DOROSNĄĆ W WIECZNYM MIEŚCIE - RZYM (part 3)
Ostatniego dnia przyszło mi już włożyć sweter jednak ubolewanie nad tym faktem nie miało najmniejszego sensu. Dwa poprzednie dni okazały się nadzwyczaj ciepłe, a i trzeci zapowiadał się całkiem słonecznie. Tym razem naszym celem było odwiedzenie wszystkich interesujących nas miejsc, których nie zdążyliśmy zobaczyć wcześniej. W szczególności zależało nam na dojściu do Piazza Navona oraz Mostu Anioła, a ja chciałam jeszcze raz spojrzeć na moją ukochaną Fontannę Di Trevi, lecz tym razem za dnia. Nasz hotel znajdujący się kilka metrów od dworca Termini był doskonałym wyborem również ze względu na lokalizację. Dojście do stacji metra zajmowało nam średnio pięć minut. Tym razem postanowiliśmy podjechać dwa przystanki i znów wychodząc z podziemi napotkaliśmy zjawiskowe Koloseum. Tu powietrze pachniało deszczem znacznie intensywniej niż w okolicach naszego hotelu. Zostawiając w tyle arenę zagłady ruszyliśmy dalej mijając Usta Prawdy, do których starym zwyczajem ustawiała się długa szybko pomykająca na przód kolejka. Naszym pierwszym celem było słynne Forum Romanum, które w zamierzchłych czasach pełniło podobne funkcje co grecka Agora. Teren zaczął obrastać w rozmaite budowle już za czasów Tarkwiniusza Pysznego. To właśnie tu stanęła Świątynia Saturna, a także Dioskurów. Forum Romanum to ogromny kompleks przypominający na pierwszy rzut oka chaotycznie rozrzucone szczątki większej konstrukcji. Należy jednak pamiętać, że owe ruiny są naszym łącznikiem z historią kolebką kultury całej ludzkości. Nic więc dziwnego, że ta część Rzymu przyciąga każdego dnia setki turystów. Wejście na Forum Formanym możliwe jest od strony Via Dei For Imperiali. Wcześniej jednak należy zakupić bilet, który upoważni również do zwiedzenia Koloseum i Palatynu. Nie orientuję się w kwestii cen gdyż my zrezygnowaliśmy z tak dokładnego zwiedzania kompleksu.
W Rzymie aż roi się od tzw. nagabywaczy usiłujących wcisnąć turystom rozmaite pamiątki. Jesteśmy już nauczeni by unikać podobnych osób aczkolwiek tym razem moja mama dała się złapać na krótki "small talk". Mężczyzna niepozornie zagaił o pogodzie, a chwile później mama została jego "friend" z dwiema figurkami na ręce. Najpierw uparcie odmawiał zwrotu mówiąc, że to darmowy upominek, a już za chwile opowiadał o swojej "big family". No i rad nie rad daliśmy mu kilka euro za owe pamiątki, a ten pożegnał nas standardowym "You are my friends" tja...
Zostawiając w tyle "maszynę do pisania" zbliżyliśmy się do słynnego placu, na którym ruchem kierują rzymscy policjanci. To właśnie tu rozpoczyna się jedna z komedii Woody'ego Allena pt Zakochani w Rzymie. Zważywszy na to, że stolicę Włoch ubóstwiam, a Allen jest bez wątpienia moim ulubionym reżyserem, nie mogę pojąć dlaczego w przypadku dwóch tak genialnych czynników całość okazała się zupełną klapą...
I tak krocząc nieśpiesznie naprzód dotarliśmy do przepięknego placu Campo di Fiori. Jego historia jak wiele miejsc w Rzymie sięga zamierzchłych czasów. Wieki temu plac stanowił miejsce mordu osób uznanych przez sąd inkwizycyjny za heretyków m.in Giordano Bruno, który poparł heliocentryczną teorię Mikołaja Kopernika. Pod koniec XIX wieku na placu stanął pomnik przedstawiający owego filozofa, który stał się patronem wolnych myślicieli. Dziś zdaje się, że plac już zapomniał o gorącu ognia i krzykach ludzi palonych na stosie. Stał się miejscem przyjaznym dla mieszkańców i turystów, stanowi wielkie targowisko otoczone małymi restauracjami i kawiarenkami. Osobiście poddałam się urokowi placu. Jego klimat nieustannie przypominał mi słynną scenę z filmu pt. Pod słońcem Toskanii kiedy Frances po raz pierwszy spotyka Karherine. Warto dodać, że Campo di Fiori został upamiętniony w jednym z wierszy Czesława Miłosza.
Zostawiając w tyle gwarne targowisko wstąpiliśmy do sklepu z pamiątkami. Choć podróżuję od dziecka nadal mam skłonności do odwiedzania sklepików z (mówiąc wprost) "badziewiem" dla tyrystów. Wybrałyśmy z mamą dwie, drobne pamiątki w postaci breloczków w kształcie vespy (tradycyjny, włoski motor). Niestety, dziś oba wyglądają jak mieszkańcy złomowiska - lakier odprysł, motorki utraciły kółeczka, a ten należący do mamy dodatkowo kierownice... Muszę przyznać, że naprawdę mi przykro bowiem breloczek przypominał o cudownym wyjeździe za każdym razem gdy sięgałam po klucze.
Znów spełnia się to, o czym pisałam przy Ołtarzu Ojczyzny. Nieopodal Piazza Navona znajduje się bowiem Panteon odwiecznie mylony z greckim Partenonem. Świątynia na wzgórzu Akropol poświęcona została wyłącznie patronce miasta Atenie, zaś rzymskie miejsce kultu oddaje cześć siedmiu mitycznym bogom. Zawsze fascynował mnie otwór w dachu Panteonu. Okazuje się, że był on symbolem wszechwidzącego oka niebios, który stanowił również miejsce wylotu dymu z paleniska zwierząt poświęconym bogom.
Zgodnie z moim pragnieniem ujrzenia Fonntanny di Trevi w dzień skierowaliśmy się w stronę zjawiskowego zabytku. Jak każdego dnia wokół zebrały się tłumy turystów głodnych zdjęć. Zapierający dech w piersiach monument, niewzruszony gwarem spokojnie sączył wodę kiedy ja usiłowałam zapamiętać ten moment w jak najdrobniejszych szczegółach.
Po obfitym obiedzie wróciliśmy na chwilę do hotelu gdzie dokończyłam pamiętnik podarowany mi przez mamę. A kiedy zapanował zmrok ruszyliśmy na ostatni spacer ulicami Rzymu. Tak dotarliśmy do Watykanu, który pod osłoną nocy sprawia jeszcze większe wrażenie niż za dnia. Potęga tego miejsca uderza z niesamowitą siłą, a uczucia towarzyszące mi w tamtej chwili są wprost nie do opisania.
Zwieńczeniem naszego wieczornego spaceru była wizyta na Moście Anioła, który wybudowany został już w II w. n.e na polecenie cesarza Hadriana. Most wiszący nad Tybrem miał łączyć ówczesne centrum miasta z mauzoleum władcy. Pierwotnie nazywany był Mostem Eliasza, tytuł uległ zmianie za sprawą papieża Grzegorza I Wielkiego. Miejsce to jest nad wyraz piękne o każdej porze dnia, w nocy zaś zasługuje na dwa określenia: zjawiskowe i majestatyczne. Jeśli, więc macie możliwość odwiedzenia Mostu Anioła po zmroku koniecznie to zróbcie.
Następnego ranka pełna żalu dotarłam na lotnisko Ciampino skąd w południe miał odlatywać samolot do Wrocławia. Było mi tak potwornie przykro, że czułam jakby pocieszał mnie nawet sam Smutek. Samolot planowo wylądował na płycie wrocławskiego lotniska.
W dzisiejszym poście to już wszystko. A korzystając z chwili chciałabym bardzo przeprosić za moją nieregularność i skromną frekwencję na blogu. Ostatnio dotyka mnie to o czym już kiedyś pisałam... Nie mogę dogonić życia, a zmęczenie potwornie daje się we znaki. Na szczęście dziś i przez kilka najbliższych dni będę miała możliwość nieco wypocząć i zebrać materiał na kolejne posty podróżnicze. Mam nadzieję, że gdy do wrócę aktualizacja z powrotem wzrośnie, a tym czasem życzę udanego długiego weekendu i do zobaczenia w kolejną środę.
Piękne zdjęcia i świetny tekst. Uwielbiam Twój styl pisania! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie :)
UsuńDzięki Tobie naprawdę przez chwilę miałam wrażenie, że tam jestem. Wspaniałe zdjęcie. Niezwykle oddają te piękne miejsca, zabytki.
OdpowiedzUsuńW każdym mieście jest wiele takich nagabywaczy na pamiątki, jak byłam we Wiedniu to także takowych spotkałam nieraz.
Urodzinowa niespodzianka przeurocza :) Taki Instax to moje marzenie :)
Ostatnio też mam problemy, że życie pędzi w szalonym tempie, a ja się nie mogę ogarnąć z niczym.
Pozdrawiam :)
Dziękuję, bardzo mnie to cieszy :) Tak, to prawda w Wiedniu rôwnież nie brakuje nagabywaczy, z resztą w Berlinie było podobnie.Taki urok dużych miast, choć nawet w maleńkiej Bolsenie można było spotkać podobne osoby, więc może nie ma na to żadnej reguły...
UsuńPrawdaż, prawdaż. ;) Cieszę się, że wspomniałaś o wierszu Miłosza, bo jest on nadal niesamowicie aktualny. Nawet dziś, spacerując po Campo di Fiori, można odnieść dokładnie takie samo wrażenie, o którym mówi poeta. Ba, można nawet przegapić pomnik Giordano Bruno stojący pośrodku placu zasłanego straganami wszelkiej maści. :O
OdpowiedzUsuńZdecydownie, ja właśnie przegapiłam owy pomnik i dopiero oglądając zdjęcia zauważyłam iż faktycznie tam stoi ;)
UsuńRzym wygląda magicznie, dlatego chciałabym go kiedyś zobaczyć. Zdjęcia są piękne! Muszę przyznać, że wszystkie zabytki mają coś w sobie. Poza tym dobrze jest wiedzieć coś o miejscach, które się widzi, więc fajne, że opisałaś poszczególne miejsca. Ja również lubię sklepy z badziewiem. Co z tego, że rzadko kiedy coś tam kupuję, ale i tak lubię do nich wchodzić.
OdpowiedzUsuńOch ja również niewiele kupuję w sklepach z pamiątkami, ale zaglądanie do tak owych to moja mała przejmność ;)
UsuńDziękuję bardzo, cieszę się, że relacja przypadła Ci do gustu :)
Uraczyłam się tymi zdjęciami, a kafejki i sklepiki zachęcały do wejścia.Nie dziwi mnie, że nie chciało Ci się wracać. Kuzynka miała świetny pomysł, może wyczuła, ze trudno będzie powrócić do szarej codzienności i wymyśliła niespodziankę pocieszajkę...
OdpowiedzUsuńUdanego długiego weekendu:-)
Dziękuję bardzo :)
UsuńNiespodzianka była moim światełkiem w tunelu, a kilka tygodni później przyjaciółka również urządziała tak mój pokój. Z tym, że zaczaiła się jeszcze pod szafą, a ja o mało nie dostałam zawału :D Właśnie w takich chwilach uświadamiam sobie jak ważnym czynnikiem naszego życia są tak wspaniali ludzie :))
Och!!! Droga Karolino, podczas pierwszej wizyty, zakochałam się w Rzymie. Hmm, i ta namiętna miłość trwa już któryś rok. Jak sama przekonałaś się to miasto przyciąga niczym magnes, a nierzadko i uzależnia. Wszak to Caput Mundi (Stolica Świata),Wieczne Miasto, miasto, do którego prowadzą wszystkie drogi. Nigdy dogłębnie nie poznam Rzymu. Z resztą, czy to takie ważne? Mnie wystarczy jeden, dwa dni aby poczuć jego atmosferę. I już jestem szczęśliwa. Sami Włosi mówią: Roma, non basta une vita - na zobaczenie całego miasta nie starczy życia. A co do jedzenia? Roma to raj dla smakoszy. Myślę, że każdy z nas odwiedzając to miasto ulega włoskiej namiętności do jedzenia.
OdpowiedzUsuń"Nie mogę dogonić życia" - ta dziwna choroba XXI wieku Ciebie również dopadła? Sądziłam, że to tylko moja przypadłość.
Życzę Ci miłego, pełnego atrakcji długiego weekendu:)
Och to prawda Rzym jest cudem samym w sobie, w zobaczenie miasta w całości zdaje się być zadaniem ponad ludzkie możliwości :))
UsuńNiestety, mnie również dopadła, a z kim nie rozmawiam mówi dokładnie to samo. Dokąd ten świat zmierza, skoro ludzie nie potrafią nadążyć za własnym życiem?
Rzym to przepiękne miasto..marzę o tym, by móc je kiedyś zwiedzić :-)
OdpowiedzUsuńOwszem, Rzym robi niesamowite wrażenie... Wręcz mogę powiedzieć, że bardzo zazdroszczę Ci takiej cudownej wycieczki i nie dziwię się, że nie chciałaś opuszczać takiego miejsca! Zdjęcia są cudowne i podoba mi się, że aż tyle ich tu dodałaś!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę sukcesów i zapraszam do siebie, jednocześnie zachęcając do obserwacji!
Aguuuszka-klik!☼
Dziękuję bardzo :)
UsuńNa bloga na pewno zajrzę ;)
Oj tak, Rzym robi wrażenie. Nie byłam tam jeszcze, ale ..... myślę, że ten wyjazd po prostu jest jeszcze przede mną. Z ogromną przyjemnością przeczytałam Twoją kolejną rzymską relację. Bardzo lubię Twój styl pisania, do tego świetne zdjęcia - więc miałam taką przyjemną podróżniczą ucztę do porannej kawy :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam ;)
Cała przyjemność po mojej stronie, dziękuję za tyle ciepłych słów :))
UsuńAch, Rzym ma swój urok :) Super relacja!
OdpowiedzUsuńRzym robi ogromne wrażenie i ten post po raz 3 utwierdza mnie w przekonaniu, że koniecznie muszę tam kiedyś zajrzeć! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie jak wygląda to wyjątkowe miasto.
OdpowiedzUsuńSłonecznego weekendu.
PS Jeśli trafi Ci się wolna chwila to zapraszam na mojego drugiego bloga poświęconego poszukiwaniu odpowiedzi.
Zdjęcia cudne,a relacja też bardzo ciekawa:) I nie tłumacz się z nieregularnych postów na blogu, bo blogowanie to nie schemat, ale rytm , który powinien współgrać z naszym życiem, a nie przeszkadzać.Ja o wiele bardziej lubię blogi mniej przewidywalne, a zaglądanie, czy już jest następny post, też ma swój urok:)A na Twoje wpisy zawsze czekam, bo wiem, że będzie ciekawie. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie, miło mi to czytać :))
UsuńPowtórzę to jeszcze raz... mamusiu jak ja Ci zazdroszczę tej wycieczki! To musiało być coś niesamowitego :) przeżyć swoje osiemnastek urodziny w Rzymie, Wiecznym Mieście :) tak ładnie i zgrabnie opisujesz każdy szczegół iż czuję się jakbym to ja tam była :)
OdpowiedzUsuńOch w takim razie bardzo się cieszę :))
UsuńKocham to miasto!
OdpowiedzUsuńRzym robi wrażenie bez dwóch zdań.:) Podobnie zdjęcia robione nocą , jak i te z samolotu. Szkoda tylko, że to koniec 'wycieczki".
OdpowiedzUsuńAleż Ci zazdroszczę! Sama mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości odwiedzę te wszystkie miejsca ;)
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia świetnie oddają klimat Rzymu :) Co prawda jeszcze mnie tam nogi nie poniosły, ale po zamieszczonych zdjęciach już widzę, że chciałabym się tam znaleźć ♥ Od bardzo dawna nigdzie nie wyjeżdżałam i zupełnie zapomniałam jak to jest być turystą, ale na szczęście lato już nas goni ;) Życzę więcej tak świetnych podróży i jeszcze więcej klimatycznych zdjęć!
OdpowiedzUsuńCzytałam wszystkie trzy artykuły i bardzo ładnie piszesz o tym mieście. Po tym widzę, że podróże bardzo dobrze na Ciebie wpływają i rzeczywiście poszerzają horyzonty. Myślę, że podróżowanie pozwala nam spojrzeć na świat z innej perspektywy i na swoje życie. Bardzo je wzbogaca!
OdpowiedzUsuńchciałabym odwiedzić. i mam nadzieję, że kiedyś się uda :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie się z Tobą zgadzam, że w Wiecznym Mieście idzie się zakochać, naprawdę bardzo podobała mi się Twoja relacja z trzeciego dnia Twojej podróży, moja droga :) Poza tym mam podobne odczucia do "Zakochanych w Rzymie" - o ile Allen to świetny reżyser, a Rzym - magiczne miejsce to ich połączenie w jedność niestety nie stworzyło czegoś genialnego. Co do nagabywaczy to mam wrażenie, że jest ich pełno - pamiętam jak raz, będąc na szkolnej wycieczce w Paryżu dałam się złapać w podobny sposób jak Twoja mama, cóż, teraz jestem ostrożniejsza ;)
OdpowiedzUsuńhttp://crafty-zone.blogspot.com/
Oj, robi wrażenie, robi! To musiała być niesamowita podróż ;) Sama bardzo chciałabym zobaczyć Fontannę di Trevi na żywo :)
OdpowiedzUsuńWow, ale magiczne miejsce i jeszcze nocą to już totalnie odlot :)
OdpowiedzUsuńRzym jest niesamowity!
Wreszcie dowiedziałam się, jak wygląda ten miłoszowski plac Campo di Fiori. Sam wiersz mnie nie porwał a na dodatek nie potrafiłam sobie tego wyobrazić!
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że Rzym trzeba zobaczyć, bo opisy i zdjęcia tylko powoduję u mnie większy apetyt na przejście się tymi wszystkimi uliczkami... Obowiązkowo z książką z tekstami Herberta, który tak dobrze pisał o kulturze Rzymu i Grecji :D
pozdrawiam
ps. ruszyłam znowu z blogiem ^^
Rzym, to przepiękne i ogromnie ciekawe miasto. Posiada w sobie niezwykły klimat, który w tak niezwykły sposób uwieczniasz. Życzę Ci samych radości i pomyślności w spełnianiu swoich pasji. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńTak pięknie i klimatycznie to opisałaś, że poczułam się, jakbym przez chwilę była w Rzymie naprawdę:-). Umiesz pisać Dziewczyno:-). A zdjęcie są wspaniałe. Pozostaje mi mieć nadzieję, że kiedyś też odwiedzę to piękne miejsce:-). "Pod słońcem Toskanii" to mój ukochany film, który oglądałam wiele, wiele razy i chyba nigdy mi się nie znudzi:-), pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękna dziewczyna w super wiecznym mieście, fantastycznie :)
OdpowiedzUsuńUszanowanko Karolciu!
Och, tak dawno byłam w Rzymie, ale patrz ac na te fotografię czuję, jakby to było wczoraj. Takie piękne miasto, tyle historii w jednym miejscu. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite zdjęcia, musiało być fantastycznie. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi dane zobaczyć Rzym na żywo.
OdpowiedzUsuń