York Timesa, Gwiazd naszych wina. Dziś o twórcy co raz głośniej, a wszystko to za sprawą ekranizacji rozpaczliwie pięknej historii, która podbiała serca nie tylko nastolatków. A co z pozostałymi książkami Johna Greena? Którą warto przeczytać w pierwszej kolejności? Zapraszam na poczwórną recenzję niesowitych książek, którym subiektywnie przyznałam kolejne miejsca. P.S wbrew zasadom budowania napięcia zaczynamy od samego podium!  


OPIS FABUŁY: Miles vel Klucha, główny bohater i narrator powieści to typowy outsider, o osobliwej pasji jaką jest zapamiętywanie ostatnich słów sławnych osób. Chłopak prowadzi smutny, szary żywot wyrzutka społecznego, a jego głównym zajęciem jest winienie losu, za wszelkie niepowodzenia. W końcu przelewa się czara gorycz i Miles chcąc wziąć życie w swoje ręce wyjeżdża do szkoły internatem Culver Creek w poszukiwaniu Wielkiego Być Może. I jak to zwykle w książkach bywa udaje mu się je odnaleźć. Wszystko to za sprawą Chipa vel Pułkownika, współlokatora Milesa, przez którego Klucha pada ofiarą zemsty Wojowników Dnia Powszedniego, bogatych i zepsutych uczniów Culver Creek. Pułkownik planuje misje odwetową wciągając w to Milesa oraz dwójkę swoich przyjaciół; Takumiego oraz tytułową Alaskę. Fascynującą, lubiącą zabawę i skrywającą sekrety przeszłości dziewczynę, która od pierwszej chwili oczarowuje Kluchę i staje się  dla niego przepustką do Wielkiego Być Może.

MOJA OCENA: Szukając Alaski - książka, która zrodziła we mnie niesamowite emocje i sprawiła, że przez kilka dni moje myśli błądziły tylko w okół niej. Czytając staram się zachowywać pewien dystans pomiędzy fikcją literacką a normalnym życiem, ale przyznaję przy tej książce odnalezienie takiego dystansu,  graniczy z cudem. Szukając Alaski to książka idealna jeśli poszukujecie emocjonalnego kopa i bodźca do poważniejszych przemyśleń. I jedynie co mnie frapuje w tym temacie to fakt, że Szukając Alaski jest bardzo niedocenianym utworem. Wszyscy rozpływają się nad Gwiazd naszych wina, jej pięknem, poruszanymi tam tematami dotyczącymi  różnych aspektów życia i śmierci, a ja zachodzę w głowę, dlaczego akurat to ta książka ugruntowała sławę Johna Greena. W mojej opinii Szukając Alaski jest znacznie prawdziwszym utworem i porusza tematy bliższe przeciętnemu człowiekowi. Gdybym pisała o filmie mogłabym rzec, że to właśnie ona wgniotła mnie w fotel. Chylę czoło przed Johnem Greenem; niewielu potrafiłoby manewrować na tak poważnych płaszczyznach życia zachowując równowagę pomiędzy scenami humorystycznymi i tragicznymi. Dobra lekcja życia w lekkim wydaniu.

ULUBIONY CYTAT: Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.

   
OPIS FABUŁY: Quentin, dla przyjaciel Q, to główny bohater i narrator powieści. Typ grzecznego chłopca z oczywistymi marzeniami, jeszcze oczywistszymi zainteresowaniami oraz małą obsesją na punkcie Margo Roth Spigelman, sąsiadką i przyjaciółką z dzieciństwa, z którą obecnie nie ma już kontaktu. Quentinowi pozostają, więc tylko wspomnienia i wyobrażenia z czym nie do końca może się pogodzić. Wszystko to jednak ulega zmianie kiedy któregoś wieczoru Margo staje w pokoju Q i zbiera go na misję by ukarać tych złych, nagrodzić tych dobrych, a przy tym dobrze się bawić. Po tej niezapomnianej nocy Margo znika, a ponieważ nie robi tego po raz pierwszy i w świetle prawa jest osobą dorosłą nikt nie zamierza jej szukać. Niedługo później, niepocieszony Quentin odkrywa, że Margo pozostawiła dla niego dziwne, na pierwszy rzut oka nie trzymające się kupy wskazówki. Wraz z przyjaciółmi: Raderem i Benem, Q postanawia za wszelką cenę odnaleźć Margo Roth Spigelman, o której wyobrażenie tak bardzo kocha.

MOJA OCENA: To właśnie od Papierowych Miast rozpoczęłam swoją przygodę z książkami Johna Greena i jeśli ta niewątpliwa przyjemność rozpoczęcia jest jeszcze przed Wami; polecam pójście moim śladem i sięgnięcie w pierwszej kolejności po Papierowe Miasta. Dlaczego? Bo to zdecydowanie najbardziej rozrywkowa książka tego autora. Warto zakochać się w stylu pisania Johna Greena na lekkiej, niezobowiązującej lekturze. Pisząc "nieobowiązująca" i "lekka" nie mam na myśli "o niczym" czy "bezpłciowa", bo te określenia zdecydowanie nie pasują do Papierowych Miast, książki, która opowiada o wyobrażeniach jako naszym prywatnym przekleństwie. Osobiście nie spotkałam się jeszcze z utworem prozatorskim, który tak doskonale  oddawałby temat  idealizowania naszego codziennego życia. Było więc to dla mnie coś zupełnie nowego i z chęcią zatonęłam w lekturze. Lekturze, którą gorąco Wam polecam. Idealna na każdy nastrój, skłaniająca do małych przemyśleń, ale przede wszystkim napisana z humorem i zaryzykuje stwierdzenie, że akurat przy niej można odpocząć od codziennej rutyny

ULUBIONY CYTAT: Nic nigdy nie zdarza się tak jak to sobie wyobrażamy.


OPIS FABUŁY:  Hanzel Grace Lancaster, główna bohaterka, a jednocześnie narratorka powieści jest młodą dziewczyną zmagającą się z rakiem tarczycy. Hanzel pogodziła się z faktem, że w jej sprawie wyrok już zapadł, a leki oraz butla z tlenem, którą musi nosić ze sobą wszędzie, mają tylko przedłużać jej dni na Ziemi. Którejś zimy matka dziewczyny posądza ją o depresję z racji tego, że Hanzel mało je, większość czasu spędza w łóżku, ciągle czyta tę samą książkę, a ponad to w wolnym czasie rozmyśla o śmierci. Zdesperowani rodzice postanowili wysłać córkę na spotkania z grupą wsparcia gdzie Hanzel poznaje Augustusa Watersa, młodego chłopaka, który półtora roku temu zmagał się z kostniakomięsakiem w efekcie czego stracił nogę. Tych dwoje zafascynowanych sobą wzajemnie połączy jednak książka; Cios udręki i silna chęć odnalezienia odpowiedzi na nurtujące ich pytania, a zwykła znajomość szybko przerodzi się w coś więcej. 

MOJA OCENA: Wchodzę na niebezpieczny grunt. Pewnie wielu z Was zastanawia się co mnie podkusiło by zepchnąć Gwiazd naszych wina na przedostatnie miejsce. Otóż podkusił mnie brak autentyczności w tej książce. Nie powiem, płakałam zarówno podczas czytania jak i oglądania filmu. Jednak zupełnie nie wzruszyła mnie scena przemowy Hanzel. Była sztuczna. Mówcie co chcecie, ale dla mnie zabrakło w niej autentyczności, była przedumana i pozbawiona emocji. Płakałam razem z bohaterami, bo bez zbędnych słów, ich łzy miały ogromne znaczenie, wyrażały więcej. Przyznaję, że książka zmusiła mnie do refleksji i chwyciła za serce. Ale nie dała rady odebrać mowy i skupić myśli w okół siebie jak zrobiła to Szukając Alaski. Mimo wszystko gorąco Wam ją polecam. I jeszcze na sam koniec taka mała refleksji co do ludzkich zachowań w kinie. Sam John Green na początku swojej książki podkreśla, że jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka. Nie mogę, więc pojąć dlaczego co niektórzy ludzie (głównie dziewczyny w wieku nastoletnim) wpadali w tak niewyobrażalną histerię jakby ta historia dotyczyła ich samych...

ULUBIONY CYTAT: Bez smutku nie zaznalibyśmy smaku radości.


OPIS FABUŁY: Było ich dziewiętnaście i każda z nich złamała mu serce. Colin Singleton, byłe "cudowne dziecko" i niedoszły geniusz zakochuje się w dziewczynach, które łączy jedna, wspólna cecha - to samo imię. Kiedy dziewiętnasta z rzędu Katherine go porzuca, Colin wraz ze swoim jedynym przyjacielem Hassanem wyrusza w podróż by odnaleźć spokój ducha. Los jednak ma wobec niego zupełnie inne plany. Demonstruje mu to w najmniej oczekiwanym momencie stawiając na drodze Colina żywiołową i trochę zagubioną Lindsey Lee. Chłopcy niespodziewanie otrzymują pracę u matki dziewczyny, Hollis tym samym kończąc swoją podróż na Gutshot. Ale przygoda ma się dopiero zacząć...

MOJA OCENA: Pierwsza książka Johna Greena pisana z perspektywy trzecioosobowego narratora... i powiem szczerze, że nie wiem czy był to przemyślany zabieg. 19 razy Katherine to według mnie najsłabsze dzieło Greena. Gdzieś tam odnosiłam nieustanne wrażenie, że autor miał już w głowie pomysł na Papierowe miasta i gnał do końca by rozpocząć kolejną książkę według nowej idei. Oczywiście mogę się myśli. To co w 19 razy Katherine męczyło mnie najbardziej to wykresy Colina pojawiające się co kilka stron. Zważywszy na to, że książkę czytałam tuż przed końcem wakacji nie chciałam jeszcze patrzeć na jakiekolwiek matematyczne oznaki. Po piątym z rzędu wykresie, zaczęłam je zupełnie lekceważyć i przebrnęłam do połowy. Połowy, po której 19 razy Katherine zdecydowanie się rozkręca. Powiem tak, gdyby wszystkie książki były tak słabe jak ta, świat literatury byłbyw znacznie lepszej kondycji...

ULUBIONY CYTAT: Podobała mu się sama idea picia kawy – ciepłego napoju, który dodaje energii i od stuleci kojarzy się z ludźmi wyrafinowanymi intelektualistami.

To już wszystko w dzisiejszym poście. Jestem ciekawa waszych opinio o książkach Johna Greena, podzielcie się nimi w komentarzach :))


2 komentarze:

  1. Oglądałam jedynie "Gwiazd naszych wina", książki nie czytałam żadnej, ale przyznaję, że bardzo mnie kuszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, polecam, polecam! Zwłaszcza "Szukając Alaski" :))

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane



JOHN GREEN DO POTĘGI CZWARTEJ



Po dłuuugiej przerwie wracam z postem, którego tworzę od paru miesięcy kawałek po kawałku i w końcu udało mi się go skończyć. Dziś; John Green do potępi czwartej. Czyli recenzja wszystkich opublikowanych do tej pory książek, fenomenalnego, amerykańskiego pisarza, Johna Greena. Sławę przyniósł mu debiut w postaci Szukając Alaski, ugruntowała ją zaś pozycja, która wskoczyła na pierwsze miejsce listy bestsellerów New York Timesa, Gwiazd naszych wina. Dziś o twórcy co raz głośniej, a wszystko to za sprawą ekranizacji rozpaczliwie pięknej historii, która podbiała serca nie tylko nastolatków. A co z pozostałymi książkami Johna Greena? Którą warto przeczytać w pierwszej kolejności? Zapraszam na poczwórną recenzję niesowitych książek, którym subiektywnie przyznałam kolejne miejsca. P.S wbrew zasadom budowania napięcia zaczynamy od samego podium!  


OPIS FABUŁY: Miles vel Klucha, główny bohater i narrator powieści to typowy outsider, o osobliwej pasji jaką jest zapamiętywanie ostatnich słów sławnych osób. Chłopak prowadzi smutny, szary żywot wyrzutka społecznego, a jego głównym zajęciem jest winienie losu, za wszelkie niepowodzenia. W końcu przelewa się czara gorycz i Miles chcąc wziąć życie w swoje ręce wyjeżdża do szkoły internatem Culver Creek w poszukiwaniu Wielkiego Być Może. I jak to zwykle w książkach bywa udaje mu się je odnaleźć. Wszystko to za sprawą Chipa vel Pułkownika, współlokatora Milesa, przez którego Klucha pada ofiarą zemsty Wojowników Dnia Powszedniego, bogatych i zepsutych uczniów Culver Creek. Pułkownik planuje misje odwetową wciągając w to Milesa oraz dwójkę swoich przyjaciół; Takumiego oraz tytułową Alaskę. Fascynującą, lubiącą zabawę i skrywającą sekrety przeszłości dziewczynę, która od pierwszej chwili oczarowuje Kluchę i staje się  dla niego przepustką do Wielkiego Być Może.

MOJA OCENA: Szukając Alaski - książka, która zrodziła we mnie niesamowite emocje i sprawiła, że przez kilka dni moje myśli błądziły tylko w okół niej. Czytając staram się zachowywać pewien dystans pomiędzy fikcją literacką a normalnym życiem, ale przyznaję przy tej książce odnalezienie takiego dystansu,  graniczy z cudem. Szukając Alaski to książka idealna jeśli poszukujecie emocjonalnego kopa i bodźca do poważniejszych przemyśleń. I jedynie co mnie frapuje w tym temacie to fakt, że Szukając Alaski jest bardzo niedocenianym utworem. Wszyscy rozpływają się nad Gwiazd naszych wina, jej pięknem, poruszanymi tam tematami dotyczącymi  różnych aspektów życia i śmierci, a ja zachodzę w głowę, dlaczego akurat to ta książka ugruntowała sławę Johna Greena. W mojej opinii Szukając Alaski jest znacznie prawdziwszym utworem i porusza tematy bliższe przeciętnemu człowiekowi. Gdybym pisała o filmie mogłabym rzec, że to właśnie ona wgniotła mnie w fotel. Chylę czoło przed Johnem Greenem; niewielu potrafiłoby manewrować na tak poważnych płaszczyznach życia zachowując równowagę pomiędzy scenami humorystycznymi i tragicznymi. Dobra lekcja życia w lekkim wydaniu.

ULUBIONY CYTAT: Wykorzystujesz przyszłość, aby uciec od teraźniejszości.

   
OPIS FABUŁY: Quentin, dla przyjaciel Q, to główny bohater i narrator powieści. Typ grzecznego chłopca z oczywistymi marzeniami, jeszcze oczywistszymi zainteresowaniami oraz małą obsesją na punkcie Margo Roth Spigelman, sąsiadką i przyjaciółką z dzieciństwa, z którą obecnie nie ma już kontaktu. Quentinowi pozostają, więc tylko wspomnienia i wyobrażenia z czym nie do końca może się pogodzić. Wszystko to jednak ulega zmianie kiedy któregoś wieczoru Margo staje w pokoju Q i zbiera go na misję by ukarać tych złych, nagrodzić tych dobrych, a przy tym dobrze się bawić. Po tej niezapomnianej nocy Margo znika, a ponieważ nie robi tego po raz pierwszy i w świetle prawa jest osobą dorosłą nikt nie zamierza jej szukać. Niedługo później, niepocieszony Quentin odkrywa, że Margo pozostawiła dla niego dziwne, na pierwszy rzut oka nie trzymające się kupy wskazówki. Wraz z przyjaciółmi: Raderem i Benem, Q postanawia za wszelką cenę odnaleźć Margo Roth Spigelman, o której wyobrażenie tak bardzo kocha.

MOJA OCENA: To właśnie od Papierowych Miast rozpoczęłam swoją przygodę z książkami Johna Greena i jeśli ta niewątpliwa przyjemność rozpoczęcia jest jeszcze przed Wami; polecam pójście moim śladem i sięgnięcie w pierwszej kolejności po Papierowe Miasta. Dlaczego? Bo to zdecydowanie najbardziej rozrywkowa książka tego autora. Warto zakochać się w stylu pisania Johna Greena na lekkiej, niezobowiązującej lekturze. Pisząc "nieobowiązująca" i "lekka" nie mam na myśli "o niczym" czy "bezpłciowa", bo te określenia zdecydowanie nie pasują do Papierowych Miast, książki, która opowiada o wyobrażeniach jako naszym prywatnym przekleństwie. Osobiście nie spotkałam się jeszcze z utworem prozatorskim, który tak doskonale  oddawałby temat  idealizowania naszego codziennego życia. Było więc to dla mnie coś zupełnie nowego i z chęcią zatonęłam w lekturze. Lekturze, którą gorąco Wam polecam. Idealna na każdy nastrój, skłaniająca do małych przemyśleń, ale przede wszystkim napisana z humorem i zaryzykuje stwierdzenie, że akurat przy niej można odpocząć od codziennej rutyny

ULUBIONY CYTAT: Nic nigdy nie zdarza się tak jak to sobie wyobrażamy.


OPIS FABUŁY:  Hanzel Grace Lancaster, główna bohaterka, a jednocześnie narratorka powieści jest młodą dziewczyną zmagającą się z rakiem tarczycy. Hanzel pogodziła się z faktem, że w jej sprawie wyrok już zapadł, a leki oraz butla z tlenem, którą musi nosić ze sobą wszędzie, mają tylko przedłużać jej dni na Ziemi. Którejś zimy matka dziewczyny posądza ją o depresję z racji tego, że Hanzel mało je, większość czasu spędza w łóżku, ciągle czyta tę samą książkę, a ponad to w wolnym czasie rozmyśla o śmierci. Zdesperowani rodzice postanowili wysłać córkę na spotkania z grupą wsparcia gdzie Hanzel poznaje Augustusa Watersa, młodego chłopaka, który półtora roku temu zmagał się z kostniakomięsakiem w efekcie czego stracił nogę. Tych dwoje zafascynowanych sobą wzajemnie połączy jednak książka; Cios udręki i silna chęć odnalezienia odpowiedzi na nurtujące ich pytania, a zwykła znajomość szybko przerodzi się w coś więcej. 

MOJA OCENA: Wchodzę na niebezpieczny grunt. Pewnie wielu z Was zastanawia się co mnie podkusiło by zepchnąć Gwiazd naszych wina na przedostatnie miejsce. Otóż podkusił mnie brak autentyczności w tej książce. Nie powiem, płakałam zarówno podczas czytania jak i oglądania filmu. Jednak zupełnie nie wzruszyła mnie scena przemowy Hanzel. Była sztuczna. Mówcie co chcecie, ale dla mnie zabrakło w niej autentyczności, była przedumana i pozbawiona emocji. Płakałam razem z bohaterami, bo bez zbędnych słów, ich łzy miały ogromne znaczenie, wyrażały więcej. Przyznaję, że książka zmusiła mnie do refleksji i chwyciła za serce. Ale nie dała rady odebrać mowy i skupić myśli w okół siebie jak zrobiła to Szukając Alaski. Mimo wszystko gorąco Wam ją polecam. I jeszcze na sam koniec taka mała refleksji co do ludzkich zachowań w kinie. Sam John Green na początku swojej książki podkreśla, że jest to tylko i wyłącznie fikcja literacka. Nie mogę, więc pojąć dlaczego co niektórzy ludzie (głównie dziewczyny w wieku nastoletnim) wpadali w tak niewyobrażalną histerię jakby ta historia dotyczyła ich samych...

ULUBIONY CYTAT: Bez smutku nie zaznalibyśmy smaku radości.


OPIS FABUŁY: Było ich dziewiętnaście i każda z nich złamała mu serce. Colin Singleton, byłe "cudowne dziecko" i niedoszły geniusz zakochuje się w dziewczynach, które łączy jedna, wspólna cecha - to samo imię. Kiedy dziewiętnasta z rzędu Katherine go porzuca, Colin wraz ze swoim jedynym przyjacielem Hassanem wyrusza w podróż by odnaleźć spokój ducha. Los jednak ma wobec niego zupełnie inne plany. Demonstruje mu to w najmniej oczekiwanym momencie stawiając na drodze Colina żywiołową i trochę zagubioną Lindsey Lee. Chłopcy niespodziewanie otrzymują pracę u matki dziewczyny, Hollis tym samym kończąc swoją podróż na Gutshot. Ale przygoda ma się dopiero zacząć...

MOJA OCENA: Pierwsza książka Johna Greena pisana z perspektywy trzecioosobowego narratora... i powiem szczerze, że nie wiem czy był to przemyślany zabieg. 19 razy Katherine to według mnie najsłabsze dzieło Greena. Gdzieś tam odnosiłam nieustanne wrażenie, że autor miał już w głowie pomysł na Papierowe miasta i gnał do końca by rozpocząć kolejną książkę według nowej idei. Oczywiście mogę się myśli. To co w 19 razy Katherine męczyło mnie najbardziej to wykresy Colina pojawiające się co kilka stron. Zważywszy na to, że książkę czytałam tuż przed końcem wakacji nie chciałam jeszcze patrzeć na jakiekolwiek matematyczne oznaki. Po piątym z rzędu wykresie, zaczęłam je zupełnie lekceważyć i przebrnęłam do połowy. Połowy, po której 19 razy Katherine zdecydowanie się rozkręca. Powiem tak, gdyby wszystkie książki były tak słabe jak ta, świat literatury byłbyw znacznie lepszej kondycji...

ULUBIONY CYTAT: Podobała mu się sama idea picia kawy – ciepłego napoju, który dodaje energii i od stuleci kojarzy się z ludźmi wyrafinowanymi intelektualistami.

To już wszystko w dzisiejszym poście. Jestem ciekawa waszych opinio o książkach Johna Greena, podzielcie się nimi w komentarzach :))


Share This Article:

,

CONVERSATION

2 komentarze :

  1. Oglądałam jedynie "Gwiazd naszych wina", książki nie czytałam żadnej, ale przyznaję, że bardzo mnie kuszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam, polecam, polecam! Zwłaszcza "Szukając Alaski" :))

      Usuń

Drogi czytelniku,
niezmiernie mi miło, że odwiedziłeś bloga Definiuję, zapraszam Cię do komentowania, Twoja wypowiedź to istotna część tej strony, w końcu tworzymy ją razem. Śmiało dodaj coś od siebie! :)

*Spam czyli komentarze służące wyłącznie autoreklamie nie będą publikowane