Walentynki. Przyznaję, że to bardzo przebiegłe święto, bo choć nie czekam na nie z utęsknieniem skreślając kolejne dni tygodnia to jednak cieszę się jak dziecko gdy na ekranie mojego telefonu pojawia się data 14 lutego. Lubię klimat Walentynek, lubię duże lizaki w kształcie serca (choć ich smak pozostawia wiele do życzenia), lubię tandetne ozdoby związane ze świętem zakochanych, lubię szkolną pocztę walentynkową, ale przede wszystkim lubię wielkie premiery kinowe, które niesie ze sobą data 14 lutego. Jak się domyślam dziś i przez kolejne tygodnie trzy czwarte ludzkości będzie mocno zaabsorbowana jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku 2015 - 50 twarzy Greya. Ale przecież nie na jednym filmie Walentynki się kończą...
Zanim przejdę do sedna tego postu muszę zaznaczyć, że nie jestem fanką typowych komedii romantycznych. Co rozumiem przez sformułowanie "typowa komedia romantyczna"? To film dzielący się na cztery główne etapy: a) dwoje ludzi wpada na siebie dziwnym zbiegiem okoliczności i zaczyna tworzyć związek b) ich cudowną sielankę przerywa jakieś mniej lub bardziej znaczące "bam", które doprowadza do rozstania c) kolejny, dziwny zbieg okoliczności sprawia, że jedna ze stron odkrywa, że nie może żyć bez drugiej d) zwykle w ostatniej chwili kiedy już każdy widz porzucił nadzieję, bohaterowie odnajdują się i zostają ze sobą na zawsze... a przynajmniej do końca zdjęć filmowych.
Przyznaję jednak, że od czasu do czasu mam ochotę na taki klasyczny banał i jeśli ostatnia scena rozegra się na lotnisku zapewne skwituję ją ambitnym "oooo". Walentynki to dobry czas na tego typu filmy, ale mimo wszystko ja pozostanę wierna swojemu specyficznemu gustowi i przedstawię Wam listę tytułów niekoniecznie romantycznych historii. Bo jak mówił jeden z tematów rozprawek jakie pisałam jeszcze w gimnazjum "Miłość niejedno ma imię". No, ale do rzeczy... w końcu!
Ona, reż. Spike Jonze
OPIS FABUŁY: Theodore Twombly to główny bohater filmu. Poznajemy go jako stojącego u progu rozwodu i wycofanego z życia towarzyskiego pisarza, który pewnego dnia zawiera znajomość z systemem operacyjnym. Samantha ma głos kobiety, myśli, mówi, czuje i cierpi, bo nie ma pojęcia kim jest. Pomiędzy tym dwojgiem tworzy się dziwna więź będąca substytutem miłości. Ale jak długo może przetrwać związek z kimś kto nie istnieje naprawdę?
MOJA OPINIA: Film miał swoją premierę w zeszłe Walentynki. Pamiętam, bo z niecierpliwością odliczyłam kolejne dni, a piątkowy wieczór spędziłam w kinie. I bam! Wyszłam z sali z szeroko otwartymi oczami nie mogąc wykrztusić z siebie słowa... Oszalałam na punkcie tego filmu. Oszalałam bo jest tak strasznie głęboki, że jakby chcieć dokopać się dna to nie wykluczone, że dotknęłoby się ziemskiej powłoki. Moi znajomi mają na to inne określenie: przedumany i przegadany. Ale jaki może być futurystyczny melodramat? Pełen akcji, pościgów, niespodziewanych zwrotów? Nie. Futurystyczny melodramat po prostu jest i wypowiada myśli każdego człowieka pogrążonego w melancholii. Ale któż z nas nie miewa bezsennych nocy pełnych gorzkich rozważań? Dla wszystkich amatorskich pseudo-filozofów (takich jak ja) film będzie prawdziwym bam! Warto...
Dodatkowo wspomnę, że rola Scarlett Johanson jest naprawdę powalająca. Tak wykreować postać tylko i wyłącznie za pomocą głosu? Naprawdę chylę czoło.
Vicky Cristina Barcelona, reż. Woody Allen
OPIS FABUŁY: Przyszła panna młoda, Vicky spędza wakacje wraz ze swoją przyjaciółką Cristiną w słonecznej Barcelonie. Początkowo spokojny urlop przeradza się w dynamiczną i fascynującą przygodę kiedy na drodze przyjaciółek staje Juan Antonio, artysta który omal nie zginął z rąk ekscentrycznej żony, Marii Eleny. Kiedy cała czwórka ulega panującemu napięciu wdając się w niebezpieczny romans zaczyna się prawdziwa gra emocji.
MOJA OPINIA: Filmy Allena trzeba lubić, trzeba czuć ich klimat; w innym przypadku to stracone dwie godziny. Ale nawet wierny fan nie wie czego się spodziewać. Pamiętam to wielkie rozczarowanie po obejrzeniu Zakochanych w Rzymie. Mimo wszystko lubię tę niepewność przed włączeniem kolejnego filmu Allena, to czekanie na perełkę jak; Scoop – Gorący temat, który uwielbiam za humor, O północy w Paryżu, za to, że obraca się wokół sztuki i Vicky Cristina Barcelona za "to coś", którego nie potrafię zdefiniować. Sam klimat filmu jest ujmujący, komentarze narratora, muzyka, w której czuć Katalonię. Cała prawda o Vicky Cristina Barcelona kryje się w jednym zdaniu, wypowiedzianym przez Stephena Schaefera:
"Najseksowniejszy "strzał" w filmografii Woody’ego Allena!"
Zacznijmy od nowa, reż. John Carney
OPIS FABUŁY: Jedna, mała knajpka, dwójka desperatów i Nowy Jork. Gertta, młoda, utalentowana piosenkarka, która przyjechała do miasta żółtych taksówek wraz z robiącym karierę muzyczną narzeczonym, porzucona szuka schronienia u przyjaciela, który zabiera ją do knajpki gdzie sam grywa. Dan, zagubiony rozwodnik, który spadł ze szczytu na samo dno, a na domiar złego właśnie stracił pracę w wytwórni muzycznej, zagląda do pierwszego lepszego baru by utopić smutki w alkoholu. Kiedy piosenkarka i producent muzyczny wpadają na siebie w kryzysowym czasie... z tego musi powstać płyta.
MOJA OPINIA: Nigdy nie lubiłam musicali i nawet jako dziecko nie trawiłam słynnego High School Musical. Pamiętam jak
koleżanki katowały moje biedne uszy piosenkami z tego filmu na każdej
przerwie. O zgrozo! Od tej pory mam awersję do wszelkich tego typu
produkcji. Ale co innego film z dodatkową dawką naprawdę fajnej muzyki. Zacznijmy od nowa to
jedna z tych "zwyczajnych" komedii, którą mogłabym oglądać ciągle i
ciągle. Genialna rola Keiry Knightley i świetne stylizacje przygotowane
dla jej bohaterki, przyjemna strona popu a'la soundtrack z życia
zwykłego człowieka, cudowny Nowy Jork latem i zakończenie, które zdołało
mnie zaskoczyć. Wszystko jak najbardziej na plus, w rytmie filmowego Coming up roses.
Diabeł ubiera się u Prady, reż. David Frankel (na podstawie książki Lauren Weisberger)
OPIS FABUŁY: Andrea, dla przyjaciół Andy to młoda, ambitna dziennikarka, która nie zawraca sobie głowy czymś tak błahym jak moda. Do czasu aż trafia do redakcji światowej sławy magazynu Runaway, którego naczelną jest kobieta z piekła rodem, Mirandy Priestley. Początkowa Andy marzy wyłącznie o przetrwaniu ... ale moda i kariera uzależniają. A ta miłość może mieć wysoką cenę.
MOJA OPINIA: Film, na który przeważnie zawsze mam ochotę i jeśli ktoś chce zatrzymać mnie w jakimś miejscu na dłużej wystarczy, że włączy Diabeł ubiera się u Prady. W pewnym momencie byłam na tyle zakręcona na jego punkcie, że rzucałam cytatami na okrągło. Film "po mojemu"; moda, ciuchy, nowoczesna redakcja i trochę miłości - przepis na komedię idealną, na lepsze i gorsze dni. Jeśli choć trochę lubicie modę to zapewne "lektura" obowiązkowa.
Listy do Julii, reż. Gary Winick
OPIS FABUŁY: Sophie, młoda dziennikarka i jej narzeczony Victor spędzają podróż PRZEDślubną w Weronie. Dziewczyna lekceważona przez zapracowanego chłopaka dołącza do stowarzyszenia sekretarek Julii, które odpowiadają na listy miłosne pozostawione w murach domu nieszczęśliwej kochanki. Pewnego dnia Sophie odnajduje smutny list napisany w 1957 roku i postanawia na niego odpisać. Kilka dni później w Weronie pojawia się autorka korespondencji pragnąca odnaleźć ukochanego. Uroczej staruszce pomaga jej dorosły wnuk Charlie sceptycznie nastawiony do całej sprawy, którego drogi szybko splotą się z drogami Sophie.
MOJA OPINIA: Czym byłaby walentynkowa lista filmów bez klasycznej komedii romantycznej? Ta, którą proponuje ma jednak w sobie coś, co nie czyni jej banalną. Może to za sprawą pięknej Werony, może ze względu na powiew Szekspira, a może po porostu tylko ja mam do niej słabość? Mimo wszystko polecam przetestować samemu i wyrobić sobie własne zdanie na jej temat. Na trochę bardziej ckliwy wieczór będzie na pewno strzałem w dziesiątkę.
Uff dobrnęliśmy do końca! Mam nadzieję, że któryś z filmów przypadnie Wam do gustu. Z resztą pewnie większość z nich znacie... podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach :))
Świetne zdjęcia !
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy blog, podoba mi się :)
Pozdrawiam
Dzięki i w takim razie zapraszam do czytania ;))
UsuńJa osobiście nie przepadam za Walentynkami, właśnie od tych wszystkich misiów, leżaków i serduszek dostaje zwrotów głowy ale jednak lubie banalne filmy o miłości gdzie wszystko jest takie piękne, nawet jeśli nie realne:)
OdpowiedzUsuńPolecam również The Notebook i Crazy, Stupid Love:)
http://bymadameem.blogspot.com/?m=0
O "The Notebook" dużo słyszałam, ale jeszcze nie miałam okazji obejrzeć, jakoś "Jesienna miłość" mnie zniechęciła do książek Sparksa i ich ekranizacji ;) Lubię pozytywne zakończenia ;)
UsuńBardzo lubię Vicky Cristina Barcelona nie za fabułę, ale za klimat jaki ma ten film :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
UsuńFabuła w sama w sobie jest po porostu okej, to klimat czyni ten film wyjątkowym :))
Chyba jestem prawdziwym odmieńcem, bo w Walentynki oglądałam "Snajpera" :D
OdpowiedzUsuńGrunt to znaleźć coś co się lubi... a okazja nie jest ważna ;))
UsuńUwielbiam Vicky Christina Barcelona za Scarlett i za nietuzinkowość ( a Allena ogólnie). Her było bardzo ujmujące. Do tej listy dodałabym Lost In Translation Coppoli. Coppola i Spike Jonze byli kiedyś małżeństwem i wiele ludzi porównuje te ich dwa filmy po premierze Her (bardzo podobny klimat).
OdpowiedzUsuńOoo to jak tylko znajdę chwilę do zabieram się za Lost In Translation ;))
UsuńDzięki! :))
uwielbiam diabel ubiera sie u prady.
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie na www.lap-stajla.blogspot.com, u mnie nowy post o koszulkach,
"Ona" to jeden z moich ulubionych filmów. Więcej - plakat kinowy mam w antyramie w pokoju. Mam to szczęście, że mój pokój jest spory, na ścianach spokojnie mieszczą się trzy różne plakaty.
OdpowiedzUsuń