DOM BABCI
Tegoroczne święta minęły mi pod znakiem francuskiego kina, pralinek, muzyki Damiena Rice'a i sporej ilości refleksji z serii "mam za dużo czasu na myślenie". Niedzielnym, wielkanocnym śniadaniem jak każdego roku delektowałam się w domu mojej babci (i dziadka rzecz jasna też). Dom zmienił się od czasu kiedy byłam dzieckiem, a i ja nie stoję w miejscu. Jednak za każdym razem kiedy tu przyjeżdżam czuję ten sam niesamowity klimat z przed lat... błogą sielankę dzieciństwa; czasu kiedy jedynym problemem były spekulacje spod znaku "Ile lalek zmieści się do tego wózka?".
Wracamy do pokoju pełnego ludzi. Skupiam wzrok na szerokim parapecie, kiedyś mogłam na nim siadać i z powadzeniem godzinami gapić się na ulicę, która była taka inspirująca Teraz siedzę na kanapie, ale nie tej z gryzącą białą narzutą, na której uwielbiałam spać. Dużo rzeczy się tu zmieniło. Zegarek też jakoś inaczej odmierza czas. A ja stoję w środku tego wszystkiego, patrzę na obraz, który jest tu od laty i czuję smutek, że nie fascynuje mnie jak kiedyś co dzieje się w tym odległym domu, w którym mój wujek - autor obrazu, zapalił światło. Dom babci, na zawsze pozostanie miejscem iście magicznym, ale dla czasów dzieciństwa jest już tylko symbolem. Symbolem okresu bez wszelkich trosk. Dziś stanęłam sobie u progu dorosłości ze świadomością, że lada chwila trzeba go przekroczyć i ruszyć gdzieś dalej zostawiając za sobą całą masę symboli. Jak na razie dochodzę jednak do wniosku, że ten wpis to chyba znak, że za dużo było francuskiej melancholii, czekolady i Damiena w te święta.
W mieszkaniu mojej babci też wisiał taki zegar ciekawie, czy wszystkie takie mają :)
OdpowiedzUsuńHeheh niewykluczone ;)
UsuńŚwietny wpis !
OdpowiedzUsuń(uwielbiałam siedzieć na parapecie...teraz nawet nie miałabym kiedy)
Pozdrawiam
Dziękuję bardzo:))
UsuńDokładnie teraz nawet nie ma kiedy posiedzieć na tym parapecie...
genialnie to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia co do mojej babi, a właściwie jej domu. Tyle, że u niej to nie zupa pomidorowa lecz owocowa, a hejnał mariacki zastepuje "jeden z dziesięciu" ;)
pozdrawiam
Dziękuję bardzo ;))
UsuńHej moja babcia też miała taki zegar, cerate na stole i jabłka na grzejniku... :-)
OdpowiedzUsuńCerata na stole też kiedyś była o ile się nie mylę, ale jabłek na grzjenimu nie pamiętam akurat ;))
UsuńJabłka dawały specyficzny aromat pomieszczeniu :) tęsknię
Usuń