Uwielbiam francuskie kino, prawie tak bardzo jak czekoladę. A trzeba Wam wiedzieć, że do czekolady mam ogromną słabość. Francuskie filmy wyróżniają się na tle innych produkcji niesowitym klimatem i nietuzinkowym spojrzeniem na życie (tu patrz Amelia). Rzadko kiedy przechodzą bez echa i zwykle przez dłuższy czas absorbują moje myśli. Czasem są do tego stopnia inwazyjne, że zaczynam przekopywać Internet w celu dowiedzenia się czegoś więcej na ich temat. Podobnie było z
La guerre est déclarée, filmem, na który wpadłam zupełnym przypadkiem. A kiedy dowiedziałam się, że to historia zainspirowana przez samo życie poczułam się wręcz w obowiązku by Wam o nim opowiedzieć.
La guerre est déclarée to tragiczna historia Romeo i Julii (bo właśnie tak nazywają się główni bohaterowie), których miłość została wystawiona na ciężką próbę. Młodzi pełni życia zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia, biorą ślub, a w ich życiu szybko pojawia się dziecko. Osiemnaście miesięcy później cudowną sielankę przerywa wiadomość o guzie mózgu chłopca. Mały Adam trafia na długie miesiące do szpitala, a związek jego rodziców staje pod znakiem zapytania.
Paradoks tej historii polega na tym, że można nazwać ją tragiczną, ale nie wstrząsającą. Film bowiem wcale nie jest dokumentem rozprawiającym o chorobie chłopca. To niesamowita opowieść o relacji młodych ludzi, których związek zostaje wystawiony na prawdziwą próbę. Obserwujemy na ekranie ich wspólne wzloty i upadki, rozpacz którą topią we łzach, alkoholu, dużej ilości papierosów, ale także śmiechu. Zadziwiające jest to jak bardzo są silni. W pewnym momencie tracą dom i zostają zmuszeni zamieszkać w szpitalnym hotelu gdzie każdego dnia obserwują śmierć, a mimo to jest w nich tak wiele woli walki. Uderzyło mnie jedno ze zdań wypowiedzianych przez Julię, brzmiące mniej więcej tak: "Od dziś bierzemy każdy dzień takim jaki jest". Człowiek na co dzień zadręcza się drobnostkami, a kobieta, której życie dziecka zostało zawieszone w próżni pragnie cieszyć się z każdej dobrej wiadomości. Przez cały film widać jak bardzo ich szuka, jak pragnie twardo stąpać po ziemi. To imponujące. Pomyślałam, że powinna być wzorem do naśladowania. Wiadomo jednak, że film filmem, a życie życiem. Trudno oczekiwać siły od ludzki, którym nagle wali się świat. I wtedy natrafiłam na zadziwiającą informację; otóż odtwórcy głównych ról są jednocześnie scenarzystami filmu, do zrobienia którego inspiracją była ich własna historia - choroba syna.
Valérie Donzelli i Jeremie Elkaim stworzyli film o obecnym już w filmografii temacie aczkolwiek pokazali go zupełnie z innej strony. W trakcie czytania Oskara i Pani Róży niesamowicie przygnębiała mnie postawa rodziców chłopca, a smutek zwarty w książce był przytłaczający. Postawa jaką pokazują główni bohaterowie La guerre est déclarée sprawiła, że film choć tragiczny pozostawił w człowieku poczucie nadziei i wiary.
Nie zrażajcie się przygnębiającą tematyką filmu. Rezygnacja z niego jest równa pozbawieniu się obejrzenia przepiękne, poruszającej historii pełnej nadziei, nominowanej w 2012 roku do nagrody Oscara.
P.S Zdjęcie, które widzicie na początku posta nie pochodzi z filmu, jest ono mojego autorstwa. Ze względu na to, że bardzo szanuję cudze prawa autorskie, posługuję się własnym zapleczem fotograficznym :)
kocham takie filmy, kocham to kiedy nie potrafię zmrużyć oka, bo jakaś historia nie pozwala mi spać, kocham myśleć, co by było gdyby.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tego posta, na pewno zobaczę film :)
DOKŁADNIE! W końcu ktoś rozumie moją obsesję :D
UsuńPrawde powiedziawszy nie interesowal sie nigdy francuskimi filmami i moze bardzo wiele stracilam... Dziekuje za polecenie tego, bo moze wlasnie od niego zaczne swoja przygode. Wydaje sie byc bardzo ciekawy :))
OdpowiedzUsuńFilm bardzo polecam, a jeśli masz ochotę na francuski klasyk to odsyłam jeszcze do "Amelii" :))
Usuńrewelacyjny post;)
OdpowiedzUsuńhttp://kataszyyna.blogspot.com/
Widzę, ze obie jesteśmy fankami czekolady !
OdpowiedzUsuńTak samo lubię tego typu filmy :)
Pozdrawiam
No ba! A kto nie jest? :D
UsuńJa francuskie firmy zaczęłam oglądać kilka lat temu i powiem Ci, że mnie wciągnęły. Zawsze polskie kino i amerykańskie, ale trzeba się otworzyć ! :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie, trzeba wyjść po za schemat :))
UsuńHehe, thanks :D
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ludzie mogą znaleźć w sobie tyle siły żeby się od razu nie załamać.
OdpowiedzUsuńJest to bardzo imponujące, że ją w sobie znajdują
UsuńŚwietny post :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :))
Usuńfrancuskie kino jest świetne, to fakt.
OdpowiedzUsuńInne niż wszystkie :)
UsuńWitaj jeszcze raz. Na swoim blogu rozpoczelam serie blogow, ktore polecam i przychodze z pytaniem, czy nie mialabys nic przeciwko jezeli znalazlabys sie w takiej grupie? Byloby to pare slow o Tobie, co mysle, dlaczego polecam i moze jakies zdjecie, lub kawalek Twojego tekstu, oczywiscie z podpisem, ze sa one Twoje :)
OdpowiedzUsuńJasne, będzie mi bardzo miło :))
UsuńKarolina
Aj, w poprzednim komentarzu miala "byc seria postow o blogach" :D taki malutki blad :D
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie!
OdpowiedzUsuńWróciłam do blogowania, więc zapraszam do siebie! :) Miło będzie, gdy skomentujesz lub zaobserwujesz, jeśli Ci się spodoba. :)
alexandrak-blog.blogspot.com
Cieszę się :)
Usuń